wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 10 czerwca 2012Kategoria >100km, >200km, Góral, Wycieczka
Krwawa Pętla po raz drugi

Czerwiec to optymalny termin na długie trasy (szczególnie w terenie) - więc postanowiłem się po raz drugi wybrać na słynną Krwawą Pętlę, czyli czerwony szlak stanowiący wraz z kampinoskimi łącznikami Warszawską Obwodnicę Turystyczną.

Ruszam na trasę przed 4 rano, trochę przed świtem, na szlak wjeżdżam kawałek za Piasecznem - jest już widno, duża różnica w porównaniu z zeszłoroczną wrześniową jazdą, temperatura 11-12'C. Pierwsze kilometry idą bardzo sprawnie, pogoda niebrzydka, na łąkach bardzo dużo rosy (że aż spod kół bryzga). Ten odcinek szlaku nie jest jakoś nadzwyczajnie widowiskowy, lasy głównie liściaste, nawigacyjnie prosty, szlaki przyzwoitej jakości, więc można jechać w miarę szybko. Za Podkową Leśną i Brwinowem zaczyna się najłatwiejszy odcinek pętli - obszary bez lasów, głównie asfaltem i łatwymi szutrówkami. Dopiero za Zaborowem zaczyna się poważniejsza terenowa jazda - piękne kampinoskie lasy. Niebieskim szlakiem docieram do Leszna (miasteczko rozkopane z powodu budowy kanalizacji) i tam na ryneczku robię pierwszy postój, pogoda idealna - słonecznie, temperatura koło 20'C. Z Leszna ruszam żółtym szlakiem na północ, jest trochę piasku, a za Babską Górką zaczynają się bagna, ale widać że poziom wody nie jest za wysoki. Po paru kilometrach docieram nad kanał Łasica - w tym rejonie kapitalnie położony - na dużym obszarze bezleśnym w środku wielkiej puszczy, zupełnie puściutko - lubię takie klimaty. Za Starą Dąbrową wjeżdżam na niebieski szlak, jest ostra wydma ok. 30%, którą trzeba podprowadzić. Kampinos opuszczam zielonym szlakiem nad Wisłę - zdecydowanie polecam ten wariant szlaków łącznikowych Krwawej Pętli, a nie bardziej asfaltową trasę przez Cybulice, wybieraną przez część osób; moim zdaniem w ideę takiego szlaku dookoła Warszawy po najciekawszych terenach Mazowsza - przejazd nad samą Wisłą (bardzo urokliwą na tym odcinku) idealnie się wpisuje, a na zielonym szlaku jest parę miejsc, gdzie można zejść nad samą rzekę.

Znad Wisły oczywiście obowiązkowy dojazd na początek czerwonego szlaku na PKP Modlin (trzeba nadrobić kilka kilometrów). W rejonie Wólki Górskiej i Sochocina tym razem w ogóle nie kołowałem, nowa wersja szlaku jest już nawet oficjalnie wyznaczona. Odcinek przez Lasy Chotomowskie - wymagający, jest trochę piasku, jest odcinek z wyciętym drzewami (lenistwo leśników, którzy dość chamsko zostawili na szlaku pościnane gałęzie z drzew), są góreczki. Są też dwa bagna, ale od razu widać, że poziom wody nieporównywalny z zeszłorocznym - na jednym można przejść po ułożonych gałęziach, drugie już forsowałem na piechotę (specjalnie zabrałem w tym celu klapki) - ale wody było do połowy łydki, nie prawie do pasa jak w zeszłym roku; do tego nieźle się nabrałem, bo dopiero po przejściu zauważyłem, że z boku był wygodny objazd, który w zeszłym roku też był pod wodą. Do Nieporętu docieram już mocno zmordowany, temperatura wyższa (27-28'C) - no i długi wymagający odcinek bez postojów. Staję więc na dłużej, zjadając podwójne lody i sporo słodyczy.

Za Nieporętem w miarę łatwy odcinek do Marek, tutaj zaczyna się najbardziej parszywy kawałek Krwawej Pętli - słynne Horowe Bagno, którego pamiętając zeszły rok mocno się obawiałem. Tymczasem rzeczywistość okazała się nadspodziewanie łaskawa - szlak (wariantem rowerowym oczywiście) dało się przejść suchą stopą, w paru miejscach trzeba było tylko rower przeprowadzić (ale komarów całe roje). W zeszłym roku ten kawałek mnie zupełnie dobił - na długim odcinku grzęzłem z rowerem w wodzie za kolana, straciłem na to mnóstwo sił; teraz poszło to właściwie bezboleśnie. Za Zielonką zaczyna się już MPK i bardziej piaszczyste tereny - piękny szlak do Wiązownej (tam robię krótki postój), a dalej kręty szlak Mieni. Do Otwocka tym razem dotarłem za dnia - więc nie pogubiłem się i przejechałem szlak prawidłowym wariantem; ten kawałek męczący, jest sporo ostrych górek. Za Pogorzelą jest już łatwiej - dość dobra droga, jest tylko fajne odbicie w bok nad ładną wielką polanę leśną i niemiecki bunkier z II wojny światowej. W rejonie Małego Otwocka sprawdzałem stary wariant szlaku - ale jazda tamtędy nie ma sensu, wymaga to prowadzenia roweru przez ok. 1km zarośniętych pól, pojechałem więc swoim wariantem z zeszłego roku, z tego co widziałem patrząc na znaki w przeciwnym kierunku - obecnie prawidłowy wariant to z Otwocka Małego cały czas na wschód do szosy dęblińskiej - i dalej szosą ok. 1km na południe do skrętu na szutrówkę na wschód.

Końcówka szlaku to wał w stronę Góry Kalwarii, niepotrzebnie pierwszy kawałek pojechałem samym wałem (na tym pierwszym odcinku jest alternatywa w postaci dróżki pod wałem) - wysokie na półtora metra chaszcze, rychło wkręciło mi się kupę zielska w przerzutkę. Do Góry Kalwarii wjeżdża się piękną ścianką 13-14% z nierówną kostką, do tego (jako, że trochę już popadywało) mokrą - ale nie odpuszczałem - cały podjazd zaliczyłem kostką, nie zjeżdżałem na chodnik ;)). W Górze króciutki postój na batona - i ruszam na ostatni odcinek szlaku. Ten niestety okazuje się fatalny, jak dotąd jechało mi się świetnie, nawet nie byłem wielce zmęczony; tak te 20km dało mi zdrowo popalić. Kawałek za Górą - lunął mocny deszcz i zamienił szlaki Lasów Chojnowskich w kupę błota; w tych lasach jest tak syfiasta gleba, że jechało się po tym tragicznie, jeszcze w którymś momencie zamroziło mi GPS, więc pojechałem z kilometr za dużo myśląc, że jadę prawidłową drogą. Tak więc końcóweczka dała mi do wiwatu niewąsko, do tego ostatnie kilometry już nocą; na koniec terenu pod Piasecznem docieram z ogromną ulgą, wyglądałem jak nieboskie stworzenie, usyfiony od stóp do głów; na końcu szlaku melduję się z przyzwoitym czasem 17h 12min. I tyle to dla mnie akurat; gdybym się bardzo spinał i jechał w optymalnych warunkach, pewnie urwałbym z tego ze 2h - ale taka jazda nie dałaby już tyle przyjemności; tutaj jechałem spokojnym tempem, miałem czas na postoje, miałem czas na robienie zdjęć, a jazda z nosem w liczniku, to na tak krajobrazową trasę nie dla mnie.

Krwawa Pętla to wielkie wyzwanie, szlak bardzo meczący - ale dopiero teraz gdy jechałem w dobrych warunkach (poza fatalną końcówką) - mogłem docenić w pełni jego walory. Daje niesamowity przekrój wszystkich podwarszawskich terenów, jest tu niemal wszystko co pod Warszawą w terenie warto zobaczyć, chwilami szlak jest bardzo widowiskowy. Dużą uwagę trzeba tu przywiązywać to terminu wycieczki i pogody - gdy w zeszłym roku pojechałem we wrześniu - warunki były bardzo trudne, kupa błota, tereny które teraz przechodziło się suchą stopą wtedy zaliczałem niemal po pas w wodzie; do tego z 80km terenu zaliczałem ciemną nocą - a tego typu jazda "na przejechanie" nie daje tyle przyjemności co powinna. Podobnie i obecna końcówka pokazała, że poważniejszy deszcz zamienia jazdę w koszmar, nie warto ryzykować jazdy w takich warunkach, na taki wypad warto się wybrać w pewnych warunkach, gdy nie ma żadnego ryzyka deszczu, ja zrobiłem ten błąd, że zlekceważyłem prognozę pogody zapowiadającą na wieczór delikatne deszczyki ok. 1-2mm; a jak to z prognozami bywa - zamiast małego deszczyku lunęło jak z cebra.

Zdjęcia z trasy

Dane wycieczki: DST: 297.20 km AVS: 18.57 km/h ALT: 801 m MAX: 33.00 km/h Temp:23.0 'C

Komentarze
super sprawa. gratulacje :D
suisseit
- 03:24 wtorek, 12 czerwca 2012 | linkuj
Świetne tereny. Super, że masz chęci na cykanie tylu zdjęć.
madu
- 18:15 poniedziałek, 11 czerwca 2012 | linkuj
ciekawa pętla, gratulacje :)
flash
- 16:52 poniedziałek, 11 czerwca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl