Wtorek, 26 października 2010Kategoria >100km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Leszno - Kampinos - Sochaczew - Śladów - Wyszogród - Nowy Dwór Maz. - Czosnów - Warszawa
Kolejna, tym razem już długa trasa by sprawdzić czy z nogami wszystko ok. Ruszam późno, już po 12, przejazd przez Warszawę tragiczny - najpierw potężny korek na Łopuszańskiej (już dobre pół roku budują skrzyżowanie z Alejami Jerozolimskimi), następnie zamknięta Dźwigowa (poprawa spartolonego remontu). Objazd Dźwigowej wymagałby dobrych paru km, więc spróbowałem przejechać nad wiaduktami, dało radę tylko musiałem przenieść rower przez płot w bardzo niewygodnym miejscu, tuż nad samym wiaduktem, 5m nad jezdnią :). Cały pierwszy odcinek do Sochaczewa mam równo pod wiatr, na szczęście jest sporo terenów zabudowanych. Po słonecznej pogodzie w Warszawie nie ma już śladu, zrobiło się 5'C i zaczęło padać, na szczęście nie za mocno - takie warunki były już właściwie do końca, lekko siąpiło co chwilę. Za Sochaczewem jedzie się już lepiej, przed Śladowem ładny kawałek przez las, po skręcie na Wyszogród widzę znak, że droga również jest zamknięta (most na Bzurze w remoncie). Zaryzykowałem jazdę i okazało się, że rowerem spokojnie dało się przejechać, na moście nic nie robią.
Od Wyszogrodu wjeżdżam na drogę krajową 62, słynną z chyba najbardziej chamskich kierowców w Polsce. Ruch jest tu bardzo dotkliwy, a jego gros stanowią tiry z Pribałtyki, dla których przepisy ruchu drogowego nie mają większego znaczenia; miałem sytuację gdy wielka i długa ciężarówka wioząca samochody lekko musnęła mi o kurtkę, wyprzedzanie na gazetę jest normą. Jakiś postęp jednak jest - bo droga jest wyremontowana, kiedyś do ruchu dochodziły jeszcze dziury, teraz na całym kawałku do Nowego Dworu jest gładziutki asfalt. Niestety nie ma pobocza i rowerem jedzie się tam bardzo marnie, szczególnie nocą jak ja (od Czerwińska jadę już po ciemku). Z tego co się orientuję drogi bez pobocza to teraz będzie polska norma, jakieś mózgi wpadły na pomysł, że jego brak rzekomo oznacza mniej wypadków, bo ludzie są mniej chętni do wyprzedzania. Szkoda, że autorzy tego epokowego pomysłu nie przejechali się tą piękną drogą :))
W Nowym Dworze przejeżdżam mosty na Narwi i Wiśle, droga przez Czosnów i Łomną całkiem sympatyczna, na większości nowy asfalt (a było tu sporo dziur, naprawdę dużo dróg się ostatnio w Polsce buduje), przez Warszawę przejechałem szybko i sprawnie Wisłostradą. A odnośnie problemu z nogami - potwierdziła się wczorajsza diagnoza, gdy opaska zjeżdża w dół - szybko łapie ból, podobnie jest gdy skarpetka sięga pod kolano.
Komentarze
Kolejna, tym razem już długa trasa by sprawdzić czy z nogami wszystko ok. Ruszam późno, już po 12, przejazd przez Warszawę tragiczny - najpierw potężny korek na Łopuszańskiej (już dobre pół roku budują skrzyżowanie z Alejami Jerozolimskimi), następnie zamknięta Dźwigowa (poprawa spartolonego remontu). Objazd Dźwigowej wymagałby dobrych paru km, więc spróbowałem przejechać nad wiaduktami, dało radę tylko musiałem przenieść rower przez płot w bardzo niewygodnym miejscu, tuż nad samym wiaduktem, 5m nad jezdnią :). Cały pierwszy odcinek do Sochaczewa mam równo pod wiatr, na szczęście jest sporo terenów zabudowanych. Po słonecznej pogodzie w Warszawie nie ma już śladu, zrobiło się 5'C i zaczęło padać, na szczęście nie za mocno - takie warunki były już właściwie do końca, lekko siąpiło co chwilę. Za Sochaczewem jedzie się już lepiej, przed Śladowem ładny kawałek przez las, po skręcie na Wyszogród widzę znak, że droga również jest zamknięta (most na Bzurze w remoncie). Zaryzykowałem jazdę i okazało się, że rowerem spokojnie dało się przejechać, na moście nic nie robią.
Od Wyszogrodu wjeżdżam na drogę krajową 62, słynną z chyba najbardziej chamskich kierowców w Polsce. Ruch jest tu bardzo dotkliwy, a jego gros stanowią tiry z Pribałtyki, dla których przepisy ruchu drogowego nie mają większego znaczenia; miałem sytuację gdy wielka i długa ciężarówka wioząca samochody lekko musnęła mi o kurtkę, wyprzedzanie na gazetę jest normą. Jakiś postęp jednak jest - bo droga jest wyremontowana, kiedyś do ruchu dochodziły jeszcze dziury, teraz na całym kawałku do Nowego Dworu jest gładziutki asfalt. Niestety nie ma pobocza i rowerem jedzie się tam bardzo marnie, szczególnie nocą jak ja (od Czerwińska jadę już po ciemku). Z tego co się orientuję drogi bez pobocza to teraz będzie polska norma, jakieś mózgi wpadły na pomysł, że jego brak rzekomo oznacza mniej wypadków, bo ludzie są mniej chętni do wyprzedzania. Szkoda, że autorzy tego epokowego pomysłu nie przejechali się tą piękną drogą :))
W Nowym Dworze przejeżdżam mosty na Narwi i Wiśle, droga przez Czosnów i Łomną całkiem sympatyczna, na większości nowy asfalt (a było tu sporo dziur, naprawdę dużo dróg się ostatnio w Polsce buduje), przez Warszawę przejechałem szybko i sprawnie Wisłostradą. A odnośnie problemu z nogami - potwierdziła się wczorajsza diagnoza, gdy opaska zjeżdża w dół - szybko łapie ból, podobnie jest gdy skarpetka sięga pod kolano.
Dane wycieczki:
DST: 175.20 km AVS: 24.62 km/h
ALT: 355 m MAX: 50.20 km/h
Temp:5.0 'C
Komentarze
el kondor: ja przez Ciebie chyba zakończę wcześniej sezon. A nowego wcale nie zacznę :-)). Kupię sobie helikopter i będę patrzył z góry na zarzynane owce w blachosmrodach :-).
A tak na serio - my naprawdę wiemy, po tylu latach jazdy, co nam grozi i jak można minimalizować zagrożenie. A zabić się to można nawet we własnym domu ;-) MARECKY - 19:27 piątek, 5 listopada 2010 | linkuj
A tak na serio - my naprawdę wiemy, po tylu latach jazdy, co nam grozi i jak można minimalizować zagrożenie. A zabić się to można nawet we własnym domu ;-) MARECKY - 19:27 piątek, 5 listopada 2010 | linkuj
Jazda samochodem tez jest niebezpieczna, tyle, że ryzyko wypadku można znacznie zminimalizować, co nie jest możliwe, gdy jedzie się rowerem ruchliwą droga krajową nr 62 lub nr 50, tak dla przykładu. Nie sądzę, bym mógł kogokolwiek zniechęcić do jazdy rowerem, pisząc te komentarze - bądźmy szczerzy. Ci, którzy podejmują ryzyko, bo kochają rower, będa je podejmować wbrew wszystkiemu tak jak ja je wielokrotnie podejmowałem. Nie zniechęci ich żaden el kondor. Tak więc spokojnie. Nie bójmy się możliwości wyrażania różnych, czasem kontrowersyjnych opini, którą daje wolny internet.
A propos niebezpiecznych dróg. Wczoraj jechałem samochodem owianą złą sławą drogą nr 50 na odc. od Sochaczewa do Wyszogrodu. Był mały ruch tirów, no bo to weekend swiąteczny. Jednak w każdy inny dzień jazda rowerem ta drogą to jednak jest prawie samobójstwo, bo natężenie ruchu tirów jest tam kolosalne, a droga jest wąska i bez pobocza. Zresztą jest tam tez zakaz dla rowerów. Wiem, że jechałeś nieraz 50-tką, jakie miałeś wrażenia? Zupełnie nie boisz się, że zahaczy cie kiedyś tir?
A-ha, bóle pleców tez były i są nadal problemem trapiącym mnie na rowerowej trasie i z ich powodu nie jestem w stanie wytrzymać w kolarskiej pozycji więcej niz 2-3 godz., tu sie nic nie zmieniło niestety. el kondor - 18:06 poniedziałek, 1 listopada 2010 | linkuj
A propos niebezpiecznych dróg. Wczoraj jechałem samochodem owianą złą sławą drogą nr 50 na odc. od Sochaczewa do Wyszogrodu. Był mały ruch tirów, no bo to weekend swiąteczny. Jednak w każdy inny dzień jazda rowerem ta drogą to jednak jest prawie samobójstwo, bo natężenie ruchu tirów jest tam kolosalne, a droga jest wąska i bez pobocza. Zresztą jest tam tez zakaz dla rowerów. Wiem, że jechałeś nieraz 50-tką, jakie miałeś wrażenia? Zupełnie nie boisz się, że zahaczy cie kiedyś tir?
A-ha, bóle pleców tez były i są nadal problemem trapiącym mnie na rowerowej trasie i z ich powodu nie jestem w stanie wytrzymać w kolarskiej pozycji więcej niz 2-3 godz., tu sie nic nie zmieniło niestety. el kondor - 18:06 poniedziałek, 1 listopada 2010 | linkuj
@WILK: Dzięki ci, Wilku, za wysokie zdanie, jakie masz o poziomie tego, co piszę. No, ale dosc ironii, ja akurat nie uważam, że to, co napisałem, jest głupotą (gdybym tak uważał, to bym tego nie napisał, żeby sie nie kompromitować). Nie szukam usprawiedliwienia dla faktu, że w dużym stopniu porzuciłem rower dla blachosmrodu (to po prostu fakt), chciałem jedynie podac motywy, które mna kierowały. Szanowny Wilku, w odróżnieniu od setek tysięcy ludzi, którzy nigdy nie przejechali rowerem więcej niz 10 km po najbliższej okolicy swojego miejsca zamieszkania, ja na rowerze naprawdę sporo sie w zyciu najeździłem i nie były to przejażdżki po najbliższym parku. Jeździłem do roboty, jeździłem na wycieczki, jeździłem nawet z sakwami. Dlatego mam w pewnym sensie moralne prawo napisać to, co napisałem. Cyklista jest w Polsce owcą do zarżnięcia, pomimo tego, że wielu zapalonych cyklistów (takich jak ty) chciałoby temu faktowi za wszelka cenę zaprzeczyć i nie wynika to tylko z braku poboczy, choc jest to ważny powód, dla którego jazda rowerem po szosie jest w Polsce niezwykle niebezpieczna.Ja też przez lata zaprzeczałem usilnie faktowi, że jestem taka owieczką jadącą na rzeź. Miałem 2 potrącenia mnie przez auto (na szczęście niegroźne), którego kierowca wyjeżdżając z podporządkowanej nie zauważył roweru (bo kto by w Polsce zauważał rower?!) W końcu musiałem przyznać się przed sobą, że rower jest pojazdem ostatniej, najgorszej kategorii w mniemaniu zarówno drogowców, jak i kierowców, i że najwyższy czas przestać być tym najgorszym. Pora przejść do obozu silniejszych, uprzywilejowanych. Po prostu odechciało mi się być tym ostatnim najgorszym, co modli się, by wyprzedzający go TIR dał mu te kilkanaście cm na przeżycie. Ile tak można? Powiadacie, że można zjechać w teren. Ale gdy robi sie dłuższą trase, to niestety trzeba wybierać główne drogi, bo inaczej nałoży sie wiele, wiele km. Poza tym dlaczego ja mam zjeżdzać na bezdroża? Ja chcę jechać główną, dobra szosą!!! Nie chce być tym najgorszym. I nie chcę, by ciągle wyprzedzały mnie tiry. Wiem, że Wilka nie przekonałem, ale nawet na to nie liczę. Pozdrower.
el kondor - 19:00 sobota, 30 października 2010 | linkuj
Dokładnie. Wystarczy przerzucić się na teren i problem koegzystencji z samochodami zostaje rozwiązany.
Osobiście bardzo nie lubię jeździć w ruchu samochodowym, ale akurat głównie z innych powodów - najbardziej przeszkadza mi wdychanie spalin. O ileż przyjemniej jest w lesie, gdzie można dosłownie i w przenośni odetchnąć pełną piersią :)
Choć nie ukrywam, nie wyobrażam sobie też bezstresowej jazdy uczęszczanymi drogami krajowymi czy wojewódzkimi, TIR-y i owszem, budzą we mnie lęk... Pewnie jakbym naprawdę musiał i nie miał wyjścia, to bym pojechał, aż tak strachliwy to nie jestem - ale do przyjemności by to w moim przypadku na pewno nie należało. Asfaltowe dłuższe trasy pokonuję jednak samochodem, choć nie są to wtedy dla mnie "wycieczki", gdzie wybieram auto zamiast roweru, tylko z reguły wyjazdy służbowe czy wakacyjne.
tomski - 15:32 piątek, 29 października 2010 | linkuj
Osobiście bardzo nie lubię jeździć w ruchu samochodowym, ale akurat głównie z innych powodów - najbardziej przeszkadza mi wdychanie spalin. O ileż przyjemniej jest w lesie, gdzie można dosłownie i w przenośni odetchnąć pełną piersią :)
Choć nie ukrywam, nie wyobrażam sobie też bezstresowej jazdy uczęszczanymi drogami krajowymi czy wojewódzkimi, TIR-y i owszem, budzą we mnie lęk... Pewnie jakbym naprawdę musiał i nie miał wyjścia, to bym pojechał, aż tak strachliwy to nie jestem - ale do przyjemności by to w moim przypadku na pewno nie należało. Asfaltowe dłuższe trasy pokonuję jednak samochodem, choć nie są to wtedy dla mnie "wycieczki", gdzie wybieram auto zamiast roweru, tylko z reguły wyjazdy służbowe czy wakacyjne.
tomski - 15:32 piątek, 29 października 2010 | linkuj
@misiak: W Polsce wszystko robi sie pod blachosmrody, to święta prawda. Przez wiele lat jeździłem tylko i wyłącznie na rowerze, miałem ich kilka, aż w końcu stwiedziłem, że dość tego, dosć tego poniewiernia, dość bycia ciągle tym najsłabszym, dosć czekania, aż jakiś litewski TIR wciągnie mnie pod swoje koła, dość bycia traktowanym przez drogowców jako nieporządany intruz i...przesiadłem się do blachosmrodu. Przykre to, ale prawdziwe, jest jednak jedna wielka zaleta samochodu i wielka jego przewaga nad najdroższym nawet rowerem - gdy jedziesz samochodem, nie wyprzedzają cię TIRy (no chyba, że jedziesz jak dupa:-)) Wiem, że odezwą się teraz fale bikestatsowej krytyki i ogromnego oburzenia, ale, panowie,na litosć, ile lat można być dobrowolnie owcą przeznaczoną do zarżnięcia??? Bo cyklista jest w Polsce taką owcą do zarżnięcia. Pozdr.
el kondor - 21:59 czwartek, 28 października 2010 | linkuj
W Polsce wszystko robi sie pod blachosmrody nie liczą sie rowerzysci...brak pobocza potwierdza tylko moje zdanie...ich nie obchodzą rowerzysci liczy sie tylko aby samochodziki mialy jak najlepsze warunki do bezkolizyjnej jazdy...paranoja to jest ale taka prawda:(
misiak2101 - 12:59 środa, 27 października 2010 | linkuj
Z tymi poboczami to rzeczywiście są jaja. Po niedawnym wypadku pod Nowym Miastem jakiś lokalny polityk mówił właśnie, że ta droga specjalnie nie ma pobocza, żeby było mniej wypadków. Idiota !!!!
transatlantyk - 05:44 środa, 27 października 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!