wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 25 sierpnia 2021Kategoria >100km, >200km, Canyon 2021, MRDP 2021, Ultramaraton
MRDP 
IV dzień - Piwniczna-Zdrój - Zakopane - Zawoja - Wisła

Przez wczorajszy bardzo późny dojazd i cyrki z hotelem ruszam dopiero koło 7, z mocnym postanowieniem by dzisiaj wcześniej zakończyć dzień, choć dojechanie po północy i ruszanie za dnia, a nie nocą to spory bonus, bo omija się najzimniejszą część dnia, ale jakoś nie mogłem się przełamać do nocnych końcówek. Pogoda w miarę przyzwoita, sucho, są przejaśnienia. Początek to 15km jazdy krajówką do Sącza, odcinek dobrze znany, natomiast kawałek za Rytrem trasa MRDP zjeżdża na boczne drogi, do Zabrzeży jedzie się nowym wariantem przez góry, zamiast starą wersją, czyli doliną Dunajca. W starym rozwiązaniu cały długi odcinek pomiędzy Muszyną a Krościenkiem to był ulgowy przejazd i odpoczynek przed wymagającym tatrzańskim odcinkiem MRDP. Natomiast obecny wariant dorzuca do tego dwie góry, pierwsza jeszcze nie tak długa i szybko wchodzi. Natomiast drugi podjazd, czyli Wierch Bystre - to już straszna piła, podjazd z dużym przewyższeniem i bardzo ostry, z długim odcinkiem nachyleń dochodzących pod 20%, mocno trzeba się tu było nażyłować, żeby to wjechać bez pchania; dobrze, że podjazd był na początku dnia; obecnie to najcięższa góra na całym MRDP. Zjazd bardzo wredny, wąziutka kręta droga z równie dużymi nachyleniami jak z drugiej strony.

Na przystanku nad Dunajcem krótki popas i ruszam dalej. Łykam tradycyjnie nieprzyjemny odcinek do Krościenka, sprawnie wjeżdżam na przełęcz Osice i kapitalnym zjazdem zasuwam nad jezioro Sromowieckie z doskonałym widokiem na czorsztyńską tamę. Póki co jazda idzie całkiem sprawnie, pogoda wreszcie sensowna, choć chłodno. Następny punkt programu to Łapszanka, niestety dzisiaj z pięknej panoramy Tatr nici, natomiast mocno mnie zniesmaczyła góralska pazerność - na pięknym, zielonym grzbiecie Łapszanki jakiś miejscowy góral postawił budę z żarciem, a do tego parking; co mocno psuje część tej panoramy; nawet tak urokliwemu miejscu nie darują, nawet to musieli zepsuć w tak ordynarny sposób. Niestety Podhale ostatnimi laty to siedlisko największego chyba w Polsce kiczu, wszędzie komercha, a na każdej chałupie banery reklamowe. A wielka szkoda, bo to piękne tereny z ogromny potencjałem, niestety masowa turystyka odebrała tym rejonom mnóstwo uroku.


Z Łapszanki kolejny szybki zjazd - i zaczyna się ostry podjazd na Brzegi, większa część już wyremontowana, jedynie dolny kawałek jeszcze rozwalony, wreszcie coś tu poprawili bo ta droga długo straszyła dziurami. Kawałek przed Głodówką wyjeżdża mi na spotkanie dwójka kolarzy z Grupetta, którzy tu akurat spędzają urlop - okazuje się, że jeden z nich to Tadeusz Baranowski, który w tym samym miejscu wyjechał mi spotkanie 8 lat temu, podczas edycji 2013! Miłe spotkanie, a i w pamięci odświeżyłem sobie tamten wyścig, gdy na Głodówkę wjeżdżało się w chmurach, w dzień z dużym załamaniem pogody. Chłopaki odprowadzili mnie do Zakopanego, dzięki za miłe spotkanie! W Zakopanem popas w centrum, niby pogoda dobra, ale jak na sierpień to wypasu nie ma; na Głodówce ledwie 7 stopni, w Zakopcu też poniżej 10'C, ale sporo lepsze to niż opady.


Za Zakopanem dłuższy odcinek ruchliwych dróg na Czarny Dunajec i Jabłonkę, ale po zaliczeniu podjazdu w Kirach już niemal tylko w dół, więc jedzie się szybko; na drodze do Jabłonki nawet wyszło słońce i odsłonił się elegancki widok na masyw Babiej Góry.


Za Jabłonką dobrze znana droga na Krowiarki, obecna na większości maratonów w tym rejonie, od czasu jak wyremontowali drogę jedzie się tu świetnie, bo podjazd dość łatwy, a zjazd w obie strony można jechać prawie bez hamowania, bo jest tu dużo prostych, więc grzeje się przyjemnie. Jeszcze krótka i ostra ścianka na przełęcz Przysłop, która słynie z atomowego zjazdu do Stryszawy, bo jest tam spory odcinek prostej 13%. Tylko jest "mały" haczyk, że kończy się to ostrym zakrętem, więc z nadmiernym rozpędzaniem się nie ma co przesadzać, tak więc już lekko po przekroczeniu 60km/h dałem po heblach, bo tam i 80km/h da radę pociągnąć. A wspominam o tym, bo dzień później właśnie w tym miejscu, nie mieszcząc się w zakręcie rozbił się Krzysztof Cecuła, na szczęście skończyło się tylko na złamanym obojczyku i końcu marzeń o ukończeniu MRDP, bo tam jak się przeszarżuje to można i pojechać w dużo dalszą podróż...

Dotąd jechało mi się bardzo przyzwoicie, ale za Stryszawą łapie mnie już coraz większy kryzys, ilość gór robi swoje, na tatrzańsko-beskidzkim odcinku MRDP jest więcej przewyższeń w stosunku do dystansu niż na bieszczadzkim. Zgodnie z porannym postanowieniem decyduję się na wcześniejszy nocleg, bo te przeciągane nocne końcówki przez ostatnie dni mocno mnie wymęczyły, ogarniam więc nocleg w Wiśle tak by mieć już cały górski odcinek w Beskidach za sobą. Kawałek za Stryszawą łapie mnie zmrok, do Węgierskiej Górki są jeszcze dwa solidne podjazdy po 200m w pionie, dopiero tam po wjechaniu na krajówkę jest kawałek luzu. Za Milówką spotykam Rafała Koconia, który wyjechał na spotkanie maratończykom, kolejne miłe spotkanie. Na tym kawałku jest kultowa na MRDP rzeźnicka ścianka na Szare, 20% po płytach ażurowych, mając już 250km górskiej trasy w nogach nie byłem pewny czy dam radę to wjechać, ale oczywiście nie było przeproś i musiałem powalczyć. Zaciąłem się i z dużą satysfakcją wciągnąłem to w korbach; Rafał żartował, że trzask moich kolan rozszedł się po całej dolinie ;).

Na górze chwilę odzipnąłem i po pożegnaniu z Rafałem ruszyłem dalej. Tutaj też nowy kawałek na MRDP, stara wersja jechała szosą wojewódzką na Istebną, teraz jedziemy przez Laliki i Jaworzynkę. Rafał mówił, że na obu wariantach będzie podobna ilość gór, ale faktycznie nowy wariant okazał się sporo bardziej górzysty, wyszło 360m w pionie zamiast 150m na starym kawałku. Na już dużym zmęczeniu ciągnęła się ta końcówka mocno, do tego szybko bardzo nisko spadła temperatura, przed Istebną już ledwie 2 stopnie; to była najzimniejsza noc na całym wyścigu. Też był to kawałek po wąskich bocznych drogach, za dnia pewnie świetny do jazdy, ale nocą na zjazdach trzeba było jechać dość asekuracyjnie. W Jaworzynce spotykam ubierającego się Ryśka Herca, też mu się zimno dało we znaki i bał się załatwienia kolan na zjazdach; dowiaduję się też o przygodach Ryśka z minionej nocy, którą przez brak noclegu w rejonie Piwnicznej musiał spędzić na rowerze, dociągnął do Zakopanego, gdzie spał w dzień, ale za dobrze się nie wyspał. Niestety wiele nie pogadaliśmy, bo akurat teraz kucnęła mi bateria w Di2 i musiałem wyciągać schowaną gdzieś na dnie bagażu ładowarkę do tego, co na tej zimnicy przyjemne nie było. Ale już wiele nie zostało, jeszcze zasysający cale ciepło z człowieka zjazd z Istebnej, podjazd na Kubalonkę i zjazd do Wisły, ale za Kubalonką już się lekko ociepliło. Jeszcze na zjeździe przegapiłem skręt do hotelu, musiałem krótki kawałek wracać - i trochę po północy z ulgą wchodzę do cieplutkiego hotelu.

Dzień udany, dałem radę przejechać do końca Beskidy, dystans wyszedł co prawda lekko poniżej 300km, ale to wynikało z tego, że świadomie zdecydowałem się na wcześniejszy nocleg, bo już mnie wymęczyły te nocne końcówki. Do tego był to jedyny dzień przerwy od deszczu, gdy pogoda nieco odpuściła. Na wyścigu ciągle byłem w samym czubie, przede mną oprócz Ryśka, który pojechał dalej byli jeszcze tylko Paweł Sojecki i Paweł Pieczka z dużą już przewagą. Także i lekką przewagę nad swoim rekordowym wynikiem ciągle utrzymywałem, pomimo tego, że tegoroczna trasa na już przejechanym górskim odcinku była dłuższa o jakieś 4h.
Zdjęcia z wyścigu
Dane wycieczki: DST: 287.60 km AVS: 19.61 km/h ALT: 4528 m MAX: 64.10 km/h Temp:10.0 'C

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl