wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczka

Dystans całkowity:99951.42 km (w terenie 504.00 km; 0.50%)
Czas w ruchu:3942:26
Średnia prędkość:25.35 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:410323 m
Suma kalorii:82914 kcal
Liczba aktywności:873
Średnio na aktywność:114.49 km i 4h 30m
Więcej statystyk
Sobota, 30 grudnia 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Walka ze sprzętem na Jurze

Podczas wielu naszych jesienno-zimowych wypadów ultra sprzęt sprawował się perfekcyjnie. Ale żeby była równowaga w przyrodzie za za dużo szczęścia trzeba kiedyś zapłacić cenę i na tym wypadzie los się na nas odegrał ;)). Na ostatni weekend w roku postanowiliśmy ruszyć na Jurę. Pociągi w tym terminie były bardzo obłożone, więc do Opola jedziemy składem, który nie oferuje przewozu rowerów, ale dla chcącego nic trudnego, rowery miały nawet miejsca siedzące ;).



Na dworcu w Opolu bierzemy się za wymianę klocków hamulcowych w rowerze Marty, zajechanych po mokrych 500km do Wilna. Niestety polegliśmy na tej operacji, bo tłoczków nijak się nie dało cofnąć, a w hamulcach szosowych jest mniej miejsca niż w MTB i by założyć nowe klocki tłoki trzeba cofnąć do zera. Ponad godzina roboty na marne, rozciąłem sobie rękę, a jeszcze na sam koniec dworcowy gołąb obsrał nam nowe klocki :P

Nie było rady, Marta musiała jechać jedynie z tylnym hamulcem, który też już powoli dogorywał. Na pierwszy ogień idzie Gogolin i Góra Świętej Anny, tutaj pech dopada mnie - gdzieś na bruku na szczycie czuję, że opona mi mięknie, więc trzeba było zmienić dętkę, a za ciepło to nie było, Marta czekając aż zrobię kapcia nieźle zmarzła. Świt za to mamy elegancki, zobaczyć słońce w grudniu to nie lada wyczyn ;)


Przed Zawierciem zaczynają się pierwsze jurajskie hopeczki, w samym mieście byliśmy w dwóch sklepach rowerowych by zreperować ten przedni hamulec, niestety sobota, dzień przed sylwestrem to i w Warszawie większość sklepów rowerowych jest zamknięta, nie inaczej było w Zawierciu.



Postanawiamy, więc zmienić trasę i zrezygnować z Ojcowa, bo jazda głębiej w Jurę była za ryzykowna, bo i w tylnym hamulcu Marty klocki już ledwo żyły. Mieliśmy zaproszenie do Marka Dembowskiego w Ogrodzieńcu, więc z chęcią skorzystaliśmy - wielkie dzięki dla Marka i rodziny za spotkanie i ugoszczenie nas, niestety zapomniałem zrobić wspólnego zdjęcia.


Z Ogrodzieńca bierzemy więc kurs na Warszawę, czekało nas jeszcze ze 40km solidnych jurajskich hopek, dopiero za Lelowem się wypłaściło. Zmierzch łapie nas za Włoszczową, ale nocka świetna do jazdy - sucha i księżycowa.


I gdy już myśleliśmy, że bez problemu dojedziemy do Warszawy - na 50km przed Grójcem w rowerze Marty pojawia się głośny chrobot. Po obejrzeniu sprzętu okazuje się, że padło łożysko w bębenku i kaseta ma luz na dobry centymetr. Na rowerze póki co dało się jeszcze jechać, ale Marta nie mogła puszczać korby, bo wtedy natychmiast bębenek głośno wył; nawet na zjazdach trzeba było dokręcać. Tego typu jazda jest bardzo niekomfortowa, dlatego Marta w Grójcu zjechała do domu, nie było sensu ryzykować, bo bębenek mógł paść na amen w każdej chwili, a jazda po aglomeracji warszawskiej, gdzie trzeba co chwilę ruszać i hamować byłaby bardzo niekomfortowa.

