wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 26 października 2010Kategoria >100km, Rower szosowy, Wycieczka
Warszawa - Leszno - Kampinos - Sochaczew - Śladów - Wyszogród - Nowy Dwór Maz. - Czosnów - Warszawa

Kolejna, tym razem już długa trasa by sprawdzić czy z nogami wszystko ok. Ruszam późno, już po 12, przejazd przez Warszawę tragiczny - najpierw potężny korek na Łopuszańskiej (już dobre pół roku budują skrzyżowanie z Alejami Jerozolimskimi), następnie zamknięta Dźwigowa (poprawa spartolonego remontu). Objazd Dźwigowej wymagałby dobrych paru km, więc spróbowałem przejechać nad wiaduktami, dało radę tylko musiałem przenieść rower przez płot w bardzo niewygodnym miejscu, tuż nad samym wiaduktem, 5m nad jezdnią :). Cały pierwszy odcinek do Sochaczewa mam równo pod wiatr, na szczęście jest sporo terenów zabudowanych. Po słonecznej pogodzie w Warszawie nie ma już śladu, zrobiło się 5'C i zaczęło padać, na szczęście nie za mocno - takie warunki były już właściwie do końca, lekko siąpiło co chwilę. Za Sochaczewem jedzie się już lepiej, przed Śladowem ładny kawałek przez las, po skręcie na Wyszogród widzę znak, że droga również jest zamknięta (most na Bzurze w remoncie). Zaryzykowałem jazdę i okazało się, że rowerem spokojnie dało się przejechać, na moście nic nie robią.

Od Wyszogrodu wjeżdżam na drogę krajową 62, słynną z chyba najbardziej chamskich kierowców w Polsce. Ruch jest tu bardzo dotkliwy, a jego gros stanowią tiry z Pribałtyki, dla których przepisy ruchu drogowego nie mają większego znaczenia; miałem sytuację gdy wielka i długa ciężarówka wioząca samochody lekko musnęła mi o kurtkę, wyprzedzanie na gazetę jest normą. Jakiś postęp jednak jest - bo droga jest wyremontowana, kiedyś do ruchu dochodziły jeszcze dziury, teraz na całym kawałku do Nowego Dworu jest gładziutki asfalt. Niestety nie ma pobocza i rowerem jedzie się tam bardzo marnie, szczególnie nocą jak ja (od Czerwińska jadę już po ciemku). Z tego co się orientuję drogi bez pobocza to teraz będzie polska norma, jakieś mózgi wpadły na pomysł, że jego brak rzekomo oznacza mniej wypadków, bo ludzie są mniej chętni do wyprzedzania. Szkoda, że autorzy tego epokowego pomysłu nie przejechali się tą piękną drogą :))

W Nowym Dworze przejeżdżam mosty na Narwi i Wiśle, droga przez Czosnów i Łomną całkiem sympatyczna, na większości nowy asfalt (a było tu sporo dziur, naprawdę dużo dróg się ostatnio w Polsce buduje), przez Warszawę przejechałem szybko i sprawnie Wisłostradą. A odnośnie problemu z nogami - potwierdziła się wczorajsza diagnoza, gdy opaska zjeżdża w dół - szybko łapie ból, podobnie jest gdy skarpetka sięga pod kolano.

Dane wycieczki: DST: 175.20 km AVS: 24.62 km/h ALT: 355 m MAX: 50.20 km/h Temp:5.0 'C

Komentarze
el kondor: ja przez Ciebie chyba zakończę wcześniej sezon. A nowego wcale nie zacznę :-)). Kupię sobie helikopter i będę patrzył z góry na zarzynane owce w blachosmrodach :-).

A tak na serio - my naprawdę wiemy, po tylu latach jazdy, co nam grozi i jak można minimalizować zagrożenie. A zabić się to można nawet we własnym domu ;-)
MARECKY
- 19:27 piątek, 5 listopada 2010 | linkuj
Jazda samochodem tez jest niebezpieczna, tyle, że ryzyko wypadku można znacznie zminimalizować, co nie jest możliwe, gdy jedzie się rowerem ruchliwą droga krajową nr 62 lub nr 50, tak dla przykładu. Nie sądzę, bym mógł kogokolwiek zniechęcić do jazdy rowerem, pisząc te komentarze - bądźmy szczerzy. Ci, którzy podejmują ryzyko, bo kochają rower, będa je podejmować wbrew wszystkiemu tak jak ja je wielokrotnie podejmowałem. Nie zniechęci ich żaden el kondor. Tak więc spokojnie. Nie bójmy się możliwości wyrażania różnych, czasem kontrowersyjnych opini, którą daje wolny internet.
A propos niebezpiecznych dróg. Wczoraj jechałem samochodem owianą złą sławą drogą nr 50 na odc. od Sochaczewa do Wyszogrodu. Był mały ruch tirów, no bo to weekend swiąteczny. Jednak w każdy inny dzień jazda rowerem ta drogą to jednak jest prawie samobójstwo, bo natężenie ruchu tirów jest tam kolosalne, a droga jest wąska i bez pobocza. Zresztą jest tam tez zakaz dla rowerów. Wiem, że jechałeś nieraz 50-tką, jakie miałeś wrażenia? Zupełnie nie boisz się, że zahaczy cie kiedyś tir?
A-ha, bóle pleców tez były i są nadal problemem trapiącym mnie na rowerowej trasie i z ich powodu nie jestem w stanie wytrzymać w kolarskiej pozycji więcej niz 2-3 godz., tu sie nic nie zmieniło niestety.
el kondor - 18:06 poniedziałek, 1 listopada 2010 | linkuj
Oczywiście, że mnie nie przekonałeś - bo starsznie demonizujesz i przerysowujesz rzeczywistość. Poza tym dobrze pamiętam jak to pisałeś że z roweru zrezygnowałeś z powodu kontuzji pleców - a teraz dowiadujemy się że to jednak kwestia wielkiego ruchu. Co byś na moim miejscu pomyślał o takim człowieku? Bo ja myślę to co napisałem - że szukasz łatwego wytłumaczenia dla rezygnacji z roweru, przed samym sobą próbujesz się usprawiedliwić że jednak dobrze zrobiłeś.

Wracając do sprawy ruchu - poza takimi drogami jak ta 62 (a to obwodnica Warszawy dla tirów, więc nie ma się co dziwić) tak naprawdę u nas wcale nie jest tak źle, po drogach z poboczem jeździ się bardzo wygodnie. Poza tym ostatnio buduje się i remontuje naprawdę dużą liczbę dróg - i z roku na rok jazda po szosach robi się przyjemniejsza. I świadczą o tym tysiące ludzi na drogach (masz tego najlepszy dowód na bikestats), którzy jak widać Twojego zdania nie podzielają. Uważasz, że są samobójcami? Że nie umieją samodzielnie ocenić ryzyka? Że jeździliby po szosach gdyby niebezpieczeństwo wypadku było naprawdę duże?

Na dokładnie takiej samej podstawie można się bać jazdy samochodem - bo wypadków są tysiące, giną setki ludzi. Nawet jak jedziesz bezpiecznie - to zawsze może Cię zabić ktoś jadący 170km/h czy też pijany. Tak więc statystycznie - to wcale nie ma jakiejś większej różnicy między rowerem a samochodem. Prezentujesz myślenie podobne do tych co się boją latać samolotami. Tak naprawdę szansa wypadku lotniczego jest niesłychanie mała (w stosunku do liczby lotów), ale jak już do katastrofy dojdzie giną wszyscy - i dlatego wielu boi się latać. Podobnie jest i z rowerem - przy umiejętnej jeździe szansa na wypadek nie jest większa niż w samochodzie, a jednak ludzie irracjonalnie się tego boją, bo w razie potrącenia rowerzysta jest zawsze w gorszej pozycji. Trzeba TRZEŹWO oceniać ryzyko, nie używając do tego emocji; statystycznie szansa na wypadek rowerem nie jest wyższa od tego samochodem.

Warto też wiedzieć, że znaczącza część śmiertelnych potrąceń rowerzystów jest spowodowana z ich winy (mówię tu o licznych przypadkach pijanych wioskowych rowerzystów, którzy bardzo zawyżają tą statystykę). Warto też wiedzieć, że z oficjalnych statystyk wynika że mniej więcej w połowie wypadków z udziałem rowerzystów - winnym jest właśnie rowerzysta. Więc nie jest to tak, że wszyscy kierowcy całkowicie ignorują rower, niestety fakty są takie, że w wielu przypadkach wina leży po naszej stronie.

I byłbym wdzięczny, gdybyś przestał pisać na moim blogu komentarze zniechęcające do jazdy rowerem - bo to już któryś z rzędu w tym guście. Bikestats jest miejscem dla rowerzystów, takie blogi jak mój służą m.in. do propagowania podróżowania na rowerze, nie zniechęcania i narzekania. Ciągle Ci coś nie pasuje - a to robię za długie dystanse, a to jesteś pewien, że zaraz mi kolana wysiądą, a to uważasz, że jazda na mrozie jest szaleństwem, a to wreszcie jestem owcą do zarżnięcia. Jak widzisz, mimo Twoich czarnych prognoz - jeszcze żyję, na formę i kontuzje specjalnie nie narzekam ;)
wilk
- 20:27 sobota, 30 października 2010 | linkuj
@WILK: Dzięki ci, Wilku, za wysokie zdanie, jakie masz o poziomie tego, co piszę. No, ale dosc ironii, ja akurat nie uważam, że to, co napisałem, jest głupotą (gdybym tak uważał, to bym tego nie napisał, żeby sie nie kompromitować). Nie szukam usprawiedliwienia dla faktu, że w dużym stopniu porzuciłem rower dla blachosmrodu (to po prostu fakt), chciałem jedynie podac motywy, które mna kierowały. Szanowny Wilku, w odróżnieniu od setek tysięcy ludzi, którzy nigdy nie przejechali rowerem więcej niz 10 km po najbliższej okolicy swojego miejsca zamieszkania, ja na rowerze naprawdę sporo sie w zyciu najeździłem i nie były to przejażdżki po najbliższym parku. Jeździłem do roboty, jeździłem na wycieczki, jeździłem nawet z sakwami. Dlatego mam w pewnym sensie moralne prawo napisać to, co napisałem. Cyklista jest w Polsce owcą do zarżnięcia, pomimo tego, że wielu zapalonych cyklistów (takich jak ty) chciałoby temu faktowi za wszelka cenę zaprzeczyć i nie wynika to tylko z braku poboczy, choc jest to ważny powód, dla którego jazda rowerem po szosie jest w Polsce niezwykle niebezpieczna.Ja też przez lata zaprzeczałem usilnie faktowi, że jestem taka owieczką jadącą na rzeź. Miałem 2 potrącenia mnie przez auto (na szczęście niegroźne), którego kierowca wyjeżdżając z podporządkowanej nie zauważył roweru (bo kto by w Polsce zauważał rower?!) W końcu musiałem przyznać się przed sobą, że rower jest pojazdem ostatniej, najgorszej kategorii w mniemaniu zarówno drogowców, jak i kierowców, i że najwyższy czas przestać być tym najgorszym. Pora przejść do obozu silniejszych, uprzywilejowanych. Po prostu odechciało mi się być tym ostatnim najgorszym, co modli się, by wyprzedzający go TIR dał mu te kilkanaście cm na przeżycie. Ile tak można? Powiadacie, że można zjechać w teren. Ale gdy robi sie dłuższą trase, to niestety trzeba wybierać główne drogi, bo inaczej nałoży sie wiele, wiele km. Poza tym dlaczego ja mam zjeżdzać na bezdroża? Ja chcę jechać główną, dobra szosą!!! Nie chce być tym najgorszym. I nie chcę, by ciągle wyprzedzały mnie tiry. Wiem, że Wilka nie przekonałem, ale nawet na to nie liczę. Pozdrower. el kondor - 19:00 sobota, 30 października 2010 | linkuj
Jeśli dużo jeździsz po takich drogach - to z czasem przestaje to robić większe wrażenie, po prostu człowiek się przyzwyczaja. Generalnie ogromną różnicę w komforcie jazdy robi pobocze, nawet jak jest wąskie. Samochody z pobocza korzystają sporadycznie, by wyprzedzić rower nie muszą zmieniać pasa, wyhamowywać, czy próbować się zmieścić na gazetę. Dlatego właśnie tak mnie denerwują pomysły z rezygnacji z budowy takich dróg, autorzy powołują się na komiczne zestwaienie z sytuacją ze Skandynawii (gdzie jest sporo takich dróg, ale ruch i kultura drogowa są na zupełnie innym poziomie).

A u nas na wielu wioskach rower jest ciągle istotnym środkiem transportu, to tacy wioskowi rowerzyści stanowią dużo większą grupę od jeżdżących dla przyjemności szosowców; i to właśnie tacy wioskowi rowerzyści to gros wypadków śmiertelnych wśród rowerzystów. Zmieniając całkowicie koncepcję budowy dróg - olewa się ich całkowicie
wilk
- 19:33 piątek, 29 października 2010 | linkuj
Dokładnie. Wystarczy przerzucić się na teren i problem koegzystencji z samochodami zostaje rozwiązany.
Osobiście bardzo nie lubię jeździć w ruchu samochodowym, ale akurat głównie z innych powodów - najbardziej przeszkadza mi wdychanie spalin. O ileż przyjemniej jest w lesie, gdzie można dosłownie i w przenośni odetchnąć pełną piersią :)
Choć nie ukrywam, nie wyobrażam sobie też bezstresowej jazdy uczęszczanymi drogami krajowymi czy wojewódzkimi, TIR-y i owszem, budzą we mnie lęk... Pewnie jakbym naprawdę musiał i nie miał wyjścia, to bym pojechał, aż tak strachliwy to nie jestem - ale do przyjemności by to w moim przypadku na pewno nie należało. Asfaltowe dłuższe trasy pokonuję jednak samochodem, choć nie są to wtedy dla mnie "wycieczki", gdzie wybieram auto zamiast roweru, tylko z reguły wyjazdy służbowe czy wakacyjne.
tomski
- 15:32 piątek, 29 października 2010 | linkuj
Piszesz po prostu głupoty. Rowerzysta jest owcą do zarżnięcia? Ludzi w samochodach ginie jednak znacznie więcej. Poza tym kto Ci każe jeździć takimi drogami jak ta 62? Ja wiedziałem czego się tam spodziewać, świadomie się zdecydowałem na jazdę tamtędy. Są tysiące dróg na których ruch jest minimalny, są tysiące rowerzystów którzy jazdę asfaltem ograniczają do minimum, wolą teren, gdzie nie ma w ogóle samochodów.

Jak dla mnie szukasz po prostu taniego i łatwego wytłumaczenia dla rezygnacji z roweru.
wilk
- 09:47 piątek, 29 października 2010 | linkuj
@misiak: W Polsce wszystko robi sie pod blachosmrody, to święta prawda. Przez wiele lat jeździłem tylko i wyłącznie na rowerze, miałem ich kilka, aż w końcu stwiedziłem, że dość tego, dosć tego poniewiernia, dość bycia ciągle tym najsłabszym, dosć czekania, aż jakiś litewski TIR wciągnie mnie pod swoje koła, dość bycia traktowanym przez drogowców jako nieporządany intruz i...przesiadłem się do blachosmrodu. Przykre to, ale prawdziwe, jest jednak jedna wielka zaleta samochodu i wielka jego przewaga nad najdroższym nawet rowerem - gdy jedziesz samochodem, nie wyprzedzają cię TIRy (no chyba, że jedziesz jak dupa:-)) Wiem, że odezwą się teraz fale bikestatsowej krytyki i ogromnego oburzenia, ale, panowie,na litosć, ile lat można być dobrowolnie owcą przeznaczoną do zarżnięcia??? Bo cyklista jest w Polsce taką owcą do zarżnięcia. Pozdr. el kondor - 21:59 czwartek, 28 października 2010 | linkuj
W Polsce wszystko robi sie pod blachosmrody nie liczą sie rowerzysci...brak pobocza potwierdza tylko moje zdanie...ich nie obchodzą rowerzysci liczy sie tylko aby samochodziki mialy jak najlepsze warunki do bezkolizyjnej jazdy...paranoja to jest ale taka prawda:(
misiak2101
- 12:59 środa, 27 października 2010 | linkuj
Z tymi poboczami to rzeczywiście są jaja. Po niedawnym wypadku pod Nowym Miastem jakiś lokalny polityk mówił właśnie, że ta droga specjalnie nie ma pobocza, żeby było mniej wypadków. Idiota !!!!
transatlantyk
- 05:44 środa, 27 października 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl