Na Berlin!
Warszawa - Łowicz - Kutno - Konin - Września - Poznań - Nowy Tomyśl - Świebodzin - Rzepin - SŁubice - [D] - Frankfurt - Berlin
Już w czasie powrotu z Węgier moją uwagę przykuło nieczęste zjawisko w naszej sferze klimatycznej - czyli wschodni wiatr ;))
Od dłuższego czasu myślałem nad trasą do Berlina, ale wymaganym warunkiem był właśnie ten dość rzadki kierunek wiatru. Wiele się więc nie zastanawiając - postanowiłem ruszyć, jako że i pogodę zapowiedziano przyzwoitą. Na trasie jestem przed godziną 15, 20km przebijam się przez mocno zatłoczoną Warszawę - i wjeżdzam na szosę poznańską, którą będę jechał aż do granicy w Świecku. Oczywiście z wiatrem tak dobrze jak sobie to założyłem nie było - mocno wiało bardziej z południa niż z zachodu, więc pierwszy kawałek nie pomagał tak jak na to liczyłem. Pierwsza część trasy to droga znana i nudna jak flaki z olejem, do tego w potężnym ruchu - aż do Łowicza, gdzie dobre 90% ruchu przenosi się na autostradę. Ogromna ulga i ta cisza w uszach, gdy brakuje wyprzedzających co chwilę tirów. Odcinek do Kutna idealny - droga odbija trochę na północ, jedzie się bardzo sprawnie,na pierwszy postój staję w Krośniewicach po ok. 150km, nie dość że przyzwoita średnia (lekko ponad 30km/h) to jeszcze w ogóle nie straciłem czasu na jakieś ustawiania roweru i mniejsze postoje, na które zawsze leci sporo czasu. Za Krośniewicami zaczyna się już nocna jazda, tempo nieco spada, ale dalej jedzie się przyzwoicie, sprawnie zaliczam jedyne góreczki do Poznania na odcinku Koło - Konin; drugi odpoczynek robię w Golinie na stacji Orlenu, noc jest tak ciepła (18'C), że spokojnie mozna odpoczywać na zewnątrz, a w windstoperze (który założyłem tylko ze względu na odblaski) jest mi za gorąco.
Gdzieś w okolicach Wrześni kuriozalne zdarzenie - przejechałem kota! Wyskoczył pod koła dosłownie w ostatniej chwili, jechałem koło 30km/h i nic już nie zdążyłem zrobić, przejechałem go tylnym kołem. Kolarskie powiedzonko, że szosówką się kotów nie przejeżdża tylko się je przecina - coś w sobie ma; wcześniej myślałem że takie zdarzenie to spora szansa na wywrotkę - a tymczasem tego kota, mimo że go przejechałem centralnie - niemal nie poczułem. Czy przeżył - nie wiem, bo od razu uciekł, ale i kogut z uciętą głową jakiś czas biega; swoją drogą naprawdę głupie stworzenie - było koło 2-3 w nocy, droga szeroka i zupełnie pusta - a on mimo to był w stanie wpakować się pod koła.
Kilkanaście kilometrów dalej - guma w tylnym kole (może przez tego kota ;)), tyle dobrego, że tuż koło stacji. W czasie wymiany okazuje się, że opona jest lekko naderwana z boku i po napompowaniu koła pęka mi dętka. Kolejny raz przekonałem się jak dobrym pomysłem jest wożenie zapasowej opony, dzięki temu że ją miałem mogłem kontynuować jazdę. Do Poznania docieram przed świtem, postanowiłem sobie zrobić rundkę po ładnym Starym Mieście; niestety nie był to dobry pomysł, bo nawierzchnia starówki była z wyboistej kostki, a moja zapasowa opona to bardzo lekki produkt poniżej 200g - co skończyło się kolejnym flakiem, co już mnie nieźle wkurzyło, w sumie na te wszystkie zabawy z gumami straciłem prawie 1,5h i z czasem zrobiło się marnie bo planując trasę do Berlina zakładałem średnią 25km/h i tylko niecałe 5h na postoje; do tego jeszcze zrobiłem duży objazd do McDonalda, gdzie miał być McDrive czynny 24h, ale okazało się że jest zamknięty
Za Poznaniem wreszcie zaczynają się fajne tereny do jazdy - są jeziora, jest mnóstwo lasów. W okolicach Buku robię dłuższy postój na stacji benzynowej na ciepły posiłek (bardzo przydatny na tak długiej trasie) - i kontynuuję jazdę w stronę Nowego Tomyśla. W województwie lubuskim boczniejsze drogi marniutkie, nawet na wojewódzkich trafiają się kostki, czy asfalt szerokości dwóch osobówek - ale za to nadrabia ono wolniejsze tempo jazdy pięknymi widokami. W Świebodzinie robię sporą pętlę, żeby obejrzeć majestatyczną 30m statuę Chrystusa (widać ją już z niemal 10km), a w centrum miasteczka staję na lody, bo szybko zrobiło się gorąco. Za Świebodzinem wjeżdżam juz na bardzo ruchliwą szosę poznańską, którą walą stada tirów (równoległa autostrada jest płatna); tyle dobrego że jest pobocze, upał juz 34-35'C. Góreczek sporo, krótkie, ale jak się ma tyle w nogach to już swoje robią. W Rzepinie moja droga przechodzi w autostradę, więc muszę zjechać na boczną drogę do Słubic nieco nadrabiając. W Słubicach przekraczam Odrę i granicznym mostem wjeżdżam do Niemiec. Frankfurt nad Odrą to już całkiem spore miasto, droga za miastem nieoczekiwanie bardzo fajna, cały czas zielone szpalery drzew - i nadspodziewanie dużo górek. Tempo miałem już słabe, więc zacząłem się obawiać czy dojadę na czas odjazdu autobusu; postoje ograniczyłem do niezbędnego minimum, przed Berlinem odpoczywałem tylko krótko dwa razy. Na szczęście jakieś 50-60km przed stolicą Niemiec odżyłem, tempo skoczyło do bezpieczniejszych 26-27km/h. Niestety ostatnie 40-50km to już jazda typowo miejska, z ogromnym ruchem, w palącym cały czas sporo powyżej 30'C słońcu. Niby są ścieżki rowerowe - ale jak się ma prawie 600km w nogach to się nie ma żadnej ochoty na tłuczenie się takimi wynalazkami, a to kawałek asfaltu, a to jakieś płytki, a to kostka itd; chociaż i droga dla samochodów tez taka sobie, z jakieś 15km jest z betonowych, średnio równych płyt. Dopiero sama końcówka ciekawsza - jazda Frankfurter Allee i piękna daleka persperktywa na centrum miasta z charakterystyczną 350m wieżą telewizyjną. W sumie okazało się że miałem prawie godzinę zapasu, starczyło więc jeszcze czasu na posiłek przed podróżą i parę fotek w centrum.
Wyjazd udany, udało się rowerem bezpośrednio z Warszawy osiągnąć kolejną europejską stolicę, choć było ciężej niż na to liczyłem, wiatr pomagał tylko na mniejszej części trasy; jednak 600km nawet w dobrych warunkach to jest masakryczny dystans i tak łatwo "nie wchodzi". Do tego było naprawdę ciepło, a to nie są optymalne warunki do jazdy, 34-35'C to może nie jest przerażający upał, ale jak się jedzie w nim wiele godzin, to już swoje piętno odciska, do klimatyzowanego autokaru wsiadałem z dużą ulgą, bo nawet koło 19 w Berlinie było koło 30'C.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 2 (RZEPIN, SŁUBICE)
Komentarze
Warszawa - Łowicz - Kutno - Konin - Września - Poznań - Nowy Tomyśl - Świebodzin - Rzepin - SŁubice - [D] - Frankfurt - Berlin
Już w czasie powrotu z Węgier moją uwagę przykuło nieczęste zjawisko w naszej sferze klimatycznej - czyli wschodni wiatr ;))
Od dłuższego czasu myślałem nad trasą do Berlina, ale wymaganym warunkiem był właśnie ten dość rzadki kierunek wiatru. Wiele się więc nie zastanawiając - postanowiłem ruszyć, jako że i pogodę zapowiedziano przyzwoitą. Na trasie jestem przed godziną 15, 20km przebijam się przez mocno zatłoczoną Warszawę - i wjeżdzam na szosę poznańską, którą będę jechał aż do granicy w Świecku. Oczywiście z wiatrem tak dobrze jak sobie to założyłem nie było - mocno wiało bardziej z południa niż z zachodu, więc pierwszy kawałek nie pomagał tak jak na to liczyłem. Pierwsza część trasy to droga znana i nudna jak flaki z olejem, do tego w potężnym ruchu - aż do Łowicza, gdzie dobre 90% ruchu przenosi się na autostradę. Ogromna ulga i ta cisza w uszach, gdy brakuje wyprzedzających co chwilę tirów. Odcinek do Kutna idealny - droga odbija trochę na północ, jedzie się bardzo sprawnie,na pierwszy postój staję w Krośniewicach po ok. 150km, nie dość że przyzwoita średnia (lekko ponad 30km/h) to jeszcze w ogóle nie straciłem czasu na jakieś ustawiania roweru i mniejsze postoje, na które zawsze leci sporo czasu. Za Krośniewicami zaczyna się już nocna jazda, tempo nieco spada, ale dalej jedzie się przyzwoicie, sprawnie zaliczam jedyne góreczki do Poznania na odcinku Koło - Konin; drugi odpoczynek robię w Golinie na stacji Orlenu, noc jest tak ciepła (18'C), że spokojnie mozna odpoczywać na zewnątrz, a w windstoperze (który założyłem tylko ze względu na odblaski) jest mi za gorąco.
Gdzieś w okolicach Wrześni kuriozalne zdarzenie - przejechałem kota! Wyskoczył pod koła dosłownie w ostatniej chwili, jechałem koło 30km/h i nic już nie zdążyłem zrobić, przejechałem go tylnym kołem. Kolarskie powiedzonko, że szosówką się kotów nie przejeżdża tylko się je przecina - coś w sobie ma; wcześniej myślałem że takie zdarzenie to spora szansa na wywrotkę - a tymczasem tego kota, mimo że go przejechałem centralnie - niemal nie poczułem. Czy przeżył - nie wiem, bo od razu uciekł, ale i kogut z uciętą głową jakiś czas biega; swoją drogą naprawdę głupie stworzenie - było koło 2-3 w nocy, droga szeroka i zupełnie pusta - a on mimo to był w stanie wpakować się pod koła.
Kilkanaście kilometrów dalej - guma w tylnym kole (może przez tego kota ;)), tyle dobrego, że tuż koło stacji. W czasie wymiany okazuje się, że opona jest lekko naderwana z boku i po napompowaniu koła pęka mi dętka. Kolejny raz przekonałem się jak dobrym pomysłem jest wożenie zapasowej opony, dzięki temu że ją miałem mogłem kontynuować jazdę. Do Poznania docieram przed świtem, postanowiłem sobie zrobić rundkę po ładnym Starym Mieście; niestety nie był to dobry pomysł, bo nawierzchnia starówki była z wyboistej kostki, a moja zapasowa opona to bardzo lekki produkt poniżej 200g - co skończyło się kolejnym flakiem, co już mnie nieźle wkurzyło, w sumie na te wszystkie zabawy z gumami straciłem prawie 1,5h i z czasem zrobiło się marnie bo planując trasę do Berlina zakładałem średnią 25km/h i tylko niecałe 5h na postoje; do tego jeszcze zrobiłem duży objazd do McDonalda, gdzie miał być McDrive czynny 24h, ale okazało się że jest zamknięty
Za Poznaniem wreszcie zaczynają się fajne tereny do jazdy - są jeziora, jest mnóstwo lasów. W okolicach Buku robię dłuższy postój na stacji benzynowej na ciepły posiłek (bardzo przydatny na tak długiej trasie) - i kontynuuję jazdę w stronę Nowego Tomyśla. W województwie lubuskim boczniejsze drogi marniutkie, nawet na wojewódzkich trafiają się kostki, czy asfalt szerokości dwóch osobówek - ale za to nadrabia ono wolniejsze tempo jazdy pięknymi widokami. W Świebodzinie robię sporą pętlę, żeby obejrzeć majestatyczną 30m statuę Chrystusa (widać ją już z niemal 10km), a w centrum miasteczka staję na lody, bo szybko zrobiło się gorąco. Za Świebodzinem wjeżdżam juz na bardzo ruchliwą szosę poznańską, którą walą stada tirów (równoległa autostrada jest płatna); tyle dobrego że jest pobocze, upał juz 34-35'C. Góreczek sporo, krótkie, ale jak się ma tyle w nogach to już swoje robią. W Rzepinie moja droga przechodzi w autostradę, więc muszę zjechać na boczną drogę do Słubic nieco nadrabiając. W Słubicach przekraczam Odrę i granicznym mostem wjeżdżam do Niemiec. Frankfurt nad Odrą to już całkiem spore miasto, droga za miastem nieoczekiwanie bardzo fajna, cały czas zielone szpalery drzew - i nadspodziewanie dużo górek. Tempo miałem już słabe, więc zacząłem się obawiać czy dojadę na czas odjazdu autobusu; postoje ograniczyłem do niezbędnego minimum, przed Berlinem odpoczywałem tylko krótko dwa razy. Na szczęście jakieś 50-60km przed stolicą Niemiec odżyłem, tempo skoczyło do bezpieczniejszych 26-27km/h. Niestety ostatnie 40-50km to już jazda typowo miejska, z ogromnym ruchem, w palącym cały czas sporo powyżej 30'C słońcu. Niby są ścieżki rowerowe - ale jak się ma prawie 600km w nogach to się nie ma żadnej ochoty na tłuczenie się takimi wynalazkami, a to kawałek asfaltu, a to jakieś płytki, a to kostka itd; chociaż i droga dla samochodów tez taka sobie, z jakieś 15km jest z betonowych, średnio równych płyt. Dopiero sama końcówka ciekawsza - jazda Frankfurter Allee i piękna daleka persperktywa na centrum miasta z charakterystyczną 350m wieżą telewizyjną. W sumie okazało się że miałem prawie godzinę zapasu, starczyło więc jeszcze czasu na posiłek przed podróżą i parę fotek w centrum.
Wyjazd udany, udało się rowerem bezpośrednio z Warszawy osiągnąć kolejną europejską stolicę, choć było ciężej niż na to liczyłem, wiatr pomagał tylko na mniejszej części trasy; jednak 600km nawet w dobrych warunkach to jest masakryczny dystans i tak łatwo "nie wchodzi". Do tego było naprawdę ciepło, a to nie są optymalne warunki do jazdy, 34-35'C to może nie jest przerażający upał, ale jak się jedzie w nim wiele godzin, to już swoje piętno odciska, do klimatyzowanego autokaru wsiadałem z dużą ulgą, bo nawet koło 19 w Berlinie było koło 30'C.
Zdjęcia
Zaliczone gminy - 2 (RZEPIN, SŁUBICE)
Dane wycieczki:
DST: 607.60 km AVS: 27.10 km/h
ALT: 1583 m MAX: 48.30 km/h
Temp:29.0 'C
Komentarze
O! Droga prowadziła przez moja rodzinną miejscowość Strzałkowo. Szkoda, ze nic nie wiedzialem, chetnie bym sie Tobie przyjrzał. ;)
jubilat2 - 14:20 wtorek, 29 maja 2012 | linkuj
Piękna trasa. My także byliśmy rowerami w Berlinie podczas majówki. Piękne miasto. Pozdrower!
gdynia94 - 23:50 poniedziałek, 28 maja 2012 | linkuj
Przepięknie!
Ja mam mniej szczęście do kotów - jak wpadam to rysuję też asfalt..a kot niestety przeżywa...;)
Jeszcze raz gratulacje pięknej trasy:) WuJekG - 19:25 sobota, 26 maja 2012 | linkuj
Ja mam mniej szczęście do kotów - jak wpadam to rysuję też asfalt..a kot niestety przeżywa...;)
Jeszcze raz gratulacje pięknej trasy:) WuJekG - 19:25 sobota, 26 maja 2012 | linkuj
Pięknie! Gratuluję zdobycia Berlina! Jakie plany na najbliższą przyszłość?
madu - 18:54 sobota, 26 maja 2012 | linkuj
Duży szacunek za taki dystans. Wiem, że wiało centralnie w plecy ale nie każdy ma tyle siły żeby kręcić całą dobę.
PS Mijaliśmy się w Ożarowie Maz. Zaciekawiło mnie kto tu mógł pomykać w koszulce BBT...
Pozdrawiam. memento - 18:19 sobota, 26 maja 2012 | linkuj
PS Mijaliśmy się w Ożarowie Maz. Zaciekawiło mnie kto tu mógł pomykać w koszulce BBT...
Pozdrawiam. memento - 18:19 sobota, 26 maja 2012 | linkuj
Powinieneś założyć kategorię >600km :P
Gratulacje za dystans i trasę.
Pozdro! azbest87 - 18:08 sobota, 26 maja 2012 | linkuj
Gratulacje za dystans i trasę.
Pozdro! azbest87 - 18:08 sobota, 26 maja 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!