Niedziela, 19 czerwca 2022Kategoria >100km, Canyon Exceed 2022, Gruzja 2022
GRUZJA
IV dzień - Lalkhori - Ushguli - Zagari Pass (2620m) - Lentekhi - Doghurashi
Zaraz po pobudce mamy wizytę małego stada krów, które przyciągnęła smakowita trawa w miejscu naszego noclegu.
Pogoda dalej optymalna, więc z dużą chęcią ruszamy na trasę, pierwszy odcinek to kontynuacja wczorajszego podjazdu do Ushguli, z tym że zaraz na początku dnia asfalt się skończył i droga zamieniła się w szuter, ale przyzwoitej jakości, jedynie w mocno zacienionych miejscach przechodzący w błoto. W pierwszej fazie podjazdu jedziemy bardzo malowniczym wąwozem, skały są tuż przy drodze, do tego jest to fajnie oświetlone porannym słońcem. Po wjechaniu na poziom mniej więcej 2000m dolina się otwiera i jedziemy wśród zielonych hal, z szerokimi widokami na góry po bokach oraz przed nami, po drodze mijając sporo pasącego się bydła, które na równi z nami korzysta z drogi.
W ten sposób dojeżdżamy do wysoko położonej wioski Ushguli (2100m), która jest świetnym miejscem wypadowym w wysokie góry dla wielu pieszych turystów oraz ze względu na piękne położenie - atrakcją samą w sobie. Jest więc tu sporo infrastruktury, przede wszystkim miejsc noclegowych oraz knajpek. Po wczorajszej "suszy" ze sklepami z chęcią zajechaliśmy do baru na drugie śniadanie, zamawiając gruziński specjał, czyli placki chaczapuri. To taki placek zapiekany z serem, ale jakoś nie bardzo nam to podeszło, jak dla mnie taka dość mdląca potrawa do zapchania żołądka, bez specjalnych walorów smakowych, choć trzeba tu dodać, że tych placków jest wiele rodzajów i wersji, może akurat my tak niespecjalnie trafiliśmy. Ale sama knajpka przepięknie położona, z okna mamy wspaniały widok na już 5-tysięczne szczyty Kaukazu, trochę chmur podjechało, więc chwilami szczyty zza nich się przebijają, chwilami w nich chowają.
Po posiłku kontynuujemy podjazd na główne danie dzisiejszego dnia, czyli wysoką przełęcz Zagari, mierzącą aż 2620m. Na wyjeździe z miasteczka jest ostra piła, później podjazd trochę łagodnieje; generalnie nie jest jakiś specjalnie trudny, choć fragmentami trafiają się miejsca z dużym nachyleniem, za to długo się ciągnie. Ale widoki są tak fantastyczne, że chwilami więcej czasu zajmuje fotografowanie niż sama jazda ;)
Spotykamy też tutaj czwórkę Polaków (dwie kobiety i dwóch facetów), ale oni jadą w innym systemie, ze względu na kobiety, którym namioty zupełnie nie odpowiadają śpią tylko na kwaterach, a to jednak znacznie zmniejsza mobilność w takim kraju jak Gruzja. Bo choć generalnie noclegów jest tu dużo (Swanetia to jeden z popularniejszych turystycznie rejonów Gruzji) - to te noclegi wcale nie zawsze można trafić akurat wtedy, gdy są potrzebne.
Na końcowej części podjazdu widoki to światowa ekstraklasa, zza zakrętów wyłaniają się coraz to nowe ośnieżone szczyty - majestatyczne i ogromne, bo pomimo, że my jesteśmy już na wysokości ok. 2500m to szczyty w okolicy są dwukrotnie wyższe, Kaukaz Wysoki widać jak na dłoni.
Samo siodło przełęczy Zagari dość niewyraźne, raczej takie duże wypłaszczenie, ale po jego przejechaniu zaczyna się fenomenalny zjazd o przewyższeniu mniej więcej 1200m. W górnej części nie brakuje kamulców, są też przejazdy przez spływające z lodowców strumienie, ale jest to jednak droga po której spokojnie daje się jechać, w środkowej części, gdzie są długie proste daje się nawet osiągnąć 60km/h co na terenowej drodze z bagażem wyprawowym jest już pewnym osiągnięciem ;)). Jednym słowem zjazd ekstra - dał nam dużo frajdy.
Asfalt wraca tak mniej więcej na poziomie 1400m, tutaj też od razu czujemy duży przeskok temperaturowy, w porównaniu z przyjemnymi ok. 20 stopniami na górze, tu temperatura dochodzi do 30 stopni, do tego ciepłe powietrze zaczyna się kumulować w dolinie. Ale dalej zjeżdżamy w dół, więc mamy spory bonus do prędkości i dzięki powiewowi na twarzach tak się gorąca nie czuje. Jak jest gorąco czuć dopiero, gdy stajemy na postój w jednej z wioseczek. O dziwo pomimo niedzieli udało się trafić czynny sklepik, niestety wyposażony bardzo mizerniutko. Dobrze wyposażony sklep trafiamy dopiero pod koniec dnia w Lentekhi (już na poziomie 800m), obok jest nawet coś na kształt niewielkiej apteki, co nam się bardzo przydało, bo Byczys miał problem z coraz mocniej rozwijającą się infekcją oka. Udało się dogadać na tyle by kupić na to leki, dzięki którym udało się postęp infekcji znacząco zahamować, choć w pełni nie udało się tego wyeliminować.
Za Lentekhi odcinek z bardzo mocnym wiatrem wiejącym w górę doliny (więc nam prosto w twarz) i docieramy do Cageri, gdzie zaczynają się już bardziej nizinne tereny i dolina bardzo się rozszerza. Ale my do tej doliny nie wjeżdżamy, tylko odbijamy w bok na solidny podjazd. W międzyczasie pogoda się zepsuła, zrobiło się pochmurno i coraz bardziej zaczęło straszyć deszczem, więc rozglądaliśmy się za miejscem na biwak. Tutaj trzymając się śladu wjeżdżamy do wioski, ścinając długą serpentynę asfaltowego podjazdu ową wioskę omijającego - taki dobry przykład na chwilami bezsensowne wytyczenie owego śladu. Bo przejazd przez wioskę oznaczał piekielną ściankę przekraczającą 15%, ze sporą ilością kamieni, do tego widoków zero, bo jechało się dość zarośniętą drogą. Podczas gdy szosa omijająca wioskę prowadziła po sensownym i wjeżdżalnym nachyleniu, do tego widoki były eleganckie, bo z serpentyn był dobry widok na szeroką dolinę w której leżało Cageri.
Wjeżdżamy mniej więcej na szczyt podjazd (ok. 900m) i tam udaje się nam wreszcie znaleźć kawałek płaskiego na nocleg - czas ku temu był najwyższy, bo już zaczynało pokapywać, do tego i we mgły wjechaliśmy.
Zdjęcia - Swanetia
Komentarze
IV dzień - Lalkhori - Ushguli - Zagari Pass (2620m) - Lentekhi - Doghurashi
Zaraz po pobudce mamy wizytę małego stada krów, które przyciągnęła smakowita trawa w miejscu naszego noclegu.
Pogoda dalej optymalna, więc z dużą chęcią ruszamy na trasę, pierwszy odcinek to kontynuacja wczorajszego podjazdu do Ushguli, z tym że zaraz na początku dnia asfalt się skończył i droga zamieniła się w szuter, ale przyzwoitej jakości, jedynie w mocno zacienionych miejscach przechodzący w błoto. W pierwszej fazie podjazdu jedziemy bardzo malowniczym wąwozem, skały są tuż przy drodze, do tego jest to fajnie oświetlone porannym słońcem. Po wjechaniu na poziom mniej więcej 2000m dolina się otwiera i jedziemy wśród zielonych hal, z szerokimi widokami na góry po bokach oraz przed nami, po drodze mijając sporo pasącego się bydła, które na równi z nami korzysta z drogi.
W ten sposób dojeżdżamy do wysoko położonej wioski Ushguli (2100m), która jest świetnym miejscem wypadowym w wysokie góry dla wielu pieszych turystów oraz ze względu na piękne położenie - atrakcją samą w sobie. Jest więc tu sporo infrastruktury, przede wszystkim miejsc noclegowych oraz knajpek. Po wczorajszej "suszy" ze sklepami z chęcią zajechaliśmy do baru na drugie śniadanie, zamawiając gruziński specjał, czyli placki chaczapuri. To taki placek zapiekany z serem, ale jakoś nie bardzo nam to podeszło, jak dla mnie taka dość mdląca potrawa do zapchania żołądka, bez specjalnych walorów smakowych, choć trzeba tu dodać, że tych placków jest wiele rodzajów i wersji, może akurat my tak niespecjalnie trafiliśmy. Ale sama knajpka przepięknie położona, z okna mamy wspaniały widok na już 5-tysięczne szczyty Kaukazu, trochę chmur podjechało, więc chwilami szczyty zza nich się przebijają, chwilami w nich chowają.
Po posiłku kontynuujemy podjazd na główne danie dzisiejszego dnia, czyli wysoką przełęcz Zagari, mierzącą aż 2620m. Na wyjeździe z miasteczka jest ostra piła, później podjazd trochę łagodnieje; generalnie nie jest jakiś specjalnie trudny, choć fragmentami trafiają się miejsca z dużym nachyleniem, za to długo się ciągnie. Ale widoki są tak fantastyczne, że chwilami więcej czasu zajmuje fotografowanie niż sama jazda ;)
Spotykamy też tutaj czwórkę Polaków (dwie kobiety i dwóch facetów), ale oni jadą w innym systemie, ze względu na kobiety, którym namioty zupełnie nie odpowiadają śpią tylko na kwaterach, a to jednak znacznie zmniejsza mobilność w takim kraju jak Gruzja. Bo choć generalnie noclegów jest tu dużo (Swanetia to jeden z popularniejszych turystycznie rejonów Gruzji) - to te noclegi wcale nie zawsze można trafić akurat wtedy, gdy są potrzebne.
Na końcowej części podjazdu widoki to światowa ekstraklasa, zza zakrętów wyłaniają się coraz to nowe ośnieżone szczyty - majestatyczne i ogromne, bo pomimo, że my jesteśmy już na wysokości ok. 2500m to szczyty w okolicy są dwukrotnie wyższe, Kaukaz Wysoki widać jak na dłoni.
Samo siodło przełęczy Zagari dość niewyraźne, raczej takie duże wypłaszczenie, ale po jego przejechaniu zaczyna się fenomenalny zjazd o przewyższeniu mniej więcej 1200m. W górnej części nie brakuje kamulców, są też przejazdy przez spływające z lodowców strumienie, ale jest to jednak droga po której spokojnie daje się jechać, w środkowej części, gdzie są długie proste daje się nawet osiągnąć 60km/h co na terenowej drodze z bagażem wyprawowym jest już pewnym osiągnięciem ;)). Jednym słowem zjazd ekstra - dał nam dużo frajdy.
Asfalt wraca tak mniej więcej na poziomie 1400m, tutaj też od razu czujemy duży przeskok temperaturowy, w porównaniu z przyjemnymi ok. 20 stopniami na górze, tu temperatura dochodzi do 30 stopni, do tego ciepłe powietrze zaczyna się kumulować w dolinie. Ale dalej zjeżdżamy w dół, więc mamy spory bonus do prędkości i dzięki powiewowi na twarzach tak się gorąca nie czuje. Jak jest gorąco czuć dopiero, gdy stajemy na postój w jednej z wioseczek. O dziwo pomimo niedzieli udało się trafić czynny sklepik, niestety wyposażony bardzo mizerniutko. Dobrze wyposażony sklep trafiamy dopiero pod koniec dnia w Lentekhi (już na poziomie 800m), obok jest nawet coś na kształt niewielkiej apteki, co nam się bardzo przydało, bo Byczys miał problem z coraz mocniej rozwijającą się infekcją oka. Udało się dogadać na tyle by kupić na to leki, dzięki którym udało się postęp infekcji znacząco zahamować, choć w pełni nie udało się tego wyeliminować.
Za Lentekhi odcinek z bardzo mocnym wiatrem wiejącym w górę doliny (więc nam prosto w twarz) i docieramy do Cageri, gdzie zaczynają się już bardziej nizinne tereny i dolina bardzo się rozszerza. Ale my do tej doliny nie wjeżdżamy, tylko odbijamy w bok na solidny podjazd. W międzyczasie pogoda się zepsuła, zrobiło się pochmurno i coraz bardziej zaczęło straszyć deszczem, więc rozglądaliśmy się za miejscem na biwak. Tutaj trzymając się śladu wjeżdżamy do wioski, ścinając długą serpentynę asfaltowego podjazdu ową wioskę omijającego - taki dobry przykład na chwilami bezsensowne wytyczenie owego śladu. Bo przejazd przez wioskę oznaczał piekielną ściankę przekraczającą 15%, ze sporą ilością kamieni, do tego widoków zero, bo jechało się dość zarośniętą drogą. Podczas gdy szosa omijająca wioskę prowadziła po sensownym i wjeżdżalnym nachyleniu, do tego widoki były eleganckie, bo z serpentyn był dobry widok na szeroką dolinę w której leżało Cageri.
Wjeżdżamy mniej więcej na szczyt podjazd (ok. 900m) i tam udaje się nam wreszcie znaleźć kawałek płaskiego na nocleg - czas ku temu był najwyższy, bo już zaczynało pokapywać, do tego i we mgły wjechaliśmy.
Zdjęcia - Swanetia
Dane wycieczki:
DST: 113.20 km AVS: 17.97 km/h
ALT: 1757 m MAX: 60.40 km/h
Temp:23.0 'C
Komentarze
Uprzyjemniłeś mi wieczór swoją relacją i pięknymi widokami na zdjęciach. Wiedziałem, że kiedyś się zbierzesz do opisania tej wyprawy.
yurek55 - 22:54 poniedziałek, 28 listopada 2022 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!