wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 319318.44 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.26%)
  • Czas na rowerze: 581d 11h 01m
  • Prędkość średnia: 22.77 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczka

Dystans całkowity:107164.05 km (w terenie 504.00 km; 0.47%)
Czas w ruchu:4232:57
Średnia prędkość:25.32 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:456390 m
Suma kalorii:228598 kcal
Liczba aktywności:900
Średnio na aktywność:119.07 km i 4h 42m
Więcej statystyk
Czwartek, 5 maja 2016Kategoria Canyon, Wycieczka
Pętla przez Gassy. W rejonie lotniska polowego wreszcie położyli nowiutki asfalt. Tylko niestety trafiłem akurat na ten moment gdy go kładli, warstwa już równiutka, tyle że właśnie stygła i równiutko oblepiła mi całe opony, co kosztowało mnie to ponad godzinę roboty, żeby je doprowadzić do normalnego stanu ;))
Dane wycieczki: DST: 42.30 km AVS: 28.52 km/h ALT: 64 m MAX: 38.70 km/h Temp:24.0 'C
Sobota, 30 kwietnia 2016Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon, Wycieczka, >500km, Ultramaraton
Ultramaraton Piękny Wschód

Piękny Wschód to najwcześniej organizowany ultramaraton w Polsce, już na przełomie kwietnia i maja. Należy się więc liczyć z tym, że pogoda nie musi być optymalna - i tak też było tym razem ;)). Na maraton dojeżdżam razem z Tomkiem (dzięki za transport!), trochę czasu się zeszło, do Mińska jechaliśmy w korku, bo już się zaczęła fala wyjazdów na majówki. Nocowałem pod namiotem, tradycyjnie prawie bez snu, nie wiem czy godzinę pospałem, ale już mnie to w ogóle nie zdziwiło, na trasie 24h to jeszcze nie problem ;).

Rano po wczorajszej dobrej pogodzie nic nie zostało, od północy padało i pada również rano, temperatura 7-8 stopni. Startuję w drugiej grupie razem z Hipkami i ekipą z Włocławka. Początek to mocne, dość szarpane tempo, po ok. 10-15km dogania nas startująca po nas trzecia grupa w której jechał Tomek, ponownie zobaczyłem go dopiero na mecie, bo jak się okazało dojechał w zwycięskiej grupie - wielkie gratulacje! Na maratonie dość nietypowo było bardzo dużo punktów kontrolnych, szczególnie w pierwszej części trasy, część były to punkty nieobsadzone, czyli takie gdzie trzeba było podstemplować kartę np. w sklepie czy na stacji benzynowej. Pierwszy taki punkt jest na ok. 40km w Kołaczach. Ekipa z Włocławka, która niepotrzebnie szarpała i zgubiła mnie z Hipkami przed puntem została tu dłużej (i już nas nie dogonili), Hipki błyskawicznie ruszyli, a ja musiałem napełnić bidon wodą (zapomniałem na starcie! :)) i podnieść siodło, więc ruszyłem z 400-500m stratą i przez kolejne 10km się naszarpałem, żeby ich dogonić.

Do Chełma jedziemy wspólnie, do Cycowa pomagał wiatr, dalej już przeszkadzał, na tym odcinku połączyliśmy się z CFCFanem (dał radę dojechać na samą metę z Hipkami). W Chełmie plaga zakazów dla rowerów (dobre 30), ale ścieżka słaba, więc jechaliśmy szosą. Punkt na rynku, również krótka chwilka i już jedziemy dalej. Za Chełmem zaczęły się pierwsze zauważalne góreczki, na których niestety złapał mnie kryzys, we znaki dał mi się męczący mnie w tym roku ból pleców. Uznałem więc że nie ma sensu się szarpać próbując utrzymać mocne tempo, bo i tak będę musiał stawać na zmianę ustawień roweru i dalej pojechałem już sam. Na punkcie w Wojsławicach na 125km staję na ok. 15min - przestawiam siodło w rowerze i gruntownie się przebieram, bo od ok. 80km przestało padać, a drogi już wysychały. Na odcinku do Hrubieszowa dogania mnie Stasiej, za którym się zabrałem, kryzys jeszcze trzymał, więc zmian nie mogłem dawać. W Hrubieszowie tylko stempluję, dalej ruszamy już osobno, Stasiej za miastem stanął na przebieranie się, ja jadę dalej. Liczyłem że po zmianie kierunku jazdy wiatr zacznie tym razem pomagać - ale mocno się oszukałem, bo cały odcinek do Tomaszowa wiało czołowo. Nie mam szczęścia do tego regionu, na początku kwietnia jadąc na Ukrainę wiatr też mnie tu nieźle wytelepał, gdy jechaliśmy z Kviato na przejście w Dołhobyczowie. Na odcinku do Tomaszowa było też największe nagromadzenie górek na tym maratonie, więc cały odcinek na punkt w Krasnobrodzie dał w kość. Tam staję na ok. 15min, krótko po mnie dojeżdżają Stasiej i Jurek Królikowski, z którymi w trójkę ruszamy dalej. Razem jechaliśmy mniej więcej za Zwierzyniec, dalej odpuściłem bo trochę za mocno dla mnie było, mijaliśmy się jeszcze za Biłgorajem i spotkaliśmy się na postoju obiadowym w Janowie Lubelskim. Od Biłgoraja wreszcie się wiatr uspokoił, a za Frampolem zaczął nawet pomagać.

Postój obiadowy bardzo dobrze zorganizowany, świetny pęczak, dobre surówki. Odpoczynek i dobry posiłek wiele mi dał i złapałem drugi oddech, cały odcinek do Kazimierza przejechałem razem z Jurkiem Królikowskim (najmocniejszym z naszej trójki), Stasiej jechał kawałek za nami. Nocą jechało się całkiem przyzwoicie, niezłe drogi. W Kazimierzu kiepściutki punkt - po 100km od wcześniejszego, na powietrzu (a było zimno), jeszcze obsługujący coś narzekał, że nie wiedział, że aż tyle czasu będzie musiał tu siedzieć ;). Przenieśliśmy się więc 300m dalej na stację Orlenu, Jurek pojechał dalej, ja jeszcze zjadłem zapiekankę na ciepło. Pozostało jeszcze 100km na metę, pierwszy odcinek w rejonie Nałęczowa pagórkowaty, dalej już płasko. Niemniej kilometry się bardzo dłużyły, dawało się we znaki duże zmęczenie. Na metę docieram jeszcze przed świtem, z czasem 20h 51min.

Start w miarę udany, czas przyzwoity, bo warunki nie były łatwe, a połowę trasy jechałem solo, przejechane tydzień wcześniej 700km też pewnie swój wpływ miało. Oczywiście mogło być lepiej, nie uniknąłem kryzysów, dopiero w drugiej części trasy złapałem lepszy rytm. Za Wojsławicami już nie miałem wielkiego ciśnienia na wynik, więc nie pilnowałem specjalnie czasu postojów, w ten sposób niewątpliwie jedzie się dużo przyjemniej, można zjeść normalny posiłek, dać parę minut odpoczynku zmęczonym mięśniom, zamiast wcinać tylko słodycze i żele; choć oczywiście czasu więcej schodzi.

Organizacja maratonu bardzo przyzwoita, duży pakiet startowy, dużo jedzenia na punktach, smaczny obiad w Janowie, jedynie w Kazimierzu wpadka ze słabym punktem.

Kilka fotek


Dane wycieczki: DST: 514.50 km AVS: 27.84 km/h ALT: 2339 m MAX: 52.90 km/h Temp:9.0 'C
Sobota, 23 kwietnia 2016Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon, Wycieczka, >500km
Olsztyn dłuższą drogą

Do dłuższej całodobowej trasy szykowałem się już od jakiegoś czasu - i w końcu przyszedł czas na realizację ;). O 8.30 startuję bezpośrednio z Warszawy, pierwszy kawałek tradycyjnie marny, 30km przeprawy przez Warszawę, a jeszcze do tego 10km bonusowych - czyli remont DW 637 do Węgrowa powodujący korki na mijankach. Dopiero przed Stanisławowem zaczyna się normalna jazda. Od razu daje się odczuć wpływ mocnego 8-10m/s wiatru w plecy, wieje z zachodu, skręcając lekko na południe; utrzymanie 30km/h nie jest problemem. Pierwszy postój robię w Sokołowie po 100km, za tym miastem zaczyna się ciekawsza jazda, bardziej podlaskie klimaty, przyjemna droga Siemiatycze - Hajnówka, ze sporymi leśnymi odcinkami.

Do Hajnówki średnia to aż 31,5km/h, niestety cena za te 200km rumakowania była wysoka - kolejne ponad 400km musiałem jechać pod wiatr ;)). Za Hajnówką robi się bardzo cieniutko, bo wiatr, który wg prognoz miał się zmniejszać pod wieczór wcale nie miał takiego zamiaru, a za to skręcił bardziej na południe. Po 40km walki z wiatrem staję na postój obiadowy w lesie, następnie wizyta nad zalewem Siemianówka po której czekał mnie ciężki odcinek do Michałowa - tam robi się już ciemno i wiatr powoli nieco się zmniejsza. Już po ciemku zaliczam 5km odcinek szutru przed Kruszynianami i jadę wzdłuż białoruskiej granicy. Spokojne asfalty wysokiej jakości, na odcinku 50km ledwie kilka samochodów mnie minęło. W nocy przyjemna jazda, bo było bardzo jasno, cały czas świecił mocno księżyc blisko pełni, co też miało swoje odbicie w temperaturze. Wg prognoz miało najniżej spaść do 0 stopni, byłem przygotowany na niskie temperatury, niemniej okazało się, że pod tym kątem było ciężko, prawie 150km musiałem jechać na mrozie, spadającym do -4'C, do tego po terenach bez żadnych miejsc, gdzie można się ogrzać. Bocznymi drogami przez Puszczę Augustowską (sporo napotkanych zajęcy i saren) przebijam się do szosy na Ogrodniki, którą z Kotem parę razy jechaliśmy do Wilna oraz na Pierścieniu, powoli zaczyna już dnieć.

Okolice świtu bardzo przyjemne, pomimo niskiej temperatury - bo dzień robi się słoneczny, cała oszroniona okolica wygląda pięknie, do tego pojawia się coraz więcej jezior. Jadę chyba najciekawszym mazurskim asfaltem, czyli drogą Sejny - Gołdap, również znaną z Pierścienia. W porannym słońcu okolica prezentuje się jeszcze lepiej, liczne wzgórza z soczyście zieloną trawą robią wrażenie. Temperatura zaczyna wreszcie rosnąć, ale ciepło wcale nie jest, bo jadę pod zimny, nieprzyjemny wiatr. Nad ranem jeszcze niewiele przeszkadzał, ale wraz z upływem dnia zaczyna coraz mocniej dawać się we znaki. W puszczy Rominckiej staję na większy posiłek, na kolejnych kilometrach powoli coraz mocniej dają się odczuć dolegliwości tak długich tras - siedzenie boli, mięśnie coraz bardziej zmęczone, a jak to na Mazurach - górki są właściwie cały czas. Trasa do Węgorzewa urozmaicona akcją z dwójką wyjątkowych chamów jadących tirami, którzy postanowili mnie zmusić do jazdy ścieżką, którą nie jechałem bo co rusz pojawiały się na niej a to kamyczki, a to gałęzie, a to piach, a poprowadzona była tak fatalnie, że jadąc przy samej drodze zaliczała ze dwa razy więcej przewyższeń, a na drodze ruch był niewielki. Te ścieżki to prawdziwa zmora mazurskich szos, ostatnio pełno tego, a nie stanowią sensownej alternatywy dla szosy, bo co rusz przechodzą w szutry.

Za Węgorzewem zrobiłem długi, godzinny postój, co było wielkim błędem, źle obliczyłem czas, kawałek później złapałem gumę i wymieniałem już wytartą do oplotu oponą na zapasową. I w efekcie ostatnie ponad 100km musiałem zasuwać bardzo mocno, żeby się wyrobić na ostatni pociąg z Olsztyna, załatwiłem się tak samo głupio jak na zeszłorocznej trasie do Budapesztu. A trzymać to mocne tempo koło 25km/h z takim dystansem w nogach i przede wszystkim pod ten wiatr 5-6m/s było bardzo trudne. Za Reszlem łapie mnie ulewa, nie było już czasu na przebieranie się, więc trochę mnie przeczesało; ale wyszedłem na tym deszczu doskonale - bo wraz z ulewą zmienił się zupełnie wiatr, zaczął nawet leciutko wiać w plecy; bez tego nie dałbym już rady wyrobić się na pociąg.

Trasa bardzo wymagająca, dużo wiatru, niska temperatura, ogromny dystans, sporo górek na Mazurach. Ale widokowo było ekstra, dużo słońca, piękne krajobrazy wiosny budzącej się do życia, kapitalne chwile po świcie; jednym słowem - warto się było pomęczyć!

Zdjęcia


Dane wycieczki: DST: 699.50 km AVS: 26.28 km/h ALT: 3674 m MAX: 61.20 km/h Temp:8.0 'C
Czwartek, 21 kwietnia 2016Kategoria Canyon, Wycieczka
Pętla przez Baniochę
Dane wycieczki: DST: 65.40 km AVS: 27.83 km/h ALT: 138 m MAX: 45.00 km/h Temp:18.0 'C
Sobota, 16 kwietnia 2016Kategoria >100km, Canyon, Wycieczka
Góry Świętokrzyskie

Trasa była pomyślana na solidne zmachanie się - i swoje założenie spełniła w 100% :)). Do Nowej Słupi dojechaliśmy samochodem razem z Tomkiem i Ryśkiem, trasa zaplanowana była w skrócie jako duża pętla okrążająca cały masyw Łysej Góry, zaliczając po drodze mnóstwo świętokrzyskich ścianek. Tak więc w skrócie górka-dołek przez cały czas. Od razu na początku Tomek narzucił bardzo mocne tempo i takie trzymał cały czas, odsadzając nas niemal na każdej górce. W okolicach Świętego Krzyża zaczęło popadywać, zjazd też na mokro, na szczęście długo to nie potrwało. Odwiedziliśmy też bazę MP w Mąchocicach, całkiem fajna, zrobiła na nas dobre wrażenie.

Wyjazd bardzo udany, solidnie dał w kość, interwałowe podjazdy potrafią zmęczyć sporo bardziej niż długie góry, pod koniec już blisko było skurczy.

Kilka fotek




Dane wycieczki: DST: 182.00 km AVS: 27.93 km/h ALT: 2398 m MAX: 67.30 km/h Temp:14.0 'C
Środa, 13 kwietnia 2016Kategoria Canyon, Wycieczka
Pętla przez Górę Kalwarię
Dane wycieczki: DST: 55.90 km AVS: 29.95 km/h ALT: 95 m MAX: 47.10 km/h Temp:17.0 'C
Poniedziałek, 11 kwietnia 2016Kategoria Canyon, Wycieczka
Szybka pętla przez Chynów, nieźle się wyżyłowałem ;)
Dane wycieczki: DST: 83.40 km AVS: 31.87 km/h ALT: 187 m MAX: 42.70 km/h Temp:13.0 'C
Wtorek, 29 marca 2016Kategoria Canyon, Wycieczka
Pętla do Baniochy
Na pierwszą część dnia zapowiadali deszcze, wyjechałem więc koło 13, gdy wyszło słońce. Start przy 17 stopniach, pierwszy raz w tym roku w krótkich spodenkach. Ale potem już było tylko gorzej :)). Słońce zaszło, temperatura spadła, wróciłem więc do długich spodni; do tego przed Górą Kalwarią zaczął padać deszcz, a ja nie miałem kurtki na deszcz. Trochę popadało, w samej Górze już przestało i się tez przejaśniło. I to mnie zmyliło, więc pojechałem dalej, zamiast szybko wracać do Warszawy. Bo pod Baniochą dorwał mnie już nie zwykły deszcz, ale solidna burza. Bardzo mocno wiało z boku, takim burzowym wiatrem z ostrymi podmuchami, chwilami już wyrzucając mnie z jezdni. Ale co gorsza mocno sieknęło gradem, który nawet przez bluzę i spodnie się odczuwało, a na twarzy już zdecydowanie boleśnie. Waliło tak z 10-15min, przemarzłem solidnie, bo temperatura spadła do ledwie 6 stopni. Tak więc powrót do Warszawy niespecjalny - przemarznięty i przemoczony; a tak było ładnie jak ruszałem! :))
Dane wycieczki: DST: 61.20 km AVS: 27.40 km/h ALT: 102 m MAX: 41.20 km/h Temp:11.0 'C
Poniedziałek, 28 marca 2016Kategoria Canyon, Wycieczka
Pętla do Baniochy, nad Wisłą przypadkowo spotkałem Ryśka, razem przejechaliśmy całą resztę trasy. A dzisiaj prawdziwa wiosna, w słońcu już niemal 20 stopni, długo w tym roku przyszło nam czekać na takie warunki ;))
Dane wycieczki: DST: 67.70 km AVS: 28.21 km/h ALT: 156 m MAX: 45.50 km/h Temp:17.0 'C
Niedziela, 27 marca 2016Kategoria Canyon, Wycieczka
Wielkanocna pętla do Chynowa, wreszcie nadeszło jakieś zauważalne ocieplenie, jechało się całkiem przyjemnie
Dane wycieczki: DST: 83.40 km AVS: 29.61 km/h ALT: 261 m MAX: 42.60 km/h Temp:11.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl