wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Czwartek, 26 sierpnia 2021Kategoria >100km, >200km, Canyon 2021, MRDP 2021, Ultramaraton
MRDP 
V dzień - Wisła - Cieszyn - Głubczyce - Prudnik - Złoty Stok - Międzylesie

Za dużo czasu mi się zeszło w hotelu i ruszam na trasę dopiero koło 6. Przez ten późny start już się zaczął poranny ruch i odcinek wyjazdowy z Wisły (wiecznie w remoncie) już jechałem w dużym ruchu. Przed Cieszynem robię zakupy w spożywczaku i jem śniadanie, w międzyczasie zaczyna padać, po wczorajszej poprawie pogody nie ma śladu. Już w deszczu jadę do Cieszyna, w tym rejonie jeszcze kilka sporych górek, po czym przed Zebrzydowicami się wypłaszcza, pada przelotnie, raz mocniej, raz słabiej, a to przestaje, a to znowu pokapuje. 

W tym rejonie trasa MRDP prowadziła Żelaznym Szlakiem Rowerowym, wybudowanym na śladzie dawnej linii kolejowej. Szlak dobrej jakości i dzięki niemu omijało się spory kawałek ruchliwych dróg Śląska. Droga zrobiona z wypasem, dobry asfalt, krótkie tunele, punkty wypoczynkowe. Choć przy szybszej jeździe trzeba było uważać, bo nie brakuje tu skrzyżowań z drogami dla samochodów, gdzie trzeba było wyhamowywać do zera, też ze względu na mokrą drogę było bardzo ślisko, bo szlak na sporym kawałku prowadzi przez las i ileś liści, szyszek itd. spadło na drogę. Szlak kończy się po 15km w Godowie, krótki kawałeczek dalej w Gorzyczkach był dostępny dla wszystkich uczestników maratonu punkt wsparcia zorganizowany przez Romana Kaczmarczyka. Świetna inicjatywa, punkt ze sporym wypasem, są nawet materace ze śpiworami, z czego kilku zawodników skorzystało, podziękowania dla Romana i jego syna, który nas obsługiwał, gdy tata był w pracy. Gdy dojeżdżam na punkt właśnie zaczyna się zbierać Rysiek Herc, który wczoraj nocą pociągnął dalej (mówił, że za górami znacznie się ociepliło, dzięki czemu nocna jazda była dużo przyjemniejsza niż to co mieliśmy w rejonie Istebnej) i nocował właśnie na punkcie u Romana. Zjadłem gęstą, ciepłą zupę, która mi bardzo smakowała i dobrze rozgrzała po deszczowym odcinku. Wyjeżdżając z punktu zostawiłem pokrowiec wodoodporny na telefon, zorientowałem się dopiero po 2km, więc musiałem się wrócić, bo ten gadżet na deszczu sporo wnosił, bez niego obsługa dotykowego ekranu telefonu była bardzo upierdliwa.

(fot. R. Kaczmarczyk)

Za Gorzyczkami przekraczam Odrę i wjeżdżam na Opolszczyznę, niestety pogoda fatalna, ze dwie silne ulewy mnie tu przeczesały, do tego tracę dużo czasu na przebieranie się, musiałem też zmienić z powrotem mostek na krótszy, bo na płaskich odcinkach słabo się z tym dłuższym jechało. Dogonił mnie Rysiek, chwilami jechaliśmy razem, lub w niewielkiej odległości. Gdzieś za Głubczycami pogoda zaczęła się poprawiać, można się było rozebrać z deszczowych ciuchów, ale za to z kolei wiatr coraz mocniej wieje i oczywiście z kierunków zachodnich, bo jakżeby inaczej ;). Jest to odcinek teoretycznie płaski, taki łącznik pomiędzy Beskidami i Sudetami, ale na płaski to wygląda na profilu całego MRDP, bo małe podjazdy chowają się na profilu wysokościowym przy tych wysokich. Natomiast w praktyce to wcale tak płasko tu nie jest, szczególnie w rejonie Głubczyc trasa obfituje w pagórki, od Odry do Złotego Stoku na 150km jest 900m w pionie, więc sporo więcej niż na nizinnych rejonach Polski, gdzie to wychodzi ok. 300m na 100km.

Za Głubczycami zaczyna mi coraz mocniej strzelać w suporcie, oglądając to dokładniej orientuję się, że korba kręci się z solidnym już oporem. Zdołowało mnie to mocno, bo jeśli padł suport to jest dla mnie po wyścigu. Nalałem w rejon suportu smaru do łańcucha, ale oczywiście nic to nie dało, musiałem się więc zatrzymać na dłuższą naprawę. Gdy zdjąłem korbę z suportu odpadła blaszka zabezpieczająca łożysko, a dotykając samego łożyska widać, że kręci się z oporami, nie tak jak powinno. Wkurzyło mnie to na maksa, bo nowiutki, do tego wysokiej klasy suport Ninja Token zakładałem na wiosnę, a ten już wysiadkę zrobił, podczas gdy używane wcześniej tanie press-fity od Shimano wytrzymywały po 50tys w każdych warunkach. Przypomniałem sobie też rozmowę z Przemkiem Kijakiem w Bieszczadach, który mi mówił, że właśnie suport Ninja Tokena padł mu podczas jednego Kórnickiego Maratonu Turystycznego, jak mu powiedzieli w serwisie od deszczu (choć dojechał wtedy jeszcze przed główną zlewą); najwyraźniej te suporty mają bardzo kiepskie uszczelnienie. Ale co tu można zrobić z taką awarią na trasie? Przetarłem ile się dało, założyłem na luźno blaszkę która odpadła i skręciłem z powrotem korbę, dość ostrożnie ją dokręcając. Jakoś na tym dojechałem do mety, chwilami mocno trzeszczało, później na długie godziny się uspokajało, w każdym bądź razie suportów od Tokena nie polecam...

Na wyjeździe z Prudnika nieoczekiwanie znowu spotykam Ryśka Herca, myślałem, że już sporo odjechał do przodu, gdy ja naprawiałem rower. A tymczasem Rysiek pokazuje mi solidnie opuchniętego achillesa i mówi, że musi się wycofać. Wielka szkoda Ryśka, ale mówił, że tak go już kłuje, że nie jest w stanie jechać na swoim normalnym poziomie, a do mety jeszcze ponad 1000km i długi górski odcinek. Dobrze rozumiałem Ryśka, gdy mówił, że samo dojechanie do mety go nie interesuje, ukończył MRDP w 2017, a w tym roku jechał zdecydowanie na wynik. Przed chwilą dokładnie nad tym samym się zastanawiałem odnośnie suportu, tracąc długie godziny, może bym gdzieś był w stanie go wymienić (zakładając że jakiś sklep miał by pasujący rozmiarem press-fit). Ale wtedy cały ogromny i wielodniowy wysiłek, który włożyłem w dotychczasową jazdę wyścigu poszedłby na marne, a psychicznie z tym bardzo trudno się pogodzić.

Żegnam się z Ryśkiem i jadę dalej, cały dalszy odcinek do Złotego Stoku idzie bardzo topornie. Pogoda znowu się psuje, zaczyna to już niszczyć psychicznie - co człowiek wyschnie, co liczy, że wreszcie normalnie pojedzie to na horyzoncie pojawia się kolejna czarna chmura i za 15min zabawa zaczyna się od nowa ;). Do Złotego Stoku dojeżdżam już wypruty, na ławce robię sobie popas, ogarniam nocleg, a przy okazji nieźle zmarzłem, bo temperatura spadła już poniżej 10 stopni. Ale za Złotym Stokiem już się zaczynają góry, więc można się rozgrzać. Podjazd na Jaworową idzie sprawnie, spotykają mnie tutaj Ania i Darek Młotek, którzy wyjechali na trasę pokibicować zawodnikom. O zjeździe do Lądka, że poszedł sprawnie niestety już się nie dało powiedzieć, droga na tym kawałku od długich lat jest solidnie rozryta i jazda tego przy mokrych szosach i o zmierzchu do przyjemnych doświadczeń nie należała. 

(fot. Anna EM)

Nocleg miałem ogarnięty w Międzylesiu, psychicznie byłem przygotowany na jeszcze jeden solidny wycisk, czyli długi podjazd na Puchaczówkę. Góra zacna, ale weszła w miarę sprawnie, bardziej dał mi popalić zjazd, znowu kupa wilgoci i słaba widoczność, więc bardzo się pilnowałem by się nie rozpędzić za bardzo, cały czas na mocno zaciśniętych hamulcach. Ale najbardziej mnie zniszczył kawałek z Idzikowa do Międzylesia, bo już miałem głowę zaprogramowaną na to, że po Puchaczówce jestem w domu, a tymczasem doszło jeszcze z 15km solidnie pagórkowatej drogi i do czasu wjazdu na krajówkę po słabych drogach. Jeszcze zakupy na Orlenie i dopiero koło 23.30 docieram do hotelu w Międzylesiu, a jeszcze z pół godziny się zeszło zanim się zameldowałem, rower trzeba było dać na dół do piwnicy itd.; a właściciel był przekonany, że to dojechał jadący kawałek za mną Paweł Chwała, bo już długo o tym konferował z jego żoną ;). To jest jedna z głównych różnic pomiędzy kategoriami Open i Solo, w tej pierwszej można korzystać z pomocy rodziny czy znajomych w organizacji logistyki na wyścigu, w Solo trzeba wszystko robić samemu, co oczywiście kosztuje więcej czasu.

To był mój najsłabszy dzień na MRDP, pomimo, że wczoraj dojechałem na nocleg o sensownej godzinie to nie dałem rady nawet 300km wycisnąć, choć mocno górska była tylko końcówka. Ale nic dzisiaj nie szło jak powinno - dużo postojów na trasie, awaria roweru, fatalna pogoda i mnóstwo deszczu, tempo też nie było oszałamiające; czasem bywa i tak...
Zdjęcia z wyścigu
Dane wycieczki: DST: 286.00 km AVS: 21.00 km/h ALT: 2755 m MAX: 60.10 km/h Temp:11.0 'C

Komentarze
Jak nie idzie, to po całości!
yurek55
- 16:56 sobota, 23 października 2021 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl