wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 297372.41 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 542d 11h 35m
  • Prędkość średnia: 22.72 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2016

Dystans całkowity:2574.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:105:45
Średnia prędkość:24.34 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:13877 m
Suma kalorii:27 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:91.94 km i 3h 46m
Więcej statystyk
Sobota, 9 lipca 2016Kategoria >100km, Canyon, Wypad
Mazury z Kotem - dzień 2

W nocy dużo padało, ale w sumie elegancko się ułożyło - bo cała zła pogoda skumulowała się, gdy my spaliśmy. Rano jest pochmurno, ale nie pada, temperatura całkiem przyjemna. Jedziemy przede wszystkim bocznymi drogami, które jak to na Mazurach są bardzo urokliwe, ale też i bardzo dziurawe ;)). Ale wyjazd z założenia miał być luźny, więc nigdzie się nie spieszymy - to i dziury jakoś wielce nie przeszkadzają. Za Pieckami powoli zbliżamy się do turystycznego serca Mazur - czyli Wielkich Jezior. W Rucianem-Nida robimy zasłużony popas fundując sobie świetne gofry z truskawkami ;). Za Rucianem bardzo ciekawa droga na północ - najpierw śluza Guzianka na jezioro Bełdany, następnie przejazd przez lasy, gdzie jest eksperymentalna hodowla konika polskiego, wolno chodzące konie po lesie udało nam się zobaczyć. W Popielnie odbijamy nad Mazurskie Morze - czyli Śniardwy, oglądamy je w bardzo urokliwym porcie w wioseczce. Następnie jedziemy na prom Wierzba, którym przepływamy na drugą stronę jeziora Bełdany (jeden z niewielu w Polsce promów transportowych przez jeziora). Do Mikołajek czeka nas około 4km jazdy po szutrze, z reguły dobrej jakości. Pod koniec z drogi fajnie widać Mikołajki z góry.

Dalej jedziemy malowniczą drogą do Giżycka, nie ma ruchu, a pogoda bardzo dynamiczna, co rusz przechodzą ciemne chmury, ale nic nas nie zmoczyło, pogoda "fotograficzna", bo świetnie te chmury i przebijające przez nie słońce wygląda. W połowie odcinka do Giżycka zatrzymujemy się na obiad - jak Mazury to oczywiście rybki, zamówiliśmy bardzo smaczne łososie ;)). Końcówka dnia to krótka rundka po Giżycku, na nocleg rozbijamy się kawałek za miastem.

Zdjęcia


Dane wycieczki: DST: 146.20 km AVS: 22.04 km/h ALT: 851 m MAX: 42.10 km/h Temp:22.0 'C
Piątek, 8 lipca 2016Kategoria >100km, >200km, Canyon, Wypad
Mazury z Kotem - dzień 1

Rano ruszam bezpośrednio z Warszawy, wiatr na Olsztyn zapowiadano niekorzystny, ale w rzeczywistości nie było tak źle, wiało głównie z boku i dało się sensownie jechać. Trasa dobrze znana, do Modlina lewym brzegiem Wisły, następnie lasami w stronę Nasielska, do Ciechanowa wzdłuż gdańskiej linii kolejowej. Tam robię postój pod dworcem, wreszcie zupełnie wyremontowanym, bo stary już był w tragicznym stanie. Do Mławy pojawiają się pierwsze pagóreczki, pod miastem wjeżdżam na 30km na szosę gdańską do Nidzicy. Dotąd tą drogą całkiem nieźle się jeździło, bo pomimo ruchu ma szerokie pobocze, a bocznymi drogami trzeba nadkładać wiele kilometrów. Niestety trwa już budowa S-8 i od granicy województwa warmińsko-mazurskiego jest już w paru miejscach rozkopana i trzeba jechać krótkimi objazdami na których nie ma pobocza. Ale jakoś się przemęczyłem, za Nidzicą wracam na boczne drogi, dalej już niemal cały czas jedzie się lasami, które kończą się na przedmieściach Olsztyna.

Na dworcu odbieram z pociągu Kota - i od razu ruszamy na północ, bo prognozy zapowiadały wieczorem i w nocy sporo opadów. Ujechaliśmy ponad 20km, oglądając po drodze niebrzydkie Barczewo, na nocleg rozkładamy się na zielonym wzgórzu, z którego jest niebrzydka panorama na okoliczne jezioro.

Zdjęcia



Dane wycieczki: DST: 251.10 km AVS: 25.36 km/h ALT: 966 m MAX: 50.20 km/h Temp:22.0 'C
Czwartek, 7 lipca 2016Kategoria Rower szosowy, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki: DST: 15.30 km AVS: 20.86 km/h ALT: 35 m MAX: 32.50 km/h Temp:20.0 'C
Środa, 6 lipca 2016Kategoria Rower szosowy, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki: DST: 15.30 km AVS: 20.40 km/h ALT: 35 m MAX: 34.90 km/h Temp:22.0 'C
Wtorek, 5 lipca 2016Kategoria Rower szosowy, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki: DST: 15.70 km AVS: 20.04 km/h ALT: 35 m MAX: 31.20 km/h Temp:28.0 'C
Poniedziałek, 4 lipca 2016Kategoria >100km, Canyon, Wypad
Wracając z Pierścienia pojechałem trochę dłuższą trasą do Działdowa, zamiast do Olsztyna. Sporo ładnych bocznych dróg, trafił się nawet fragment szutru i bardzo wrednego bruku, pogoda dużo przyjemniejsza niż na maratonie - koło 20 stopni i orzeźwiający wiaterek. Wjechałem również na Dylewską Górę - najwyższy szczyt tego rejonu Polski. Do Działdowa dotarłem w sam raz, bo tuż przed burzą. Nogi po Pierścieniu mocno było czuć, solidne zakwasy tak szybko nie przechodzą ;)


Dane wycieczki: DST: 127.40 km AVS: 24.04 km/h ALT: 917 m MAX: 56.20 km/h Temp:21.0 'C
Sobota, 2 lipca 2016Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon, Wycieczka, Ultramaraton
Blamaż na Pierścieniu

Pierścień 1000 Jezior już na dobre zagościł w kalendarzu ultra, to pozycja godna polecenia wszystkim miłośnikom maratońskiej jazdy na rowerze. Dotąd jechałem tu dwa razy; jako że wspomnienia miałem świetne, a trasa bardzo mi się podoba - z chęcią zapisałem się na kolejną edycję.

W piątek jadę pociągiem do Olsztyna, następnie rowerem pokonuję ok. 50km i koło 17 melduję się w bazie maratonu. Reszta dnia schodzi na miłych rozmowach z wieloma startującymi tu rowerzystami, spać idę przed 23. Tradycyjnie bardzo słabo spałem, startujemy wcześnie, o 7.15. Tym razem start jest nie z Lubomina, jak ostatnio, a bezpośrednio ze Świękitów (start ostry 1km od bazy) - co jest dużo lepszym rozwiązaniem. Jadę w pierwszej grupie kategorii Open, współpraca naszej szóstki przebiega dobrze i sprawnie lecimy pierwsze kilometry ze średnią koło 32km/h. Za pierwszym punktem na 40km zaczynają się coraz większe górki i tempo nieco spada, ale dalej jest w okolicach 30km/h.

W Reszlu po 100km robi się już patelnia, dzisiaj to upał będzie rozdawać karty. Wiatr na trasie mamy zauważalnie niekorzystny, teoretycznie południowy, ale jakoś niemal zawsze tak zawiewa, że przeszkadza; od Reszla jedziemy w piątkę, bo Andrzej Wewiórski wolał dalej pojechać własnym tempem. My dalej ciśniemy, może nie tak jak najmocniejsi (którzy w tym maratonie w komplecie jadą w solo), ale solidnie, na kolejnych odcinkach mamy średnie blisko 28-29km/h. Z kilometra na kilometr coraz trudniej się jedzie, upał zbiera swoje żniwo. W Sztynorcie na punkcie nad jeziorem krótki odpoczynek, jemy kanapki i wracamy na trasę. Wiatr wzmaga się coraz bardziej i aż za Kruklanki wyraźnie przeszkadza, jedynie na fragmencie do Bań Mazurskich jest OK. Ale słońce praży bezlitośnie, sama temperatura jeszcze nie jest ekstremalna (rok temu było jeszcze cieplej), natomiast ekstremalne jest jej połączenie z wysoką wilgotnością 50-60%; przy suchym powietrzu upał aż tak nie męczy, natomiast dziś siekierę można w powietrzu zawiesić.

Na górkach przed Gołdapią powoli pojawiają się pierwsze niebezpieczne sygnały - zaczynają mnie lekko kłuć mięśnie, znak że skurcze są już o krok. Powinienem wtedy w Gołdapi odpuścić, dłużej odpocząć, ale żal mi było, bo bardzo fajnie i sprawnie jechało się w naszej grupce, liczba postojów w sam raz, podobny poziom zawodników. Za Gołdapią nieoczekiwany potężny ruch na drodze, z przeciwnego kierunku jedzie niekończący się sznur samochodów, na z reguły dość pustej drodze. Okazało się, że był tu rozgrywany rajd samochodowy, który mnóstwo osób wybrało się obejrzeć, na szczęście po jakichś 20km się to uspokoiło. Droga piękna, ale to najbardziej górzysty fragment Pierścienia, więc daje solidnie popalić. Pierwszy tempa nie wytrzymuje Zdzisiu Piekarski, wcześniej swoim zwyczajem mocno szarpał na podjazdach, za co teraz zapłacił rachunek. Ja zaczynam wysiadać w rejonie Wiżajn, na podjazdach wiszę trochę za grupką, skurcze dają popalić, na punkcie w Rutce już wiem, że dalej będę musiał jechać swoim tempem, żegnam się z kolegami z naszej grupki - bardzo fajnie się wspólnie jechało, podziękowania dla Janka Wosia, Tomka Buraczewskiego, Dawida Masłowskiego i Zdzisia Piekarskiego za wspólne 250km!

Na ostry podjazd z Rutki wyruszam już samotnie, na górce wyprzedzam Stasieja, którego w tym miejscu odcięło jeszcze sporo mocniej niż mnie. Stasiej stanął na jedzenie, ja próbowałem coś zmienić w rowerze (jechałem z nowym mostkiem) - ale zmiany nic nie dają. Przed Szypliszkami wyprzedza mnie Hipcia (prawdziwy Terminator, którego żadne kryzysy się nie imają ;)), trochę próbowałem utrzymać się w przepisowych 100m za nią, ale nóżki już były nie te. Kawałek dalej dogonił mnie też kolega z kategorii open (nie pamiętam już numeru), za którym pojechałem dłużej na sępa, ale nawet nie za mocne tempo koło 25km/h było dla mnie już za szybkie, mięśnie ud bolały przy każdym obrocie korbą.

Do Sejn dojeżdżam więc już mocno sfrustrowany, myśląc o tym czy ma sens tak się katować kolejne 300km, bo wiedziałem że wiatr ma być przeciwny, do tego mocne opady deszczu; a w obecnym stanie mogłem się jedynie powolutku turlać na metę, zapominając o jakimkolwiek dobrym wyniku. A traf chciał, ze na punkcie był samochód organizatora Roberta Janika, którym jechał na kolejne PK, przy okazji wioząc na metę Ryśka Herca, który z powodu problemów żołądkowych wycofał się w Rutce. Gdy okazało się, że Robert da radę zabrać i mnie - zdecydowałem się wycofać, bo dalsza jazda byłaby wielogodzinną męczarnią.

O tym blamażu zdecydowały poważne błędy, które popełniłem na trasie, przede wszystkim za długo jechałem mocnym tempem, zdrowy rozsądek nieco przyćmiło to, że wg licznika aż tak strasznie szybko nie było, średnia do Rutki to ok. 29km/h, szybko, ale nie skrajnie szybko, zdarzało mi się jeździć szybciej. Ale same cyferki niewiele mówią - było tu dużo górek, mnóstwo przeciwnego wiatru, a przede wszystkim wysysający siły upał i na te warunki była to za wysoka średnia; więc zlekceważyłem wskazania pulsometru, który pokazywał, że robi się już za mocno. Drugim błędem było to, że piłem jedynie wodę (plus jedna cola), w Sejnach całą koszulkę i spodenki miałem w soli wypoconej z organizmu. W tych warunkach trzeba było jednak pić izotoniki, które bardzo rzadko stosuję, bo zupełnie mi nie smakują, "zalepiają" całe usta; niemniej jednak ograniczają utratę soli mineralnych. Warunki na tegorocznym Pierścieniu były bardzo trudne, za późno do mnie to dotarło, zlekceważyłem upał, który z początku jakoś mi nie przeszkadzał - i dostałem za to solidną nauczkę; dobra lekcja na przyszłość, by unikać takich wpadek.

Zdjęcia


Dane wycieczki: DST: 309.50 km AVS: 28.18 km/h ALT: 1905 m MAX: 57.60 km/h Temp:30.0 'C
Piątek, 1 lipca 2016Kategoria Canyon, Wypad
Przyjemna trasa z Olsztyna do bazy zawodów Pierścienia
Dane wycieczki: DST: 56.50 km AVS: 26.28 km/h ALT: 324 m MAX: 47.60 km/h Temp:26.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl