Kampinoski Max
Wraz z Marcinem postanowiliśmy spróbować swoich sił z dwoma najdłuższymi i najciekawszymi szlakami Puszczy Kampinoskiej jednego dnia. Spotykamy się rano przed Dziekanowem, zimno (niecałe 10'C) ale pogoda i tak lepsza niż w prognozach. Na pierwszy ogień idzie zielony Południowy Szlak Leśny. Do Roztoki docieramy bardzo sprawnie (zaliczając po drodze błota koło Zaborowa Leśnego), w rejonie Górek, gdy mijamy Sosnę Powstańców zaczyna padać, chwilami lało całkiem mocno. Ale na szczęście za długo to nie potrwało, za Granicą się już uspokoiło. Tutaj jedziemy chyba najładniejszym odcinkiem szlaku - sporo singielków, bardzo przyjemne górki z Górą koło Św. Teresy na czele; do tego las krótko po deszczu ze słońcem prześwitującym zza liści prezentuje się uroczo.
Niestety przyjemna jazda kończy się za Izabelinem Leśnym. Szlak prowadzi przez Olszowieckie Błoto, mimo zmiany jego przebiegu parę lat temu dalej jest nieprzejezdny, trzeba forsować rozległe bagna. Szybko przemoczyliśmy buty i dalej było nam już wszystko jedno. Przez podmokły teren trzeba było się ładować ponad 2km, dalej jest już dobra droga do Żelazowej Woli. Stąd asfaltem przemieszczamy się do Brochowa, gdzie zaczyna się czerwony Główny Szlak Puszczański. Robimy tu większy postój - i ruszamy.
Niestety pierwsze, jeszcze nie-kampinoskie kilometry szlaku są zupełnie do niczego, w skrócie przebijanie się przez zaorane pola i gęste zagajniki leśne, trafiło się także krótkie bagno, w którym znowu zamoczyliśmy buty. Jazda zaczyna się dopiero przed Tułowicami, stąd szlak jest już w całości przejezdna. Pierwszy odcinek aż do Górek raczej łatwy i płaski; za to między Górkami i Roztoką zaczynają się Karpaty, dalej jest masyw Długiej Góry, tutaj trzeba już wylać sporo potu. W Roztoce meldujemy się krótko przed zmrokiem, odpoczywamy tu dłużej, Marcin je obiad. Ostatnie 20km jedziemy już po ciemku, mimo z konieczności wolniejszej jazdy, miało to swój niekłamany urok, szczególnie ostre zjazdy po dziurach i korzeniach podnosiły poziom adrenaliny, w pewnym momencie minęło nas nawet jakieś duże zwierzę kopytne (najprawdopodobniej łoś). Lampki (Sigma Pava) sprawowały się bez zarzutu, pozwalały na sprawną jazdę w zupełnych ciemnościach, a dzięki GPS-owi unikaliśmy problemów nawigacyjnych, w razie złego skrętu błyskawicznie orientowaliśmy się że źle jedziemy. Pod koniec zrobiło się już zimno (6'C), więc przemoczone stopy dawały się we znaki, doszło też zmęczenie bardzo wymagającą trasą (ponad 100km w terenie). Ale dało to też sporo satysfakcji i dużo pozytywnych wrażeń, Kampinos to zdecydowanie najciekawszy podwarszawski rejon na terenowe trasy rowerowe.
Fotki z wycieczki
Zdjęcia Marcina - bo mój aparat nie wymiata ;)
Komentarze
Wraz z Marcinem postanowiliśmy spróbować swoich sił z dwoma najdłuższymi i najciekawszymi szlakami Puszczy Kampinoskiej jednego dnia. Spotykamy się rano przed Dziekanowem, zimno (niecałe 10'C) ale pogoda i tak lepsza niż w prognozach. Na pierwszy ogień idzie zielony Południowy Szlak Leśny. Do Roztoki docieramy bardzo sprawnie (zaliczając po drodze błota koło Zaborowa Leśnego), w rejonie Górek, gdy mijamy Sosnę Powstańców zaczyna padać, chwilami lało całkiem mocno. Ale na szczęście za długo to nie potrwało, za Granicą się już uspokoiło. Tutaj jedziemy chyba najładniejszym odcinkiem szlaku - sporo singielków, bardzo przyjemne górki z Górą koło Św. Teresy na czele; do tego las krótko po deszczu ze słońcem prześwitującym zza liści prezentuje się uroczo.
Niestety przyjemna jazda kończy się za Izabelinem Leśnym. Szlak prowadzi przez Olszowieckie Błoto, mimo zmiany jego przebiegu parę lat temu dalej jest nieprzejezdny, trzeba forsować rozległe bagna. Szybko przemoczyliśmy buty i dalej było nam już wszystko jedno. Przez podmokły teren trzeba było się ładować ponad 2km, dalej jest już dobra droga do Żelazowej Woli. Stąd asfaltem przemieszczamy się do Brochowa, gdzie zaczyna się czerwony Główny Szlak Puszczański. Robimy tu większy postój - i ruszamy.
Niestety pierwsze, jeszcze nie-kampinoskie kilometry szlaku są zupełnie do niczego, w skrócie przebijanie się przez zaorane pola i gęste zagajniki leśne, trafiło się także krótkie bagno, w którym znowu zamoczyliśmy buty. Jazda zaczyna się dopiero przed Tułowicami, stąd szlak jest już w całości przejezdna. Pierwszy odcinek aż do Górek raczej łatwy i płaski; za to między Górkami i Roztoką zaczynają się Karpaty, dalej jest masyw Długiej Góry, tutaj trzeba już wylać sporo potu. W Roztoce meldujemy się krótko przed zmrokiem, odpoczywamy tu dłużej, Marcin je obiad. Ostatnie 20km jedziemy już po ciemku, mimo z konieczności wolniejszej jazdy, miało to swój niekłamany urok, szczególnie ostre zjazdy po dziurach i korzeniach podnosiły poziom adrenaliny, w pewnym momencie minęło nas nawet jakieś duże zwierzę kopytne (najprawdopodobniej łoś). Lampki (Sigma Pava) sprawowały się bez zarzutu, pozwalały na sprawną jazdę w zupełnych ciemnościach, a dzięki GPS-owi unikaliśmy problemów nawigacyjnych, w razie złego skrętu błyskawicznie orientowaliśmy się że źle jedziemy. Pod koniec zrobiło się już zimno (6'C), więc przemoczone stopy dawały się we znaki, doszło też zmęczenie bardzo wymagającą trasą (ponad 100km w terenie). Ale dało to też sporo satysfakcji i dużo pozytywnych wrażeń, Kampinos to zdecydowanie najciekawszy podwarszawski rejon na terenowe trasy rowerowe.
Fotki z wycieczki
Zdjęcia Marcina - bo mój aparat nie wymiata ;)
Dane wycieczki:
DST: 184.70 km AVS: 17.70 km/h
ALT: 560 m MAX: 47.00 km/h
Temp:9.0 'C
Komentarze
Świni swobodnie chodzącej po polu to jeszcze nie widziałem :-)).
MARECKY - 20:45 wtorek, 11 października 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!