wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Czwartek, 4 listopada 2021Kategoria Canyon Exceed 2021, Jordania 2021
VII dzień - Rakin - Karak - Wadi Hasa - Ais

Ruszamy trochę po świcie, z góry już mamy widok na stado owiec i pilnujące je psy, które ostrzą sobie na nas zęby ;). Po zjeździe do doliny Karaku od razu zaczyna się kolejny podjazd - kilka ostrych ścianek i trawersując zbocze zbliżamy się do ściany prowadzącej do samego Karaku. Tu nawet nie było co próbować tego wjechać - długa ściana o nachyleniu w okolicach 30%, do tego z mocno nierówną nawierzchnią, kamieniami i koleinami, nawet i podejście kosztowało sporo sił; dopiero tuż przed miastem przechodzi w asfalt i łagodnieje do "zaledwie" 20%, co już jest wjeżdżalne. W Karaku robimy zakupy, udało się też znaleźć fajny arabski barek na śniadanie; lepiej się sprawdzają takie śniadania niż kupowanie chleba i dodatków, bo z tym jest tutaj słabo, są jedynie serki topione (sporo nie z lodówki) i ryby w puszkach, natomiast z wędlinami w plasterkach bardzo słabiutko, ze względu na to, że w islamie nie jada się wieprzowiny, a i wołowiny brak, bo krów w Jordanii prawie nie ma. Natomiast generalnie z żołądkiem u mnie słabiutko, ból brzucha się nasila, na 90% problemy były wywołane tą nieszczęsną ozonowaną wodą o czym wcześniej pisałem; na szczęście sprowadza się to jedynie do bolącego brzucha i rozwolnienia, natomiast dalej jestem w stanie normalnie jeść, a to najważniejsze.

Na wyjeździe z Karaku spore wrażenie robi wielki zamek krzyżowców, prawdziwy autentyk jeszcze z czasów wypraw krzyżowych; jako ciekawostkę można tu podać, że forteca Karak pojawia się w słynnym filmie Ridleya Scotta "Królestwo niebieskie", luźno nawiązującym fabułą do historii wypraw krzyżowych.


Za Karakiem niezłe szutrówki, między trawersujemy tu niewielki kanion i przepuszczamy ogromne stado owiec widząc jak na dłoni prawdziwość powiedzenia "iść jak owce na rzeź", które rzeczywiście idą na ślepo za przewodnikami i psami. Kawałek dalej spotkanie z beduińskimi dzieciakami, m.in. jeden z nich nieźle zasuwał na osiołku ;). W ogóle osiołki są przez większość pasterzy wykorzystywane jako wierzchowce, choć z tego co wspominał Waxmund prowadzący z żoną "Osiołkowo" są to zwierzęta za małe na wożenie dorosłych ludzi i niszczy im to kręgosłup, ale w Jordanii nikogo to nie rusza ;).


Kawałek dalej dziwna akcja ze starszym Arabem, który wyszedł na drogę, gdy powoli podjeżdżałem i trzymając kierownicę mojego roweru zaczął walić grubą laską w przednie koło. Była to jakaś forma żartów, bo razem z żoną się przy tym śmiali, niemniej mnie to zirytowało; problemem jest brak normalnej komunikacji, bo zdecydowana większość Arabów po angielsku ni w ząb, jedynie standardowe "How are you?" i "What's your name?" - a i tego co te zwroty znaczą wielu je mówiących często nie rozumie, bo pytani w odpowiedzi o ich imiona często nic nie odpowiadali ;).

Dalej czeka nas główne danie dzisiejszego dnia, czyli Wadi Hasa - ostatni wielki kanion na trasie Jordan Bike Trail. Pierwsza część zjazdów ekstra, szybkie szutrówki na których daje się przekroczyć nawet i 50km/h; dufając w swoją przewagę prędkości na zjeździe nie zatrzymałem się przy ataku psa, a ten skubaniec był w stanie wycisnąć te 50km/h. Przy czym trzeba tu dodać, że dziś pojawiły się nowe modele psów, można powiedzieć "psy bojowe" - w dużych obrożach na szyjach, obrożach z wielkimi kolcami; trzeba przyznać, że wyglądało to odlotowo ;)). Tradycyjnie taki zjazd do kanionu to nie tylko jazda w dół, ale i liczne podjazdy oraz trawersy, bo w Jordanii nie ma tak lekko. Kolejny raz niesamowite wrażenie robi cisza i to jak dźwięk się tu niesie, w czasie południowych modłów w kanionie głos muezinów było słychać z odległości paru kilometrów!


Dolna część kanionu to już zjazd asfaltem, podobnie jak i długi podjazd z kanionu. Na dole paliło powyżej 30 stopni, więc zmęczył nas ten podjazd solidnie, bo z poziomu 400m trzeba się było wpompować aż na 1200m. Jako, że dzisiejszy dzień w teorii wydawał się nieco łatwiejszy mieliśmy w planach nadrobić nieco dystansu i dojechać w rejon Dany, ale gdy docieramy do Ais jesteśmy już nieźle zmęczeni, udało mi się przekonać Marcelego by zrobić tu wcześniejszy nocleg w hotelu, zamiast jechać nocą trudnym szlakiem do Dany i na dużym już zmęczeniu. I była to bardzo dobra decyzja, po tygodniu spania pod namiotem nocleg pod dachem dobrze nam zrobił, doładowaliśmy też do pełna elektronikę. Udało się znaleźć fajny hotelik Al-Fares, był też czas na wizytę w arabskim barze oraz w końcu udało się kupić benzynę do kuchenki (bo stacji benzynowych na naszej trasie wielu nie było, a ekstrakcyjna przywieziona z Polski już się skończyła).



W hotelu tradycyjnie portrety jordańskiej rodziny królewskiej - już nieżyjącego króla Husseina, stojącego na czele kraju blisko 50 lat, przez wszystkie trudne okresy po 1945. W tym wojny z Izraelem, w wyniku których Jordania utraciła cały Zachodni Brzeg, czyli swoje najbardziej wartościowe terytoria, z dobrymi ziemiami, produkującymi większość żywności kraju i większość PKB. Obecny król Abdullah II oraz "kronprinz", czyli następca tronu - młody książę Hussein. Jako ciekawostkę można tu podać, że jordańska dynastia królewska z rodu Haszemitów - to najczystszej krwi arabska arystokracja, wywodząca swoje korzenie bezpośrednio od proroka Mahometa, licząc od króla Husseina odpowiednio w 40,41 i 42 pokoleniu. Przy czym trzeba tu dodać, że w Jordanii to jest prawdziwa monarchia, tu król rzeczywiście rządzi, a nie jest jedynie reprezentacyjną marionetką jak w europejskich monarchiach.

Zdjęcia z wyprawy


Dane wycieczki: DST: 89.90 km AVS: 14.54 km/h ALT: 2071 m MAX: 66.00 km/h Temp:25.0 'C

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl