Granią Tatr 3
III dzień - Krzyżowa - Przeł. Klekociny (897m) - Zawoja - Przeł. Krowiarki (1012m) - Jabłonka - Czarny Dunajec - Ząb - Gubałówka (1122m) - Zakopane - Hala Gąsienicowa (1505m)
Po wczorajszych doświadczeniach na czerwonym szlaku dziś postanawiam zupełnie zmienić trasę, dać sobie spokój z dziadowskimi Beskidami, które na rower niespecjalnie się nadają. Przypomniało mi się, że przecież istnieje szlak rowerowy, którego jeszcze nie zaliczałem - najwyższy w polskich Tatrach, czyli droga do Murowańca. Taki cel od razu bardzo motywuje, bo tatrzańskie widoki (a Hala Gąsienicowa z nich słynie) - to już klasa światowa. Przypomniałem sobie również o szutrowej przełęczy Klekociny, która znacznie skraca drogę do Zakopanego. Pierwsza część podjazdu to asfalt, ale od ok. 700m zaczyna się teren. W pierwszej części jest ostro - dużo błota i nachylenia do 13%, dużą klasę pokazują moje opony (Nobby Nic 2,25), zadowolony jestem, że zakupiłem je by wymienić model zamontowany firmowo w rowerze (Maxxis Crossmark 2,1). Rzeczywiście są bardzo uniwersalne, dobrze trzymają i na szutrze i na kamieniach, a nawet jak tu - w błocie na ponad 10% koło mi jeszcze nie buzowało. Końcówka podjazdu na Klekociny już łagodniejsza - to jest fajna JAZDA terenowa, a nie pchanie. Do Zawoi jest już elegancko w dół, u góry idealny szuterek, gładki jak asfalt, na którym przekracza się 50km/h, niżej trochę kamieni, później znów asfalt.
Na Krowiarki jadę szosą, bardzo fajnie pokonuje się zjazd do Zubrzycy, na rowerze szosowym telepało tu na dziurach że ho, na fullu nawet z zablokowanym amortyzatorem ich się właściwie nie zauważa, nic nie trzeba omijać, grube opony wystarczą. W Jabłonce robię dłuższy postój (mają tu świetne lody), pogoda się zupełnie wyklarowała, jest idealne słońce i 19-20'C, co wróży piękne widoki w Tatrach. A te pojawiają już kawałek za Czarnym Dunajcem - i z każdym kilometrem się przybliżają. Do Zakopanego jechałem bardziej górską, boczną drogą przez Ząb (ostra ściana 9-12%), którą wylatuje się na Gubałówkę. Widoki wspaniałe - ale tylko do momentu, gdy docieram w rejon górnej stacji kolejki z Zakopanego - a tam cepelia na całego! Przez dobre pół kilometra nie dało się jechać, tylu było ludzi i "prawdziwych turystów"; ścianki wspinaczkowe, jakieś zjazdy na linach, masa żarcia i jeszcze większa masa wszelakiej tandety na setkach kramów; jednym słowem Zakopane z najgorszych stereotypów; takie są niestety realia słonecznego weekendu w tym kurorcie, spokój jest dopiero wysoko w górach, gdzie trzeba się mocno namęczyć by dotrzeć, a nie dowieźć 4 litery kolejką. Odpocząłem na trawie poniżej tych kramów, do Zakopanego decyduję się jednak zjechać asfaltem, nie szlakiem jak to miałem w planach; za dużo było na nim ludzi, a nie byłem na tyle pewny swoich umiejętności zjazdowych by ryzykować jakąś kraksę, zresztą i tak trzeba by jechać cały czas na hamulcach.
W Zakopanem jeszcze wizyta na równie "uroczych" Krupówkach (do bankomatu) - i ruszam w stronę Łysej Polany. Asfaltem dojeżdżam na ok. 1000m, tu zaczyna się czarny szlak do Murowańca. Droga to najbardziej chamski rodzaj bruku z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia, w skrócie "telewizory" na całej długości, podjazd na Śnieżkę to przy tym betka. A nie brakuje tu sporych nachyleń, do 14%. Jednym słowem trasa bardzo wymagająca - ale jednak przejezdna, w paru miejscach mnie zatrzymywało, ale podjechałem ją w całości; tutaj ogromnie przydaje się amortyzacja, na sztywnym rowerze wszystkie nierówności wchodziłyby w ciało, za mnie wybierają je amortyzatory, które również niewątpliwie zwiększają przyczepność opon na tej fatalnej nawierzchni. Podjazd niemal w całości w lesie, dopiero przed samym schroniskiem są pierwsze widoki na wspaniałe góry oświetlone zachodzącym słońcem (u góry zimno, tylko 7'C). W schronisku trochę się rozczarowałem - okazało się, że nie tylko mają komplet (to jeszcze w słoneczną sobotę nie dziwiło); ale nie przyjmują również "na podłogę", co było zawsze w górach normą; jednym słowem komercha dociera nawet i tu, a schronisko zaczyna zamieniać się w hotel i masową jadłodajnię, tracąc powoli swój klimat. Ale ja nad większością rozczarowanych pieszych turystów miałem tą przewagę, że dysponowałem namiotem i całym sprzętem biwakowym, więc nabrałem po prostu wody w schronisku, zjechałem kawałek do lasku i rozbiłem się na uroczej polance na mięciutkim mchu. Minusem było to, że po zajściu słońca zrobiło się bardzo zimno (zaledwie 3 stopnie), ale mój śpiwór jeszcze przy tylu daje radę. W nocy jakiś gruby zwierz zaczął nieźle ryczeć, wtedy przypomniałem sobie, że w Tatrach żyją przecież niedźwiedzie, ale na rykach się skończyło ;).
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 3 (Koszarawa, Zawoja, Kościelisko)
Komentarze
III dzień - Krzyżowa - Przeł. Klekociny (897m) - Zawoja - Przeł. Krowiarki (1012m) - Jabłonka - Czarny Dunajec - Ząb - Gubałówka (1122m) - Zakopane - Hala Gąsienicowa (1505m)
Po wczorajszych doświadczeniach na czerwonym szlaku dziś postanawiam zupełnie zmienić trasę, dać sobie spokój z dziadowskimi Beskidami, które na rower niespecjalnie się nadają. Przypomniało mi się, że przecież istnieje szlak rowerowy, którego jeszcze nie zaliczałem - najwyższy w polskich Tatrach, czyli droga do Murowańca. Taki cel od razu bardzo motywuje, bo tatrzańskie widoki (a Hala Gąsienicowa z nich słynie) - to już klasa światowa. Przypomniałem sobie również o szutrowej przełęczy Klekociny, która znacznie skraca drogę do Zakopanego. Pierwsza część podjazdu to asfalt, ale od ok. 700m zaczyna się teren. W pierwszej części jest ostro - dużo błota i nachylenia do 13%, dużą klasę pokazują moje opony (Nobby Nic 2,25), zadowolony jestem, że zakupiłem je by wymienić model zamontowany firmowo w rowerze (Maxxis Crossmark 2,1). Rzeczywiście są bardzo uniwersalne, dobrze trzymają i na szutrze i na kamieniach, a nawet jak tu - w błocie na ponad 10% koło mi jeszcze nie buzowało. Końcówka podjazdu na Klekociny już łagodniejsza - to jest fajna JAZDA terenowa, a nie pchanie. Do Zawoi jest już elegancko w dół, u góry idealny szuterek, gładki jak asfalt, na którym przekracza się 50km/h, niżej trochę kamieni, później znów asfalt.
Na Krowiarki jadę szosą, bardzo fajnie pokonuje się zjazd do Zubrzycy, na rowerze szosowym telepało tu na dziurach że ho, na fullu nawet z zablokowanym amortyzatorem ich się właściwie nie zauważa, nic nie trzeba omijać, grube opony wystarczą. W Jabłonce robię dłuższy postój (mają tu świetne lody), pogoda się zupełnie wyklarowała, jest idealne słońce i 19-20'C, co wróży piękne widoki w Tatrach. A te pojawiają już kawałek za Czarnym Dunajcem - i z każdym kilometrem się przybliżają. Do Zakopanego jechałem bardziej górską, boczną drogą przez Ząb (ostra ściana 9-12%), którą wylatuje się na Gubałówkę. Widoki wspaniałe - ale tylko do momentu, gdy docieram w rejon górnej stacji kolejki z Zakopanego - a tam cepelia na całego! Przez dobre pół kilometra nie dało się jechać, tylu było ludzi i "prawdziwych turystów"; ścianki wspinaczkowe, jakieś zjazdy na linach, masa żarcia i jeszcze większa masa wszelakiej tandety na setkach kramów; jednym słowem Zakopane z najgorszych stereotypów; takie są niestety realia słonecznego weekendu w tym kurorcie, spokój jest dopiero wysoko w górach, gdzie trzeba się mocno namęczyć by dotrzeć, a nie dowieźć 4 litery kolejką. Odpocząłem na trawie poniżej tych kramów, do Zakopanego decyduję się jednak zjechać asfaltem, nie szlakiem jak to miałem w planach; za dużo było na nim ludzi, a nie byłem na tyle pewny swoich umiejętności zjazdowych by ryzykować jakąś kraksę, zresztą i tak trzeba by jechać cały czas na hamulcach.
W Zakopanem jeszcze wizyta na równie "uroczych" Krupówkach (do bankomatu) - i ruszam w stronę Łysej Polany. Asfaltem dojeżdżam na ok. 1000m, tu zaczyna się czarny szlak do Murowańca. Droga to najbardziej chamski rodzaj bruku z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia, w skrócie "telewizory" na całej długości, podjazd na Śnieżkę to przy tym betka. A nie brakuje tu sporych nachyleń, do 14%. Jednym słowem trasa bardzo wymagająca - ale jednak przejezdna, w paru miejscach mnie zatrzymywało, ale podjechałem ją w całości; tutaj ogromnie przydaje się amortyzacja, na sztywnym rowerze wszystkie nierówności wchodziłyby w ciało, za mnie wybierają je amortyzatory, które również niewątpliwie zwiększają przyczepność opon na tej fatalnej nawierzchni. Podjazd niemal w całości w lesie, dopiero przed samym schroniskiem są pierwsze widoki na wspaniałe góry oświetlone zachodzącym słońcem (u góry zimno, tylko 7'C). W schronisku trochę się rozczarowałem - okazało się, że nie tylko mają komplet (to jeszcze w słoneczną sobotę nie dziwiło); ale nie przyjmują również "na podłogę", co było zawsze w górach normą; jednym słowem komercha dociera nawet i tu, a schronisko zaczyna zamieniać się w hotel i masową jadłodajnię, tracąc powoli swój klimat. Ale ja nad większością rozczarowanych pieszych turystów miałem tą przewagę, że dysponowałem namiotem i całym sprzętem biwakowym, więc nabrałem po prostu wody w schronisku, zjechałem kawałek do lasku i rozbiłem się na uroczej polance na mięciutkim mchu. Minusem było to, że po zajściu słońca zrobiło się bardzo zimno (zaledwie 3 stopnie), ale mój śpiwór jeszcze przy tylu daje radę. W nocy jakiś gruby zwierz zaczął nieźle ryczeć, wtedy przypomniałem sobie, że w Tatrach żyją przecież niedźwiedzie, ale na rykach się skończyło ;).
Zdjęcia z wyjazdu
Zaliczone gminy - 3 (Koszarawa, Zawoja, Kościelisko)
Dane wycieczki:
DST: 113.20 km AVS: 16.69 km/h
ALT: 2307 m MAX: 56.90 km/h
Temp:13.0 'C
Komentarze
Co do biwakowania w Tatrach pod namiotem to trzeba tu napisać że oczywiście nielegal (mandat jak nic od zielonych). Nie czepiam się bo sam wiele razy biwakowałem ale znacznie wyżej w kolebach skalnych. Na poziomie lasu i kosodrzewiny narażamy się dodatkowo na nieproszonego gościa - niedźwiedzia. Nie jest to rzadkością ponieważ zwierzęta te nieraz ściągają w nocy pod schronisko szukając w kubłach resztek jedzenia. Miałem takie spotkanie przy schronisku w Dolinie 5 Stawów kiedy spaliśmy na kamiennych ławach. Na szczęście niedźwiedź zadowolił się fasolką po bretońsku którą jacyś turyści zostawili na parapecie a mnie tylko obwąchał. Serce w gardle:)
daniel3ttt - 09:12 środa, 28 września 2011 | linkuj
Mniej podłogowiczów, to mniej kasy. A wątpię, żeby nagle stwierdzili, że będą budowali pięciogwiazdkowy hotel.
Hipek - 08:34 środa, 28 września 2011 | linkuj
Z tego, co pamiętam, to Murowaniec przestał przyjmować "na podłogę" ze względu na przepisy przeciwpożarowe; te "nowe" zasady trwają już od pół roku.
Hipek - 15:45 wtorek, 27 września 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!