wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2020

Dystans całkowity:1731.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:69:03
Średnia prędkość:25.08 km/h
Maksymalna prędkość:70.50 km/h
Suma podjazdów:13150 m
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:75.29 km i 3h 00m
Więcej statystyk
Sobota, 18 lipca 2020Kategoria >100km, Giant Anthem 2020, Wycieczka
Pętelka po Kampinosie.
Na przejeździe przez Warszawę mijam ok. 60-letniego rowerzystę, jedzie w kapeluszu, z maseczką opuszczoną na brodę, ręce na kierownicy, a w ustach przygryziony pet - prawdziwy mistrz ;)). W Kampinosie od razu widać efekt dość deszczowego czerwca - plaga komarów, jak stanąłem poprawić siodełko w rowerze to chciały mnie żywcem zeżreć ;). Swoją drogą to liczba tych stworzeń jest po prostu niewyobrażalna, gdzie w lesie się nie stanie na chwilę - to natychmiast pojawia się ich kilkadziesiąt, to w całej Puszczy Kampinoskiej są ich miliardy, jak nie więcej. Jedynie na większych polanach można przez chwilę odetchnąć, ale długo nie trwa zanim i tu zwęszą łup. Właśnie na takiej wielkiej polanie biwakowej w Roztoce zrobiłem krótki popas (wstyd dla KPN, że nie ma tu śmietników, bo ludzi w weekendy przyjeżdża tu wielu, jest kilka wiat dla turystów). Obok mnie była rodzinka i ich budyniowaty synek atakowany przez skrzydlatych krwiopijców co chwilę rozpaczliwie wołał "Mamo - nie chcę tu być!" ;))

Trasa jak zwykle daje w kość, dużo interwałowych ścianek, też i więcej piachu się robi niż na wiosnę. Wracałem nad Wisłą, kawałek przed moim przejazdem w Łomiankach popadało, mnie jedynie kilka kropel zahaczyło, dobrze bo niczego od deszczu nie miałem. Singielek nad Wisłą od mojego ostatniego przejazdu jakieś 1,5 miesiąca temu zarósł niesamowicie, gęste chaszcze, wysokie na dwa metry, dokładnie jak na odcinku specjalnym Wisły 1200 nad Świdrem, aż się wierzyć nie chce jak to wszystko urosło w tak krótkim czasie. Skończyła mi się woda na wysokości Starówki, jak sprawdziłem przy fontannach powinien być kranik z wodą miejską, ale z powodu epidemii fontanny zamknięte, a i kranika nigdzie nie widziałem, więc już pociągnąłem na sucho ;)
Dane wycieczki: DST: 110.50 km AVS: 20.91 km/h ALT: 499 m MAX: 46.30 km/h Temp:27.0 'C
Piątek, 17 lipca 2020Kategoria Canyon 2020, Wycieczka
Kolejna pętelka, dzisiaj inna temperatura, chłodniej niż przez ostatnie dni
Dane wycieczki: DST: 53.80 km AVS: 30.74 km/h ALT: 106 m MAX: 53.20 km/h Temp:18.0 'C
Środa, 15 lipca 2020Kategoria Canyon 2020, Wycieczka
Pętelka do Cieciszewa
Trochę cieplej niż wczoraj, wypompowałem się solidnie ;)
Dane wycieczki: DST: 53.70 km AVS: 31.28 km/h ALT: 117 m MAX: 46.30 km/h Temp:25.0 'C
Wtorek, 14 lipca 2020Kategoria Canyon 2020, Wycieczka
Pętelka do Cieciszewa.
Cieplej niż w ostatnie parę dni, a pomimo tego na trasie spotkałem twardego zawodnika - jechał w maseczce i przyłbicy jednocześnie ;)

Też taka denerwująca sprawa, w momencie wprowadzenia obostrzeń związanych z epidemią wyłączono dotykowe guziki na przejściach dla pieszych, pozwalające skrócić czas oczekiwania na zielone światło dla pieszych. W momencie wprowadzenia zrobiono to sensownie, bo interwał przełączania był taki jakby się wciskało ten guzik. Ale mniej więcej z miesiąc temu w wielu sygnalizacjach w Warszawie zmieniono ten interwał na maksymalnie korzystny dla samochodów, a niekorzystny dla pieszych. A jadąc rowerem ścieżkami często się z takich przejść korzysta. Orientuje się ktoś czy gdzieś ewentualnie można to próbować zgłaszać? Bo niby miasto się chwali prorowerową polityką, a jednocześnie wprowadza rozwiązania maksymalnie prosamochodowe.
Dane wycieczki: DST: 53.80 km AVS: 31.34 km/h ALT: 123 m MAX: 52.90 km/h Temp:24.0 'C
Poniedziałek, 13 lipca 2020Kategoria Scott 2020, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki: DST: 15.20 km AVS: 19.83 km/h ALT: 30 m MAX: 27.60 km/h Temp:20.0 'C
Niedziela, 12 lipca 2020Kategoria Scott 2020, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki: DST: 15.50 km AVS: 20.67 km/h ALT: 30 m MAX: 0.70 km/h Temp:22.0 'C
Sobota, 11 lipca 2020Kategoria Scott 2020, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki: DST: 14.60 km AVS: 19.47 km/h ALT: 30 m MAX: 29.00 km/h Temp:16.0 'C
Piątek, 10 lipca 2020Kategoria Scott 2020, Użytkowo
Po mieście
Dane wycieczki: DST: 14.90 km AVS: 16.56 km/h ALT: 30 m MAX: 32.20 km/h Temp:27.0 'C
Poniedziałek, 6 lipca 2020Kategoria Canyon 2020, Wypad
Powrót z bazy do Olsztyna. Nadspodziewanie dobrze się jechało, bo z reguły takie powroty to jazda głównie na stojaka z zapieczonymi mocno mięśniami. A teraz choć oczywiście daleko od świeżości to jednak można było normalnie kręcić
Dane wycieczki: DST: 45.90 km AVS: 24.81 km/h ALT: 401 m MAX: 46.00 km/h Temp:25.0 'C
Sobota, 4 lipca 2020Kategoria >100km, >200km, >300km, >500km, Canyon 2020, Ultramaraton
Pierścień Tysiąca Jezior

W Pierścieniu dotąd startowałem trzy razy, w tym roku początkowo nie miałem tej imprezy w planie, ale zawirowania spowodowane epidemią przestawiły plany startowe wielu osobom i w tej nowej "konfiguracji" Pierścień wpasował się idealnie. Trasa przeze mnie znana i lubiana, tak więc z chęcią tu powróciłem po paruletniej przerwie. Startuję w kategorii Open, założeniem sportowym był czas poniżej 26h i też ogólna ocena możliwości przed sierpniowym BBT, gdzie chciałbym poprawić swój rekord przejazdu.


Wyspałem się nawet nieźle, ze 4-5h snu było co jak na mnie jest dobrym wynikiem ;). Pogoda idealna na ultra, słonecznie, ale bez upału, do tego zapowiada się wiatr w plecy na pierwszej połowie trasy. Szybkie pakowanie bagażu, przy maratonie z punktami żywnościowymi wystarczą niezbędne rzeczy i mała podsiodłówka. Na starcie honorowym w bazie montujemy GPS, później przejazd na start ostry do Miłakowa spokojnym tempem. Tutaj czekamy trochę na naszą kolej - i ruszamy. Jazda od razu solidna, Adam Filipek z rekordem na BBT poniżej 40h od razu wrzucił mocne tempo i szybko doganiamy kolejną grupkę z której zabiera się z nami jeszcze mocniejszy Wojtek Jaśniewicz (rekord z BBT 37h40min). I w takim składzie dojeżdżamy na pierwszy PK w Lidzbarku Warmińskim, w końcówce już ledwo wyrabiałem, ale nie z powodu tempa, a pełnego pęcherza, a nie chciałem odpuszczać fajnie jadącej grupy ;). W Lidzbarku przetasowanie grupy, Adam Filipek szybko ruszył sam do przodu, Adam Litarowicz czekał na kolegę z następnej grupy, a ja ruszam w trójkę razem z Wojtkiem i Grześkiem Mikołajewiczem.

I w tym składzie bardzo fajnie się jechało, wiatr wzmógł się na sile, generalnie wiało z południowego zachodu, więc często był to wiatr boczny, ale były odcinki, gdzie pchało równo w plecy. Tempo bardzo przyzwoite, w okolicach 32,5km/h, głównie Wojtek to ciągnął, bo wgrał zeszłoroczny ślad imprezy do nawigacji, więc nie bardzo mógł jechać solo. Bardzo fajna jazda, przyjemnie się też rozmawiało - to jest przewaga jazdy w Open nad Solo. Przed PK2 nad jeziorem Rydzówka zaczynają się mocniejsze hopki, z których fajnie widać jeziora - znak, że wjeżdżamy na Mazury. Sam punkt świetnie położony nad jeziorem, z dużym wyborem jedzenia, są arbuzy, można też zjeść na ciepło pierogi na co się skusiłem. Po krótkim postoju ruszamy dalej, znowu przemeblowanie grupki, do naszej trójki dołączył Adam Filipek, którego doszliśmy na punkcie. Tempo było solidne, na paru podjazdach już czułem, że dochodzę do ściany, czułem, że skurcze nadciągają. Już miałem odpuszczać grupę, ale zmiana pozycji ciała na siodełku pomogła. Wkrótce zostaje Adam Filipek, który stanął coś w rowerze regulować, ale to chyba grubsza była awaria, bo z monitoringu widzę, że wycofał się z wyścigu. 


Jazda na kolejny punkt elegancka, do Gołdapi są świetne asfalty, doganiamy tutaj parę osób, które się do nas podpinają. Przed Gołdapią seria górek i do samego miasta szybki zjazd, punkt tradycyjnie przy rynku, jest też kranik i można opłukać przepocone i zasolone ręce i głowę. Za Gołdapią zaczyna się najładniejszy w mojej opinii odcinek Pierścienia, czyli przygraniczna droga na Wiżajny i Sejny. To też najbardziej górzysta "pięćdziesiątka" Pierścienia, na 50km pomiędzy 250km a 300km suma podjazdów wyszła 560m. Ale przede wszystkim to bardzo ładna droga - lasy, a następnie zielone wzgórza Suwalszczyzny i przy tym pusto, bardzo niewielka gęstość zaludnienia jak na polskie standardy. Kawałek za Trójstykiem Granic ostra ścianka, na której wykręcam maksa z wyścigu, a następnie nowość na trasie Pierścienia, czyli objazd jeziora Wiżajny. I to był IMO strzał w dziesiątkę, bo kawałek jest piękny, często widać jezioro, po drodze liczne krótkie i soczyste ścianki, a z samego punktu świetnie widać najeżoną wiatrakami Górę Rowelską, czyli najwyższy punkt Pierścienia. A sam zjazd na punkt kawałkiem szuterku z krótką górką. 

Punkt przygotowany perfekcyjnie, jest wygodna toaleta, można nawet wziąć prysznic, jest szybko podany i smaczny dwudaniowy obiad, tak więc trochę spuściliśmy z reżimu pilnowania czasu postojów, bardziej przerzucając się na rytm towarzyski. Wojtek cały czas walczył próbując wgrać ślad do Garmina, udało się nawet ściągnąć na telefon prawidłową wersję, ale nie dało się tego przerzucić do komputerka, podobnie nie chciał iść transfer bezpośredni z mojego Garmina; śmieliśmy się, że przez to Wojtek nie będzie nas mógł urwać ;)

Przy wyjeździe z punktu do naszej trójki dołącza Czesia Kruczkowska i w czwórkę ruszamy dalej. Kończymy pagórkowatą i widokową pętlę wokół jeziora Wiżajny, zaliczamy Górę Rowelską, a następnie najdłuższy zjazd Pierścienia i ostrą hopkę w Rutce-Tartak.


Tutaj kończą się większe górki, jeszcze jest trochę mniejszych ścianek do Szypliszek, dalej już się zaczyna jedyna płaska setka na Pierścieniu. Przed punktem w Sejnach zaczyna zmierzchać i wita nas wielki księżyc blisko pełni; tutaj mijają nas najszybsi solowcy, którzy startowali blisko 2h po nas, m.in. Adam Kałużny w swoim kasku aero przemknął jak torpeda ;). Na punkcie w Sejnach sposobimy się do nocnej jazdy, jest też ciepła zupka, rozmawiamy też z Czarkiem Wójcikiem jadącym Solo, który narzeka na problemy żołądkowe.

Odcinek na 6PK w Dowspudzie ma dwa oblicza, pierwszy kawałek to przyjemna jazda gładką jak stół krajówką, o tej godzinie z minimalnym ruchem, ale druga część to przeciwny biegun, czyli bardzo dziurawa droga nad Wigrami; miałem okazję ten odcinek już jechać w tym roku w czasie wyjazdu na Litwę, więc byłem na to mentalnie przygotowany ;). Przetrwaliśmy to bez strat, ale z rozmów na mecie dowiedziałem się, że była osoba co nawet oponę rozerwała na tym kawałku. Dowspuda to kolejny punkt z wypasem, jest pomidorówka, jest duży pieróg, szczególnie te zupki dobrze wchodzą na wyścigu.


Następny odcinek do Ełku w większym składzie, jest też Adam Litarowicz z kolegą i zawodnik z odpalonym głośno radiem, co mnie zniesmaczyło, bo w jeździe grupowej powinno się używać słuchawek, by innych do słuchania tego czego nie mają ochoty nie zmuszać. W Ełku na punkcie witają nas Małgosia i Paweł (który też tego dnia zrobił ponad 400km śladem Pierścienia), na punkcie ciepły makaronik, tutaj też po raz pierwszy reguluję ustawienie roweru (co jak na mnie jest wynikiem doskonałym, bo normalnie to taki maraton to z kilkanaście poprawek jak nic), bo już coraz mocniej zaczyna mnie boleć kark od jazdy na lemondce. Lipcowy termin to także bardzo krótka noc, już po drugiej pojawiają się pierwsze przejaśnienia, a koło trzeciej widać już zorze. Ełk to także koniec płaskiego odcinka Pierścienia, stąd już na metę będą solidne górki, na kawałku do Giżycka są ze dwie większe ścianki. Na tym kawałku łapie nas deszcz, zaskoczyło mnie to, bo w prognozach jakie sprawdzałem na starcie było suchutko, ale na szczęście wiele nie padało. Na punkt w Giżycku docieramy już po świcie, tutaj trochę słabiej, ale to był punkt organizowany w ostatniej chwili, bo z pierwotnie planowanego wycofał się kontrahent tuż przed wyścigiem. Tu już mamy prawie 500km w nogach, więc i nie ma wielkiego ciśnienia na czas postojów, każdy tylko sobie wizualizuje metę. Tu też drugi raz poprawiam lemondkę, bo zmiana w Ełku co prawda zredukowała ból karku, ale za to siedzenie zaczęło mocniej obrywać ;)

A końcówka Pierścienia jest bardzo wredna i te ostatnie 100km ciągnie się w nieskończoność, bo jest tu kumulacja podjazdów i słabych asfaltów, tak więc ten kawałek w zestawieniu z tym co już ma się w nogach ostro daje w kość. Dalej przelotnie popadywało, drogi były mokre, na odcinku przed Kętrzynem Wojtek ledwo się wybronił przed upadkiem na przejeździe kolejowym, a w samym Kętrzynie na rondzie Czesia zaliczyła uślizg koła i upadek na bok. Mocno starta noga i rozwalone kolano - ale twardo się trzymała, zero narzekania, od razu wsiadła na rower i ruszyła dalej. Ale siłą rzeczy musiała jechać wolniej, zostałem więc by trochę pomóc, bo też powoli zaczynało coraz mocniej wiać w twarz, ale w tej fazie maratonu istotniejsze jest wsparcie psychiczne. Końcówka ciągnęła się i ciągnęła, kolejne podjazdy wysysały siły, m.in. długa ścianka przed Lutrami. Ostatni PK nad jeziorem Luterskim w Kikitach. Fajnie też widać jak wraz z wjazdem na Warmię zauważalnie zmienia się wygląd miasteczek, przede wszystkim dochodzą liczne przydrożne kapliczki, których na historycznie ewangelickich Mazurach nie uświadczymy.

W końcówce wiatr wzbierał na sile, więc kilometry leciały powoli, jechaliśmy w trójkę z Czesią i jeszcze jednym kontuzjowanym kolegą odliczając kilometry do mety i wreszcie o 10.33 meldujemy się w bazie maratonu witani m.in. przez papugę Krzyśka Kubika (chłopaka Czesi, który już ukończył maraton) ;))


Maraton dla mnie bardzo udany, uzyskałem czas 25h 8min, w 24h przejechałem 593km, chyba ledwie trzy razy w życiu zrobiłem niewiele więcej, a na tej dość wymagającej trasie to jest jak dla mnie bardzo dobry wynik. Ale najważniejsze jest to, że dojechałem w niezłej formie, mięśni nóg nie zajechałem, obyło się bez żadnych kontuzji, siedzenie jedynie na dziurawej końcówce zaczynało męczyć, ale jeszcze na akceptowalnym poziomie, choć pewnie przy dystansie ze 200km dłuższym już by tak różowo nie było. Najbardziej oczywiście pomogła tu bardzo fajna grupa, a to w Open często loteria, tym razem trafiłem bardzo dobrze, duże podziękowania dla chłopaków z którymi jechałem i Czesi. Też wpływ na dobry wynik miała tu świetna pogoda, bo warunki do jazdy były bardzo przyzwoite, góra 27-28'C w dzień, ciepła noc, 24h były do złamania, wymagało to trochę większej dyscypliny na postojach, Wojtek i Grzesiek dojechali z czasem 24h15min, więc niewiele im zabrakło; ale to taka specyfika Open, że walor towarzyski często zwycięża z czysto sportowym i nie warto dla urwania paru minut tego tracić, postojów wyszło mi 3h10min. Tak więc przed BBT jestem dobrej myśli, zebrałem też trochę nowych doświadczeń, odświeżając sobie sposób jazdy na maratonach z punktami żywnościowymi, bo parę lat już tego typu imprezy nie jechałem.

Podziękowania dla Wojtka i Grześka z którymi wspólnie pokonałem zdecydowaną większość trasy, bardzo fajnie się razem jechało, było o czym pogadać. Gratulacje dla Czesi za wielkie serce do walki, pomimo bolesnej gleby twardo walczyła na trasie i udało się jej zająć drugie miejsce w Open wśród pań.Organizacyjnie maraton oceniam bardzo wysoko, wiele świetnie przygotowanych punktów, bez problemu można było zrobić całą trasę opierając się tylko na jedzeniu z bogato wyposażonych punktów. Trasa tradycyjnie ekstra, bardzo lubię te tereny, a trochę dziur jakoś mnie wielce nie rusza, wolę to niż dużo nudniejsze tereny z idealnymi drogami. Tak więc imprezę każdemu fanowi ultra mocno polecam, choć z uwagą, że jest to bardzo wymagający kondycyjnie maraton, sporo cięższy niż np. Piękny Wschód czy Piękny Zachód.
Zdjęcia z maratonu

Dane wycieczki: DST: 616.00 km AVS: 28.09 km/h ALT: 4172 m MAX: 64.50 km/h Temp:20.0 'C

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl