wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 26 sierpnia 2012Kategoria Wycieczka, >300km, >200km, >100km, Rower szosowy, >500km, Ultramaraton
Bałtyk Bieszczady Tour 2012

Tegoroczne oczekiwania wobec BBTour tradycyjnie miałem bardzo ostrożne, na wyjeździe w tygodniu przed wyścigiem borykałem się z upierdliwą kontuzją kolana, pod koniec trasy jakby lekko zaczynała puszczać, lecz pozostało po tym mocne "ale". Ruszam w piątek, w pociągu z Warszawy do Świnoujścia jedzie mocna ekipa rowerzystów, kontrolerka zachowując się po ludzku zgodziła się na zajęcie przedziału rowerami; razem z Transatlantykiem rozmawiamy o zbliżającym się wyścigu, który zawsze wywołuje dużo adrenaliny. Niestety - aż za dużo, bo tradycyjnie nie mogłem się wyspać, znowu spałem koło 3h, podobnie jak i wczorajszej nocy, gdy wstawałem rano na pociąg, co za dobrze nie wróży na trasie, na której nieraz trzeba się zmagać z sennością.

Rano śniadanie na gorąco (jajecznica) w Bryzie, gorączkowe pakowanie, zdawanie bagażu - i ruszam na prom na Wolin, gdzie odbywa się start. Start honorowy - tradycyjnie z promu "Bielik" poprzedzony strzałem z armaty, start ostry w grupkach kawałek dalej. Tutaj - mocny zgrzyt, tuż przed samym startem mojej grupki - do mnie i Bronka Łazanowskiego przypiął się ostro sędzia wyścigu nakazując zdjęcie numerów startowych z kasku. Czysta paranoja - numer na kasku jest właśnie najlepiej widoczny - i jest widoczny cały czas, nie ma konieczności przepinania go z koszulki na kurtkę (nie mówiąc już o tym, że nikt nie będzie w tym celu dziurawił agrafkami np. drogiej kurtki gore-texowej) czy bluzę podczas przebierania się; do tego nie ma słowa o tym w regulaminie. Ale do sędziego żadne logiczne argumenty nie docierały i powiedział, że nas do startu nie dopuści. Całe szczęście, że Transatlantyk miał pod ręką nóż, którym przecieliśmy 4 zipy, a Memorek akurat miał te tragiczne agrafki dostarczone przez organizatora; prawdziwy cud, że udało się to zrobić w te 5min dzielące grupy startowe. Coraz bardziej niestety głupawe przepisy zaczynają zastępować zdrowy rozsądek, ten sam sędzia na odprawie przed wyścigiem wspominał, że w następnej edycji będzie przymusowy obowiązek jazdy w kamizelkach odblaskowych, z którym to przymusem walczy mnóstwo organizacji rowerowych wiedząc, że realnie na kwestie bezpieczeństwa "fetysze" typu kaski i kamizelki niewiele wpływają, bo sedno problemu leży gdzie indziej.

Ale dość tego smęcenia - startuję w 3 grupce, od startu bardzo zgodnie wspópracujemy, grupka składa się z wyrównanych poziomem zawodników, więc sprawnie utrzymujemy tempo w ok. 31-32km/h. Pierwszy odcinek nieco wietrzny, na punkcie w Płotach tym razem (nie jak pierwsza grupa w której kiedyś jechałem) - normalnie chwilkę odpoczywamy, po jakiś 5min jesteśmy w drodze do Drawska.

Po ok. 100km dogonił nas zawodnik z numerem 103 - 57-letni Jerzy Pikuła, w tak krótkim okresie czasu jadąc samotnie odrobił nad nami jadącymi ze średnią 31-32km/h aż 0,5h! Niesamowity koleś, jak dla mnie największy bohater tego wyścigu, tylko z powodu startu z samego końca nie dojechał z czołową grupą (która bardzo wyrównana jechała cały czas na zmianach), ale jadąc sporo samotnie - był pierwszym za czołową szóstką. Postanowiłem kawałek się za nim zabrać, by spróbować się przerzucić do grupki w której jechał Waxmund, jechałem za nim 15km do Drawska, Waxmunda na punkcie dogoniłem, ale zjechałem się strasznie bo pan Jerzy cisnął niesamowicie, na prostych pod wiatr koło 40km/h, pod górki ponad 30km/h. Tak więc te 15km kosztowało mnie mnóstwo sił, czułem ten wysiłek ponad 100 kolejnych kilometrów; takie szarżowanie się zwyczajnie nie opłaca. Na punkcie w Drawsku spotykam Waxmunda, ruszam za nim na trasę - po czym muszę zawracać z pół km by podstemplować książeczkę. To by było jeszcze pół biedy - ale dojeżdżając na punkt orientuję, że jednak ją podstemplowałem wcześniej; to się dopiero nazywa zakręcenie :)) Waxmund oczywiście odjechał już daleko do przodu, a ja poczekałem na swoją grupkę, która dalej jechała bardzo sensownym i równym tempem; tak że Waxmunda jadącego trochę samemu, trochę ze Zdzisławem Piekarskim przed Piłą i tak dogoniliśmy. Przed Piłą pogoda znacznie się poprawiła, pojawiło się i słońce i sprzyjający wiatr, niedaleko przed Piłą doszli nas Marcin Wiliński i Łukasz Rojewski, jazda zrobiła się bardzo szarpana, bo Marcin był bardzo mocny, a również mocny Łukasz to jeździec bez głowy, który nie ma pojęcia o jeździe grupowej i bardzo mocno szarpie całkowicie bez sensu, na szczęście Rebe trzymał grupkę w ryzach :)). Warto tu dodać, że Rebe ok. 100km musiał jechać z rozwalonym bębenkiem, który nie "puszczał" przy jeździe bez kręcenia ostro zgrzytając, wymagało to jazdy a'la ostre koło, na punkcie w Pile udało się zmienić koło na zapas z samochodu technicznego.

Waxmund w swoim stylu z Piły ruszył niemal bez odpoczynku, a ja z Bronkiem Łazanowskim i Mirkiem Kabatem trochę przed naszą grupką, bo zmęczyła nas szarpana końcówka przed Piłą i wolnym tempem ruszyliśmy by trochę kilometrów zaliczyć jadąc spokojnie, grupka nas szybko dogoniła. Do Bydgoszczy jechało się sprawnie, pogoda bardzo przyjemna, temperatura w sam raz na rower. Na punkt w Bydgoszczy docieramy tuż po Waxmundzie; tutaj już robimy solidny postój, bo po takim dystansie trzeba już zjeść coś konkretnego, tradycyjnie wcinam pomidorową ze schabowym.

Na postoju nie marnujemy czasu - zbieramy się bardzo szybko, sprawnie pokonujemy obwodnicę Bydgoszczy omijając ekspresówkę, kawałek dalej łapie nas zmrok, gdzieś na trasie doganiamy Waxmunda, którego lampka jakiś czas przed nami migała; tym razem łączymy się na dłużej. Do Torunia głównie przez las, droga bardzo płaska; punkt kontrolny w barze - solidnie zorganizowany, można się najeść i wziąć zapasy na kolejne kilometry nocnej jazdy. Pierwszy odcinek do Włocławka - marniutki, droga kiepska, ciągle jakieś mini-objazdy z powodu budowy autostrady w pobliżu; druga część już elegancka z gładziutkim asfaltem, podobnie już i w samym Włocławku - większość długiej prostej w mieście (od zakładów azotowych) jest już z równiutkim asfaltem, za rok powinna być całość; jest spory postęp w porównaniu do lat ubiegłych. Punkt we Włocławku tradycyjnie doskonały, a że jadę w grupce z Rebem - przyjmują tu nas ze szczególnymi honorami :))

Wyjazd z Włocławka marniutki, sporo kostki, ale za to dalej w stronę Soczewki już elegancko, dopiero po odbiciu znad Wisły odcinek w stronę Łącka do niczego, przed Gąbinem droga wraca do solidnej normy. Tutaj postój na punkcie, chwila rozmowy z dopingującym zawodnikom Remkiem Siudzińskim, którego spotkałem w tym roku nad Gardą, oczywiście mówimy o wrażeniach z niedawnego startu Remka w austriackim RAA. Kawałek za Gąbinem porwała się trochę grupka, ja z Waxmundem, Łukaszem i Piekarskim (to on najmocniej szarpał) jechaliśmy z przodu, po pewnym czasie Piekarski sam pociągnął do przodu, reszta trochę została; przed punktem w Żyrardowie zaczęło już dnieć, niestety zaczęło też lekko popadywać. W Żyrardowie zmęczeni tą szarpaniną dłużej popasamy i w dalszą trasę ruszamy już wszyscy razem z Rebem. Kawałek dalej zupełnie nieoczekiwanie przy samochodzie na poboczu spotykamy Transatlantyka - niestety okazało się, że Marek musiał się wycofać, wysiłek jakiego wymaga BBTour okazał się jednak za duży dla organizmu po bardzo ciężkim wypadku i długim okresie rekonwalescencji bez roweru - wielka szkoda Marka, bo zawsze wkładał całe serce w ten wyścig. Na tym kawałku Waxmund coraz mocniej zaczyna odczuwać kontuzję achillesa, przeszkadzały mu też ścięgna pod kolanami - w efekcie czego nie daje rady utrzymywać naszego tempa, musi mocno zwolnić; tutaj widzieliśmy się na trasie wyścigu ostatni raz, niestety tym razem Piotrka spotkało to samo co tak mnie męczyło w 2011, z kontuzją nie sposób normalnie jechać. Odcinek do Wsoli bardzo marny - całość w deszczu, do Grójca też boczny dość mocny wiatr, później na szczęście zupełnie zdechł. Sprawnie nawigowałem naszą grupkę przez mocno zawiłą trasę wyścigu w tym rejonie, do Wsoli docieramy już mocno zmęczeni i zniechęceni tą pogodą, także senność coraz bardziej daje się we znaki - na tym kawałku minęły 24h jazdy, udało mi się poprawić rekord dodbowego dystansu z BBTour sprzed 2 lat na 605km.

Po tym punkcie spore zmiany - z powodu kontuzji korzonków oraz kolan musiał się wycofać Rebe (dobił go właśnie ten deszcz), inni trochę za długo marudzili - więc do Iłży ruszam z Bronkiem, Mirkiem i Leszkiem Ryczkiem; trochę jeszcze nam lało, ale już mniej niż do Wsoli. Zaczynają się pierwsze mini-góreczki, ładny zjazd w samej Iłży - i kawałek za miastem czeka na nas zajazd "Viking". Tutaj darmowy obiad i to ogromna porcja. Rozmawiam z różnymi zawodnikami (nieoczekiwanie dgoniliśmy tu nawet Raptora, któremu nie udało się dojść czołówki i który dalej postanowił jechać spokojniejszym tempem) - zastanawiając się czy trochę się przespać, czy jednak ryzykować jazdę do końca zupełnie bez snu. Ale że czas miałem jak na swoje możliwości naprawde przyzwoity - postanawiam jechać, bo była realna szansa na zejście poniżej 50, a nawet 48h.

Dalej ruszamy w trójkę - z Bronkiem i Mirkiem, chwilkę potowarzyszył nam Raptor, jednak nasze tempo było dla niego za niskie i wkrótce pojechał do przodu; my też nie chcieliśmy ryzykowac za szybkiej jazdy - bo wiedzieliśmy ile jeszcze trasy przed nami. Jest tutaj sporo górek, fajna odmiana po bardzo długich płaskich odcinkach. Kawałek za Lipnikiem Bronek łapie gumę, zmienia dętkę, ale po 2km powtórka z rozrywki - tym razem już zmienia oponę na zapasową i jest spokój, ja w międzyczasie walczę z zepsutym GPS-em, który nagle zaczął się wyłączać (niestety seria Edge wygląda na bardzo delikatną, na maratonie na Hel tez mi padł). Poskutkował dopiero reset urządzenia, niestety straciłem przy tym ślad i dane z całej trasy :(( Przejeżdżamy przez Wisłę i po kilkunastu km Podkarpacia meldujemy się na punkcie w Nowej Dębie, dobrze zorganizowany, jemy ciepły posiłek, smarujemy łańcuchy, trochę siedzimy, po czym niechętnie zbieramy się do dalszej jazdy. Na kwałku do Rzeszowa łapie nas druga noc na trasie, ten odcinek to w większości dobra szosa, niemniej ruch jest bardzo znaczący, przez wcześniejsze 2 edycje jechałem tu parę h później, niedługo przed świtem, teraz jednak ruch jest sporo większy. Trasa dość monotonna, w samym Rzeszowie przejazd przez całe miasto, punkt kontrolny jest w Boguchwale tuż przy południowych obrzeżach miasta. Tutaj kolejny raz spotykamy Raptora, sami dość krótko odpoczywamy, gdy już ruszamy na trasę wpadają Zdzisław Kalinowski i Łukasz Rojewski, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu - Kalinowski (jeden z dwóch, który ukończył wszystkie 6 edycji BBTour!) pyta mnie jak dalej jechać, nawigacja na tej jednak dość prostej trasie stanowi dla wielu wielki problem, mimo dość dokładnych mapek w książeczkach startowych.

Na "4" za Rzeszowem ruch maleje drastycznie, jest zupełnie puściutko - pierwszy kawałek płaściutki, następnie podjazdem przed Domaradzem zaczynają się większe górki, tutaj tradycyjnie pierwszy raz zrzucam na małą tarczę. W rejonie skrętu na Brzozów zaczyna lać - i to naprawdę solidnie, tak że na punkt w remizie w Brzozowie docieramy z ulgą. A tutaj jak zwykle doskonała organizacja i masa rzeczy do wyboru, ze świetnym żurkiem na czele. Krótka chwila pogawędki z Raptorem, który tutaj postanowił się zdrzemnąć - i jedziemy dalej w deszcz. Parę góreczek - i zjeżdżamy do Sanoka, tutaj na trawniku przy drodze spotykamy próbującego przeczekać deszcz Zdzisia Piekarskiego, którego ostatni raz widzieliśmy pod Żyrardowem, przed 2 laty w czasie nocnej jazdy po Bieszczadach napadło go kilku miejscowych meneli, więc nic dziwnego, że bardzo chętnie się do naszej trójki dołączył. Wspólnie zaliczamy ciężki podjazd za Zagórzem. Na mocno pagórkowatej drodze do Ustrzyk Dolnych - masakra, dopada nas potężna ulewa, do tego robi się zimno, więc szybko zaczynamy przemarzać, szczególnie Piekarski, który nie miał kurtki na deszcz, jedynie grubszą bluzę; w światłach nielicznych mijanych samochodów widzimy tylko ścianę wody. Podmarznięci docieramy na ostatni punkt w Ustrzykach, ten na szczęście był pod dachem, więc można było się ogrzać; niestety był to bez wątpienia najgoszy punkt na trasie - zero jedzenia jedynie herbata, co mnie zirytowało, bo akurat zaczynałem się robić głodny, a wiezione zapasy się skończyły - a te niby tylko 50km do Ustrzyk ze względu na fatalne warunki przeczesały nas dużo mocniej niż się spodzeiwaliśmy; a że było po godzinie 3 w nocy - wszystko pozamykane na głucho, nic nie można było kupić. Piekarski przemarźnięty na kość - dalej musiał jechać w wielkim worku foliowym założonym pod strój rowerowy :))

Chcąc niechcąc - jadę więc dalej bez jedzenia, w końcówce już mnie nieźle zasysało - bo tempo mieliśmy bardzo solidne, jedynie w ten sposób można się było rozgrzać i wygnać senność z organizmu, który już dramatycznie domagał się snu. Cały czas w deszczu, na podjeździe do Lutowisk już nawet częściowo we mgle, zjazd ponad 50km/h w mocno zacinającym deszczu - i jeszcze długi odcinek lekko w górę doliny do Ustrzyk Górnych; pokonujemy go we dwójkę z Bronkiem, bo na ostatnim podjeździe lekko odskoczyliśmy. Wpadamy na metę z wielką satysfakcją - udało nam się poprawić rekordy życiowe aż o ponad 8h, mimo naprawdę ciężkich warunków (prawie 300km w deszczu, w tym całe Bieszczady) - nie wymiękliśmy i bardzo sprawnie jechaliśmy cały czas naprzód, docierając na metę z czasem 46:18 - co w kategorii Open dało 13 miejsce (na 85 osób), a łącząc kategorie Open i Solo - 15 miejsce (na 108 zawodników)

Wyścig tradycyjnie bardzo ciężki, ale na szczęście tym razem obeszło się bez poważnych kontuzji, pod koniec tylko zaczynał mnie nieco kłuć achilles i pobolewał tyłek. Na nasz bardzo dobry wynik złożyła się przede wszystkim konsekwencja w jeździe i nieźle dobrana drużyna - duże podziękowania dla Bronka Łazanowskiego i Mirka Kabata, z którymi wspólnie pokonaliśmy niemal całą trasę. Dzięki konsekwencji (przede wszystkim małej ilości postojów), mocnej psychice oraz dużej wytrzymałości (potrzebnej do walki z rosnącym zmęczeniem, z sennością) - objechaliśmy wielu kolarsko mocniejszych zawodników, którym jednak zabrakło tych elementów. Czas wykręciliśmy taki, że przy tym przygotowaniu fizycznym to niemal optimum, bardzo trudno będzie go poprawić, to będzie wymagało już przede wszystkim poprawienia kolarskiej "mocy" - a mnie trening tego typu nie bardzo kręci.

Organizacyjnie - nadal wyścig na bardzo wysokim poziomie, większość punktów przygotowana perfekcyjnie, choć zdarzały się i wpadki jak na ostatnim punkcie. W tym roku punktów było mniej, jednak trochę brakowało tych w Grójcu i Lipnik, trzeba było machnąć na raz koło 100km, a taka cyfra jak się ma dużo w nogach potrafi zniechęcić; mniejsza liczba pewnie za to bardziej pasuje szybko jadącej czołówce wyścigu. Trochę wysypał się monitoring zawodników - z przyczyn finansowych nie było urządzeń monitorujących dla wszystkich, jedynie ok. 30 osób; nawigacja za pomocą telefonów - jak to było do przewidzenia wypadła bardzo marnie, ludzie śledzący wyścig na brak wiadomości mocno narzekali. Próbowałem prowadzić mini-relację na żywo na blipie, ale przy takim tempie szybko dałem sobie z tym spokój, na trasie zwyczajnie nie ma na to czasu i ochoty; dla kibiców taki brak - to jednak spory minus.

Dane statystyczne ściągnąłem od Bronka i Mirka, bo mój licznik jak wspominałem się zawiesił; przewyższenia z trasy oraz ślad sprzed 2 lat (różni się tylko krótkim fragmentem pod Grójcem). Fotek niestety brak, aparatu nie zabrałem, a tych kilka z komórki do niczego się nie nadaje :))





Zaliczone gminy - 2 (KALISZ POMORSKI, MIROSŁAWIEC)
Dane wycieczki: DST: 1015.00 km AVS: 26.00 km/h ALT: 4893 m MAX: 60.00 km/h Temp:16.0 'C

Komentarze
Podziwiam !!!
jarrek-removed
- 06:03 poniedziałek, 24 września 2012 | linkuj
Podziwiam !!!
jarrek-removed
- 06:02 poniedziałek, 24 września 2012 | linkuj
Gratuluje, niezły czas!
Rzeczowa relacja, dobrze się czytało.
Wysokie miejsce na mecie:)
blase
- 20:40 czwartek, 20 września 2012 | linkuj
Gratulacje!!!
Tadzio
- 14:06 piątek, 31 sierpnia 2012 | linkuj
Gratulacje! Wspaniała jazda i świetny wyścig!
krzychs4
- 19:13 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
Gratulacje! Dzięki za ciekawa relacje opisująca rzeczywistość, a nie opisująca jaki to ja nie jestem zaj.... A ten Jerzy Pikuła to jest prze! strach pomyśleć co by było gdyby doszedł pierwsza grupę:) Fajny pomysł z tym blip. przynajmniej jakieś info było bo reszta to istna tragedia.. pozdrawiam:)
glazer3110
- 19:07 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
Rewelacyjny wynik i świetna relacja , gratulacje!
Mati94
- 19:02 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
gratulacje świetnego wyniku :)
magdullah
- 18:08 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
Gratulacje Michał. Dla mnie taki dystans jest nie do pojęcia, tym bardziej podziwiam.
Czy to Ty mnie pytałeś o nazwę miejscowości w Wiskitkach i o odległość do Żyrardowa?
Bitels
- 15:16 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
I tak oto rowerowy turysta przekształcił się w wymiatacza ;-). Gratuluję wspaniałej jazdy i osiągniętego rezultatu.
MARECKY
- 15:14 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
WujekG, racja. Wilk znalazł się w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu [; to się nazywa wyczucie (czasu) ;)
waxmund
- 14:13 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
Gratulacje czasu!!! i miejsca ! :)
WuJekG
- 13:47 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
Wielkie gratulacje Michał. Wyśmienity wynik. Kiedyś wydawało mi się, że może z Tobą wygram :-) .
transatlantyk
- 13:09 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
jeszcze raz gratuluję wyniku, świetny czas. Ten wyścig pokazuje jak ważna jest psychika. Niektórzy się przekonali, że na nic zdały się ich buńczuczne deklaracje, mega forma (1,5 raza większa niż przed rokiem) i wypasiony sprzęt ;-)
4gotten
- 13:07 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
Wax - pieścisz się;) Wilk gratulację, Wax gratulacje. Zaginacie czasoprzestrzeń!!! Tu nie tylko noga jedzie ale i głowa! Super relacja Wilku. Miło się czyta! Pozdrawiam!
Ksiegowy
- 12:24 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
Gratuluje pokonania tego wysciugu i to w tak niesamowitym czasie! Bylo to z pewnoscia mordercze wyzwanie, jenak gdy czyta sie Twoja relacje, to wydaje sie ze to bylo takie latwe, proste i przyjemne, nieomalze jak niedzielna wycieczka za miasto;)
ememka
- 12:00 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
gratulacje świetnego czasu! Żłuję, że musiałem Was puścić przodem za Żyrardowem... ja tam niestety już koło 20km/h jechałem, i tak aż do mety.... :/ relacja wkrótce [;
waxmund
- 11:19 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl