wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 314295.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 572d 09h 48m
  • Prędkość średnia: 22.77 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Ultramaraton

Dystans całkowity:50142.25 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:2120:39
Średnia prędkość:22.93 km/h
Maksymalna prędkość:79.10 km/h
Suma podjazdów:413304 m
Suma kalorii:96435 kcal
Liczba aktywności:102
Średnio na aktywność:491.59 km i 20h 59m
Więcej statystyk
Wtorek, 14 maja 2019Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2019, RTP 2019, Ultramaraton
RACE THROUGH POLAND 2019

III dzień - Mszana Dolna - Kraków - Ojców (PK4) - Pilica - Myszków - Zawadzkie - Namysłów

Relacja i zdjęcia z maratonu
Dane wycieczki: DST: 344.30 km AVS: 20.37 km/h ALT: 2255 m MAX: 56.60 km/h Temp:5.0 'C
Poniedziałek, 13 maja 2019Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2019, RTP 2019, Ultramaraton
RACE THROUGH POLAND 2019

III dzień - Głubczyce - Racibórz - Bielsko-Biała - Krowiarki (1012m) - Pieniny (PK3) - Mszana Dolna

Relacja i zdjęcia z maratonu
Dane wycieczki: DST: 379.50 km AVS: 19.49 km/h ALT: 4690 m MAX: 64.30 km/h Temp:4.0 'C
Sobota, 11 maja 2019Kategoria >100km, >200km, >300km, >500km, Canyon 2019, Ultramaraton, RTP 2019
RACE THROUGH POLAND 2019

I dzień - Wrocław - Złotoryja - Stóg Izerski (PK1) - Kłodzko - [CZ] - Pradziad (1492m) (PK2) - [PL] - Głubczyce

Relacja i zdjęcia z maratonu
Dane wycieczki: DST: 534.20 km AVS: 20.94 km/h ALT: 6689 m MAX: 57.20 km/h Temp:6.0 'C
Środa, 8 maja 2019Kategoria Ultramaraton
Race Through Poland

Wielkimi krokami zbliża się mój najistotniejszy start w ultramaratonie w tym roku - czyli Race Through Poland (RTP). Maraton w swoich założeniach nawiązuje do najsłynniejszego ultra w Europie (a chyba i na świecie) - czyli Transcontinental Race. Czyli mamy start, cztery obowiązkowe punkty kontrolne (także obowiązkowe parcoury w ich okolicy) oraz metę. Poza tym zawodnicy planują sobie trasę sami, co wnosi wiele ciekawego do rywalizacji, pewne niuanse taktyczne typu czy pojechać krótszą i bardziej górzystą drogą, czy też nadrobić kilometrów po bardziej płaskiej trasie. Ważnym ograniczeniem przy planowaniu jest zakaz jazdy krajówkami oraz drogami jedno i dwucyfrowymi w Czechach i na Słowacji, wolno przejechać do 1km jednym ciągiem taką drogą (bo czasem nie sposób inaczej) - to wprowadza sporo urozmaicenia do planowania trasy. Oraz nie zmusza zawodników do słabej alternatywy - czyli albo nadrabiania bocznymi drogami, albo skracania bardzo ruchliwymi krajówkami.

Ulokowanie punktów oraz obowiązkowych parcourów jest takie, że wymusza bardzo górzystą trasę maratonu - start i meta to Wrocław, PK1 to Stóg Izerski, PK2 - Pradziad, PK3 - Pieniny, PK4 - Ojców; jednym słowem jest to trasa bardzo wymagająca, grubo ponad 10tys metrów w pionie. Do tego prognozy pogody póki co nie są specjalnie optymistyczne - zapowiadają się ciężkie warunki jazdy, bardzo niskie temperatury, do tego mogą być duże deszcze (choć w tym zakresie prognozy są bardzo dynamiczne). 

RTP to podobnie jak TCR wyścig typu samowystarczalnego, wszelka pomoc z zewnątrz jest zabroniona, zawodnicy ze wszystkim muszą sobie radzić sami, wyjątkiem jest kategoria Par, gdzie można korzystać ze wsparcia i koła towarzysza. Ale podstawowa rywalizacja na tym wyścigu to oczywiście kategoria Solo, gdzie drafting jest zabroniony. Na wyścig jest zapisanych jest 58 osób w kategorii Solo ( w tym 10 cudzoziemców) oraz 14 w kategorii Par. Odnośnie faworytów - pokuszę się o własne typy. Kandydatem numer 1 do zwycięstwa jest niewątpliwie Niemiec Bjoern Lenhard, można powiedzieć gwiazda światowego ultra - 2 miejsce w TCR 2017, 3 miejsce w TCR 2018 (gdyby nie rozcięta opona walczyłby o wygraną) oraz zwycięstwo w Paryż-Brest-Paryż 2015, gdzie jadąc bez wsparcia wygrał z ludźmi ze wsparciem. Z polskich zawodników moim głównym faworytem jest Paweł Pieczka, 2 miejsce w MRDP 2017, w tym roku doskonała forma, na Pięknym Wschodzie dojechał w drugiej grupce (530km ze średnią 33km/h), pomimo, że maraton ten jechał z marszu po długiej wyprawie ponad 1000km (bez dnia przerwy). Oprócz Pawła na pewno liczyć się będą również Radosław Rogóż (BBT w 39h 15min, też zwycięstwo w słabiej obsadzonym Zachód MRDP) oraz świetnie jeżdżący po górach Wojtek Gubała, któremu tak górzysta trasa na pewno będzie odpowiadać. Ciekawie zapowiada się również rywalizacja wśród pań, gdzie myślę, że o zwycięstwo powalczą Izabella Krawczyk (w zeszłym roku najlepsza wśród kobiet) i Karolina Maciejewska, doskonałe 3 miejsce wśród kobiet na TCR. A oprócz tych osób na pewno nie zabraknie mocnych wśród nie znanych mi zawodników - a takich jest wielu na liście startowej.

Moje osobiste założenia na ten wyścig - chciałbym się zmieścić w 80h, ale będzie to zadanie bardzo trudne, na górskim maratonie o porównywalnej skali trudności czyli GMRDP miałem czas 63,5h, ale tutaj mamy do przejechania niemal 300km więcej, do tego start jest niekorzystnie, dopiero o godzinie 16, co też ma wpływ na to, że bez spania mniej się ujedzie niż przy starcie porannym. Przy dobrych warunkach pogodowych może te 80h byłoby jeszcze realne, ale przy tym co się zapowiada swoje szanse na to oceniam jako niewielkie, niemniej trzeba próbować powalczyć ;). Limit czasu na ukończenie maratonu dość wymagający - 5 dni i 2h, a do przejechania jest ok. 1400-1500km i 14-15tys w pionie, czyli średnio trzeba jechać w okolicach 280km, a na dłuższych wyścigach to ile się w dobę da rade przejechać znacząco się różni np. od krótszych i dużo łatwiejszych tras jak np. BBT.

Wszystkich zainteresowanych zapraszam do śledzenia maratonu na monitoringu:
Monitoring
Widoczne na mapce czerwone ślady - to obowiązkowe dla wszystkich parcoury w okolicach PK oraz startu i mety. Formuła maratonu (czyli samodzielne planowanie trasy) atrakcyjna jest również i dla kibiców, bo można sobie na żywo analizować jak kto jedzie i czy wybrał dobrą trasę, czy zyskał, czy stracił. Parafrazując Mickiewicza - moje imię na tym maratonie będzie czterdzieści i cztery, czyli jadę z numerem 44 :)).  Wyścig będzie można śledzić również na grupie Race Through Poland na FB, gdzie organizatorzy i pewnie wielu uczestników będą wrzucać informacje z przebiegu maratonu. Start wyścigu w sobotę 11.V o godzinie 16


Dane wycieczki: DST: 0.00 km AVS: km/h ALT: m MAX: 0.00 km/h Temp: 'C
Poniedziałek, 22 października 2018Kategoria Ultramaraton, NorthCape 4000
NorthCape 4000

Zapraszam na relację z mojej najważniejszej tegorocznej imprezy - czyli starcie w ultramaratonie NorthCape 4000. Trasa przez pół Europy - zaczynaliśmy jazdę pod palmami nad Gardą, kończyliśmy na Nordkappie, gdzie nic poza trawą już nie rośnie. Wspaniała przygoda, udało mi się uzyskać doskonały rezultat - zająłem 3 miejsce, na ok. 120 startujących zawodników. A na zachętę - krótki filmik w którym się również pojawiam, dobrze pokazujący klimat walki w Arktyce :)


Dane wycieczki: DST: 0.00 km AVS: km/h ALT: m MAX: 0.00 km/h Temp: 'C
Sobota, 15 września 2018Kategoria >100km, >200km, >300km, >500km, Canyon 2018, Ultramaraton
Maraton Północ - Południe 2018

To już trzecia edycja Maratonu Północ-Południe - i po raz trzeci staję na starcie. Poprzednie dwie edycje jechałem spokojnym tempem jako wsparcie i pomoc dla Marzenki; tym razem jadę na własny rachunek; obie te opcje jazdy to jakże zupełnie inne podejście do tej samej imprezy. Po raz ostatni maraton circa 1000km jechałem aż w 2015 roku, więc przed startem jestem podekscytowany i bardzo ciekawy jak to wyjdzie; tak się złożyło, że w tym okresie jeździłem maratony albo sporo dłuższe, albo 24h circa 500-600km. Wszystkie te typy ultra (500-600km, 1000km oraz wielodniowe) - mają zupełnie inną specyfikę i trudno je ze sobą porównywać. Jako cel sportowy postawiłem sobie zejście z czasem poniżej 48h, cel wymagający bo oznacza najpewniej jazdę całej trasy bez snu.

Dojazd na Hel wygodny, tradycyjnie dobra pogoda, trochę zamieszania z miejscówką noclegową na kempingu na Helu, musieliśmy wymieniać przyczepę, bo to co nam zaproponował właściciel kempingu było kiepskim żartem. Nocujemy w czwórkę z Marcelem Gawronem, Karolem Wróblewskim i Rolfem, który dociera dopiero wieczorem. Robimy sobie z Marcelem tradycyjny spacer nad morze i pętelkę po plaży, pogoda doskonała, pięknie zachodzące słońce oświetla morze. Noc to niestety porażka (nie po raz pierwszy), spałem może ze 4h. A że poprzednią noc zupełnie zarwałem z powodu problemów osobistych, które akurat w czwartek tuż przed wyjazdem we mnie uderzyły, śpiąc ledwie z 1h - miałem nadzieję, że teraz elegancko się wyśpię. Niestety teorie Daniela Śmiei, o tym jak to można zaplanować sen i wyspać się na zapas - między bajki można włożyć i zgodnie ze swoją starą dobrą tradycją stanąłem na starcie daleki od prawidłowej regeneracji, zdając sobie sprawę, że niedospanie drastycznie zmniejsza moje szanse na zrealizowanie sportowej części mojego planu.

Ale start takiej imprezy to zawsze duża frajda i emocje, więc o senności łatwo zapominam. A na MPP jest to prawdziwy start z grubej rury - czyli wszyscy zawodnicy ruszają o tej samej godzinie, wielkim ponad 70-osobowym peletonem. Wg komunikatów organizatorów mieliśmy jechać do Jastarni wspólnie i tam miał być start ostry, ale tuż przed startem okazuje się, że mamy jechać razem aż do Władysławowa i tam ma być start ostry, wynikało to chyba z faktu, że tym razem policja do eskorty miała radiowozy, a nie motocykle. Tempo tego wspólnego przejazdu dalekie od zakładanych 25km/h, średnia powyżej 30km/h, na pierwszych 50km miałem 31,6km/h. Jadąc na własny rachunek wiele mi to nie przeszkadza, ale z poprzednich dwóch maratonów z Marzenką pamiętam, że takie tempo jest sporym problemem dla słabszych zawodników, którzy już muszą się nieźle żyłować. A i sam się musiałem nażyłować goniąc peleton po tym jak musiałem się zatrzymać na sikanie, już 40km/h wskakiwało na koło ;)).



Za Władysławowem, gdy opuszcza nas policja ciekawa sytuacja - dalej jedziemy wielkim peletonem i jakoś ludzie się nie garną do rozerwania grupek, bo w tak wielkiej grupie każdy liczy, że ciągnąć będą inni. Ale wkrótce pojawia się kilka górek, które szybko robią robotę i peleton rozbija się na mniejsze, dozwolone prawem grupy. Pogoda doskonała, temperatura w sam raz, choć wiatr z zachodu solidny i w pierwszej części maratonu będzie wyraźnie przeszkadzać. Trzymam się w miarę z przodu, jazdę z pierwszą grupą odpuściłem, bo wiedziałem, że to dla mnie za mocno, natomiast kręcę w okolicach 2-3 grupki, zresztą szybko się to wszystko rozpada, a podjazd za Żarnowcem mocno przemeblowuje składy i rozmiar grupek. Kawałek za górą pierwszy z wielu postojów na bikefitting, jechałem na eksperymentalnym ustawieniu z nowym siodełkiem i butami szosowymi, więc liczyłem się z tym, że poprawek na trasie będzie wiele; no i się nie rozczarowałem pod tym względem ;). Odcinek 40-150km to przede wszystkim kaszubskie pagóreczki, odległości pomiędzy zawodnikami jeszcze niewielkie, a to ktoś mnie dogania, a to ja kogoś, a to jadę w paruosobowej grupce, a to samotnie. Trasa ze względu na górki i wysokie tempo wymagająca, ale i krajobrazy eleganckie, Kaszuby to bardzo wdzięczny rowerowo kawałek Polski. Pierwsze uzupełnienie płynów robię kawałek za Wdzydzami, za Kościerzyną teren już się wyraźnie zaczyna wypłaszczać, po 200km za Czerskiem trasa mocniej odbija na zachód, też wyjeżdża na odkryty teren - i wiatr zaczyna mocno męczyć. Tutaj dogania mnie Izabella Krawczyk jadąca na pięknym tytanowym Lynskeyu - kolejna mocna dziewczyna w peletonie .Troszkę może przesadziła z tempem na początku (jechała długo z pierwsza grupą), za bardzo się podpalając, za co zapłaciła kontuzjami w drugiej części trasy - ale to z pewnością nazwisko, które będzie się coraz częściej pojawiać na ultra, bo ma dziewczyna bardzo duże możliwości fizyczne i duże serce do walki, obstawiam że w miarę zdobywanego doświadczenia będzie coraz lepsze wyniki w najbliższych latach robić.



Z Izą jedziemy w zasięgu wzroku na najbardziej wrednym wiatrowo odcinku za Tucholą, po zjeździe z drogi wojewódzkiej zaczyna się dłuższy odcinek słabych asfaltów, tutaj dogania mnie grupka Generała, do której się dołączam - i to bynajmniej nie jest tylko ksywka, bo prowadzi ją autentyczny generał WP Szymon Koziatek, do tego jeszcze komandos, bo obecnie jest dowódcą 6 Brygady Powietrznodesantowej ;)). Jazda w grupce jak na polu bitwy - oficerowie prowadzą do ataku, Generał razem z wiernym adiutantem Krzyśkiem Kurdejem (razem przejechali całą trasę) na czele, a szeregowcy czyli Darek Urbańczyk i ja wiozą się z tyłu ;)). A tak poważnie - to tempo jakie zarzuciła prowadzącą dwójka oscylowało koło 33-34km/h, więc my już efektywnych zmian nie byliśmy w stanie dawać i tylko się wieźliśmy jako pijaweczki ;)). W ten sposób zgarniając po drodze Rolfa już po zmierzchu dojeżdżamy do Nakła, gdzie na 300km w idealnym miejscu na większy postój jest McDonalds. Tutaj z chęcią się zatrzymujemy (Rolf, który niedawno jadł rusza dalej) na większy postój, tutaj też czeka Robert Janik by wymieniać te odbiorniki do monitoringu, które nie będą poprawnie działać.

30min postój i porządna ilość normalnych (nie ze słodyczy) kalorii zrobiła dobrą robotę, taki posiłek przed jazdą w noc w sam raz. Ruszam w trasę trochę przed grupką Generała, która mnie mija jak się przebierałem ze 30km dalej w Łabiszynie, próbowałem ich gonić, bo chłopaki bardzo fajnie, a przede wszystkim równo jechali, ale za szybko dla mnie było by nadrobić ze 2min straty, mijam ich dopiero gdy stali w Mogilnie na stacji benzynowej, ja się dobrze najadłem w Macu, więc postojów nie potrzebowałem. Nocka idzie w miarę sprawnie, ze 20km przed Słupcą jechaliśmy rozmawiając razem z Hipkiem, już odliczając kilometry do momentu, gdy droga mocniej wykręci w kierunku wschodnim i wiatr zacznie nam pomagać. Hipek w Słupcy tankował na stacji, ja pojechałem dalej, jeszcze ze 25km dość słabych asfaltów i w Giżałkach droga wykręca i wiatr zaczyna wyraźnie pomagać; znowu przy jakichś regulacjach mija mnie grupka Generała. Ponownie widzę ich dopiero przed Kaliszem, gdy śpią na stacji, mnie o dziwo senność wielce nie łapie, więc jadę dalej doganiając parę osób, które zmorzył sen.

W Kaliszu zakupy i jadę dalej, powoli zaczyna wreszcie świtać, duża ulga, bo noc wrześniowa ciągnie się już długo. Za Kaliszem zaczyna się długi odcinek najgorszych asfaltów, w sumie ciągnie się dobre 100km do Pajęczna, może nie cały czas są dziury, ale na większości tego kawałka ich zdecydowanie nie brakuje, chwilami mocno dają popalić. Można się tu pokusić o porównanie trasy z poprzednimi dwoma edycjami, gdzie środkowa część prowadziła przez Mazowsze. Teraz mamy ładniejszą i mniej ruchliwą trasę, natomiast asfaltowo jest dużo gorzej; stary wariant był nudniejszy i ruchliwszy, ale drogi były dużo lepsze. Tak więc ciężko uznać, która wersja jest lepsza, bo tutaj tych solidnych dziur jest naprawdę dużo, a przy ponad 500km w nogach to bardzo przeszkadza.

W rejonie Pajęczna robi się już naprawdę ciepło, można się rozebrać, spotykam tutaj Tomka Kaczmarka, który mocno narzeka na morzący go sen, kawałek po przekroczeniu szosy katowickiej decyduje się na postój i przespanie się trochę, warunki ku temu są świetne. Bo tym razem w przeciwieństwie do dwóch pierwszych edycji drugiego dnia pogoda się nie zepsuła, a warunki do jazdy są idealne, pomimo dużego zmęczenia jedzie się z przyjemnością. Powoli dobiega końca długa, prawie 700km płaska część maratonu, na horyzoncie pojawiają się pierwsze robiące wrażenie wzniesienia - widoczny znak, że wjeżdżamy na Jurę. Przed pierwszym solidnym podjazdem w Niegowej spotykam miejscowego kolarza z siwymi wąsami, który wyjechał naprzeciw maratończykom, jestem już kolejnym którego spotyka i z którym rozmawia - bardzo miła wizyta. Zaliczam kilka jurajskich podjazdów w pięknym słońcu - i spotykam niezawodnych Marka Dembowskiego i Zbyszka, którzy tradycyjnie wyjechali by się spotkać na trasie. Rozmawiając razem zaliczamy kolejne ścianki i fajny podjazd do Podzamcza. Z Markiem żegnamy się za Ogrodzieńcem, a Zbyszek postanowił mi towarzyszyć aż do Olkusza, gdzie miałem w planach dłuższy postój w Macu. Droga z Ogrodzieńca do Olkusza ruchliwa, podjazdów też nie brakuje; niestety w Olkuszu duże rozczarowanie - Mac wypchany po brzegi, na zamówienie to by trzeba czekać z pół godziny, więc pozostał postój na stacji i zamiast solidnej dawki mięsnych kalorii na które mój organizm miał dużą ochotę - tylko kiepskie zapiekanki.



Wyjeżdżając z Olkusza żegnam się ze Zbyszkiem (dzięki chłopaki za towarzystwo!) i zaczynam kolejne podjazdy w drodze do Trzebini. Solidnych ścianek nie brakuje, powoli zaczynam też coraz mocniej odczuwać brak snu, niestety biologii się nie oszuka i tak jestem mocno zaskoczony jak dotąd dobrze się trzymałem pod tym względem wziąwszy pod uwagę ile spałem przed wyścigiem. Za Trzebinią dojazd na Pogórza, tutaj znowu pojawiają się solidne górki, w pamięć zapadła szczególnie ostra 14% ściana w Witanowicach. W Kleczy Dolnej poważniejsza awaria, przestał kontaktować kabel do przerzutki, przez chwilę stanęło przede mną widmo jazdy na metę bez tylnej przerzutki, na szczęście udało się to odpalić, choć straciłem aż 20min, bo musiałem zdejmować owijkę z kierownicy. Wnerwiło mnie to mocno, bo w tym czasie wyprzedzili mnie Krzysztof Cecuła i Marcin Siniarski, których wcześniej minąłem, tyle dobrego, że trochę sen odpuścił. Od Kleczy już po ciemku, fajnie się jechało nad Zalewem Świnna-Poręba, w którym odbijały się liczne światła, dalej już zaczynały się duże góry. Początek podjazdu za Tarnawą to upierdliwa jazda przez wioskę, czekałem i czekałem aż się zacznie ostrzejsza ściana. To następuje dopiero po paru km, podjazd zacny, u góry przejazd przez Krzeszów, jeszcze kilka dokrętek i zjazd do Stryszawy.

Na stacji zakupy, próbuję oszukać senność energetykiem, ale to guzik daje, walka z snem jest już ciężka, zamulam mocno, ale zamulają i inni, za Stryszawą padają na przystankach i Marcin Siniarski i Krzysztof Cecuła. Ściana na przełęcz Przysłop to najcięższa góra tegorocznego maratonu, długi kawałek oscyluje w okolicach 13%. Ale wreszcie zrobiono tutaj dobrą drogę, asfalt z obu stron przełęczy to nówka-sztuka, więc jedzie się bardzo przyjemnie. Zaczynam też odczuwać inwersję temperaturową - u góry jest wyraźnie cieplej, po wjeździe w doliny uderza fala chłodu. Po przejechaniu Przysłopu czeka mnie długi odcinek przez Zawoję i zaczyna się najdłuższy podjazd MPP, czyli przełęcz Krowiarki. Tutaj również cieszy nowiutki asfalt, wreszcie skończyły się te dziury straszące po zachodniej stronie przełęczy. Na zjeździe z Krowiarek zaczyna dawać popalić zimno, zjazd jest długi i szybki, więc chłód z prędkości nakłada się na chłód z inwersji w dolinie, chwilami jest bardzo zimno. Wkurzyłem się na Orlenie za Jabłonką, akurat była północ i robili jakiś bilans, więc nic kupić nie można było. Na łąkach do Czarnego Dunajca apogeum zimna, Garmin pokazuje 2'C (choć on z reguły lekko zaniża), co przy krótkich rękawiczkach i cieniutkiej kurteczce oznaczało już solidne wyjście ze strefy komfortu ;). Ale tak trzeba jeździć maratony, zamiast wozić za dużo rzeczy lepiej nadrabiać własną twardością. Przechłodzony uderzam na maleńki Orlen w Czarnym Dunajcu, tam sprzedaż niestety tylko przez okno, a sprzedawca informuje mnie, że rękawiczki robocze zostały już wykupione przez innych rowerzystów ;). No nic - jadę dalej pocieszając się, że teraz będzie już głównie pod górę, więc i łatwiej o rozgrzanie się.

Zostały jeszcze 3 duże podjazdy, najpierw długi dojazd pod Ząb, o tyle wygodnie, że w większości oświetloną drogą, co zmniejsza senność, następnie ostra, dobrze mi znana ścianka do Zębu. Na zjeździe znowu zimno, ale miałem dwie akcje po których adrenalina mocno się podniosła i senność szybko odeszła. Zjazd z Zębu jest szybki, drogą o sporym nachyleniu, ale w większości prowadzącą przez wioski. No i akurat takie miałem szczęście że dwa razy strzelały mi koty pod koła, wystrzelając na drogę jak z torpedy, za drugim razem ostro hamowałem, że aż zablokowało się tylne koło i już mocno rzuciło mi rowerem, na całe szczęście utrzymałem pion, bo gleba przy takiej prędkości to źle by się skończyła. Coś ostatnimi czasy nie bardzo mam szczęście do tych jakże miłych zwierzaków...

W Poroninie robię obowiązkowy zawijasek na zakopiance w miejscu remontu i kawałek dalej spotykam Czarka Wójcika z którym jechałem pociągiem z Warszawy do Gdyni. Okazało się, że Czarek zerwał linkę do przerzutki i jedzie od 150km na jednym zablokowanym biegu. Rozmawiając dojechaliśmy pozostałe na metę 2 podjazdy - Murzasichle i Wierch Poroniec, wyprzedzanie kolegi z rozwalonym rowerem na tak krótkim kawałku przed metą byłoby mało eleganckie. Razem wjeżdżamy na Głodówkę o 3.38, kończąc maraton z czasem 42h 38min, co dało nam 13 miejsce.



Maraton dla mnie bardzo udany - zrealizowałem swój sportowy plan z dużym nadkładem. Udało się to dzięki rekordowej jak na mnie odporności na brak snu, pomimo bardzo słabego poziomu wyspania na starcie dałem radę pociągnąć aż 2 noce, choć w końcówce byłem już mocno zamulony, a walka z sennością stawała się coraz trudniejsza. Jechałem też przyzwoicie, średnia 24,5km/h jak na tak górzystą trasę to dla mnie dobry wynik, czas postojów koło 4,5h do zaakceptowania, zważywszy że na oko z 1/3 tego czasu zajęły regulacje roweru i pozycji. Dużym błędem było zabranie szosowych butów, co okupiłem mocno zdrętwiałą stopą, która pewnie z miesiąc jeszcze przynajmniej potrzyma.

Ale część sportowa to tylko jedna z części jazdy takiej imprezy i to wcale nie ta najistotniejsza - przede wszystkim była to doskonała zabawa i wielka przygoda wśród mnóstwa podobnie zakręconych ludzi. Niewątpliwie maraton "zrobiła" doskonała pogoda, dawno nie było w Polsce na ultra 1000km tak doskonałych warunków, czego odbicie dobrze widać po świetnych wynikach - zaledwie 3 osoby się wycofały (w tym 1 po wypadku), a 2 dojechały po limicie. W porównaniu do zeszłorocznych wyników to coś zupełnie innego, tam czasy były wiele gorsze, a na wynik spory wpływ miała odporność na trudne warunki atmosferyczne. Osobiście świetnie się bawiłem, fizycznie oczywiście dostałem mocno w kość, ale mentalnie wspaniale się zregenerowałem. Ruszałem na maraton bardzo przybity osobistymi problemami, natomiast z Głodówki wyjeżdżałem jako nowy człowiek z wielkim bagażem pozytywnej energii, czerpiący ową energię z robienia tego co kocha, któremu pasja zapewniła swoistą tarczę w pełni skutecznie odpierającą ciosy zadawane przez życie i ludzi.

Maraton Północ-Południe to jeden z najtrudniejszych w Polsce ultramaratonów - ale każdemu warto go polecić. Imprezy z cyklu PP robią się coraz większymi molochami, zaczyna tam brakować takiej "rodzinnej" atmosfery, która była znakiem firmowym np. BBT parę lat temu, gdzie każdy każdego zna. Teraz ludzi jest po prostu za dużo, kiepskie rozwiązania regulaminowe zaczynają wypaczać imprezę (jak start nocny dla słabszych zawodników na ostatnim BBT). A MPP (także Podróżniki czy imprezy Daniela Śmiei) są taką niszą, gdzie jest bardziej rodzinnie, gdzie niemal wszyscy zawodnicy widzą się na starcie, widzą na mecie, a gdzie z racji na większą trudność wynikającą zarówno z górzystych tras jak i samowystarczalności startujących jest znacznie mniej, gdzie cyferki mają mniejsze znaczenie. Do tego doskonale ulokowana meta - na jednym z najwyższych w Polsce podjazdów, w schronisku na Głodówce, która w tym roku cieszyła oczy wspaniałą panoramą Tatr; taka meta też świetnie sprzyja pomaratonowej integracji. Wielkie podziękowania dla wolontariuszy, którzy dla zorganizowania tej imprezy poświęcają swój prywatny czas, którzy bardzo pomagają w zorganizowaniu tego przedsięwzięcia, którzy żyją imprezą tak samo jak zawodnicy. W tym roku np. pomogli Góralowi Nizinnemu, który ucierpiał w wypadku na trasie - zawieźli go do szpitala, a później do domu, choć wcale nie należało to do ich obowiązków.

Kilka zdjęć


Dane wycieczki: DST: 931.60 km AVS: 24.52 km/h ALT: 7311 m MAX: 63.90 km/h Temp:14.0 'C
Środa, 8 sierpnia 2018Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2018, NorthCape 4000, Ultramaraton
NORTHCAPE 4000

XI dzień - Ivalo - Karigasniemi - [N] - Karasjok - Lakselv - Olderfjord - Honningsvag - Nordkapp

Relacja i zdjęcia z maratonu
Dane wycieczki: DST: 414.50 km AVS: 19.51 km/h ALT: 3982 m MAX: 63.10 km/h Temp:10.0 'C
Wtorek, 7 sierpnia 2018Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2018, NorthCape 4000, Ultramaraton
NORTHCAPE 4000

X dzień - Nuupas - Rovaniemi - Sodankyla - Vuotso - Ivalo

Relacja i zdjęcia z maratonu
Dane wycieczki: DST: 358.10 km AVS: 21.57 km/h ALT: 1843 m MAX: 50.70 km/h Temp:9.0 'C
Poniedziałek, 6 sierpnia 2018Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2018, NorthCape 4000, Ultramaraton
NORTHCAPE 

IX dzień - Peninki - Karasamaki - Oulu - Hosio - Nuupas

Relacja i zdjęcia z maratonu
Dane wycieczki: DST: 334.30 km AVS: 21.57 km/h ALT: 1041 m MAX: 48.80 km/h Temp:13.0 'C
Niedziela, 5 sierpnia 2018Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2018, NorthCape 4000, Ultramaraton
NORTHCAPE 4000 

VIII dzień - Sairakkala - Sysma - Jyvaskyla - Aanekoski - Viitasaari - Peninki

Relacja i zdjęcia z maratonu
Dane wycieczki: DST: 344.20 km AVS: 20.76 km/h ALT: 3108 m MAX: 61.30 km/h Temp:20.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl