wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 22 czerwca 2022Kategoria >100km, Canyon Exceed 2022, Gruzja 2022
GRUZJA
VII dzień - Pia - Wardzia - Achalkalaki - Abuli Pass (2312m) - Jezioro Parawani - Nardevani

Rano humory mamy nie najlepsze, bo co rusz mocno pada. Ale nie ma wyjścia - musimy jechać, więc w jedną z przerw pomiędzy opadami ruszamy. Trochę pokapuje, ale generalnie nie jest źle, po pół godzinie się uspokaja. Pierwszy odcinek to ładna szosa prowadząca do Wardzi, czyli jednego z najsłynniejszych zabytków Gruzji. Jest to średniowieczne miasto - klasztor wykuty w skalnym zboczu, wygląda to niesamowicie. Już dojazd jest atrakcyjny, bo szosa prowadzi tu zwężającą się doliną, z głębokimi wąwozami i przewężeniami. A sama Wardzia robi wielkie wrażenie - zarówno ulokowaniem, jak i rozmiarami. Oglądamy miasto z dołu, na dokładne zwiedzanie nie mieliśmy specjalnie czasu, ale tego typu zabytki często z daleka wyglądają lepiej niż z bliska, bo niezwykła jest tu przede wszystkim lokalizacja miasta. 


Z położonej na 1200m Wardzi zaliczamy solidny podjazd szutrowy na poziom 1700m, z naszej drogi doskonale widać Wardzię z różnych perspektyw, wraz z uzyskiwaną wysokością. Po zaliczeniu podjazdu zupełna zmiana krajobrazu - wjeżdżamy na rozległy płaskowyż, te tereny są w sporej części zamieszkiwanie przez Ormian i rzeczywiście widać zauważalną różnicę w architekturze, pojawiają się pierwsze chałupy porosłe darnią, wioska Apnia na szczycie (a szczególnie mały kamienny kościółek) bardzo klimatyczne. Kontynuujemy jazdę płaskowyżem, pogoda ustabilizowała się na poziomie "chłodno, pochmurno, ale bez deszczu", natomiast zaczęło mocno wiać, na szczęście ze sprzyjających kierunków. Na odcinku przez las spotykamy kanadyjskiego rowerzystę, również jak my jadącego szlak Caucasus Crossing, na co wskazuje jego rower z bikepackingowym bagażem, tyle że szlak jedzie w przeciwnym kierunku, zaczynając w Tbilisi. Pogadaliśmy trochę, wymieniając informacje na temat szlaku, przestraszyła nas informacja Kanadyjczyka o bardzo błotnistym odcinku za jeziorem Calka, podobno musiał się przeprawiać długi odcinek po kolana w błocie, a on jechał na oponach 3-calowych, więc lepiej sobie radzących w takich warunkach niż typowe opony MTB.


Pierwszy odcinek po płaskowyżu jest szutrowy, potem przechodzi w asfalt, co psuje trochę klimat, ale dalej są pustki i szerokie przestrzenie. Dopiero niecałe 10km przed Achalkalaki dojeżdżamy do główniejszej drogi i stamtąd już do tego sporego miasta jest ruch. W Achalkalaki robimy duże zakupy (bo dalej, zarówno dziś, jak i jutro ze sklepami może być krucho) oraz stajemy na popas w miejskim parku, cały czas solidnie wieje mocno wychładzajacy wiatr. Na wyjeździe z miasta wraca słońce, tu zaczynają się już podjazdy w stronę jeziora Parawani. Pierwsza część to sensownej jakości szutry, wracają szerokie przestrzenie, bardzo przyjemny kawałek. Kończy się w wiosce Abuli, dalej podjazd przechodzi w szlak pieszy (choć o sporej szerokości), solidne robi się też nachylenie. A że nie brakuje tu sporych kamulców to jedzie się na granicy równowagi, ale zaciąłem się i wjechałem całość. U góry podjazd już łagodnieje, wyraźnie się ochłodziło, do poziomu 9-10'C. Drogi powoli zaczynają zanikać, jedzie się tu fragmentami po wytyczonych chorągiewkach wśród zielonych hal. Odcinek jest bezleśny, ludzi też żadnych, więc to odludzie miało dużo klimatu.


Na przełęczy Abuli (2312m) czekam chwilę na Byczysa, po czym zaczynamy zjeżdżać. Tu po raz pierwszy spotykamy stada owiec i są to stada ogromne; na szczęście nie ma problemów z psami ich pilnującymi. Ale ten szlak to nie tylko zjazdy, trzeba też trochę popodjeżdżać, więc sporo czasu się na ten odcinek schodzi; ale warto było tu przyjechać. W końcówce droga zupełnie zanika trzeba jechać po halach na azymut z grubsza jedynie trzymając się śladu - i wreszcie otwiera się widok na wielkie jezioro Parawani (największe w całej Gruzji). Nad jezioro prowadzi ekstra zjazd, na którym daje się osiągnąć prędkość koło 50km/h, kończący się we Władimirowce. Wszystkie wioski nad jeziorem Parawani są bardzo charakterystyczne (z zachodniej, bardziej odludnej strony, bo ze wschodniej prowadzi szosa), widać, ze mieszka w tym rejonie sporo Ormian. Jest też bardzo biednie, ale to wraz z odludnością tego rejonu nadaje tym wioskom masę klimatu, żyje się tu jak niemal 100 lat temu.


Kontynuujemy jazdę wzdłuż jeziora, pogoda znowu tak na skraju deszczu, a temperatura poniżej 10'C, a odczuwalna jeszcze niżej bo solidnie wieje. Odludzie, mijaliśmy nawet zupełnie wymarłą wioskę, gdzie było całkiem sporo budynków, ale widać, że już od ładnych paru lat nie używanych. Po ponad 10km nad jeziorem dojeżdżamy do szosy prowadzącej na armeńską granicę, jest to dość główna szosa tranzytowa, sporo na niej tirów. Ale klimat dalej trzyma, gdy mijamy ogromne stada owiec przez ową szosę się przeprawiających, nadzorowanych przez najprawdziwszych kowbojów na koniach ;)). Po wypłaszczeniu zaczyna się ostry zjazd, na odcinku z solidnym wiatrem w plecy udaje się nawet przekroczyć 70km/h, choć nie można przesadzać, bo w takich warunkach częste są zawirowania powietrza potrafiące rzucić rowerem. Nie chcieliśmy zjeżdżać nad samo jezioro Calka, bo tam jest sporo wiosek i trudniej byłoby o sensowną miejscówkę, więc nocujemy na zjeździe, też się musieliśmy sporo naszukać, bo ciężko było znaleźć kawałek równego.
Zdjęcia - Mały Kaukaz
Dane wycieczki: DST: 100.00 km AVS: 15.42 km/h ALT: 1736 m MAX: 70.60 km/h Temp:17.0 'C

Komentarze
.
yurek55
- 22:57 poniedziałek, 5 grudnia 2022 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl