Ukraina
VIII dzień - Sumiac - Telgart - Poprad - Keżmarok - przeł. Żdziarska (1080m) - [PL] - Łysa Polana - Wierch Poroniec (1110m) - Zakopane
Na samym starcie okazuje się, że Damian ma flaka, więc schodzi nam trochę na naprawę. Od razu na dzień dobry mamy podjazd do Telgartu, a kawałek za tym miasteczkiem, od skrętu na Rożnawę - bardzo ostra ściana 100-150m, po 10-12%. W sumie wjeżdżamy na jakieś 1050m, zjazd na drugą stronę już łatwiejszy, są ładne odcinki w skalnych wąwozach, do Popradu trzeba pokonać jeszcze jeden dłuższy podjazd, ze 200m; stąd do miasta jest już w dół. Sam Poprad położony bardzo malowniczo - u stóp Tatr, trochę dziwnie wygląda takie wielkie blokowisko, gdzie tło stanowią tatrzańskie dwutysięczniki. W mieście robimy postój w Lidlu i ruszamy dalej na Keżmarok, dość ruchliwą drogą, raczej lekko w dół. W Keżmaroku krótka rundka po pięknym centrum, na wyjeździe z miasta łapie nas dość mocny deszcz, który decydujemy się przeczekać. Po jakiś 20min jest już OK, więc kontynuujemy jazdę - ale wiemy że teraz trzeba już jechać bez względu na pogodę, by wyrobić się na pociąg w Zakopanem. A za Keżmarokiem zaczynają się porządne góry. Do Tatrzańskiej Polanki są to jeszcze lekkie pagórki, dalej już porządne góry - najpierw długi, 400m podjazd na przełęcz Żdziarską (połowa dość łatwa, połowa już ostrzejsza). W rejonie przełęczy ponownie załamuje się pogoda, na zjeździe już zaczyna padać, miałem to szczęście że jechałem w dół po suchej drodze, Damian musiał jechać już po mokrej nawierzchni. Do Łysej Polany jedziemy w deszczu, na granicy przestaje padać i długi podjazd na Wierch Poroniec możemy pokonać bez kurtek przeciwdeszczowych. Cały odcinek tej drogi (z Wierchu Poroniec do Zakopanego) ma już nowiutki asfalt (w zeszłym roku był do skrętu na Murzasichle) jedzie się więc elegancko, niemniej cały czas są to góry, bez kawałka po równym; wjazd od Łysej Polany do Zakopanego jest bardzo męczący, dużo trudniejszy niż od Nowego Targu czy Chochołowa. W samym Zakopanem spore remonty, kolejny raz dopada nas deszcz - ale na pociąg wyrabiamy się z dużym zapasem. Wracam linią InterRegio, bardzo korzystną cenową, jedzie z 1-1,5h dłużej niż ekspres, ale kosztuje zaledwie 49zł, nie 120zł; oby więcej takich połączeń!
Wyjazd bardzo intensywny, ale z pewnością udany. Na trasie najbardziej we znaki dawał się upał, jazda w temperaturach po 36-38'C jest bardzo męcząca, zadowolony jestem że na tegoroczną wyprawę na Krym jadę we wrześniu. Udało się zaliczyć ładny kawałek Ukrainy - to zobaczyłem potwierdziło mniej więcej mój obraz tego kraju - bardzo biedny, z fatalnymi drogami - raczej dla entuzjastów, potrzeba dużo samozaparcia by pokonywać tam dłuższe dystanse; zostaje coraz bardziej w tyle za resztą Europy, było to doskonale widać na granicy z Rumunią, czyli krajem także do niedawna uważanym za biedny, a który przez ostatnie lata dokonał wielkiego postępu. Na Węgrzech poza ładnym rejonem Tokaju niewiele godnego uwagi, był to raczej długi odcinek przerzutowy; Słowacja to oczywiście góry, z potężną Kralovą Holą na czele. Jak na 8 dni - widzieliśmy na pewno sporo, aż 5 krajów (rekordowo 3 jednego dnia :)), podróżowaliśmy po bardzo urozmaiconym terenie, jednym słowem - nie było czasu na nudę :))
Zdjęcia z wyprawy
Komentarze
VIII dzień - Sumiac - Telgart - Poprad - Keżmarok - przeł. Żdziarska (1080m) - [PL] - Łysa Polana - Wierch Poroniec (1110m) - Zakopane
Na samym starcie okazuje się, że Damian ma flaka, więc schodzi nam trochę na naprawę. Od razu na dzień dobry mamy podjazd do Telgartu, a kawałek za tym miasteczkiem, od skrętu na Rożnawę - bardzo ostra ściana 100-150m, po 10-12%. W sumie wjeżdżamy na jakieś 1050m, zjazd na drugą stronę już łatwiejszy, są ładne odcinki w skalnych wąwozach, do Popradu trzeba pokonać jeszcze jeden dłuższy podjazd, ze 200m; stąd do miasta jest już w dół. Sam Poprad położony bardzo malowniczo - u stóp Tatr, trochę dziwnie wygląda takie wielkie blokowisko, gdzie tło stanowią tatrzańskie dwutysięczniki. W mieście robimy postój w Lidlu i ruszamy dalej na Keżmarok, dość ruchliwą drogą, raczej lekko w dół. W Keżmaroku krótka rundka po pięknym centrum, na wyjeździe z miasta łapie nas dość mocny deszcz, który decydujemy się przeczekać. Po jakiś 20min jest już OK, więc kontynuujemy jazdę - ale wiemy że teraz trzeba już jechać bez względu na pogodę, by wyrobić się na pociąg w Zakopanem. A za Keżmarokiem zaczynają się porządne góry. Do Tatrzańskiej Polanki są to jeszcze lekkie pagórki, dalej już porządne góry - najpierw długi, 400m podjazd na przełęcz Żdziarską (połowa dość łatwa, połowa już ostrzejsza). W rejonie przełęczy ponownie załamuje się pogoda, na zjeździe już zaczyna padać, miałem to szczęście że jechałem w dół po suchej drodze, Damian musiał jechać już po mokrej nawierzchni. Do Łysej Polany jedziemy w deszczu, na granicy przestaje padać i długi podjazd na Wierch Poroniec możemy pokonać bez kurtek przeciwdeszczowych. Cały odcinek tej drogi (z Wierchu Poroniec do Zakopanego) ma już nowiutki asfalt (w zeszłym roku był do skrętu na Murzasichle) jedzie się więc elegancko, niemniej cały czas są to góry, bez kawałka po równym; wjazd od Łysej Polany do Zakopanego jest bardzo męczący, dużo trudniejszy niż od Nowego Targu czy Chochołowa. W samym Zakopanem spore remonty, kolejny raz dopada nas deszcz - ale na pociąg wyrabiamy się z dużym zapasem. Wracam linią InterRegio, bardzo korzystną cenową, jedzie z 1-1,5h dłużej niż ekspres, ale kosztuje zaledwie 49zł, nie 120zł; oby więcej takich połączeń!
Wyjazd bardzo intensywny, ale z pewnością udany. Na trasie najbardziej we znaki dawał się upał, jazda w temperaturach po 36-38'C jest bardzo męcząca, zadowolony jestem że na tegoroczną wyprawę na Krym jadę we wrześniu. Udało się zaliczyć ładny kawałek Ukrainy - to zobaczyłem potwierdziło mniej więcej mój obraz tego kraju - bardzo biedny, z fatalnymi drogami - raczej dla entuzjastów, potrzeba dużo samozaparcia by pokonywać tam dłuższe dystanse; zostaje coraz bardziej w tyle za resztą Europy, było to doskonale widać na granicy z Rumunią, czyli krajem także do niedawna uważanym za biedny, a który przez ostatnie lata dokonał wielkiego postępu. Na Węgrzech poza ładnym rejonem Tokaju niewiele godnego uwagi, był to raczej długi odcinek przerzutowy; Słowacja to oczywiście góry, z potężną Kralovą Holą na czele. Jak na 8 dni - widzieliśmy na pewno sporo, aż 5 krajów (rekordowo 3 jednego dnia :)), podróżowaliśmy po bardzo urozmaiconym terenie, jednym słowem - nie było czasu na nudę :))
Zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki:
DST: 124.10 km AVS: 21.40 km/h
ALT: 1492 m MAX: 54.60 km/h
Temp:31.0 'C
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!