wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 15 października 2011Kategoria >100km, Góral, Wypad
Harpagan 42

Na starcie popełniamy debiutancki błąd - za późno wstaliśmy, nie kalkulując do potrzebnego czasu odbioru i przygotowania sprzętu (m.in. przyczepienie numerów startowych, mapnika) - i w efekcie wszystko robimy na urwanie głowy. Nad mapą wiele nie myślałem - szybko ruszam na trasę kierując się na migające przede mną światełka. Z jednym małym błędem dość sprawnie docieram na punkt 19 przy obelisku, tutaj dołączam się do grupy Dareckiego, pod jego "nadzorem" sprawnie kierujemy się w stronę punktu numer 8. Tutaj już widać wyraźnie jak fatalnie jeździ się dziś w terenie - w skrócie błoto rozdaje karty, jest wszędzie i bardzo utrudnia jazdę. Do punktu 8 trzeba było sporo zjechać w dół, następnie z powrotem to podjechać do szosy. Przy kolejnym punkcie 15 - trochę pobłądziliśmy, tracąc w sumie ze dwa km, ale czasowo nie wyszło to źle. Na punkt 16 do Kadyn jedziemy częściowo terenem przez pola, omijamy w ten sposób większy podjazd przed Kadynami, ale czasowo chyba na tym przegraliśmy. Na samą wieżę nad Kadynami trzeba wprowadzać rowery uważając na mokrych drewnianych schodach. Stąd jadę kawałek sam, przed Świętym Kamieniem dogania mnie grupka Dareckiego, na czym dobrze wyszedłem, bo by dobrze na punkt trafić trzeba było po prostu znać te rejony, w bok odchodziło tyle ścieżek, że mapa była bezużyteczna.

Z 20 ewakuuję się kiepsko oznaczonym czerwonym szlakiem, początkowo po lesie, później przez nasiąknięte pola, na asfalt wjeżdżając kawałek przed Fromborkiem. Tutaj kupuję colę w sklepie (sprzedawczyni skwaszoną miną milcząco oceniła mój już nieźle usmarowany strój) i jadę czerwonym szlakiem na punkt 10. Tutaj także sporo błota, a punkt również niełatwy, trzeba było się ładować przez pole zagrodzone drutem pod napięciem ;). Stąd szybki powrót do asfaltu - i dłuższy wypoczynek od terenu na odcinku do Braniewa i dalej na Szyleny, przy skrzyżowaniu na ekspresówkę dochodzi mnie znowu ekipa Dareckiego, która jechała za mną spory kawałek w zasięgu wzroku. Razem zaliczamy dość łatwą 11. Na asfalcie do Płoskini wyprzedza nas trójka mocnych zawodników, udało mi się do nich podczepić, wspólnie zaliczamy 6; stąd asfaltem w stronę 14. Dalej do Sopotów poszło elegancko, tutaj się rozdzielamy, ja z bardzo mocnym Mariuszem Kozłowskim jedziemy czerwonym szlakiem, pozostałe dwie osoby (zapomniałem już nicków na bikestats) jadą asfaltem. Oszukaliśmy się na tym, bo szlak był ciężki, dużo dziur, sporo błota, trzeba było kawałek pchać rowery i ładować się na przełaj przez pole. Ale prawdziwa tragedia zaczyna się dopiero na terenowym dojeździe do punktu 9. Od miejscowości Stygajny droga to prostu jedno wielkie pole błota. O ile na wcześniejszych terenowych i błotnistych odcinkach wyraźnie zyskiwałem w stosunku do innych na swoich pancernych oponach (Nobby Nic 2,25) - to tutaj mnie załatwiły na amen. Błoto było tak potężne, że nie tylko nie dawało się jechać - ale nawet pchać roweru, bo tylne koło w ogóle się nie obracało. A ja ze względu na to, że miałem maksymalne opony pasujące do mojej ramy - miałem bardzo mały prześwit, do tego ciężko klockowane opony zgarniały tego błota więcej od innych, a na domiar złego doszedł zawias, gdzie zbiera się dużo więcej błota niż na hardtail'ach. Wściekłem się tutaj mocno, zastanawiając się - po co mi to wszytko było? W końcu postanowiłem się wycofać i wrócić asfaltem do Elbląga, nie zdobywając punktu. Ale i ten odwrót był niesłychanie trudny, robiło się dosłownie po parę kroków i kijem oraz rękoma trzeba było odklejać zwały błota z roweru. W końcu z ogromną ulgą docieram pod Stygajny, gdzie daje się już jako tako jechać, chociaż już do samego końca trasy wiozłem na rowerze dobre 2-3kg błota.

Po krótkim odpoczynku i posiłku wraca motywacja i postanawiam jeszcze trochę powalczyć o punkty, kierując się na punkt 13. Ten zaliczamy we dwójkę z kolegą (znowu nie pamiętam numeru) z którym na najbliższym odcinku ładnych parę razy się mijaliśmy, jadąc sporo wspólnie. Z 13 jest długi odcinek asfaltu przez Młynary (i spory podjazd w stronę Majewa), koło punktu 17 mijani rowerzyści krzyczą by kierować się śladami. Dzięki temu było rzeczywiście dość łatwo trafić, ale dojazd na punkt był trudny, spora górka i masa błota, końcówkę trzeba było podprowadzać. Stąd już pozostał tylko dojazd na metę, czasu było wystarczająco, więc się specjalnie nie spieszyłem, zyskałem jeszcze jadąc przez Zajączkowo, zamiast Majewo. Pozostało jedynie zaliczyć krótką górkę przed Milejewem, stąd już 200m w dół do samego Elbląga jechało się elegancko, na metę docieram bez napinki z 15min rezerwy.

Ostatecznie zająłem w Harpaganie 26 miejsce co jak na debiut uważam za wynik całkiem przyzwoity. Mogło być lepiej, bo pod względem kondycyjnym jechało mi się dobrze, ale na wyniku zaważył przede wszystkim ten cholerny punkt numer 9, jak przeanalizowałem wyniki - między zaliczeniem punktu 14 a 13 minęły aż 3h! Ale podobnie jak ja na tym punkcie poległo wielu zawodników, z tymi najmocniejszymi włącznie, był to punkt za jedynie 3 punkty wagowe, a trzeba było na niego stracić tyle czasu, że nie zostało go już na bardziej "tłuste" punkty, pierwsza trójka w klasyfikacji - właśnie ów punkt sobie darowała. A Harpagana wygrał zasłużenie Darecki - duże brawa za świetne zdolności nawigacyjne (z których także skorzystałem) i mądrą na panujące warunki taktykę, polegającą na odpuszczeniu najdalszych punktów. Myślę za to, że wygrałem zdecydowanie w konkurencji na najbardziej ubłoconego zawodnika i najbardziej ubłocony rower. Na spodniach miałem skorupę błota niemal do pasa, kurtka również mocno usmarowana, a o rowerze po punkcie numer 9 to już nawet szkoda gadać, nie ma to jak jazda z oponami 2,25 po głębokim błocie i bez błotników ;)). Ale jako ciekawostkę warto podać, że mimo niemal 200km w tych fatalnych warunkach byłem jednym z nielicznych zawodników z suchymi stopami, moje doświadczenie turystyczne w tym wymiarze zaprocentowało.



Co do spojrzenia ogólnego na całą imprezę - mam mieszane uczucia, z pewnością na tej ocenie mocno ważą fatalne warunki w jakich przyszło nam jechać, jak opowiadali ludzie startujący tutaj wielokrotnie - od lat nie było tak trudno. Przez pół trasy zastanawiałem się po co się w ogóle w to władowałem, dopiero na mecie przyszła refleksja, że aż tak źle nie było ;)). Niewątpliwie bardzo wiele zależy tutaj od szczęścia, czy uda się załapać do mocnej grupki z osobą dobrze znającą teren imprezy (miejscowi mają niewątpliwie duże fory). Ja uczciwie przyznaję, że sporo na tym zyskałem, gdybym musiał nawigować tylko samodzielnie - byłoby znacznie gorzej. Ale to już taka specyfika tej imprezy - jazda drużynowa i pomoc innych zawodników na trasie jest jak najbardziej dopuszczalna. Bo właśnie IMO na osobistej znajomości terenu, przebiegu szlaków i bocznych dróg zyskuje się najwięcej, nie na umiejętności posługiwania się mapami. Bo te są marnej jakości, zupełnie niewystarczające do tak precyzyjnej nawigacji, za wielu dróg i ścieżek na nich brakuje. Trochę to taka sztuka dla sztuki - nawigowanie za pomocą kiepściutkich i niedokładnych map, ale w końcu to przecież impreza na orientację i to ją odróżnia od zwykłych zawodów rowerowych; tu nie liczą się tylko mocne płuca, ale i głowy trzeba dużo używać, procentuje także doświadczenie w tego typu imprezach. Choć niewątpliwie dużo bardziej wymierne byłyby wyniki takiej imprezy, gdzie każdy musiałby nawigować samodzielnie.

Wielkim plusem tych zawodów jest możliwość spotkania całej masy rowerowych zapaleńców, czy wręcz fanatyków, niewątpliwie impreza ma swój niepowtarzalny klimat, te kilkaset osób rozłożonych na sali gimnastycznej w bazie zawodów robi wrażenie. Spotkałem m.in. Mareckiego, Roberta Turystę, nicki jeszcze paru osób z bikestats niestety wypadły mi z pamięci. Bardzo miłe było, że ze względu na charakterystyczne wąsy i jazdę w kolarskiej czapce, nie kasku - sporo osób mnie rozpoznawało i pozdrawiało na trasie; stąd również pozdrawiam wszystkich mijanych uczestników tej imprezy!

Po ukończeniu wyścigu kwestią kluczową było umycie rowerów i siebie, wybraliśmy się z Marcinem do myjni ręcznej, gdzie karczery poradziły sobie z tą kupą błota, którą przywiozłem sobie z całej trasy. Po wręczeniu nagród zwycięzcom Harpagana i losowaniu nagród wybraliśmy się jeszcze na obiad z dziewczynami, Marcinem, oraz Mareckim i Robertem.

Mój aparat fotograficzny w tych trudnych warunkach tak szwankował, że zdjęcia wyszły zupełnie do niczego, wrzucam tylko kilka błotnych obrazków ;))

A tutaj zdjęcia Cimana, które wypadły sporo lepiej


Zaliczone gminy - 8 (TOLKMICKO, FROMBORK, Braniewo - wieś, BRANIEWO - miasto powiatowe, Płoskinia, Wilczęta, MŁYNARY, Milejewo)
Dane wycieczki: DST: 195.90 km AVS: 19.59 km/h ALT: 1690 m MAX: 52.80 km/h Temp:8.0 'C

Komentarze
Dzięki za miłe słowa. A co do suchych stóp - to dobrze sprawdziły się ochraniacze Gore-Bike; kosztują ponad 200zł ale są jednak lepsze od zwykłych. Oczywiście i trochę szczęścia trzeba mieć, bo jak się wdepnie w głębszą kałużę - to żadne ochraniacze nie pomogą; Ciman, który jechał w tym samym modelu z tego co pamiętam stopy porządnie przemoczył. Ja miałem grube opony, więc przez większość kałuż byłem się w stanie przebić
wilk
- 10:05 środa, 19 października 2011 | linkuj
Gratuluję wyniku, Panie Debiutancie ;)
Swoją drogą Twój opis masakry jaką przeżyliście paradoksalnie zachęcił mnie do zmobilizowania się i wreszcie wzięcia udziału H-43. Oby tylko coś nie wypadło. Będę tylko musiał dobrze przemyśleć kwestię opon... ;)
aard
- 18:24 wtorek, 18 października 2011 | linkuj
Gdy rozmawialiśmy w kolejce do myjki, sprawiałeś wrażenie niezbyt zadowolonego z udziału w tej imprezie. Myślałem, że ma to przełożenie na słaby wynik (nie było Cię jeszcze wtedy na tablicy z rezultatami). A tu proszę - bardzo udany debiut :)
Gratulacje!
(Ja też się przyłączam do pytania o sposób na suche stopy.)
Turysta
- 09:39 wtorek, 18 października 2011 | linkuj
Gratuluję udanego debiutu. Chciałem dodać, że obstawialiśmy z Chrisem czy będziesz wracał rowerem do wawy ;)
Możesz zdradzić swój przepis na suche stopy w takich warunkach? Ja swoje mimo ochraniaczy szybko przemoczyłem i cierpiałem przez większość zawodów.
theli
- 22:47 poniedziałek, 17 października 2011 | linkuj
Wskoczyłeś przede mnie jakoś tak cichaczem :) (chyba późno oddałeś kartę), a przez pewien czas byłem 26.
Gratuluje wyniku.
Myślałem że my jechaliśmy w błocie ale to Wasze bije chyba wszystko!

PS. Też Cię po wąsach poznaliśmy, ale my dzicy nieczęsto zagadujemy ;)
chrisEM
- 21:44 poniedziałek, 17 października 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl