Granią Tatr 5
V dzień - Polana Chochołowska - Grześ (1653m) - Rakoń (1879m) - Wołowiec (2064m) - [SK] - Zabrat (1656m) - Tatliakove Pleso (1377m) - Zuberec - Sucha Hora - [PL] - Chochołów - Chabówka - Myślenice - Kraków
Wczoraj byłem na grani Tatr pieszo; dziś postanowiłem uderzyć tam z rowerem :)) Dlatego właśnie wybrałem Dolinę Chochołowską, bo Tatry Zachodnie mają inny charakter niż Wysokie, więcej tu połonin i łagodniejszych gór. Na trasę ruszam bardzo wcześnie, już o 7; pierwszy odcinek to podejście na samą grań, na ok. 1450m, na rowerze jadę tylko symbolicznie. Na grani mocno się rozczarowałem, bo okazało się, że szlak na Grzesia jest bardzo stromy, a podejście sporo wredniejsze niż to co było niżej. Ale jakoś się tam wpakowałem, Grześ jest już ponad lasem - więc pojawiły się kapitalne widoki na góry; pogoda kolejny dzień jest po prostu idealna, słonecznie, świetna widoczność, a do tego (co jest rzadkością w wysokich górach) praktycznie bezwietrznie. Warto dodać, że na szlaku o tak wczesnej godzinie jest zupełnie pusto, do Wołowca spotkałem tylko jedną osobę; więc całe góry mam niejako dla siebie!
Na grani już się trochę pojechało; niemniej odcinki pod górę, głównie z buta. W sumie z rowerem dotarłem na ok. 1950m; tutaj podejście pod Wołowiec było już koszmarne, spokojnie koło 50%; więc spiąłem po prostu koło do ramy, a sam poszedłem na szczyt na piechotę. Z Wołowca mam wspaniałe widoki na piękny masyw Rohaczy po słowackiej stronie. Obserwując też z góry przebieg rozmaitych szlaków i analizując je na GPS (niestety papierowej mapy Tatr nie miałem) postanawiam zjechać do Tatliakovego Plesa, gdzie dociera asfalt (byłem tam już kiedyś na szosówce, ale dojechać z góry to coś zupełnie innego :)). Kawałek z Wołowca sprowadzam, na Rakoń już pojechałem, nawet mi się na szczyt udało rowerem wpakować; turyści piesi (w międzyczasie sporo ich dotarło ze Słowacji) mimo zakazu jazdy na rowerze podchodzili do mnie z dużą sympatią, wielu mnie fotografowało jako nielichą ciekawostkę. Zjazd na przełęcz Zabrat bardzo stromy, licznik pokazał tu nawet 40%, więc większą część sprowadzałem bo nie brakowało tu luźnych kamieni, aczkolwiek ktoś z większym doświadczeniem w zjazdach mógłby się pewnie pokusić o zjazd całości. Z kolei z przełęczy do Tatliakovego Plesa wąska ścieżynka, sporo kamieni, a niżej korzenie; tez się wiele nie najechałem.
Z Plesa już elegancko w dół asfaltem; na oponach 2,25 wyciągnąłem niemal tyle co na szosówce, naprawdę dobrze zjeżdża ten full :)). Powrót do Krakowa przyjemną i mocno górzystą trasą przez Oravice, Suchą Horę, Chochołów, Czarny Dunajec; na zakopiankę wjeżdżam dopiero w Chabówce. Kawałek do Lubnia jak zwykle mało przyjemny, wielki ruch na drodze bez pobocza, a do tego największa plaga naszych dróg - czyli idioci, którzy muszą wyprzedzać zawsze i wszędzie; w żadnym razie nie mogą sobie pozwolić na odczekanie tych 20-30 sekund na bezpieczny manewr. Za Lubieniem wjeżdżam już na starą zakopianką, a za Myślenicami jest szerokie pobocze. Niepotrzebnie zatrzymałem się jeszcze na stacji na hot-dogi, przez co w Krakowie musiałem już zdrowo zasuwać na pociąg; niemniej udało się wyrobić. IR do Warszawy spóźnił się ponad godzinę (na 3h trasie!); z Krakowa IR po prostu nie opłaca się jeździć, gdy jest bilet rewelacyjny (cena na TLK ta sama co IR); bo niestety IR na Magistrali musi puszczać wszystkie pociągi i łapie spore opóźnienia z powodu postojów.
Wyjazd bardzo udany, zapoznałem się z jazdą w poważnym górskim terenie; bardzo dobrym pomysłem była rezygnacja z Beskidów i przerzucenie się Tatry, te dwa dni w najwyższych polskich górach (pieszo i rowerem) dostarczyły mi masę wrażeń; Tatry biją atrakcyjnością Beskidy na głowę; to tak jakby porównywać Ligę Mistrzów z naszą ligą piłkarską :)). Rower sprawdził się świetnie, nie miałem z nim żadnych problemów; do mojego stylu jazdy ten typ fulla (ze skokiem 100mm) pasuje jak ulał, jakieś karkołomne zjazdy mnie nie interesują; pod górę jeździ się całkiem przyzwoicie, a na asfalcie prezentuje się dużo lepiej niż tego oczekiwałem. Doskonale sprawdził się także ekwipunek, jazda z bagażem w górach to coś zupełnie innego niż na szosie; tutaj sakwy w ogóle się nie sprawdzą (nie można tak dociążać tyłu), natomiast sensownie rozłożony bagaż (trochę na tyle, kierownicy i w plecaku) - niemal w ogóle nie ogranicza, czuło się go głównie przy podprowadzaniu czy przenoszeniu roweru. Natomiast mobilność w górach zwiększa w sposób potężny, dzięki sprzętowi biwakowemu byłem całkowicie niezależny od sieci kwater, mogłem nocować gdzie mnie akurat łapał zmrok. Wymaga to oczywiście drastycznego obcięcia ilości przewożonego sprzętu w porównaniu z tym co wozi się w sakwach - ale coś za coś, wyprawy typu enduro to nie jest coś dla francuskich piesków, którzy bez codziennego prysznica i świeżego ubrania na każdy dzień nie dadzą rady; najbardziej denerwuje brak lepszego aparatu fotograficznego, niestety zdjęcia z małego kompaktu wychodzą marnie.
Zdjęcia z wyjazdu
Komentarze
V dzień - Polana Chochołowska - Grześ (1653m) - Rakoń (1879m) - Wołowiec (2064m) - [SK] - Zabrat (1656m) - Tatliakove Pleso (1377m) - Zuberec - Sucha Hora - [PL] - Chochołów - Chabówka - Myślenice - Kraków
Wczoraj byłem na grani Tatr pieszo; dziś postanowiłem uderzyć tam z rowerem :)) Dlatego właśnie wybrałem Dolinę Chochołowską, bo Tatry Zachodnie mają inny charakter niż Wysokie, więcej tu połonin i łagodniejszych gór. Na trasę ruszam bardzo wcześnie, już o 7; pierwszy odcinek to podejście na samą grań, na ok. 1450m, na rowerze jadę tylko symbolicznie. Na grani mocno się rozczarowałem, bo okazało się, że szlak na Grzesia jest bardzo stromy, a podejście sporo wredniejsze niż to co było niżej. Ale jakoś się tam wpakowałem, Grześ jest już ponad lasem - więc pojawiły się kapitalne widoki na góry; pogoda kolejny dzień jest po prostu idealna, słonecznie, świetna widoczność, a do tego (co jest rzadkością w wysokich górach) praktycznie bezwietrznie. Warto dodać, że na szlaku o tak wczesnej godzinie jest zupełnie pusto, do Wołowca spotkałem tylko jedną osobę; więc całe góry mam niejako dla siebie!
Na grani już się trochę pojechało; niemniej odcinki pod górę, głównie z buta. W sumie z rowerem dotarłem na ok. 1950m; tutaj podejście pod Wołowiec było już koszmarne, spokojnie koło 50%; więc spiąłem po prostu koło do ramy, a sam poszedłem na szczyt na piechotę. Z Wołowca mam wspaniałe widoki na piękny masyw Rohaczy po słowackiej stronie. Obserwując też z góry przebieg rozmaitych szlaków i analizując je na GPS (niestety papierowej mapy Tatr nie miałem) postanawiam zjechać do Tatliakovego Plesa, gdzie dociera asfalt (byłem tam już kiedyś na szosówce, ale dojechać z góry to coś zupełnie innego :)). Kawałek z Wołowca sprowadzam, na Rakoń już pojechałem, nawet mi się na szczyt udało rowerem wpakować; turyści piesi (w międzyczasie sporo ich dotarło ze Słowacji) mimo zakazu jazdy na rowerze podchodzili do mnie z dużą sympatią, wielu mnie fotografowało jako nielichą ciekawostkę. Zjazd na przełęcz Zabrat bardzo stromy, licznik pokazał tu nawet 40%, więc większą część sprowadzałem bo nie brakowało tu luźnych kamieni, aczkolwiek ktoś z większym doświadczeniem w zjazdach mógłby się pewnie pokusić o zjazd całości. Z kolei z przełęczy do Tatliakovego Plesa wąska ścieżynka, sporo kamieni, a niżej korzenie; tez się wiele nie najechałem.
Z Plesa już elegancko w dół asfaltem; na oponach 2,25 wyciągnąłem niemal tyle co na szosówce, naprawdę dobrze zjeżdża ten full :)). Powrót do Krakowa przyjemną i mocno górzystą trasą przez Oravice, Suchą Horę, Chochołów, Czarny Dunajec; na zakopiankę wjeżdżam dopiero w Chabówce. Kawałek do Lubnia jak zwykle mało przyjemny, wielki ruch na drodze bez pobocza, a do tego największa plaga naszych dróg - czyli idioci, którzy muszą wyprzedzać zawsze i wszędzie; w żadnym razie nie mogą sobie pozwolić na odczekanie tych 20-30 sekund na bezpieczny manewr. Za Lubieniem wjeżdżam już na starą zakopianką, a za Myślenicami jest szerokie pobocze. Niepotrzebnie zatrzymałem się jeszcze na stacji na hot-dogi, przez co w Krakowie musiałem już zdrowo zasuwać na pociąg; niemniej udało się wyrobić. IR do Warszawy spóźnił się ponad godzinę (na 3h trasie!); z Krakowa IR po prostu nie opłaca się jeździć, gdy jest bilet rewelacyjny (cena na TLK ta sama co IR); bo niestety IR na Magistrali musi puszczać wszystkie pociągi i łapie spore opóźnienia z powodu postojów.
Wyjazd bardzo udany, zapoznałem się z jazdą w poważnym górskim terenie; bardzo dobrym pomysłem była rezygnacja z Beskidów i przerzucenie się Tatry, te dwa dni w najwyższych polskich górach (pieszo i rowerem) dostarczyły mi masę wrażeń; Tatry biją atrakcyjnością Beskidy na głowę; to tak jakby porównywać Ligę Mistrzów z naszą ligą piłkarską :)). Rower sprawdził się świetnie, nie miałem z nim żadnych problemów; do mojego stylu jazdy ten typ fulla (ze skokiem 100mm) pasuje jak ulał, jakieś karkołomne zjazdy mnie nie interesują; pod górę jeździ się całkiem przyzwoicie, a na asfalcie prezentuje się dużo lepiej niż tego oczekiwałem. Doskonale sprawdził się także ekwipunek, jazda z bagażem w górach to coś zupełnie innego niż na szosie; tutaj sakwy w ogóle się nie sprawdzą (nie można tak dociążać tyłu), natomiast sensownie rozłożony bagaż (trochę na tyle, kierownicy i w plecaku) - niemal w ogóle nie ogranicza, czuło się go głównie przy podprowadzaniu czy przenoszeniu roweru. Natomiast mobilność w górach zwiększa w sposób potężny, dzięki sprzętowi biwakowemu byłem całkowicie niezależny od sieci kwater, mogłem nocować gdzie mnie akurat łapał zmrok. Wymaga to oczywiście drastycznego obcięcia ilości przewożonego sprzętu w porównaniu z tym co wozi się w sakwach - ale coś za coś, wyprawy typu enduro to nie jest coś dla francuskich piesków, którzy bez codziennego prysznica i świeżego ubrania na każdy dzień nie dadzą rady; najbardziej denerwuje brak lepszego aparatu fotograficznego, niestety zdjęcia z małego kompaktu wychodzą marnie.
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 162.50 km AVS: 19.38 km/h
ALT: 1700 m MAX: 68.70 km/h
Temp:21.0 'C
Komentarze
Gratuluję samozaparcia.Widać ,że rower jest Twoją pasją skoro zdecydowałeś się na takie posuniecie. Btw w Tatrach nie ma połonin tylko hale. Pozdrawiam.
B4loco - 14:02 sobota, 1 października 2011 | linkuj
Co do jazdy na rowerze w Beskidach i w Tatrach to nie zgodzę się z tym co piszesz. Właśnie Beskidy są jednymi z najlepszych rejonów do jeżdżenia na MTB. Oczywiście na lekko a nie z bagażami i sprzętem biwakowym. Tatry tak ale pieszo i przede wszystkim dla innych doznań i widoków. Rowerem za wiele tam nie pojeździsz bo oprócz zakazów teren nie puści. Przecież w Tatrach i tak mało pojeździłeś , sporo pchałeś i sprowadzałeś a w dolinach (H.Gąsienicowa i Chochołowska) to i tak inna jazda.
Ode mnie wielki podziw i gratulacje za wyprawę. Pozdr. daniel3ttt - 09:30 środa, 28 września 2011 | linkuj
Ode mnie wielki podziw i gratulacje za wyprawę. Pozdr. daniel3ttt - 09:30 środa, 28 września 2011 | linkuj
Myślałem że tylko ja mam takie szalone pomysły a tu patrzę następny w Tatrach na rowerze:) Kilka lat temu zaliczyłem bikiem Starorobociański 2176 m. A tak ku przestrodze; dobrze że nie spotkałeś "parkowców" bo pokuta słona a może i konfiskata sprzętu.
daniel3ttt - 23:09 wtorek, 27 września 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!