Ukraina
III dzień - Szegini - Mościska - Sambor - Drohobycz - Stryj - Bolechów - Dolina
Sprawnie zbieramy się w 1,5h i o 8 (czasu ukraińskiego) jesteśmy na trasie. Pierwsze kilometry - to zapoznanie z tutejszymi realiami, czyli przede wszystkim dziadowskimi drogami. Niestety dziur i nierównych asfaltów nie brakuje, chcąc podróżować po Ukrainie - nie ma wyboru, trzeba się do tego przyzwyczaić. Aczkolwiek drogi przeszkadzają mi zauważalnie mniej niż na wypadzie do Lwowa, gdy jechałem szosówką, grubsze opony w trekingu robią swoje, na tak szerokich jak w rowerze górskim problemy byłyby pewnie jeszcze mniejsze. W Mościskach wypłacam hrywny z bankomatu (chłopaki wymieniali gotówkę w Medyce) - ceny podobne. Za Mościskami zaczyna się nieco bardziej pagórkowata trasa, jest kilka ostrzejszych podjazdów po 5-6%, ale bardziej przeszkadza upał, na większym postoju w Samborze już praży po 36-37'C, krótka wizyta w klimatyzowanym sklepie to prawdziwa ulga. Sam Sambor - brzydki (jak niestety większość ukraińskich miast), do tego jeszcze nieco rozkopane centrum. Spotykamy tu 6-os grupkę rowerzystów ze Słupska podróżujących po Ukrainie. Do Drohobycza dalej pagórkowato, w samym mieście stajemy na niebrzydkim rynku w centrum (trochę ładnych kamieniczek i ratusz, zdecydowanie powyżej ukraińskiej średniej), oko przykuwa wielki plakat Stiepana Bandery, głównego ideologa UPA - organizacji która ma na rękach mnóstwo polskiej krwi, niestety odchodzący po przegranych wyborach skompromitowany prezydent mianował go w ostatnich dniach urzędowania Bohaterem Ukrainy.
Sporo tu posiedzieliśmy - i w sumie był to niezły pomysł, bo rychło się zachmurzyło i zaczęło porządnie padać, ale po gwałtownym deszczu znacznie się ochłodziło i druga część dnia była już przyjemniejsza. Odcinek do Stryja raczej płaski, sporo odcinków leśnych, do centrum nie wjeżdżaliśmy, robimy tu zakupy i odpoczywamy pod mocno zapuszczonym parkiem. Dalsza droga - to już wyraźnie większe górki, kilka ostrzejszych podjazdów i wysokości po 400m, za Bolechowem pojawiają się już piękne widoki na masyw Karpat. Za Stryjem mamy kraksę, Marcin przyhamował mijając autobus, MadMan i ja leżymy, na szczęście nic się poważnego nie stało. Jako, że udało się przejechać założony dystans 150km (a to na drogach ukraińskich nie jest takie proste) nabieramy wody z trochę podejrzanej studni (niestety w większości mijanych miasteczek nie ma kanalizacji) i kawałek za Doliną nocujemy na małym poletku przy stogach siana.
Zdjęcia z wyprawy
Komentarze
III dzień - Szegini - Mościska - Sambor - Drohobycz - Stryj - Bolechów - Dolina
Sprawnie zbieramy się w 1,5h i o 8 (czasu ukraińskiego) jesteśmy na trasie. Pierwsze kilometry - to zapoznanie z tutejszymi realiami, czyli przede wszystkim dziadowskimi drogami. Niestety dziur i nierównych asfaltów nie brakuje, chcąc podróżować po Ukrainie - nie ma wyboru, trzeba się do tego przyzwyczaić. Aczkolwiek drogi przeszkadzają mi zauważalnie mniej niż na wypadzie do Lwowa, gdy jechałem szosówką, grubsze opony w trekingu robią swoje, na tak szerokich jak w rowerze górskim problemy byłyby pewnie jeszcze mniejsze. W Mościskach wypłacam hrywny z bankomatu (chłopaki wymieniali gotówkę w Medyce) - ceny podobne. Za Mościskami zaczyna się nieco bardziej pagórkowata trasa, jest kilka ostrzejszych podjazdów po 5-6%, ale bardziej przeszkadza upał, na większym postoju w Samborze już praży po 36-37'C, krótka wizyta w klimatyzowanym sklepie to prawdziwa ulga. Sam Sambor - brzydki (jak niestety większość ukraińskich miast), do tego jeszcze nieco rozkopane centrum. Spotykamy tu 6-os grupkę rowerzystów ze Słupska podróżujących po Ukrainie. Do Drohobycza dalej pagórkowato, w samym mieście stajemy na niebrzydkim rynku w centrum (trochę ładnych kamieniczek i ratusz, zdecydowanie powyżej ukraińskiej średniej), oko przykuwa wielki plakat Stiepana Bandery, głównego ideologa UPA - organizacji która ma na rękach mnóstwo polskiej krwi, niestety odchodzący po przegranych wyborach skompromitowany prezydent mianował go w ostatnich dniach urzędowania Bohaterem Ukrainy.
Sporo tu posiedzieliśmy - i w sumie był to niezły pomysł, bo rychło się zachmurzyło i zaczęło porządnie padać, ale po gwałtownym deszczu znacznie się ochłodziło i druga część dnia była już przyjemniejsza. Odcinek do Stryja raczej płaski, sporo odcinków leśnych, do centrum nie wjeżdżaliśmy, robimy tu zakupy i odpoczywamy pod mocno zapuszczonym parkiem. Dalsza droga - to już wyraźnie większe górki, kilka ostrzejszych podjazdów i wysokości po 400m, za Bolechowem pojawiają się już piękne widoki na masyw Karpat. Za Stryjem mamy kraksę, Marcin przyhamował mijając autobus, MadMan i ja leżymy, na szczęście nic się poważnego nie stało. Jako, że udało się przejechać założony dystans 150km (a to na drogach ukraińskich nie jest takie proste) nabieramy wody z trochę podejrzanej studni (niestety w większości mijanych miasteczek nie ma kanalizacji) i kawałek za Doliną nocujemy na małym poletku przy stogach siana.
Zdjęcia z wyprawy
Dane wycieczki:
DST: 150.50 km AVS: 20.81 km/h
ALT: 1122 m MAX: 61.60 km/h
Temp:29.0 'C
Komentarze
Ooo! I ze Słupska ludzie gdzieś jeżdżą po świecie! Fajnie ;)
rammzes - 18:02 wtorek, 27 lipca 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!