Drugiego dnia już deszczowo, ale w terenie ten deszcz przeszkadza sporo mniej niż na asfalcie, a Kampinos ma świetną glebę, która błota prawie nie łapie. Jazdę mocno urozmaiciło starcie pod Brochowem ze Straszliwym Gąsiorem. Stało to monstrum (ponad metr wysokości, dobrze odpasiony) na środku drogi, ale w zadufaniu we własne możliwości zlekceważyłem zagrożenie i zamiast zsiąść z roweru próbowałem go minąć jadąc rowerem. Na co Gąsior przystąpił do ataku (a rozpiętość skrzydeł to miał ze 2 metry), próbując go rozpaczliwie minąć zaryłem się w piachu i zaliczyłem malowniczą glebę
W piątek pogoda była tak fenomenalna, że skusiłem się na pierwszy w tym roku wypad do Kampinosu połączony z biwakiem. Warun kapitalny, 13-15 stopni, słoneczko, do tego w lesie nadspodziewanie sucho; po zimie prawie nie zostało błota. Kilka fotek z trasy: