Poniedziałek, 12 listopada 2012Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wycieczka
Wypadek pod Jędrzejowem
Warszawa - Grójec - Nowe Miasto n.Pilicą - Drzewica - Końskie - Sielpia - Jędrzejów
Po nieudanej próbie sprzed tygodnia - kolejny raz postanowiłem ruszyć do Zakopanego, tym razem przywiązując większą uwagę do odpowiedniego wiatru. Ruszam po 18, wracać mam już o 15.30, więc oznacza to konieczność dużej "dyscypliny postojowej" - średnia 25km/h na 400km + 3,5h na postoje.
Od razu na stracie czuć sporą różnicę w porównaniu z ostatnią jazdą tą drogą - wiatru właściwie nie ma, nic nie przeszkadza w sprawnej jeździe. Oczywiście tak lekko nie ma - to przecież listopad i bardzo długie noce, start o 18 oznacza konieczność jazdy w ciemnościach aż ponad 12h, co jest bardzo nużące. Niemniej - jedzie się sprawnie, na postój w Drzewicy po 100km docieram zgodnie z planem, jako, że jest dość zimno (koło 2'C) ubieram dodatkową koszulkę żeby się nie wychłodzić, dobrym pomysłem było zabranie termosu z herbatą - trochę to waży, ale w takich temperaturach gorący napój bardzo się przydaje.
Przy wyjeździe z Drzewicy łapie mnie mocna mgła, chwilami widać ledwo na 20m, wcześniej takie odcinki były tylko nad rzekami, teraz są na długich fragmentach. W Końskich pojawia się informacja o długim objeździe (aż 20km) remontu w Sielpi, ale postanawiam pojechać i spróbować się przebić, bo aż tyle nadkładać mi się nie uśmiechało. Droga w remoncie, sporo jazdy "wahadłami", ale o tej godzinie jest zupełnie pusto, gorzej że trafiają się krótkie odcinki szutrowe, a w tej mgle widoczność słabiutka. Za jeziorami w Sielpi jest już większy remont, droga cała w piachu, ile to się tak ciągnęło nie wiedziałem - więc wolałem nie ryzykować i nadrobiłem ze 4km jadąc najpierw na Kielce, później wracając DK 74 w stronę drogi na Jędrzejów.
Od skrzyżowania już bez niespodzianek - za Radziejowem trochę górek, przed Łopusznem długie łąki w gęstej mgle, lampy sodowe samego Łopuszna to widać dopiero 100m od miasteczka, a wieży kościoła w ogóle ;)) Za Łopusznem jest krótki fragment nowej drogi (ostatnio jak tu jechałem były duże dziury). Jazda sprawna, tempo trochę spadło, ale dalej jadę zgodnie z planem, nie tracąc czasu na postoje.
I myślę, że dałbym radę dociągnąć do Zakopanego, bo dobrze mi się jechało, już sobie odliczałem kilometry do świtu, ale niestety przed samym wjazdem do Jędrzejowa na przejeździe kolejowym zaliczam groźny upadek, przeleciałem przez kierownicę mocno uderzając twarzą o asfalt. Robię sobie zdjęcie, żeby oszacować sytuację - pół twarzy we krwi, uderzenie poszło przede wszystkim na nos, do tego mocno rozcięta warga, dobrze że przy tym nie wybiłem zębów; także i naddarta kurtka i rękawice. W tej sytuacji oczywiście straciłem serce do jazdy, dojechałem na dworzec w Jędrzejowie (na szczęście otwarty nawet w nocy) i przez Kielce wróciłem do Warszawy. Była to dobra decyzja - choć same szlify jazdy nie umożliwiały, ze względu na silny wstrząs mózgu nie było sensu ryzykować dalszej długiej i męczącej jazdy. Kibla jednak na dworcu nie było - więc do pociągu wsiadałem cały we krwi, na szczęście był to nowszy skład, z nowocześniejszą łazienką, gdzie można było się prowizorycznie obmyć.
Sam wypadek - niewątpliwie mój błąd, bo wjechałem na przejazd zdecydowanie za szybko, ponad 20km/h, na taką nonszalancję pozwoliłem sobie bo był to przejazd torów pod kątem prostym, więc pozornie mniej groźny niż przejazd ukośny. Ale jak to w Polsce bardzo często bywa - było to skończone partactwo, wąska opona wpadła w dziurę między płytami, zatrzymała się gwałtownie - a ja wyleciałem z roweru jak z procy. Niestety umiejętność wykonania gładkiego przejazdu, nawet na drodze wojewódzkiej - daleko przekracza możliwości naszych drogowców, gdy dokładnie obejrzałem ten przejazd - to nóż się w kieszeni na takie nieróbstwo otwiera. Na zachodzie większość przejazdów ledwo się czuje pod kołami, są gładziutkie, wyłożone gumą lub tworzywem. Ale skoro nasi drogowcy nie umieją zrobić krawężnika na ścieżce rowerowej niższego niż 1-2cm, to trudno żeby zrobili gładki przejazd kolejowy...
Do tego jeszcze stłukłem sobie kolano o ramę roweru, bo nie wypięła mi się jedna noga z pedału SPD i rower we mnie przywalił - to takie wiele mówiące zdarzenie dla fantastów wierzących w teorie, że takie pedały są bezpieczniejsze od platform. Nawet impet wynikający z prędkości i gwałtownego uderzenia w połączeniu ze sprężyną ustawioną na minimum nie wystarczył by wyrwać but z zatrzasku, dobrze że upadłem tak a nie inaczej - bo w ten sposób łatwo o złamanie nogi. SPD mają swoje zalety - ale większe bezpieczeństwo na pewno nie jest jedną z nich.
Komentarze
Warszawa - Grójec - Nowe Miasto n.Pilicą - Drzewica - Końskie - Sielpia - Jędrzejów
Po nieudanej próbie sprzed tygodnia - kolejny raz postanowiłem ruszyć do Zakopanego, tym razem przywiązując większą uwagę do odpowiedniego wiatru. Ruszam po 18, wracać mam już o 15.30, więc oznacza to konieczność dużej "dyscypliny postojowej" - średnia 25km/h na 400km + 3,5h na postoje.
Od razu na stracie czuć sporą różnicę w porównaniu z ostatnią jazdą tą drogą - wiatru właściwie nie ma, nic nie przeszkadza w sprawnej jeździe. Oczywiście tak lekko nie ma - to przecież listopad i bardzo długie noce, start o 18 oznacza konieczność jazdy w ciemnościach aż ponad 12h, co jest bardzo nużące. Niemniej - jedzie się sprawnie, na postój w Drzewicy po 100km docieram zgodnie z planem, jako, że jest dość zimno (koło 2'C) ubieram dodatkową koszulkę żeby się nie wychłodzić, dobrym pomysłem było zabranie termosu z herbatą - trochę to waży, ale w takich temperaturach gorący napój bardzo się przydaje.
Przy wyjeździe z Drzewicy łapie mnie mocna mgła, chwilami widać ledwo na 20m, wcześniej takie odcinki były tylko nad rzekami, teraz są na długich fragmentach. W Końskich pojawia się informacja o długim objeździe (aż 20km) remontu w Sielpi, ale postanawiam pojechać i spróbować się przebić, bo aż tyle nadkładać mi się nie uśmiechało. Droga w remoncie, sporo jazdy "wahadłami", ale o tej godzinie jest zupełnie pusto, gorzej że trafiają się krótkie odcinki szutrowe, a w tej mgle widoczność słabiutka. Za jeziorami w Sielpi jest już większy remont, droga cała w piachu, ile to się tak ciągnęło nie wiedziałem - więc wolałem nie ryzykować i nadrobiłem ze 4km jadąc najpierw na Kielce, później wracając DK 74 w stronę drogi na Jędrzejów.
Od skrzyżowania już bez niespodzianek - za Radziejowem trochę górek, przed Łopusznem długie łąki w gęstej mgle, lampy sodowe samego Łopuszna to widać dopiero 100m od miasteczka, a wieży kościoła w ogóle ;)) Za Łopusznem jest krótki fragment nowej drogi (ostatnio jak tu jechałem były duże dziury). Jazda sprawna, tempo trochę spadło, ale dalej jadę zgodnie z planem, nie tracąc czasu na postoje.
I myślę, że dałbym radę dociągnąć do Zakopanego, bo dobrze mi się jechało, już sobie odliczałem kilometry do świtu, ale niestety przed samym wjazdem do Jędrzejowa na przejeździe kolejowym zaliczam groźny upadek, przeleciałem przez kierownicę mocno uderzając twarzą o asfalt. Robię sobie zdjęcie, żeby oszacować sytuację - pół twarzy we krwi, uderzenie poszło przede wszystkim na nos, do tego mocno rozcięta warga, dobrze że przy tym nie wybiłem zębów; także i naddarta kurtka i rękawice. W tej sytuacji oczywiście straciłem serce do jazdy, dojechałem na dworzec w Jędrzejowie (na szczęście otwarty nawet w nocy) i przez Kielce wróciłem do Warszawy. Była to dobra decyzja - choć same szlify jazdy nie umożliwiały, ze względu na silny wstrząs mózgu nie było sensu ryzykować dalszej długiej i męczącej jazdy. Kibla jednak na dworcu nie było - więc do pociągu wsiadałem cały we krwi, na szczęście był to nowszy skład, z nowocześniejszą łazienką, gdzie można było się prowizorycznie obmyć.
Sam wypadek - niewątpliwie mój błąd, bo wjechałem na przejazd zdecydowanie za szybko, ponad 20km/h, na taką nonszalancję pozwoliłem sobie bo był to przejazd torów pod kątem prostym, więc pozornie mniej groźny niż przejazd ukośny. Ale jak to w Polsce bardzo często bywa - było to skończone partactwo, wąska opona wpadła w dziurę między płytami, zatrzymała się gwałtownie - a ja wyleciałem z roweru jak z procy. Niestety umiejętność wykonania gładkiego przejazdu, nawet na drodze wojewódzkiej - daleko przekracza możliwości naszych drogowców, gdy dokładnie obejrzałem ten przejazd - to nóż się w kieszeni na takie nieróbstwo otwiera. Na zachodzie większość przejazdów ledwo się czuje pod kołami, są gładziutkie, wyłożone gumą lub tworzywem. Ale skoro nasi drogowcy nie umieją zrobić krawężnika na ścieżce rowerowej niższego niż 1-2cm, to trudno żeby zrobili gładki przejazd kolejowy...
Do tego jeszcze stłukłem sobie kolano o ramę roweru, bo nie wypięła mi się jedna noga z pedału SPD i rower we mnie przywalił - to takie wiele mówiące zdarzenie dla fantastów wierzących w teorie, że takie pedały są bezpieczniejsze od platform. Nawet impet wynikający z prędkości i gwałtownego uderzenia w połączeniu ze sprężyną ustawioną na minimum nie wystarczył by wyrwać but z zatrzasku, dobrze że upadłem tak a nie inaczej - bo w ten sposób łatwo o złamanie nogi. SPD mają swoje zalety - ale większe bezpieczeństwo na pewno nie jest jedną z nich.
Dane wycieczki:
DST: 222.20 km AVS: 25.20 km/h
ALT: 1250 m MAX: 50.60 km/h
Temp:3.0 'C
Komentarze
Mój ojciec też się kiedyś tak załatwił na przejeździe przy radiowej. Co do SPD to niczego nie można być pewnym. Kiedyś na maratonie w Kielcach miałem otb i jeden pedał nie wypiął się. Najpierw ja przeleciałem przez rower, a później rower przeze mnie. Fart że nie skręciłem kostki.
Szybkiego powrotu do formy życzę!!!
ps.
do następnego Kampinosu :)
k. tucco - 09:42 niedziela, 2 grudnia 2012 | linkuj
Szybkiego powrotu do formy życzę!!!
ps.
do następnego Kampinosu :)
k. tucco - 09:42 niedziela, 2 grudnia 2012 | linkuj
To podobnie miałeś do mojego wypadku co tez jak z procy wystrzeliłem.
Coś jakieś fatum nad tobą wisi ale jak to się mówi do 3 razy sztukach:D
Szybko się kuruj i na rower wsiadaj:) endriunh - 01:51 poniedziałek, 19 listopada 2012 | linkuj
Coś jakieś fatum nad tobą wisi ale jak to się mówi do 3 razy sztukach:D
Szybko się kuruj i na rower wsiadaj:) endriunh - 01:51 poniedziałek, 19 listopada 2012 | linkuj
To dodam jeszcze od siebie a propos ścieżek (może jaki urzędas przeczyta):
Droga Dla Rowerów (nieoświetlona!) nie może kończyć się w rowie, na wysokim krawężniku! Nie powinny też z niej wystawać metrowej wysokości pnie ściętych drzew oraz ciemne słupki ograniczające ruch samochodowy. Te wszystkie makabry można spotkać w jednej tylko warszawskiej dzielnicy. Albo to podświetlcie albo zróbcie normalne trasy dla rowerów!
Wars - 21:23 niedziela, 18 listopada 2012 | linkuj
Droga Dla Rowerów (nieoświetlona!) nie może kończyć się w rowie, na wysokim krawężniku! Nie powinny też z niej wystawać metrowej wysokości pnie ściętych drzew oraz ciemne słupki ograniczające ruch samochodowy. Te wszystkie makabry można spotkać w jednej tylko warszawskiej dzielnicy. Albo to podświetlcie albo zróbcie normalne trasy dla rowerów!
Wars - 21:23 niedziela, 18 listopada 2012 | linkuj
Przejazdy kolejowe, jak przejazdy kolejowe ale najgorsze są skrzyżowania ma których mamy całą masę torowisk tramwajowych pod różnymi kątami przecinających ulice. Po deszczu dosyć niebezpieczne.
W ten sposób stłukłem sobie kolano i zostałem prawie rozjechany prze wyłaniający się zza zakrętu tramwaj. Warszawiak - 21:18 niedziela, 18 listopada 2012 | linkuj
W ten sposób stłukłem sobie kolano i zostałem prawie rozjechany prze wyłaniający się zza zakrętu tramwaj. Warszawiak - 21:18 niedziela, 18 listopada 2012 | linkuj
Ja miałem tylko incydent na torach, tory pod kątem 45 stopni może, podczas deszczu, przejeźdzałem mega asekuracyjnie na oponach 26x1,5 w ten sposób zeby kąt "natarcia" był bliższy 90 stopniom, i i tak mnie ślizgło, zdążyłem się wypiąć ale utrzymać pionu już nie. Prędkość była bardzo mała, moze 5km/h. A co do jakości przejazdów kolejowych to zgadzam się, są w fatalnym stanie. W okolicy mam przejazd, szczeliny między deskami na 5 cm. Pozdrawiam
tlenek - 20:40 niedziela, 18 listopada 2012 | linkuj
Zdrowia życzę i nieco mniejszej prędkości na przejazdach ;-). Pozdrower
MARECKY - 22:04 piątek, 16 listopada 2012 | linkuj
Trzymam kciuki za Twój powrót do zdrowia i formy.
transatlantyk - 07:30 piątek, 16 listopada 2012 | linkuj
Ja takich fikołków (może nie aż tak poważnych) zaliczyłem kilka w mieście na szynach tramwajowych. Od dwóch lat objeżdżam je dosyć szerokim łukiem. Opony również zakładam szersze bo jak dla mnie to strach po polskich drogach jeździć na czymś węższym niż 28x1.25.
Coś pechowa ta trasa dla Ciebie ostatnio. Mam nadzieję, że to nic poważnego i szybko będziesz mógł wrócić na rower.
Pozdrower. stamper - 08:34 czwartek, 15 listopada 2012 | linkuj
Coś pechowa ta trasa dla Ciebie ostatnio. Mam nadzieję, że to nic poważnego i szybko będziesz mógł wrócić na rower.
Pozdrower. stamper - 08:34 czwartek, 15 listopada 2012 | linkuj
Ech to nasze dziadostwo drogowe... Trzymaj się, a z tym Zakopanem to do trzech razy sztuka :)
lukasz78 - 20:20 środa, 14 listopada 2012 | linkuj
Informuję, że nawierzchnie dróg między rogatkami utrzymują (remontują i budują)
służby kolejowe, a nie drogowcy. W kwietniu miałem upadek na przejeździe kolejowym przecinającym drogę pod kątem ostrym. Przednie koło pojechało zgodnie z przebiegiem torów, zaś tylne tam gdzie chciałem jechać.
Czytam Twoje relacje będąc pełen podziwu. Pozdrawiam.
Radfahrer - 16:00 środa, 14 listopada 2012 | linkuj
służby kolejowe, a nie drogowcy. W kwietniu miałem upadek na przejeździe kolejowym przecinającym drogę pod kątem ostrym. Przednie koło pojechało zgodnie z przebiegiem torów, zaś tylne tam gdzie chciałem jechać.
Czytam Twoje relacje będąc pełen podziwu. Pozdrawiam.
Radfahrer - 16:00 środa, 14 listopada 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!