Piątek, 24 czerwca 2022Kategoria >100km, Canyon Exceed 2022, Gruzja 2022
GRUZJA
IX dzień - Khidistavi - Kaloubani - Saskhori - Didgori Battle Memorial (1620m) - Tbilisi
Pierwsza część dzisiejszego dnia to przejazd przez gruzińskie "lowlands", czyli takimi można powiedzieć nizinami, pomiędzy dwoma wysokimi masywami górskimi. Jedzie się zarówno bocznymi asfaltami, jak i szutrami, bardzo mi ten odcinek przypadł do gustu - mija się małe wioseczki, krajobrazy są szerokie, przy tym doskonała pogoda. Oczywiście troszkę hopek na tym odcinku jest, bo w Gruzji naprawdę płaskich odcinków to jest co kot napłakał.
W Saskhori robimy zakupy i popas pod sklepem, między innymi wcinamy smaczne i tanie gruzińskie lody, zaczyna nas niepokoić upał, bo zaraz czeka nas główne danie dzisiejszego dnia, czyli podjazd na 1600m, czyli aż 1000m w pionie za jednym zamachem. Nie byliśmy też pewni jak to będzie wyglądać pod kątem nawierzchni, ale z mapy zapowiadało się raczej na asfalt (i tak było w całości). Podjazd, choć asfaltowy to bardzo wymagający, było tu wiele odcinków ze sporymi nachyleniami, do tego jechaliśmy na patelni, wystawieni na słońce, a prażyło mocno, w okolicach 33-34'C. Byczys mocno docisnął, ja przez pewien czas jeszcze powalczyłem, żeby się utrzymać, ale uznałem, że w tych warunkach nie ma się co za mocno żyłować, bo przy upale odcięcie może nastąpić bardzo szybko. Podjazd zdrowo dał w kość, ale dzięki mocnemu tempu dość szybko go zaliczamy, całość jadąc praktycznie bez przerw. Na szczycie znajduje się spory pomnik upamiętniający zwycięską bitwę z Turkami seldżuckimi pod Didgori z 1121roku, kluczową dla gruzińskiej państwowości, taki można powiedzieć gruziński Grunwald. Pomnik zbudowano dla uczczenia 900 rocznicy bitwy, już po odzyskaniu przez Gruzję niepodległości. Obecnie to miejsce ważne patriotycznie, odbywają się tu np. przysięgi wojskowe, a teraz trafiliśmy akurat na jakieś ćwiczenia oddziału komandosów, z kamuflażem na twarzach.
Spod monumentu odbijamy w teren, w stronę Tbilisi, szlak okazuje się bardzo wredny do jazdy, co rusz trzeba zsiadać z rowerów i przepychać, a na licznych zacienionych odcinkach jest dużo błota. Najgorsza była pierwsza, dość wysoko położona część, później już coraz więcej było odcinków, gdzie dawało się sensownie jechać, a także nie brakowało miejsc, gdzie otwierały się szerokie widoki.
Na poziomie 1200m dojeżdżamy do asfaltu i zaczynamy zjazd do wielkiej doliny Tbilisi. Widok na miasto otwiera się już z wysokości ponad 1000m, widać dość wyraźnie kolejną różnicę w krajobrazie - po zielonym Małym Kaukazie okolice Tbilisi wyglądają zdecydowanie bardziej pastelowo, bardziej w pustynnych kolorach; ten rejon Gruzji jest zdecydowanie cieplejszy i suchszy niż wysokie góry.
Tbilisi to też mocne zderzenie z cywilizacją, wjeżdżamy do miasta akurat od strony, gdzie jest organizowany jakiś ogromny koncert, więc ruch na drogach jest dotkliwy, do tego miasto jest wielkie, więc przebijanie przez nie to wiele kilometrów. W centrum zaczyna nas to już przytłaczać, jest akurat popołudniowy szczyt, samochodów mnóstwo, są i 6-pasmowe ulice, a kierowcy jeżdżą tu raczej we wschodnim stylu, przepisami się specjalnie nie przejmując. Mieliśmy plan stanąć na obiad w jakiejś lokalnej knajpce, ale nic sensownego nie byliśmy w stanie namierzyć, więc wracamy do starej i sprawdzonej metody wyszukując Maca. To była prawdziwa oaza normalności w tym zwariowanym mieście ;))
Wyjazd z miasta też dostarczył mocnych wrażeń, przebijamy się na północ główną drogą wzdłuż rzeki Kura, w chwilami wściekłym ruchu, raz żeśmy źle skręcili i przejście na drugą stronę drogi było nie lada wyzwaniem. Spieszyliśmy się też, bo chmury zaczynały wyglądać coraz bardziej burzowo, w końcu docieramy na wzgórza okalające dolinę Tbilisi od północy i tam się szybko rozkładamy, miejsce może nie za specjalne, namioty trochę krzywo rozbite, ale mieliśmy idealny "timinig", bo zaraz po ich rozstawieniu mocno lunęło.
Zdjęcia - Mały Kaukaz
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
IX dzień - Khidistavi - Kaloubani - Saskhori - Didgori Battle Memorial (1620m) - Tbilisi
Pierwsza część dzisiejszego dnia to przejazd przez gruzińskie "lowlands", czyli takimi można powiedzieć nizinami, pomiędzy dwoma wysokimi masywami górskimi. Jedzie się zarówno bocznymi asfaltami, jak i szutrami, bardzo mi ten odcinek przypadł do gustu - mija się małe wioseczki, krajobrazy są szerokie, przy tym doskonała pogoda. Oczywiście troszkę hopek na tym odcinku jest, bo w Gruzji naprawdę płaskich odcinków to jest co kot napłakał.
W Saskhori robimy zakupy i popas pod sklepem, między innymi wcinamy smaczne i tanie gruzińskie lody, zaczyna nas niepokoić upał, bo zaraz czeka nas główne danie dzisiejszego dnia, czyli podjazd na 1600m, czyli aż 1000m w pionie za jednym zamachem. Nie byliśmy też pewni jak to będzie wyglądać pod kątem nawierzchni, ale z mapy zapowiadało się raczej na asfalt (i tak było w całości). Podjazd, choć asfaltowy to bardzo wymagający, było tu wiele odcinków ze sporymi nachyleniami, do tego jechaliśmy na patelni, wystawieni na słońce, a prażyło mocno, w okolicach 33-34'C. Byczys mocno docisnął, ja przez pewien czas jeszcze powalczyłem, żeby się utrzymać, ale uznałem, że w tych warunkach nie ma się co za mocno żyłować, bo przy upale odcięcie może nastąpić bardzo szybko. Podjazd zdrowo dał w kość, ale dzięki mocnemu tempu dość szybko go zaliczamy, całość jadąc praktycznie bez przerw. Na szczycie znajduje się spory pomnik upamiętniający zwycięską bitwę z Turkami seldżuckimi pod Didgori z 1121roku, kluczową dla gruzińskiej państwowości, taki można powiedzieć gruziński Grunwald. Pomnik zbudowano dla uczczenia 900 rocznicy bitwy, już po odzyskaniu przez Gruzję niepodległości. Obecnie to miejsce ważne patriotycznie, odbywają się tu np. przysięgi wojskowe, a teraz trafiliśmy akurat na jakieś ćwiczenia oddziału komandosów, z kamuflażem na twarzach.
Spod monumentu odbijamy w teren, w stronę Tbilisi, szlak okazuje się bardzo wredny do jazdy, co rusz trzeba zsiadać z rowerów i przepychać, a na licznych zacienionych odcinkach jest dużo błota. Najgorsza była pierwsza, dość wysoko położona część, później już coraz więcej było odcinków, gdzie dawało się sensownie jechać, a także nie brakowało miejsc, gdzie otwierały się szerokie widoki.
Na poziomie 1200m dojeżdżamy do asfaltu i zaczynamy zjazd do wielkiej doliny Tbilisi. Widok na miasto otwiera się już z wysokości ponad 1000m, widać dość wyraźnie kolejną różnicę w krajobrazie - po zielonym Małym Kaukazie okolice Tbilisi wyglądają zdecydowanie bardziej pastelowo, bardziej w pustynnych kolorach; ten rejon Gruzji jest zdecydowanie cieplejszy i suchszy niż wysokie góry.
Tbilisi to też mocne zderzenie z cywilizacją, wjeżdżamy do miasta akurat od strony, gdzie jest organizowany jakiś ogromny koncert, więc ruch na drogach jest dotkliwy, do tego miasto jest wielkie, więc przebijanie przez nie to wiele kilometrów. W centrum zaczyna nas to już przytłaczać, jest akurat popołudniowy szczyt, samochodów mnóstwo, są i 6-pasmowe ulice, a kierowcy jeżdżą tu raczej we wschodnim stylu, przepisami się specjalnie nie przejmując. Mieliśmy plan stanąć na obiad w jakiejś lokalnej knajpce, ale nic sensownego nie byliśmy w stanie namierzyć, więc wracamy do starej i sprawdzonej metody wyszukując Maca. To była prawdziwa oaza normalności w tym zwariowanym mieście ;))
Wyjazd z miasta też dostarczył mocnych wrażeń, przebijamy się na północ główną drogą wzdłuż rzeki Kura, w chwilami wściekłym ruchu, raz żeśmy źle skręcili i przejście na drugą stronę drogi było nie lada wyzwaniem. Spieszyliśmy się też, bo chmury zaczynały wyglądać coraz bardziej burzowo, w końcu docieramy na wzgórza okalające dolinę Tbilisi od północy i tam się szybko rozkładamy, miejsce może nie za specjalne, namioty trochę krzywo rozbite, ale mieliśmy idealny "timinig", bo zaraz po ich rozstawieniu mocno lunęło.
Zdjęcia - Mały Kaukaz
Dane wycieczki:
DST: 108.30 km AVS: 16.53 km/h
ALT: 2032 m MAX: 64.80 km/h
Temp:26.0 'C
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!