Z takimi awariami zrobić ponad 400km w grudniu to już kawał wyczynu, to wymaga nie lada psychy, by nie wsiąść w pociąg. Rower Marty, która przejechała w tym roku ponad 40tys km nie ma lekkiego życia :))
Krótki filmik z IG Marty
Zdjęcia z trasy

Dane wycieczki: DST: 428.90 km AVS: 26.07 km/h ALT: 2576 m MAX: 56.20 km/h Temp:4.0 'C
Sobota, 11 listopada 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Po rogale świętomarcińskie, do pierdla i pod pomnik
...czyli Marta i jej ekipa Nieśmiertelnych znowu w akcji ;))

Listopad za pasem, ale to nie powód by odpuszczać jeżdżenie tras ultra. Cel na 11.XI sam się narzucał, w dzień Świętego Marcina warto się wybrać do Poznania na słynne rogale świętomarcińskie. Na dzisiejszą trasę do Marty i Rafała dołącza do nas też Michał, w pociągu do Poznania nasza ekipa oczywiście pełna życia i wigoru:


W Poznaniu robimy rundkę po centrum, które niestety od dawien dawna jest zeszpecone niekończącym się remontem, który jest jedną wielką kompromitacją tego miasta. Kiedyś Wielkopolska słynęła z doskonałego zarządzania, a teraz to skrajnie nieudolne władze Poznania stają się przedmiotem memów


Jeszcze trochę i poznaniacy dojdą do poziomu PKP i legendarnego remontu linii do Zakopanego, który trwa już 10 lat ;). Ale celem naszej wizyty w Poznaniu nie były zabytki, a słynne rogale świętomarcińskie, bo 11.XI to nie tylko Święto Niepodległości, ale również dzień Świętego Marcina, można powiedzieć nieoficjalnego patrona Poznania. Kupujemy oryginały, potwierdzone certyfikatem, smakowały wybornie!


Wyjazd z Poznania nieciekawy, dopiero jakieś 30km za miastem robi się przyjemnie, wychodzi słońce, a temperatura z poziomu 2-3 stopni skacze do całkiem przyjemnych 7-8'C. Kolejny punkt naszego "programu" to Wronki, słynące w całej Polsce oczywiście ze swojego więzienia, które trzeba to przyznać swoimi rozmiarami robi wrażenie, a na murze tego przybytku rozbawia nas taki oto plakat:


Za Wronkami najfajniejszy odcinek dzisiejszej trasy - wjeżdżamy w lasy Puszczy Noteckiej, następnie zwiedzamy urokliwe Drezdenko, a na wyjeździe z tego miasta wjeżdżamy na przyjemną ścieżkę rowerową


Kawałek za Drezdenkiem łapie nas zmierzch, do Świebodzina dojeżdżamy już nocą (po drodze odcinek lubuskich górek). Po postoju w Macu jedziemy pod słynną statuę Chrystusa Króla Wszechświata, trzeba przyznać, że ten rozmach i gigantomania robi wrażenie. Warto tu dodać, że Chrystus ze Świebodzina nie jest synem cieśli, tylko synem kolarza. Bo jednym z głównych inicjatorów budowy tego pomnika był Wacław Żurakowski, kilkukrotny finisher BBT, a następnie współorganizator tego wyścigu, który w Świebodzinie przez wiele lat był radnym oraz przewodniczącym rady miejskiej.


Ze Świebodzina zaczynamy długi, nocny odwrót do Wrześni. Pomagał nam wiatr w plecy, a temperatura trzymała sensowne 4'C, więc jechało się całkiem dobrze, choć oczywiście długie listopadowe noce potrafią dać w kość; to nie to samo co jazda w czerwcu. Kawałek przed Wrześnią podnosi nam ciśnienie stado saren, które wtargnęło na drogę wypłoszone jadącym obok pociągiem, ledwie się udało wyhamować. Niemniej z tych ostatnio pokonywanych tras ta była dla mnie najłatwiejsza, dobra pogoda i bardzo płaska trasa zrobiły swoje. 
Zdjęcia z trasy
Krótki filmik na IG Marty

Dane wycieczki: DST: 427.40 km AVS: 28.46 km/h ALT: 1395 m MAX: 46.50 km/h Temp:5.0 'C
Sobota, 4 listopada 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Pada deszczyk, pada równo - raz spadnie na kwiatek, raz spadnie na g...
Kolejny weekend, więc pora na kolejną traskę ultra. Sponsorem dzisiejszego odcinka był przemiły deszczyk, który uraczył nas towarzystwem przez 150km przy 5 stopniach. Serdeczne podziękowania, bo w dobrej pogodzie to my przecież nie jeździmy ;))


Ruszamy z Warszawy o północy, drogi mokre, ale z góry na razie nic kapie, zaczyna dopiero za Nasielskiem, w Ciechanowie robimy postój na Orlenie. Gdy ruszamy zostaje już tylko godzina do świtu, ale bardzo marny był to świt, bo lać zaczęło już solidnie i trzymało aż do Iławy. Większość ludzi szukałoby w takiej sytuacji odpoczynku w cieple, ale Marta wręcz przeciwnie - całe 130km do Iławy cisnęła na raz, nie chcąc słyszeć o pośrednich postojach; właśnie tak mocna głowa i odporność na złe warunki jest kluczowa na wyścigach ultra, bo tam to pogoda często rozdaje karty.


W Iławie robimy dłuższy popas w Macu i gdy ruszamy wreszcie robi się fajna pogoda - deszcz już nie pada, temperatura nieco skoczyła do góry, a momentami nawet przebłyskuje słońce. Droga do Suszu widokowa, powoli zmieniają się nam krajobrazy, bo wjeżdżamy na Powiśle. Główny punkt programu dzisiejszej trasy to Malbork i wspaniały zamek krzyżacki, który swoim ogromem nawet i w dzisiejszych czasach robi wielkie wrażenie, więc można jedynie się domyślać jak wielkie wrażenie wywierał w średniowieczu.


Kawałek za Malborkiem łapie nas zmierzch, listopadowy dzień to ciemności już o 16, więc trzeba się zacząć przyzwyczajać do zimowej długości dnia, bo do marca to lepiej nie będzie ;). Dojazd na Westerplatte to przejazd przez mocno zindustrializowane dzielnice Gdańska - mija się wielką rafinerię oraz jeszcze większy port z bardzo rozbudowaną infrastrukturą. Taki industrial za dnia wygląda z reguły fatalnie, natomiast nocą nabiera nowego życia, podświetlona rafineria prezentowała się niemal jak jakiś zaawansowany statek kosmiczny ;))


Westerplatte jak zawsze robi spore wrażenie, to miejsce ma swoją magię i choć dojazd na półwysep jest upierdliwy to moim zdaniem zdecydowanie warto.


Na koniec trasy robimy tradycyjną rundkę po gdańskiej starówce, okazało się też, że wreszcie ukończono remont zabytkowego dworca PKP, który teraz prezentuje się wspaniale, to bez wątpienia jeden z najładniejszych dworców w Polsce.
Zdjęcia z wyjazdu
Krótki filmik z IG Marty
Dane wycieczki: DST: 379.80 km AVS: 26.75 km/h ALT: 1586 m MAX: 53.10 km/h Temp:7.0 'C
Sobota, 28 października 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, >500km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Zimna Litwa
Ostatni weekend października to jedyny okres, gdy można pojeździć 25h na dobę - więc nie mogliśmy tej szansy zmarnować :)). A że przechodzimy na czas zimowy to jak mawiał klasyk z Misia "jak jest zima to musi być zimno" - ruszamy razem z Martą i Rafałem w najzimniejszy rejon w sensowym zasięgu, czyli na Litwę. Startujemy o 11 z Działdowa, od razu widać, że ciepło to dzisiaj nie będzie, są ledwie 3-4 stopnie. Oglądamy zamek krzyżacki w Nidzicy, następnie kierujemy się na Biskupiec, trasa prowadzi głównie lasami, więc można podziwiać piękne barwy jesieni.


Do Biskupca na Orlen docieramy już przemarznięci, więc wszyscy przebieramy się tu w grubsze ciuchy. Sanktuarium maryjne w Świętej Lipce oglądamy jeszcze za światła dziennego, do Kętrzyna i pobliskiego Wilczego Szańca docieramy już nocą.

Odcinek do Gołdapi mija całkiem sprawnie, tutaj robimy długi, ponad godzinny popas na wygodnym "kanapowym" Orlenie, stacje 24h znacznie podnoszą komfort zimowej jazdy. Za Gołdapią zaczyna się długi odcinek całkowitej "ciemnej dupy" - na 100km do Kalwarii na Litwie nie było żadnego oświetlenia w mijanych miasteczkach, a minęło nas na tym kawałku może z 5 samochodów. Na odcinku do Wiżajn wyremontowano drogę i odcinków z gorszym asfaltem zostało już bardzo niewiele. Udało nam się też zobaczyć Trójstyk granic Polski, Rosji i Litwy, spotkaliśmy tutaj co prawda patrol Straży Granicznej (a dochodziła północ) - ale nie robili żadnych problemów z podjechaniem kawałka pod sam słupek rozdzielający trzy granice. Okazało się, że słupek jako obiekt o szczególnie strategicznym znaczeniu jest szczelnie ogrodzony drutem kolczastym, czysto pokazowa komedia, bo skuteczność takiego rozwiązania w zatrzymywaniu imigrantów jest żadna, tym bardziej, że na długiej granicy z Rosją jest wiele dogodniejszych miejsc do przekroczenia granicy. 


Kawałek dalej wjeżdżamy na Litwę, wychodzi księżyc i chwilami widoki są magiczne.


Ale zejście chmur z nieba oznaczało spadek temperatury, lekki mróz trzymał od Gołdapi, teraz spada tak na poziom -3'C, więc odliczamy już kilometry do stacji w Łoździejach, bo nocne 130km na mrozie to już daje zdrowo w kość. W Łoździejach na szczęście trafiamy na stację Circle K na dużym wypasie, gdzie można się wygodnie zregenerować, Marcie udało się nawet trochę pospać, my z Rafałem niestety nie posiedliśmy magicznej sztuki zasypiania w każdej pozycji w dowolnym miejscu ;))


Krótki kawałek za Łoździejami zaczyna świtać i jest bardzo zimno, aż do Druskiennik trzyma mróz na poziomie -3-4'C, ale widoki o świcie rekompensują to w całości.


Trochę przerobiliśmy pierwotną trasę do Druskiennik licząc, że oszczędzimy ok. 20km (nie przeliczając tego dokładnie), ale skrót okazał się sporo krótszy i już musieliśmy zacząć mocno pilnować czasu, by wyrobić się na pociąg w Augustowie; dlatego Druskienniki oglądamy tylko bardzo pobieżnie z rowerowego siodełka. Za Wiejsiejami zaczął się odcinek szutrowy z których słynie Litwa - i to jeden z najładniejszych jakie miałem okazję jechać; malownicze pagóreczki, pola, łąki i lasy w jesiennych barwach.


Do tego o tej porze roku szutry są twardo ubite, więc nawet na szosówkach nie są jakimś wielkim problemem, także jazda tego odcinka zajęła nam mniej czasu niż się obawialiśmy i mogliśmy jeszcze się zatrzymać w Gibach w lokalnym sklepiku, gdzie mieli bardzo smaczne drożdżówki; a na pociąg w Augustowie dotarliśmy z bezpiecznym półgodzinnym zapasem. 

Trasa wymagająca, 500km pod koniec października to oznacza 14h nocy, do tego wypadło nam ok. 200km na mrozie, ani razu nie było cieplej niż 5'C. Ale frajdy taka jazda w dobrze zgranym rowerowo teamie daje masę, a jazda w trudniejszych warunkach pogodowych później mocno procentuje na wyścigach, bo pogoda na ultra to bardzo często jest kluczowy czynnik. 
Zdjęcia z wyjazdu
Krótki filmik z IG Marty

Dane wycieczki: DST: 501.20 km AVS: 26.50 km/h ALT: 3259 m MAX: 61.30 km/h Temp:1.0 'C
Sobota, 21 października 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Przez Pogórza na Podhale

Na początku tygodnia prognozy pogody na weekend były fatalne, ze śniegiem włącznie; na szczęście im bliżej weekendu tym to lepiej zaczynało wyglądać. Jedno było widać wyraźnie - warto było pojechać na południe, bo tam w sobotę miało być pod 20 stopni, w niedzielę z kolei się to miało wszystko zepsuć. Ruszamy więc piątek i zaraz po pracy jedziemy pociągiem do Skarżyska. Tam witają nas mokre drogi i mnóstwo wilgoci w powietrzu. I to się utrzymuje przez dłuższy odcinek, tak mniej więcej do Buska-Zdroju, gdzie odpoczywamy na Orlenie po licznych świętokrzyskich hopkach. Gdy zbliżamy się do Wisły jest już sucho, a temperatura w środku nocy osiąga aż 18 stopni, a mamy 21 października!

(fot.em.gieer)

Odcinek do Tarnowa to jazda pod wiatr, odwiedzamy malowane chaty w Zalipiu i stadion w Niecieczy. Świtać zaczyna nam za Ryglicami, gdy wjeżdżamy w pierwsze ścianki Pogórza Ciężkowickiego. Trochę brakuje nam słońca - ale góry to jednak góry i tu widoki zawsze są, szczególnie jesienią, gdy drzewa przybierają czerwono-złociste barwy




Z Ciężkowic kierujemy się na Pogórze Rożnowskie, jak to na pogórzach - ostrych ścianek nie brakuje, praktycznie każdy podjazd zawiera sekcje +10%, a są i takie co dochodzą do 15%. Marta choć jedzie na "mazowieckiej" kasecie i najlżejsze przełożenie jakim dysponuje to 36-30 - wciąga wszystko w korbach, udowadniając, że to najważniejsze przełożenie to trzeba mieć w nodze :)). Po widokowym przejeździe nad Jeziorem Rożnowskim wjeżdżamy na Velo Dunajec, którym pokonujemy dłuższy odcinek, aż do Ochotnicy. Szlak bardzo porządnie wykonany i wygodny do jazdy, a przede wszystkim pozwala całkowicie ominąć aglomerację Nowego Sącza, do tego widokowo wypada sporo lepiej niż alternatywne dla szlaku szosy:


Pogoda fenomenalna, koniec października, a w górach można jechać na krótki rękaw. Gdy rozpoczynamy długi podjazd na Knurowską wychodzi słońce i robi się bajkowo, mamy swoją Golden Hour. Widoki w rejonie przełęczy, a następnie ze zjazdu na Tatry powodują, że zmęczenia ponad 300km górskiej trasy w ogóle się nie czuje; po to właśnie warto jeździć ultra! 




Z Nowego Targu zastanawialiśmy czy nie skrócić nieco trasy do Krakowa, bo już trochę na styk się z powrotnym pociągiem robiło; ale że wymagałoby to jazdy jedną z najbardziej hardkorowych na rower dróg w Polsce, czyli zakopianką - zostajemy przy dłuższym wariancie, dobrze przeze mnie sprawdzonym podczas powrotów z Głodówki. Marta na tym kawałku nieźle mnie przeczołgała cisnąc na podjazdach po 350W, z taką nogą to rzeczywiście do niczego górskie kasety nie są jej potrzebne ;)). Ale dzięki temu do Krakowa docieramy na luzie, z godzinnym zapasem, więc był jeszcze czas na obiad w Macu. Samo miasto w sobotni wieczór potężnie zatłoczone, jadąc na dworzec chwilami musieliśmy się przebijać przez korki.

Sumarycznie trasa bardzo udana, góry to są góry i widokowo zawsze przebijają nizinne krajobrazy, a przy takiej pogodzie jak trafiliśmy na Knurowskiej - to jazda robi się bajkowa!

Zdjęcia
Krótki filmik z IG Marty


Dane wycieczki: DST: 430.80 km AVS: 23.91 km/h ALT: 4232 m MAX: 62.30 km/h Temp:17.0 'C
Sobota, 14 października 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Przez Podlasie do Ełku

Jako, że na sobotę były doskonałe prognozy pogody grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Po nocnym pociągu do Siedlec ruszamy razem z Martą krótko przed świtem. Pierwszy odcinek na prom w Mielniku - to widokowa uczta, piękny spektakl barw wschodzącego słońca, czy fantazyjne układy chmur gdy płyniemy promem przez Bug.


fot. @em.gieer





Z Mielnika kierujemy się bocznymi drogami w stronę białoruskiej granicy. Było trochę dziurawych odcinków, był nawet i kawałek z antycznym już podlaskim gruboziarnistym asfaltem - ale zdecydowanie było warto bo kawałek jest ciekawy. Wisienką na torcie tego fragmentu trasy była urokliwa drewniana cerkiewka w Koterce, tuż przy samej granicy. Wrażenie robi zarówno sama cerkiew jak i jej ulokowanie, bo jest otoczona lasem. 


Postój robimy w Kleszczelach, tutaj krótka rozmowa ze starszą mieszkanką miasteczka i przyjemny dla ucha wschodni zaśpiew. Babcia kilka razy nas prosiła byśmy na siebie uważali i nie jechali za szybko, ale wiatr na odcinku do Hajnówki był taki, że 35km/h to się jechało bez żadnego wysiłku, a na delikatnych zjazdach 1-2% przekraczaliśmy nawet i 50km/h. Pogoda bajkowa, od Kleszczeli temperatury powyżej 20'C, więc jedziemy zupełnie na krótko i jedzie się doskonale. Kolejny punkt programu to Zalew Siemianiówka, od tego momentu pogoda powoli zaczęła się psuć. Najpierw leciutko popadywało na odcinku do Krynek i gdy już się nam wydawało, że opady przeszły to podjechała sina chmura z której już solidnie walnęło ;))


Na szczęście w porę trafił się przystanek, więc nie przemokliśmy i po przejściu głównego uderzenia deszczu ruszamy dalej. Popadywało do Nowego Dworu (dojeżdżamy tam już nocą), ale opady szybko przeszły i wkrótce mieliśmy piękne gwiaździste niebo; z rejonu Nowego Dworu też dobrze było widać poświatę Grodna, oddalonego ledwie 20km w linii prostej. 

Jak gwiaździste niebo - to i nocka chłodna, temperatura szybko zeskoczyła na poziom 6-7'C, więc popas w McDonaldzie w Suwałkach był jak znalazł, można było zmienić mokre po deszczu skarpetki. Ostatnie 90km do Ełku to sporo jazdy pod wiejący z zachodu wiatr, też remonty na krajówce DK65, nad jezioro Ełckie docieramy po czwartej, z dużym zapasem przed porannym pociągiem do Warszawy.

Kolejna bardzo udana traska z cyklu tylko dla członków klubu: :))


Zdjęcia z wyjazdu
Krótki filmik z IG Marty

Dane wycieczki: DST: 455.70 km AVS: 26.96 km/h ALT: 2324 m MAX: 51.00 km/h Temp:14.0 'C
Sobota, 7 października 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Chełm
Jako, że na sobotnią noc zapowiadano deszcz i temperatury poniżej 10'C z namówieniem Marty (aka Chory Pojeb) na trasę do Chełma nie było żadnych problemów ;)). Startujemy o 21 z Warszawy, w stolicy i Konstancinie jeszcze ciepło, ale za aglomeracją warszawską temperatura spada na poziom 7-8'C i tyle z grubsza trzyma całą noc. Nie pada jakoś mocno, niemniej sporą część nocnej jazdy coś tam siąpi. Znacznie bardziej przeszkadza nam spray spod kół rowerów, chcąc jechać na zmianach wszystko to ląduje na twarzy kolarza jadącego z tyłu i mokniemy jak przy solidnych opadach, do tego syf z drogi spowodował zgon radaru Varia, jak się okazało zablokowanie guzika brudem z drogi to często występująca awaria tego urządzenia. 


W Kazimierzu popas na Orlenie i wizyta na rynku, świtać zaczyna dopiero po ponad 210km, za Bychawą. Deszcz zamiast zmaleć jak mówiły prognozy to się nieoczekiwanie zwiększył, dopiero na górkach za Radecznicą zaczęło się poprawiać, a na horyzoncie pojawiła się wyraźna granica oddzielająca ciemne chmury i błękitne niebo. Po to właśnie się jeździ ultra by oglądać takie widoki, za przetrwanie deszczowej i zimnej nocy dostaliśmy w nagrodę prawdziwy spektakl światła i cienia na drodze do Szczebrzeszyna.




W Zamościu zmieniamy kierunek jazdy i mocny wiatr zaczyna zdecydowanie przeszkadzać. Ale dzięki temu mamy piękne widoki na mocno pagórkowatym odcinku do Chełma - pełne słońce i fantazyjne układy chmur na niebie. W Chełmie krótka rundka po centrum i wsiadamy do pociągu do Warszawy, którym jedzie sporo więcej Ukraińców niż Polaków ;)


Zdjęcia z trasy
Krótki filmik z IG Marty
Dane wycieczki: DST: 356.00 km AVS: 26.50 km/h ALT: 1882 m MAX: 49.40 km/h Temp:8.0 'C
Sobota, 30 września 2023Kategoria >100km, >200km, >300km, >500km, Canyon Disc 2023, Wycieczka
Pielgrzymka
...czyli trasa z Martą i Rafałem by odwiedzić najbardziej soczyste perełki polskiej architektury sakralnej. 
Ruszamy na trasę wściekle wcześnie, z Żoliborza wspólnie startujemy o 4 rano, a z Ursynowa wyjechałem trochę po 3. Wg prognoz mieliśmy przecinać front ze sporymi opadami, ale na nasze szczęście okazało się, że rozeszło się to po kościach, jedynie trochę popadało, nawet stóp nie zamoczyliśmy. Świta na wysokości Śladowa, pierwszy postój robimy w Płocku na Wzgórzu Tumskim, gdzie zapoznajemy takiego kolegę:


Za Płockiem zaczyna już solidnie wiać w twarz, ale w trzy osoby pod wiatr jedzie się dużo lepiej niż samotnie, bo Marta żadnej taryfy ulgowej dla kobiet nie uznaje i zasuwa na zmianie tak jak wszyscy ;). Na odcinku w rejonie Dobrzynia kilka hopek, a przed Włocławkiem zjazd na słynną tamę na Wiśle, można powiedzieć - największą zbrodnię na polskiej przyrodzie. We Włocławku zakupy w Żabce, a większy popas robimy pod Grzybkiem w Ciechocinku, oglądamy też słynne tężnie - największy tego typu obiekt na świecie. 


Z Ciechocinka już tylko rzut beretem do Torunia, który jako serce imperium Ojca Dyrektora był jednym z celów naszej wycieczki. Odwiedzamy siedzibę Radia Maryja, a następnie Kościół Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i świętego Jana Pawła II. Ta grafomańska tytulatura dobrze oddaje istotę obiektu, dlatego dla miłośników sacro-polo to obowiązkowa pozycja. Niestety trwało nabożeństwo i nie udało nam się dotrzeć do słynnego witraża z ojcem Rydzykiem ;)


Z centrum Rydzyka przenosimy się do centrum Torunia - tu są prawdziwe zabytki i katedra, która wygląda jak powinien wyglądać prawdziwy kościół, a nie sztuczna gigantomania głaszcząca czyjeś ego. Z Torunia bierzemy kierunek na Licheń, po drodze łapie nas zmrok. Zastanawialiśmy się czy nie zboczyć kawałek, by nie zobaczyć "Titanica" pod Koninem, ale że wymagałoby to nadrobienia ok. 15km odpuściliśmy. I to było doskonałą decyzją, bo dzięki temu do Lichenia dotarliśmy w idealnej porze i to w ogóle tego nie planując. Akurat, gdy dojechaliśmy do sanktuarium z głośników poleciała papieska "Barka", bo była godzina 21.37. To miało prawdziwy klimat, a nocą podświetlona bazylika prezentowała się o wiele lepiej niż za dnia (byłem tu już kilka razy). A Marta po 21.37 w Wadowicach na MPP miała kolejny symbol do kolekcji ;)


Na powrót do Warszawy zmieniamy trasę z bocznych dróg na krajówkę DK92 - i to była dobra decyzja, ta droga ze względu na szerokie pobocze i bardzo dobry asfalt jest wygodna na rower, a nocą ruch był symboliczny; jedynie na odcinku województwa łódzkiego trzeba uważać na przystankach, które są brukowane. Po drodze jeszcze trochę przygód z lampką Marty, markowy Bontrager przestał się ładować (podobno już w drugim egzemplarzu ten sam problem), z kolei Convoya ciężko było zainstalować na zintegrowanym kokpicie. Po drodze na zjeździe lampka odpadła, bo badziewne mocowanie się rozkręciło; ale Convoy to nie Bontrager - grzmotnął o asfalt na zjeździe i dalej działał ;)).

W rejonie Warszawy Rafała zaczęła już łapać solidniej gorączka, bo na trasę ruszył trochę podziębiony, zrobić prawie 600km z chorobą - duży szacun! A noc była zimna, temperatury trzymały chwilami po 4-5 stopni. Do stolicy dojeżdżamy już za dnia, wjeżdżając do miasta od strony Bemowa; bardzo udana trasa!
Zdjęcia z wyjazdu
Krótki filmik z IG Marty

Dane wycieczki: DST: 575.20 km AVS: 27.11 km/h ALT: 1717 m MAX: 52.70 km/h Temp:12.0 'C
Sobota, 8 kwietnia 2023Kategoria >100km, Canyon MTB 2023, Wycieczka
Pętla po Kampinosie
Dane wycieczki: DST: 102.50 km AVS: 20.43 km/h ALT: 362 m MAX: 43.90 km/h Temp:12.0 'C
Środa, 29 marca 2023Kategoria Canyon MTB 2023, Wycieczka
Pętelka po Kampinosie
Dane wycieczki: DST: 99.90 km AVS: 19.59 km/h ALT: 564 m MAX: 39.10 km/h Temp:7.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl