wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Giant Anthem 2020

Dystans całkowity:1491.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:80:47
Średnia prędkość:18.47 km/h
Maksymalna prędkość:79.10 km/h
Suma podjazdów:14205 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:106.56 km i 5h 46m
Więcej statystyk
Niedziela, 26 kwietnia 2020Kategoria Wycieczka, Giant Anthem 2020, >300km, >200km, >100km
Krwawa Pętla - po raz szósty

Ostatni raz na Krwawej Pętli byłem w 2016, w tym roku postanowiłem, więc wrócić do starej dobrej tradycji - i zapisałem na maraton organizowany przez Koło Ultra, który miał prowadzić trasą tego szlaku. Niestety sytuacja związana z epidemią koronawirusa spowodowała, że planowany na czerwiec maraton został w tym roku odwołany. Ale uznałem, że rok to na przejechanie Krwawej czekać nie będę i postanowiłem wziąć sprawę w swoje ręce ;))

Ruszam z Warszawy jeszcze nocą, na trasę Krwawej Pętli wjeżdżam o 4.45. Tradycyjnie próbowałem się wyspać i tradycyjnie nic z tego nie wyszło, więc jadę w ogóle bez snu. Dokładnie sprawdziłem prognozy pogody by wiedzieć jakich najniższych temperatur można się spodziewać, te pokazywały poziom ok. 4 stopni. Uznałem więc, że pojadę w letnim stroju, tyle to jeszcze się wytrzyma. Okazało się, że 4 stopnie rzeczywiście były, tyle, że na minusie, co już było deczko bolesne jak na cienkie letnie portki i buty z siateczką bez żadnych ochraniaczy ;)). Już na wyjeździe z Konstancina temperatura spadła poniżej zera, koło świtu za Górą było już -4'C, w sumie na mrozie przejechałem ponad 50km, uda pod nogawkami całe czerwone, ale dało się wytrzymać ;). Natomiast już po ok. 50km widzę, że dużym błędem było zabranie tego modelu spodenek z dość cienką wkładką, a przede wszystkim to, że nie przekręciłem siodełka z roweru szosowego. Tu miałem Fizika bez dziury, na krótkich dystansach OK, ale za zaryzykowanie tego na taką trasę miałem tu zapłacić cenę. 


Pierwszy odcinek to Lasy Chojnowskie, raczej mało widowiskowe. Od 2016 dużo się pozmieniało w topografii szlaku, bo w tym okresie zbudowano lub dalej się buduje wiele dróg ekspresowych i autostrad z Warszawy, co wymusiło zmianę przebiegu szlaku. Pierwszą taką zmianę widać już w Magdalence, na przecięciu S7, niestety wypadł fajny kawałek z singlami i górkami. Widać też na całej trasie, że jest bardzo sucho, nawet rosy praktycznie nie było. Od Nadarzyna zaczyna się już zauważalnie ocieplać, po dojechaniu do Podkowy Leśnej można już było zdjąć część ubrań. Od Podkowy najłatwiejszy i najmniej ciekawy kawałek pętli, czyli odcinek przerzutowy pod Kampinos. Tam przekraczam 100km i na skraju Puszczy robię sobie pierwszy duży popas, zrobiło się już na tyle ciepło, że dało się jechać w krótkich spodenkach. Za mną 1/3 trasy, ale ta zdecydowanie najłatwiejsza.


Kampinos już nieco trudniejszy, najpierw fajny interwałowy w części odcinek do Leszna, następnie przejazd do centrum Puszczy i kapitalnego pasa łąk otoczonych lasem. Z Kampinosu szlak prowadzi nad Wisłę, jest miejsce w którym można zjechać nad samą rzekę, imponująco prezentującą się w tym miejscu (kawałek po ujściu Narwi). Tutaj mija półmetek trasy, więc planowałem zrobić postój obiadowym w Macu w Nowym Dworze, ten niestety czynny jedynie w formie McDrive, a kolejka samochodów długa, więc zdecydowałem się na zapiekanki ze stacji benzynowej. Tym razem już odpuściłem zjazd na oficjalny początek szlaku na PKP Modlin (trzeba dwa razy jechać ten sam nieciekawy i ruchliwy odcinek) i ruszam dalej. Kawałek wiślanym wałem i wjeżdżam w Lasy Chotomowskie, tutaj już skala trudności jazdy zaczyna rosnąć, coraz więcej piaszczystych wydm, jednym słowem odcinek do Nieporętu solidny. Za Nieporętem zaledwie 15m ode mnie spotykam wielkiego łosia, a kawałek dalej matkę z młodym, ale zdjęcie nie bardzo wyszło. 


Od Marek coraz więcej zmian na szlaku, związanych z budowami nowy szos, najwięcej tu namieszała S8 prowadząca przy samym Horowym Bagnie. W tamtym rejonie orientuję się, że coś źle zaczynają mi się zmieniać biegi, sprawdzam napęd - i okazuje się, że łańcuch jest już prawie zerwany. W pierwszej chwili myślałem, że to game over i że w narzędziach mam tylko spinki do szosowego 11-rzędowego łańcucha, ale okazało się, że na szczęście mam i te starsze do 9-rzędowego. Przy usuwaniu walniętego ogniwka niestety wygiął mi się bolec w ściągaczu, ale na szczęście udało się to wymienić i ruszam dalej. Skala trudności szlaku zaczyna coraz bardziej rosnąć, zbliżają się tereny MPK z wieloma piaszczystymi wydmami. Do tego największa zmiana na szlaku jest na wysokości Wesołej by wyeliminować stare przejście przez bardzo ruchliwą szosę lubelską, gdzie trzeba było skakać przez barierki. Nowa wersja szlaku prowadzi do Wesołej bardzo fajnym, mocno interwałowym szlakiem po wydmach, także i na wyjeździe z Wesołej są duże górki, jednym słowem doszło parę kilometrów i to bardzo wymagających. Do Międzylesia dojeżdżam później niż planowałem (za późno wystartowałem) i już widzę, że najbardziej wymagającą część Krwawej Pętli trzeba będzie robić po ciemku, coś czego właśnie chciałem uniknąć ;)


Szlak do Wiązowny tradycyjnie ciągnie się w nieskończoność, tutaj z kolei przecina się budowę A2, serce się kraje jak się widzi ile lasów wyrżnęli pod te budowy. W samej Wiązownie też zmiany bo tu z kolei jest S17. Na prawdziwą perełkę Krwawej, czyli dolinkę Mieni wjeżdżam już nocą, daje to sporo adrenaliny, bo często jedzie się 20-30cm od parumetrowego urwiska. Po tym w rejonie Otwocka jest wjazd na Meran, tu zaliczam glebę na chamskim korzeniu, którą Garmin określił jako "skok", bo taką funkcję liczenia skoków w MTB teraz niektóre Garminy posiadają ;). Ciągnie się ta końcówka niesamowicie, bo szlak w tym rejonie raz, że jest bardzo pokręcony, a dwa wymagający, kupa górek, piachów. Najbardziej wnerwiający odcinek całej Krwawej Pętli jest przed Pogorzelą, szlak kręci tam maksymalnie, jest wiele zwalonych drzew, nocą jedzie się to bardzo powoli. W Pogorzeli już najgorsze za mną, zostają jeszcze bunkry i końcówka do Góry, czyli sporo asfaltów i parę kilometrów wałem do mostu. W Górze Kalwarii jeszcze królewski 13% podjazd po chamskim bruku - i kończę Krwawą Pętle z czasem 18h 41min.


Satysfakcja jak zawsze wielka, podobnie jak zmęczenie, bo ten szlak daje strasznie w kość, a jadąc w takim kierunku jak ja najtrudniejszy odcinek wypada pod koniec, na największym zmęczeniu, a często i nocą. Ale o to w tej zabawie chodzi, żeby za lekko nie było. Z tyłkiem pod koniec szlaku już masakra, mięśnie też dają mocno popalić, jednym słowem za to się płaci! ;) A szlak jest niesamowity, przekrój i różnorodność wielka, są wszystkie możliwe typy terenu spotykane na podwarszawskich terenach, każdemu polecam!

Zdjęcia

Dane wycieczki: DST: 302.00 km AVS: 18.27 km/h ALT: 950 m MAX: 42.10 km/h Temp:8.0 'C
Piątek, 20 marca 2020Kategoria Giant Anthem 2020
Po mieście
Dane wycieczki: DST: 45.20 km AVS: 22.60 km/h ALT: 146 m MAX: 47.40 km/h Temp:8.0 'C
Niedziela, 1 marca 2020Kategoria >100km, Giant Anthem 2020, Wycieczka
Pętelka po Kampinosie z Krzyśkiem i na części trasy z Arturem 
Fajna pogoda do jazdy, niestety kawałek przed wjazdem do lasu zaliczyłem głupią glebę, nie zauważyłem niskiego krawężnika, koło zakantowało i zapoznałem się z podłożem ;). Rozdarte spodnie i rozwalone kolano, więc trochę słabo się dalej jechało bo rana kleiła się do spodni, ale trzeba być twardym nie "mientkim" ;))

Ale generalnie fajna traska, kampinoskie górki dają popalić, do tras terenowych pod Warszawą to najciekawszy rejon.

Dobrze pomyślane podpórki na skrzyżowaniach, nie trzeba stawać na ziemi stojąc na światłach


Licznik rowerzystów na ścieżce na Banacha


Popas z wypasem, czyli Kanapka Praska od Makłowicza ;)


Kolano po szlifie:
Dane wycieczki: DST: 108.30 km AVS: 19.06 km/h ALT: 470 m MAX: 43.20 km/h Temp:10.0 'C
Sobota, 22 lutego 2020Kategoria >100km, Wycieczka, Giant Anthem 2020
Hej dziewczęta w górę kiecki - jedzie rowerzysta mazowiecki!

...czyli parafraza pięknej żurawiejki o ułanach jazłowieckich na jaką natrafiłem na dzisiejszej trasie po Kampinosie. Żurawiejki to były takie krótkie rymowane i zabawne przyśpiewki polskiej przedwojennej kawalerii, każdy pułk ułanów II Rzeczpospolitej takowe posiadał.
Niejedna sprośna, bo to bez tego to by były dupy, a nie ułani ;)

Stąd ułani ruszyli do jednej z ostatnich szarż w historii polskiej kawalerii (a ostatniej z udziałem tak dużych sił jak cały pułk). Szarży zwycięskiej, bo przebili się do oblężonej Warszawy po niemieckich trupach.


A tutaj ciekawa relacja włoskiego korespondenta, który przypadkowo był świadkiem owej szarży:
Nagle bohaterski zespół kawalerzystów w sile około paruset koni wyłonił się w galopie z zarośli. Nacierali oni, mając w środku rozwinięty sztandar... Wszystkie niemieckie karabiny maszynowe umilkły, a tylko działa strzelały. Ich ogień stworzył zaporę ogniową na przestrzeni 300 metrów przed liniami niemieckimi. Polscy kawalerzyści nacierali całym pędem, jak na średniowiecznych obrazach! Na czele wszystkich galopował dowódca z podniesioną szablą. Widać było, jak malała odległość pomiędzy grupą polskich kawalerzystów a ścianą niemieckiego ognia. Szaleństwem było kontynuować tę szarżę na spotkanie śmierci. A jednak Polacy przeszli.
Fajne kampinoskie singielki:




Powrót nad Wisłą już po zmierzchu:


A na koniec trasy wizyta u warszawskiej Syrenki:

Dane wycieczki: DST: 109.40 km AVS: 18.86 km/h ALT: 562 m MAX: 42.30 km/h Temp:7.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl