wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:3000.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:116:50
Średnia prędkość:25.68 km/h
Maksymalna prędkość:66.90 km/h
Suma podjazdów:9670 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:100.01 km i 3h 53m
Więcej statystyk
Niedziela, 20 maja 2012Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Do sklepu
Dane wycieczki: DST: 11.50 km AVS: 26.54 km/h ALT: 31 m MAX: 39.70 km/h Temp:28.0 'C
Sobota, 19 maja 2012Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Krótka przejażdżka do Powsina
Dane wycieczki: DST: 17.10 km AVS: 27.00 km/h ALT: 20 m MAX: 35.20 km/h Temp:20.0 'C
Piątek, 18 maja 2012Kategoria >100km, >200km, Góral, Wypad
Dombovar - Bratysława

Nieudany wypad, w dwa dni na załadowanym fullu po asfalcie 550km - szkoda gadać...
Dane wycieczki: DST: 266.30 km AVS: 22.41 km/h ALT: 1393 m MAX: 52.40 km/h Temp:27.0 'C
Czwartek, 17 maja 2012Kategoria >100km, >200km, Góral, Wypad
Bratysława - Dombovar
Dane wycieczki: DST: 280.60 km AVS: 23.81 km/h ALT: 1695 m MAX: 64.90 km/h Temp:16.0 'C
Środa, 16 maja 2012Kategoria Góral, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki: DST: 5.80 km AVS: 19.33 km/h ALT: 14 m MAX: 28.50 km/h Temp:14.0 'C
Wtorek, 15 maja 2012Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy i do sklepu
Dane wycieczki: DST: 31.90 km AVS: 22.79 km/h ALT: 80 m MAX: 41.60 km/h Temp:19.0 'C
Poniedziałek, 14 maja 2012Kategoria Treking, Użytkowo
Do pracy
Dane wycieczki: DST: 15.30 km AVS: 22.95 km/h ALT: 41 m MAX: 34.20 km/h Temp:22.0 'C
Niedziela, 13 maja 2012Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Powrót z dworca
Dane wycieczki: DST: 6.00 km AVS: 24.00 km/h ALT: 25 m MAX: 38.10 km/h Temp:11.0 'C
Sobota, 12 maja 2012Kategoria >100km, >200km, >300km, Rower szosowy, Wycieczka, >500km
Katowice - Hel, czyli z cyklu "Jestem Hardkorem" ;))

Katowice - Lubliniec - Gorzów Śląski - Wieluń - Sieradz - Koło - Włocławek - Toruń - Grudziądz - Tczew - Gdańsk - Gdynia - Władysławowo - Hel


Przeglądając sieć natrafiłem na ogłoszenie Raptora organizującego maraton Katowice - Hel. Projekt bardzo ciekawy - jazda długą trasą "przed siebie", a nie jakieś nudne bicie kilometrów na pętlach; więc pomimo zapowiadanego mocnego tempa ponad 30km/h postanowiłem spróbować swoich sił, jazda nie miała charakteru wyścigu, a wspólnej jazdy grupowej.

Spotykamy się trochę przed 15 w samym centrum Katowic - pod Spodkiem. Krótkie przygotowania, segregacja rzeczy (towarzyszył nam samochód przewożący picie, jedzenie i inne potrzebne rzeczy). Pogodę na starcie mamy idealną - jakieś 27-28'C i zauważalny wiatr w plecy. Początek mało ciekawy - żmudne przebijanie się przez śląską aglomerację, dużo świateł, spory ruch i dość szarpana jazda ze względu na potrzebę licznych przyspieszeń. Ale za Tarnowskimi Górami robi się już całkiem przyjemnie, ruch na drogach w normie, jest sporo lasów, dobre asfalty - jedzie się bardzo przyjemnie. Tempo mocne, na dwóch 50km odcinkach mieliśmy średnie 34-35km/h, ale to zasługa paru mocnych osób (m.in. Raptor, Ficuś, Kurier), które się udzielały na przodzie naszej grupki. Ten odcinek niemal wszystkim jechało się bardzo przyjemnie, były to idealne warunki na rower. Na większy postój stajemy pod Wieluniem (tutaj też trafiła się guma); następny jest krótko po zapadnięciu zmroku w Sieradzu - tu już stoimy dłużej przygotowując się do nocnej jazdy. W ciemnościach jazda dalej nam idzie elegancko, średnia cały czas wysoka, dobre drogi, przyjemna temperatura 19-20'C; więc szybko docieramy do Turka, tam pojawiają się pierwsze zwiastuny zmian w pogodzie - zaczyna błyskać na horyzoncie, a wiatr zmienia kierunek i przybiera na sile.

W Kole dołącza się do nas Mad i jedziemy sprawne pod Włocławek, gdzie zaczynają się problemy - po odpoczynku na stacji benzynowej zaczyna padać deszcz, krótko po tym guma, na którą tracimy sporo czasu, do Włocławka docieramy już w niewielkim deszczu, w sumie na ok. 330km średnia wyszła 33,5km/h, odtąd już tylko spadała ;)). Tutaj dołączają do nas Łukasz (mieszkający we Włocławku) oraz Waxmund, który dotarł tu z Warszawy (200km). Przy wyjeździe z Włocławka wszystko się pokiełbasiło - fatalny dziurawy, śliski asfalt (na którym się przewrócił i poobcierał Mad - wkrótce zrezygnował, na szczęście asekurował go tata w samochodzie), silny deszcz - i co najgorsze jeszcze silniejszy przeciwny wiatr równo w twarz. Ten kawałek jechało się fatalnie, po ok. 30km zatrzymujemy się na stacji benzynowej, robiąc w środku niezłe jeziorko, do tego jeden z zasypiających już na stojąco rowerzystów przewrócił regał z pisemkami ;))
Po odpoczynku było już nieco lepiej, ale dalej w deszczu, temperatura ok.8'C i perspektywy przed nami (a zostało jeszcze 300km na Hel) - marniutkie. W Toruniu postanawiamy się rozdzielić, większość chłopaków mocno przeorana deszczem i zimnem zdecydowała się pojechać pociągiem do Gdyni i stamtąd dokończyć trasę na Hel, co było w pełni zrozumiałe bo warunki były rzeczywiście fatalne. Wersję "hard" wybrało 5 osób - Kurier, Tomek, Waxmund, jeszcze świeży Łukasz i ja, bo czułem się dobrze, a jako doświadczony sakwiarz miałem tą przewagę nad innymi, że byłem bardziej przyzwyczajony do jazdy w każdych warunkach, też nieco lepszy strój na deszcz (chyba tylko mi nie zamokły stopy ;)

Zaraz po wyjeździe za Toruń - okazuje się, że naszym przeciwnikiem nie będzie dzisiaj deszcz, ale to co najgorsze na rowerze - czyli silny wiatr. Wg prognoz miało wiać z zachodu, a wieje z północnego zachodu, więc czeka nas niemal 300km pod wiatr. Kawałek za Toruniem Tomek szybko zaczął daleko zostawać z tyłu, po krótkim postoju i zastanowieniu się - postanowił jednak odpuścić i wsiadł do samochodu (w Gdyni ponownie do nas dołączył). Dalej jedziemy więc w czwórkę, odcinek za Toruniem fatalny - odkryte tereny, niemal czołowo pod wiatr ok. 40km/h. Odetchnęliśmy nieco po skręcie na Grudziądz (inny kierunek drogi); tam robimy postój na coś ciepłego, niestety żadnego sensownego baru nie było i jedliśmy niesmaczne fast-foody w jakiejś obskurnej spelunce.

Za Grudziądzem wracamy na "jedynkę" - fajna droga do jazdy, niewielki ruch (bo jest równoległa autostrada), świetny asfalt i szerokie pobocze. Żeby nie ten wiatr... Na tym odcinku zaczynam troszkę zostawać w tyle, przejechane setki kilometrów robią swoje, ale nikomu w tych warunkach nie jest łatwo, na trasie tez nadspodziewanie sporo małych górek, a pod górę się wjeżdża w tych warunkach żółwim tempem. Kawałek przed Gdańskiem postój, umawiamy się na spotkanie na północy Trójmiasta przy skrzyżowaniu z obwodnicą. Ten odcinek jechałem w pierwszej części samotnie (w mieście wreszcie troszkę ulgi, zawsze to jakaś osłona przed wiatrem), później udało mi się skontaktować z Rafałem studiującym w Gdyni, który wyjechał mi naprzeciw, tak że spotkaliśmy się w Sopocie. Ta wspólna jazda dobrze mi zrobiła, Rafał jechał przede mną tempem akurat - szybciej niż ja samotnie, ale też nie za szybko, więc sobie nieco odpocząłem. Do tego pojechaliśmy najkrótszą drogą, a reszta ekipy nieźle tu pokołowała, więc na miejsce spotkania docieram krótko po nich. Tutaj chwila mobilizacji przed ostatnim kawałkiem na północ, bo na mierzei miało już nam wiać w plecy. Kawałek za Redą zaczyna się podjazd, całkiem spory, ale ładnie osłonięty, na szczycie żegnam się z Rafałem - dzięki za pomoc i towarzystwo! A dalej o dziwo odżyłem, wiatr wiał teraz równo na zachód - co przeszkadzało mniej, trzeba było tylko uważać, by nie wypaść z trasy, bo mocno dmuchało w bok. Nasza ekipa się potasowała - Kurier pojechał szybko do przodu, ja z Tomkiem (który po odpoczynku w samochodzie wrócił na rower) pojechaliśmy swoim tempem, a Waxmund i Łukasz jeszcze stanęli w McDonaldzie przed mierzeją. Na mierzei wreszcie mamy spokój od wiatru, ale też już nie ma sił na mocniejsze ciągnięcie, więc jedziemy spokojnie 25-27km/h w kierunku Jastarni, gdzie mamy nocleg. Ale to oczywiście nie był nasz cel - po takiej katordze po prostu nie mogłem zakończyć tej trasy bez dojechania na Hel - a to oznaczało jeszcze 30km. Na szczęście teren był głównie leśny, więc osłonięty od wiatru dobrze - i powolutku się dotoczyłem spotykając przed Helem wracającego do Jastarni Kuriera (zdecydowanie najmocniejszego z naszej czwórki). Już po zmierzchu docieram do helskiego portu, chwilę obserwując wzburzone morze i szalejący wiatr; zmordowany nieprzeciętnie, ale z ogromną satysfakcją, że w takich trudnych warunkach jednak nie wymiękłem i przejechałem tak morderczą trasę.
Powrót do Jastarni po ciemku i powolutku, tam wreszcie upragniony odpoczynek i sen



Na przebieg naszego maratonu ogromny wpływ miała pogoda, niestety ta za Włocławkiem zrobiła się fatalna, nie dziwne więc że wielu ludzi się wycofało, nie chcąc zamieniać jazdy na rowerze w katorgę czy ryzykować kontuzji, ci co przejechali całość ze spokojem mogą sobie przykleić etykietkę "Jestem hardkorem" ;)) Przyjemności to ta jazda za Włocławkiem nie sprawiała niemal żadnej, ale trzeba było sporo hartu ducha, trzeba było sporo zdrowia zostawić by ją ukończyć i sprawdzić swoje możliwości, niektórzy tego typu walkę z samym sobą po prostu lubią.

Duże podziękowania dla Raptora za organizację tego wyjazdu - udało się to zorganizować naprawdę fajnie, zupełnie po kosztach, płaciliśmy tylko za nocleg i gaz do samochodu, kierowcy (brat i chyba tata Raptora, jeśli dobrze zrozumiałem) pojechali całkiem charytatywnie i bardzo się przykładali do tego by pomóc uczestnikom, ze sobą musieliśmy wozić tylko podstawowe rzeczy. No i oczywiście dla innych uczestników maratonu, każdy dawał z siebie wiele - a atmosfera w grupie była bardzo fajna.



PS - Niech mi teraz tylko jakiś koleżka na Bikestats (Trenażerowy Kris91 to mój ulubieniec w tej branży) wyskoczy z tekstem, że ja tylko z wiatrem jeżdżę ;)) Niemal 300km pod wiatr o sile 40km/h (ponad 10ms), a w porywach dużo więcej, a to wszystko z bagażem kolejnych 300km w nogach! Przy takim wietrze żadna jazda w cieniu niemal nic nie daje, każdy walczyć musi samemu, a nie jest łatwo jechać z perspektywą, że przez kolejne 200-300km będziemy mieli taki przyjemniutki wiaterek w buźkę ;))

Zdjęcia


Zaliczone gminy - 57 (KATOWICE - miasto wojewódzkie + powiat grodzki, CHORZÓW - powiat grodzki, BYTOM - powiat grodzki, TARNOWSKIE GÓRY - miasto powiatowe, Tworóg, Krupski Młyn, LUBLINIEC - miasto powiatowe, Pawonków, Kochanowice, Ciasna, OLESNO - miasto powiatowe, GORZÓW ŚLĄSKI, PRASZKA, Mokrsko, Pątnów, WIELUŃ - miasto powiatowe, Czarnożyły, Ostrówek, ZŁOCZEW, Brzeźno, Sieradz - wieś, SIERADZ - miasto powiatowe, WARTA, DOBRA, Turek - wieś, TUREK - miasto powiatowe, Brudzew, Babiak, IZBICA KUJAWSKA, LUBRANIEC, BRZEŚĆ KUJAWSKI, Łysomice, Chełmża - wieś, Papowo Biskupie, Stolno, Grudziądz - wieś, GRUDZIĄDZ - miasto powiatowe + powiat grodzki, Dragacz, Warlubie, NOWE, Smętowo Graniczne, GNIEW, Subkowy, Tczew - wieś, TCZEW - miasto powiatowe, Pszczółki, Pruszcz Gdański - wieś, PRUSZCZ GDAŃSKI - miasto powiatowe, SOPOT - powiat grodzki, GDYNIA - powiat grodzki, RUMIA, REDA, Puck - wieś, PUCK - miasto powiatowe, WŁADYSŁAWOWO, JASTARNIA, HEL)
Dane wycieczki: DST: 670.10 km AVS: 27.80 km/h ALT: 1926 m MAX: 56.20 km/h Temp:12.0 'C
Piątek, 11 maja 2012Kategoria Rower szosowy, Wycieczka
Dojazd na dworzec w Warszawie oraz z dworca pod Spodek w Katowicach
Dane wycieczki: DST: 7.10 km AVS: 22.42 km/h ALT: 25 m MAX: 36.40 km/h Temp:24.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl