Olsztyn dłuższą drogą
Do dłuższej całodobowej trasy szykowałem się już od jakiegoś czasu - i w końcu przyszedł czas na realizację ;). O 8.30 startuję bezpośrednio z Warszawy, pierwszy kawałek tradycyjnie marny, 30km przeprawy przez Warszawę, a jeszcze do tego 10km bonusowych - czyli remont DW 637 do Węgrowa powodujący korki na mijankach. Dopiero przed Stanisławowem zaczyna się normalna jazda. Od razu daje się odczuć wpływ mocnego 8-10m/s wiatru w plecy, wieje z zachodu, skręcając lekko na południe; utrzymanie 30km/h nie jest problemem. Pierwszy postój robię w Sokołowie po 100km, za tym miastem zaczyna się ciekawsza jazda, bardziej podlaskie klimaty, przyjemna droga Siemiatycze - Hajnówka, ze sporymi leśnymi odcinkami.
Do Hajnówki średnia to aż 31,5km/h, niestety cena za te 200km rumakowania była wysoka - kolejne ponad 400km musiałem jechać pod wiatr ;)). Za Hajnówką robi się bardzo cieniutko, bo wiatr, który wg prognoz miał się zmniejszać pod wieczór wcale nie miał takiego zamiaru, a za to skręcił bardziej na południe. Po 40km walki z wiatrem staję na postój obiadowy w lesie, następnie wizyta nad zalewem Siemianówka po której czekał mnie ciężki odcinek do Michałowa - tam robi się już ciemno i wiatr powoli nieco się zmniejsza. Już po ciemku zaliczam 5km odcinek szutru przed Kruszynianami i jadę wzdłuż białoruskiej granicy. Spokojne asfalty wysokiej jakości, na odcinku 50km ledwie kilka samochodów mnie minęło. W nocy przyjemna jazda, bo było bardzo jasno, cały czas świecił mocno księżyc blisko pełni, co też miało swoje odbicie w temperaturze. Wg prognoz miało najniżej spaść do 0 stopni, byłem przygotowany na niskie temperatury, niemniej okazało się, że pod tym kątem było ciężko, prawie 150km musiałem jechać na mrozie, spadającym do -4'C, do tego po terenach bez żadnych miejsc, gdzie można się ogrzać. Bocznymi drogami przez Puszczę Augustowską (sporo napotkanych zajęcy i saren) przebijam się do szosy na Ogrodniki, którą z Kotem parę razy jechaliśmy do Wilna oraz na Pierścieniu, powoli zaczyna już dnieć.
Okolice świtu bardzo przyjemne, pomimo niskiej temperatury - bo dzień robi się słoneczny, cała oszroniona okolica wygląda pięknie, do tego pojawia się coraz więcej jezior. Jadę chyba najciekawszym mazurskim asfaltem, czyli drogą Sejny - Gołdap, również znaną z Pierścienia. W porannym słońcu okolica prezentuje się jeszcze lepiej, liczne wzgórza z soczyście zieloną trawą robią wrażenie. Temperatura zaczyna wreszcie rosnąć, ale ciepło wcale nie jest, bo jadę pod zimny, nieprzyjemny wiatr. Nad ranem jeszcze niewiele przeszkadzał, ale wraz z upływem dnia zaczyna coraz mocniej dawać się we znaki. W puszczy Rominckiej staję na większy posiłek, na kolejnych kilometrach powoli coraz mocniej dają się odczuć dolegliwości tak długich tras - siedzenie boli, mięśnie coraz bardziej zmęczone, a jak to na Mazurach - górki są właściwie cały czas. Trasa do Węgorzewa urozmaicona akcją z dwójką wyjątkowych chamów jadących tirami, którzy postanowili mnie zmusić do jazdy ścieżką, którą nie jechałem bo co rusz pojawiały się na niej a to kamyczki, a to gałęzie, a to piach, a poprowadzona była tak fatalnie, że jadąc przy samej drodze zaliczała ze dwa razy więcej przewyższeń, a na drodze ruch był niewielki. Te ścieżki to prawdziwa zmora mazurskich szos, ostatnio pełno tego, a nie stanowią sensownej alternatywy dla szosy, bo co rusz przechodzą w szutry.
Za Węgorzewem zrobiłem długi, godzinny postój, co było wielkim błędem, źle obliczyłem czas, kawałek później złapałem gumę i wymieniałem już wytartą do oplotu oponą na zapasową. I w efekcie ostatnie ponad 100km musiałem zasuwać bardzo mocno, żeby się wyrobić na ostatni pociąg z Olsztyna, załatwiłem się tak samo głupio jak na zeszłorocznej trasie do Budapesztu. A trzymać to mocne tempo koło 25km/h z takim dystansem w nogach i przede wszystkim pod ten wiatr 5-6m/s było bardzo trudne. Za Reszlem łapie mnie ulewa, nie było już czasu na przebieranie się, więc trochę mnie przeczesało; ale wyszedłem na tym deszczu doskonale - bo wraz z ulewą zmienił się zupełnie wiatr, zaczął nawet leciutko wiać w plecy; bez tego nie dałbym już rady wyrobić się na pociąg.
Trasa bardzo wymagająca, dużo wiatru, niska temperatura, ogromny dystans, sporo górek na Mazurach. Ale widokowo było ekstra, dużo słońca, piękne krajobrazy wiosny budzącej się do życia, kapitalne chwile po świcie; jednym słowem - warto się było pomęczyć!
Zdjęcia
Komentarze
Do dłuższej całodobowej trasy szykowałem się już od jakiegoś czasu - i w końcu przyszedł czas na realizację ;). O 8.30 startuję bezpośrednio z Warszawy, pierwszy kawałek tradycyjnie marny, 30km przeprawy przez Warszawę, a jeszcze do tego 10km bonusowych - czyli remont DW 637 do Węgrowa powodujący korki na mijankach. Dopiero przed Stanisławowem zaczyna się normalna jazda. Od razu daje się odczuć wpływ mocnego 8-10m/s wiatru w plecy, wieje z zachodu, skręcając lekko na południe; utrzymanie 30km/h nie jest problemem. Pierwszy postój robię w Sokołowie po 100km, za tym miastem zaczyna się ciekawsza jazda, bardziej podlaskie klimaty, przyjemna droga Siemiatycze - Hajnówka, ze sporymi leśnymi odcinkami.
Do Hajnówki średnia to aż 31,5km/h, niestety cena za te 200km rumakowania była wysoka - kolejne ponad 400km musiałem jechać pod wiatr ;)). Za Hajnówką robi się bardzo cieniutko, bo wiatr, który wg prognoz miał się zmniejszać pod wieczór wcale nie miał takiego zamiaru, a za to skręcił bardziej na południe. Po 40km walki z wiatrem staję na postój obiadowy w lesie, następnie wizyta nad zalewem Siemianówka po której czekał mnie ciężki odcinek do Michałowa - tam robi się już ciemno i wiatr powoli nieco się zmniejsza. Już po ciemku zaliczam 5km odcinek szutru przed Kruszynianami i jadę wzdłuż białoruskiej granicy. Spokojne asfalty wysokiej jakości, na odcinku 50km ledwie kilka samochodów mnie minęło. W nocy przyjemna jazda, bo było bardzo jasno, cały czas świecił mocno księżyc blisko pełni, co też miało swoje odbicie w temperaturze. Wg prognoz miało najniżej spaść do 0 stopni, byłem przygotowany na niskie temperatury, niemniej okazało się, że pod tym kątem było ciężko, prawie 150km musiałem jechać na mrozie, spadającym do -4'C, do tego po terenach bez żadnych miejsc, gdzie można się ogrzać. Bocznymi drogami przez Puszczę Augustowską (sporo napotkanych zajęcy i saren) przebijam się do szosy na Ogrodniki, którą z Kotem parę razy jechaliśmy do Wilna oraz na Pierścieniu, powoli zaczyna już dnieć.
Okolice świtu bardzo przyjemne, pomimo niskiej temperatury - bo dzień robi się słoneczny, cała oszroniona okolica wygląda pięknie, do tego pojawia się coraz więcej jezior. Jadę chyba najciekawszym mazurskim asfaltem, czyli drogą Sejny - Gołdap, również znaną z Pierścienia. W porannym słońcu okolica prezentuje się jeszcze lepiej, liczne wzgórza z soczyście zieloną trawą robią wrażenie. Temperatura zaczyna wreszcie rosnąć, ale ciepło wcale nie jest, bo jadę pod zimny, nieprzyjemny wiatr. Nad ranem jeszcze niewiele przeszkadzał, ale wraz z upływem dnia zaczyna coraz mocniej dawać się we znaki. W puszczy Rominckiej staję na większy posiłek, na kolejnych kilometrach powoli coraz mocniej dają się odczuć dolegliwości tak długich tras - siedzenie boli, mięśnie coraz bardziej zmęczone, a jak to na Mazurach - górki są właściwie cały czas. Trasa do Węgorzewa urozmaicona akcją z dwójką wyjątkowych chamów jadących tirami, którzy postanowili mnie zmusić do jazdy ścieżką, którą nie jechałem bo co rusz pojawiały się na niej a to kamyczki, a to gałęzie, a to piach, a poprowadzona była tak fatalnie, że jadąc przy samej drodze zaliczała ze dwa razy więcej przewyższeń, a na drodze ruch był niewielki. Te ścieżki to prawdziwa zmora mazurskich szos, ostatnio pełno tego, a nie stanowią sensownej alternatywy dla szosy, bo co rusz przechodzą w szutry.
Za Węgorzewem zrobiłem długi, godzinny postój, co było wielkim błędem, źle obliczyłem czas, kawałek później złapałem gumę i wymieniałem już wytartą do oplotu oponą na zapasową. I w efekcie ostatnie ponad 100km musiałem zasuwać bardzo mocno, żeby się wyrobić na ostatni pociąg z Olsztyna, załatwiłem się tak samo głupio jak na zeszłorocznej trasie do Budapesztu. A trzymać to mocne tempo koło 25km/h z takim dystansem w nogach i przede wszystkim pod ten wiatr 5-6m/s było bardzo trudne. Za Reszlem łapie mnie ulewa, nie było już czasu na przebieranie się, więc trochę mnie przeczesało; ale wyszedłem na tym deszczu doskonale - bo wraz z ulewą zmienił się zupełnie wiatr, zaczął nawet leciutko wiać w plecy; bez tego nie dałbym już rady wyrobić się na pociąg.
Trasa bardzo wymagająca, dużo wiatru, niska temperatura, ogromny dystans, sporo górek na Mazurach. Ale widokowo było ekstra, dużo słońca, piękne krajobrazy wiosny budzącej się do życia, kapitalne chwile po świcie; jednym słowem - warto się było pomęczyć!
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 699.50 km AVS: 26.28 km/h
ALT: 3674 m MAX: 61.20 km/h
Temp:8.0 'C
Komentarze
,, ... faktycznie ponad 700km było, bo w pociągu nie spałem, a jeszcze w Warszawie jechałem do i z metra, więc ze 2km wpadły, tyle, że już nie odpalałem licznika ;) "
W kategorii bikestats humor, to tekst roku :))) Walery - 22:08 środa, 27 kwietnia 2016 | linkuj
W kategorii bikestats humor, to tekst roku :))) Walery - 22:08 środa, 27 kwietnia 2016 | linkuj
Graty! Bo co więcej można napisać przy takim dystansie? Zazdroszczę formy, a przede wszystkim czasu, który możesz poświęcić na takie jazdy :)
monikaaa - 19:26 środa, 27 kwietnia 2016 | linkuj
tak jak ceny w sklepach: 699,5 699,99 bardziej przyciąga ludzi, niż równe 700 hehe :>
może teraz Lublin przez Szczecin? ;] gustav - 14:56 środa, 27 kwietnia 2016 | linkuj
może teraz Lublin przez Szczecin? ;] gustav - 14:56 środa, 27 kwietnia 2016 | linkuj
Taki foch ;), kto bogatemu (sytemu) Wilkowi zabroni .
darrk7 - 19:10 wtorek, 26 kwietnia 2016 | linkuj
Ale żeby tak nie dokręcić do równych 700 km? :-). Nie rozumiem ;-)
MARECKY - 19:02 wtorek, 26 kwietnia 2016 | linkuj
Piękna trasa.Jak widzę z Garminem rywalizujecie nie tylko na słowa.
Tragiczne te zachowania kierowców.Ja miałem taki przypadek z osobówką.Tu chyba trzeba zmienić prawo i robić jakieś badania żeby odsiać idiotów.
Tak trochę ryzykownie przed Pięknym Wschodem.Ciekawi mnie czy będzie progres czy dołek :) GoralNizinny - 20:33 poniedziałek, 25 kwietnia 2016 | linkuj
Tragiczne te zachowania kierowców.Ja miałem taki przypadek z osobówką.Tu chyba trzeba zmienić prawo i robić jakieś badania żeby odsiać idiotów.
Tak trochę ryzykownie przed Pięknym Wschodem.Ciekawi mnie czy będzie progres czy dołek :) GoralNizinny - 20:33 poniedziałek, 25 kwietnia 2016 | linkuj
Super opis i graty za dystans, oraz za to, że nie była to liniówka z wiatrem :) jak to robi wiele osób :(
profesor - 19:24 niedziela, 24 kwietnia 2016 | linkuj
Poszalałeś ;) Gminy zaliczone, i nadal naokoło jeździsz?
waxmund - 17:21 niedziela, 24 kwietnia 2016 | linkuj
Super jazda, moje gratulacje:)
Mam pytanko trochę może dziwne, jak z problemem latających po nocy ( i w dzień ) wiejskich psów? Aż dziwne, na tak długiej trasie ani jednego?
Pozdrawiam serdecznie
Krzysztof krzychs4 - 16:13 niedziela, 24 kwietnia 2016 | linkuj
Mam pytanko trochę może dziwne, jak z problemem latających po nocy ( i w dzień ) wiejskich psów? Aż dziwne, na tak długiej trasie ani jednego?
Pozdrawiam serdecznie
Krzysztof krzychs4 - 16:13 niedziela, 24 kwietnia 2016 | linkuj
Kolejna super wyprawa:) Gratuluje! Przy okazji mam pytanie, jaki to model Garmina? Zastanawiam się nad zakupem i szukam czegoś, co będzie pomocne głównie w nawigowaniu.
adrianu - 14:16 niedziela, 24 kwietnia 2016 | linkuj
Ta torba pod siodłem to specjalna czy sam pan ją przystosował do roweru?
szalonykolarz - 11:38 niedziela, 24 kwietnia 2016 | linkuj
Jessss. Wygrałem zakład ;-p a jak przeczytam to napisze komentarz.
Waskii - 11:16 niedziela, 24 kwietnia 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!