Poniedziałek, 20 czerwca 2022Kategoria >100km, Canyon Exceed 2022, Gruzja 2022
GRUZJA
V dzień - Doghurash - Kutaisi - Rokiti - Baghdati - Sairme - Zekari (2030m)
Noc była wilgotna, więc rano namioty mamy zupełnie mokre; ale poranne mgły zwiastują raczej niezłą pogodę. Start elegancki, bo czeka nas zjazd z górki, którą wczoraj na koniec dnia zaliczaliśmy. Ja pojechałem śladem, ścinającym serpentyny, Marceli wybrał szosę - i sporo lepiej na tym wyszedł. Zjeżdżałem przez jakąś wiochę potężnie nachylonymi drogami po 20-25%, hamulce na maksa, droga wąziutka, więc w ogóle nie można się było rozpędzać, widoki żadne, do tego jeszcze pełno krowiego nawozu, więc po tym zjeździe to opony miałem całe w g. ;). Po tym doświadczeniu już się ostatecznie zniechęciłem do takich potencjalnych skrótów naszego śladu z bikepacking.com, czasami ślad jest puszczony zupełnie bez głowy; Byczys zamiast tego miał elegancki, szybki zjazd, do tego szerokie widoki, bo doskonale było widać całą dolinę do której zjeżdżaliśmy.
Z 15km jedziemy większą szosą, a później odbijamy w boczniejsze drogi wzdłuż rzeki Rioni. Zakładaliśmy, że do Kutaisi będzie to dość nudny dojazd - a tymczasem droga była całkiem ciekawa, jechało się w paru miejscach dość głębokimi kanionami, do tego były długie odcinki szutrowe, ruch właściwie żaden; jednym słowem bardzo udana alternatywa dla główniejszej drogi do Kutaisi. Ale miało to swoją cenę, tak z profilu to wyglądało, że do Kutaisi (położonego na wysokości zaledwie 100-140m) będzie to odcinek wypoczynkowy i będziemy właściwie tylko zjeżdżać, a tymczasem na 75km nabiliśmy koło 800m w pionie. Ale było warto, bo droga była naprawdę fajna, niemal do samych przedmieść miasta jechaliśmy bocznymi drogami.
W Kutaisi tradycyjnie skusił nas McDonalds, wygodny, bo można tam było trochę podładować elektronikę, potem robimy rundkę po mieście, znowu niepotrzebnie pojechaliśmy śladem kołując po jakiś bocznych dzielnicach, przez co musieliśmy zawracać szukając sensownego sklepu. Samo Kutaisi raczej niespecjalne, w centrum jest parę ładniejszych budowli, ale generalnie to szału nie ma; ale do Gruzji nie jeździ się by zwiedzać miasta. Kutaisi jest taką umowną granicą pierwszej części naszej wyprawy - Swanetia zaliczona, teraz pora na Kaukaz Mały!
Pogoda nam dopisała, bo obawialiśmy się dużych upałów na przejeździe przez nizinny "środek" Gruzji, ale słońce jest za chmurami, dzięki czemu temperatura jest w sam raz. Dojazd do podnóży Kaukazu Małego mamy asfaltowy, dość sprawnie się jedzie, tak po 35-40km wjeżdżamy w góry, odtąd droga prowadzi już wyraźniej pod górę, jedziemy wąwozem rzeki Tsablarastskali (na gruzińskich nazwach język można sobie połamać ;). Na końcu doliny, już na wysokości ok. 900m dojeżdżamy do uzdrowiska Sairme słynącego z wód mineralnych o posmaku żelaza. Kurort bardzo porządny, wygląda wręcz po europejsku, jest kilka hoteli na dużym wypasie; są też liczne ujęcia wód mineralnych. Wody próbowaliśmy, ale generalnie to się nie nadaje do normalnego picia, posmak żelaza jest bardzo silny, stosuje się to bardziej w celach leczniczych w ograniczonych ilościach.
Z Sairme ruszamy dalej w góry, za miastem jest to już szutrowa droga, mieliśmy plan, żeby tak gdzieś w połowie podjazdu przenocować, bo dystans w nogach był już spory. Podjazd był dość wygodny do jazdy, nie było tu jakiś strasznych nachyleń, tyle że jak wjechaliśmy na poziom mniej więcej 1500-1600m - to nie bardzo były sensowne miejscówki na nocleg, więc jechaliśmy i jechaliśmy dalej, aż dotarliśmy na poziom mniej więcej 1800m, gdzie las już się powoli zaczynał przerzedzać. Tu już blisko byliśmy do decyzji o noclegu na dużym polu, ale że miejsce było dość odkryte i tez nierówne postanawiamy jeszcze pociągnąć kawałek wyżej. I był to bardzo dobry pomysł, bo tak mniej więcej na wysokości niecałych 2000m zaczęliśmy wyjeżdżać ponad chmury , dzięki czemu mieliśmy niesamowity spektakl wyłaniających się z gęstej mgły szczytów w okolicy. Problem był z noclegiem, bo znalezienie kawałka równego terenu pod namiot graniczyło z cudem, w końcu nocujemy w odległości mniej więcej 100m od siebie, ja na nieco większej krzywiźnie, ale w troszkę ładniejszym miejscu, Byczys nieco niżej, ale za to równiej. Nocleg z gatunku unikatowych, niestety już zmierzchać zaczynało, gdy się rozstawialiśmy i zdjęcia nie oddają tego jak było pięknie.
Dzień, który z założenia miał być dość łatwym przerzutem przez niziny do stóp Kaukazu Niskiego nieoczekiwanie okazał się bardzo wymagającym, wyszło 150km i koło 3000m w pionie, do tego największy podjazd robiliśmy na sam koniec dnia. Ale dzisiaj było sporo asfaltów i też bardzo sprawnie nam się jechało, szczególnie w drugiej części dnia, za Kutaisi. Dzięki temu zrobiliśmy sobie pewien zapas kilometrów na trudniejsze dni, z większą ilością trudnego terenu.
Zdjęcia - Mały Kaukaz
Komentarze
V dzień - Doghurash - Kutaisi - Rokiti - Baghdati - Sairme - Zekari (2030m)
Noc była wilgotna, więc rano namioty mamy zupełnie mokre; ale poranne mgły zwiastują raczej niezłą pogodę. Start elegancki, bo czeka nas zjazd z górki, którą wczoraj na koniec dnia zaliczaliśmy. Ja pojechałem śladem, ścinającym serpentyny, Marceli wybrał szosę - i sporo lepiej na tym wyszedł. Zjeżdżałem przez jakąś wiochę potężnie nachylonymi drogami po 20-25%, hamulce na maksa, droga wąziutka, więc w ogóle nie można się było rozpędzać, widoki żadne, do tego jeszcze pełno krowiego nawozu, więc po tym zjeździe to opony miałem całe w g. ;). Po tym doświadczeniu już się ostatecznie zniechęciłem do takich potencjalnych skrótów naszego śladu z bikepacking.com, czasami ślad jest puszczony zupełnie bez głowy; Byczys zamiast tego miał elegancki, szybki zjazd, do tego szerokie widoki, bo doskonale było widać całą dolinę do której zjeżdżaliśmy.
Z 15km jedziemy większą szosą, a później odbijamy w boczniejsze drogi wzdłuż rzeki Rioni. Zakładaliśmy, że do Kutaisi będzie to dość nudny dojazd - a tymczasem droga była całkiem ciekawa, jechało się w paru miejscach dość głębokimi kanionami, do tego były długie odcinki szutrowe, ruch właściwie żaden; jednym słowem bardzo udana alternatywa dla główniejszej drogi do Kutaisi. Ale miało to swoją cenę, tak z profilu to wyglądało, że do Kutaisi (położonego na wysokości zaledwie 100-140m) będzie to odcinek wypoczynkowy i będziemy właściwie tylko zjeżdżać, a tymczasem na 75km nabiliśmy koło 800m w pionie. Ale było warto, bo droga była naprawdę fajna, niemal do samych przedmieść miasta jechaliśmy bocznymi drogami.
W Kutaisi tradycyjnie skusił nas McDonalds, wygodny, bo można tam było trochę podładować elektronikę, potem robimy rundkę po mieście, znowu niepotrzebnie pojechaliśmy śladem kołując po jakiś bocznych dzielnicach, przez co musieliśmy zawracać szukając sensownego sklepu. Samo Kutaisi raczej niespecjalne, w centrum jest parę ładniejszych budowli, ale generalnie to szału nie ma; ale do Gruzji nie jeździ się by zwiedzać miasta. Kutaisi jest taką umowną granicą pierwszej części naszej wyprawy - Swanetia zaliczona, teraz pora na Kaukaz Mały!
Pogoda nam dopisała, bo obawialiśmy się dużych upałów na przejeździe przez nizinny "środek" Gruzji, ale słońce jest za chmurami, dzięki czemu temperatura jest w sam raz. Dojazd do podnóży Kaukazu Małego mamy asfaltowy, dość sprawnie się jedzie, tak po 35-40km wjeżdżamy w góry, odtąd droga prowadzi już wyraźniej pod górę, jedziemy wąwozem rzeki Tsablarastskali (na gruzińskich nazwach język można sobie połamać ;). Na końcu doliny, już na wysokości ok. 900m dojeżdżamy do uzdrowiska Sairme słynącego z wód mineralnych o posmaku żelaza. Kurort bardzo porządny, wygląda wręcz po europejsku, jest kilka hoteli na dużym wypasie; są też liczne ujęcia wód mineralnych. Wody próbowaliśmy, ale generalnie to się nie nadaje do normalnego picia, posmak żelaza jest bardzo silny, stosuje się to bardziej w celach leczniczych w ograniczonych ilościach.
Z Sairme ruszamy dalej w góry, za miastem jest to już szutrowa droga, mieliśmy plan, żeby tak gdzieś w połowie podjazdu przenocować, bo dystans w nogach był już spory. Podjazd był dość wygodny do jazdy, nie było tu jakiś strasznych nachyleń, tyle że jak wjechaliśmy na poziom mniej więcej 1500-1600m - to nie bardzo były sensowne miejscówki na nocleg, więc jechaliśmy i jechaliśmy dalej, aż dotarliśmy na poziom mniej więcej 1800m, gdzie las już się powoli zaczynał przerzedzać. Tu już blisko byliśmy do decyzji o noclegu na dużym polu, ale że miejsce było dość odkryte i tez nierówne postanawiamy jeszcze pociągnąć kawałek wyżej. I był to bardzo dobry pomysł, bo tak mniej więcej na wysokości niecałych 2000m zaczęliśmy wyjeżdżać ponad chmury , dzięki czemu mieliśmy niesamowity spektakl wyłaniających się z gęstej mgły szczytów w okolicy. Problem był z noclegiem, bo znalezienie kawałka równego terenu pod namiot graniczyło z cudem, w końcu nocujemy w odległości mniej więcej 100m od siebie, ja na nieco większej krzywiźnie, ale w troszkę ładniejszym miejscu, Byczys nieco niżej, ale za to równiej. Nocleg z gatunku unikatowych, niestety już zmierzchać zaczynało, gdy się rozstawialiśmy i zdjęcia nie oddają tego jak było pięknie.
Dzień, który z założenia miał być dość łatwym przerzutem przez niziny do stóp Kaukazu Niskiego nieoczekiwanie okazał się bardzo wymagającym, wyszło 150km i koło 3000m w pionie, do tego największy podjazd robiliśmy na sam koniec dnia. Ale dzisiaj było sporo asfaltów i też bardzo sprawnie nam się jechało, szczególnie w drugiej części dnia, za Kutaisi. Dzięki temu zrobiliśmy sobie pewien zapas kilometrów na trudniejsze dni, z większą ilością trudnego terenu.
Zdjęcia - Mały Kaukaz
Dane wycieczki:
DST: 150.40 km AVS: 16.80 km/h
ALT: 2838 m MAX: 61.70 km/h
Temp:21.0 'C
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!