wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 30 sierpnia 2009Kategoria >100km, >200km, Rower szosowy, Wypad, >300km, >500km
Warszawa - Grójec - Drzewica - Końskie - Jędrzejów - Miechów - Kraków - Myślenice - Chyżne - [SK] - Dolny Kubin - Donovaly (980m) - Bańska Bystrzyca - Sahy - [H] - Vac - Budapeszt

Wyjątkowo udany sezon rowerowy postanowiłem "ukoronować" nowym rekordem dziennym. Nad trasą do Budapesztu zastanawiałem się już jakiś czas, dystans jeszcze od biedy do zaakceptowania, zdecydowanie bardziej obawiałem się dużej ilości gór. Ale z drugiej strony - takie miasto jak Budapeszt to jest jakiś cel, dający dużą motywację, bo bardzo nie lubię tras typu pętla, z dojazdem do miejsca startu. Koniec sierpnia to może nienajlepsza pogoda na takie wypady (dużo dłuższa noc niz w czerwcu/lipcu) - ale z kolei dość stabilna pogoda zachęcała, z tym że tym razem już na dobry wiatr mi się trafić nie udało, a "polowałem" prawie z pół miesiąca :)

Na trasę ruszam parę minut po 8, przebijam się przez Piaseczno i jadę na Grójec. Pogoda świetna - słonecznie, dość ciepło, niestety wiatr boczny (ale nie można mieć wszystkiego). Do Grójca dojeżdżam bardzo sprawnie; na drodze do Nowego Miasta n.Pilicą odbijam sporo na zachód, więc i wiatr zamienia się w boczno-przeciwny (choć nie za mocny). Na drodze 728 wreszcie zakończyły się remonty i całość jest w bardzo przyzwoitym stanie (nawet w Mogielnicy i samym Nowym Mieście, gdzie ponad rok była rozryta główna droga). Do Drzewicy na pierwszy postój docieram w przyzwoitej formie, odpoczywam w parku. Za Drzewicą rozpoczynają się pierwsze małe górki - zaliczam podjazd na Wzgórza Koneckie, wjeżdża się na ok. 270m, później pagórkowatą trasą przez Gowarczów docieram do Końskiego. Za tym miastem jest już wyraźnie bardziej płasko, nad jeziorem w Sielpi ze świetnej pogody korzysta wielu ludzi wylegując się na plażach i jeżdżąc po jeziorze rowerami wodnymi. Za Radoszycami znowu troszkę większy podjazd i później w dół do Łopuszna (w samym miasteczku krótka ścianka pod kościołem). Do Małogoszcza lekko pagórkowata droga, przejeżdżam przez samo miasto, ale jak zauważyłem kawałek dalej - prawdopodobnie zrobili już nową obwodnicę miasta. Jako że dystans mam przed sobą bardzo długi - staram się w miarę możliwości ograniczać postoje i na kolejny większy postój staję dopiero w Jędrzejowie po 200km w nogach. Za to zeszło mi się tu ze 45min (skusiłem się lody stojąc długo w kolejce, zakupy w sklepie). Za Jędrzejowem wjeżdżam na szosę krakowską i od razu zaczynają się górki, tym razem już trochę większe - podjazdy za Wodzisławiem, Książem, w rejonie Miechowa - jest tego ciut-ciut i jeszcze trochę, na niektórych muszę już jechać na małej tarczy z przodu. Ze 30km przed Krakowem łapie mnie zmrok i końcówkę pokonuję już w ciemnościach z włączonymi lampkami. Do centrum docieram po 21 i zgodnie z wcześniejszym planem zatrzymuję się w McDonaldzie na porządniejszy posiłek, bo na tak długim dystansie ciepły posiłek jest dla mnie niezbędny, na samych słodyczach nie da się tyle pociągnąć.

Z Krakowa wyjeżdżam "zakopianką" - i tutaj podobnie jak na drodze 728 czeka mnie miła niespodzianka - wreszcie skończył się ciągnący się latami remont odcinka Kraków - Myślenice i na całych 30km jest świetna dwujezdniowa droga i to jeszcze z dobrym poboczem, więc jak na nocną jazdę - warunki perfekcyjne. Ale za to zaczynają się też cięższe góry, całe 30km do Myślenic to właściwie tylko podjazdy i zjazdy. Kawałek za Myślenicami jadę drogą ekspresową, z której zjeżdżam w Stróży na starą zakopiankę, o tej godzinie (dochodzi północ) zupełnie pustą (ruch idzie ekspresówką). Do Lubienia raczej płasko, dalej zaczyna się długi podjazd do Skomielnej, z 350m na 650m, kończy się też droga ekspresowa i cały ruch w stronę Zakopanego idzie drogą z dwoma pasami bez pobocza, na szczęście o tej godzinie jest umiarkowany, denerwują tylko "stada" tirów, które często poruszają się kolumnami po 2-4 naraz. Z przełęczy zjeżdżam do Skomielnej, dalej zaliczam 50m podjazd na "ząbek" i na odpoczynek staję pod Night Clubem "Pokusa" :)) (jedno z nielicznych miejsc dobrze oświetlonych). Po odpoczynku zjeżdżam kawałek w dół, po czym opuszczam zakopiankę skręcając na Chyżne, na stacji benzynowej kupuję jeszcze Tigera (dobry na walkę ze snem). Choć trzeba przyznać, że nocą jedzie mi się naprawdę dobrze, zdecydowanie najlepiej ze wszystkich całonocnych tras, które miałem okazję pokonywać, mimo naprawdę wymagającej górzystej trasy. Na kawałku do Chyżnego zaliczam podjazd na ponad 700m, po czym pagórkowatą drogą docieram do Jabłonki, gdzie dwa tygodnie wcześniej przejeżdżałem w drodze na przełęcz Krowiarki. Do Chyżnego już raczej płasko, ale zaczyna się robić naprawdę zimno, temperatura spada do 5-6 stopni, pod windstoper musiałem założyć bluzę, na dłonie długie rękawiczki. Szybko przejeżdżam przez Trstenę i Tvrdosin, do Dolnego Kubina raczej w dół, lekko pagórkowatą drogą. Na kawałku tej trasy (ok.10-15km) oddano do użytku nową drogę ekspresową, więc na tym odcinku starej drogi jest zupełnie pusto. Bardzo rozczarowałem się w Oravskim Podzamoku - nie działało podświetlenie słynnego, przepięknie położonego Oravskiego Hradu, więc mogłem zobaczyć jedynie zarysy zamku. Kawałek za Kubinem odpoczywam przy drodze, jest bardzo zimno (4 stopnie, wreszcie zaczyna świtać), na postój musiałem założyć długie spodnie, tak ubrany pokonuję też przełęcz przed Ruzomberokiem (ok. 730m), ze szczytu piękne widoki na pełne mgieł doliny. Zjazd bardzo wychładzający, w Ruzomberoku z powrotem przebieram się w krótkie spodnie - bo zaczyna się jazda w górę doliny w stronę Liptovskiej Osady. Długi, łagodny podjazd ciągnie się ze 20km, dopiero za Osadą zaczyna się trochę bardziej wymagająca jazda, a końcowe ok. 150m daje już porządnie w kość, nachylenia 6-9%. Na szczycie w Donovalach (980m) chwilkę odpoczywam, wreszcie słońce wyszło na dobre zza gór i jest wyraźnie cieplej (10 stopni), mam piękne widoki na góry Wielkiej Fatry. Z przełęczy długim i szybkim zjazdem docieram do Bańskiej Bystrzycy, samo miasto mijam bokiem, za dużo miałem dziś do przejechania, by dokładnie zwiedzać. Kawałek za Bańską staję w McDonaldzie na kolejny ciepły posiłek (trzy tosty z bekonem); dalej do Zvolenia jadę prawie 15km szosą ekspresową (droga boczna za bardzo kołowała) - wreszcie jest zupełnie płasko, przyjemna odmiana po ponad 200km gór. Za to za Zvoleniem kończy się ten luksus i zaczyna się upierdliwy, dość łagodny podjazd na ok. 450m. Jest już całkiem ciepło, chwilami temperatura dochodzi do 28-29 stopni, zaczynam coraz mocniej odczuwać zmęczenie ogromnym przecież dystansem (mam już ponad 500km w nogach). Do granicy węgierskiej w Sahach jest raczej w dół, niestety we znaki daje się wiatr, w nocy było raczej bezwietrznie, ale w dzień znowu wieje z reguły w niekorzystnym dla mnie kierunku, do tego bardzo zmiennie.

Już na Węgrzech, kawałek za granicą mija 24 godzina jazdy, na szczęście przypomniałem sobie o tym i spisałem dane z licznika, bo po 24h mój licznik wszystkie dzienne parametry (dystans, średnia, suma podjazdów) liczy od zera; dystans wprowadziłem do funkcji Navigatora, który nie ma ograniczenia czasowego. Odcinek Sahy - Vac (40km) dał mi potężnie w kość, jechałem już tędy w 2002 roku do Grecji i podobnie jak wtedy dostałem zdrowo w tyłek. Górki może wysokością nie imponują, jednak jest ich bardzo dużo i to całkiem ostrych, nie brakuje ścianek nawet po 8-10%; no i co najważniejsze - jestem już bardzo zjechany, od ponad 30h na trasie bez snu. Do Vacu dociągnąłem właściwie bez postojów, ale czuję dystans w nogach potężnie, ledwo mogę chodzić, do tego porządnie zaczął mnie boleć tyłek (niestety prawie nieuniknione na tak długich trasach). Ostatnie 40km do Budapesztu, mimo że właściwie zupełnie płaskie jedzie się bardzo marnie, tempem 21-23 km/h, do tego w większości jest to jazda typu miejskiego, z dużą ilością świateł (konieczność ciągłego zatrzymywania się i ruszania), w dużym ruchu. Na raz nie dałem rady tego przejechać, zatrzymałem się na chwilę pod granicą Budapesztu. Do stolicy Węgier wjeżdżam piękną drogą nad Dunajem, już w centrum wylatuję przy przepięknym madziarskim Parlamentem, oglądam liczne zabytki położone nad rzeką, wspaniale oświetlone zachodzącym powoli słońcem.

Ale czasu nie było już tak wiele, więc kieruję się na dworzec Keleti, z którego mam wracać pociągiem do Polski. Trochę mnie wkurzyła cena biletu - kosztował aż 370zł, a w zeszłym roku wracałem tym samym połączeniem i kosztowało zaledwie 220zł. Ale dużo bardziej wkurzyło mnie to że w składzie pociągu nie było wagonu bezprzedziałowego, gdzie było dobre miejsce na schowanie roweru; dali tylko normalny przedziałowy wagon 2-klasy. Oczywiście na rower biletu kupić się nie da, teoretycznie przewozić go nie można, więc byłem jak to się mówi - w niezłej d. Przeszedłem się po przedziałach - i zorientowałem się że jest szansa na schowanie roweru pod siedzeniami, wymagało to niestety kompletnego rozkręcenia roweru, ze zdjęciem widelca (z łożyskami) włącznie. Naszarpałem się przy tej robocie nieźle, szczególnie przy odkręcaniu pedałów - ale rower schowałem idealnie. Niestety ręce po tej robocie miałem całe czarne, a w pociągu EuroCity za 370zł nie było wody w kiblu, więc ubrudzony jechałem całą drogę; jedynym dużym plusem była mała liczba pasażerów i można się było porządniej przespać.

Wypad potwornie męczący, na dworcu w Budapeszcie ledwo już chodziłem; ale i satysfakcja z przejechania tak długiej i tak trudnej (grubo ponad 5000m podjazdów) trasy ogromna; tego rekordu to już pewnie prędko nie pobiję :))

Zdjęcia z wycieczki

Dane wycieczki: DST: 670.40 km AVS: 24.39 km/h ALT: 5643 m MAX: 63.30 km/h Temp:22.0 'C

Komentarze
Racja :)
wilk
- 10:36 czwartek, 3 marca 2011 | linkuj
Wioska Donovaly leży pomiędzy Tatrami Niskimi a Wielką Fatrą, więc nie mogłeś mieć widoku na Małą Fatrę.
Pozdro.
Sprostowanie - 09:04 czwartek, 3 marca 2011 | linkuj
670 km w 1 dzień! Dla większości zwykłych śmiertelników to niewykonalne , podziwiam i gratuluje kondycji.
Petroslavrz
- 01:19 piątek, 18 września 2009 | linkuj
Paryż-Brest-Paryż ma tylko 1202 km :P
flash
- 07:52 piątek, 11 września 2009 | linkuj
Szacunek,
jak dla mnie długa trasa to 300km, nie jestem w stanie ogarnąć jak można przejechać 600... to musi boleć :)
zielu85
- 12:19 środa, 9 września 2009 | linkuj
Mentoz - spójrz np na Imagis Tour czy Paryż-Brest-Paryż :P
wikiyu
- 15:43 poniedziałek, 7 września 2009 | linkuj
cholera, na prawdę imponujące! a nie jest to przypadkiem jakiś rekord świata? :) Ja umieram już przed 100 a 670 jest dla mnie wręcz niewyobrażalne.
Gratuluję wyczynu!
tool
- 14:34 poniedziałek, 7 września 2009 | linkuj
o_O

ŁAŁ!!!

szacunek

Czuję że dołączyłeś do panteonu bóstw rowerowych, zyskałeś wieczną chwałę i takie tam...
mentoz - 08:00 poniedziałek, 7 września 2009 | linkuj
O w morde. Gratuluję dystansu.

PS. Dodaj jakieś zdjęcia (jeżeli po drodze zrobiłeś)
radek3131
- 19:42 niedziela, 6 września 2009 | linkuj
niesamowite. respect! gratuluje wytrwalosci !!
webit
- 17:32 niedziela, 6 września 2009 | linkuj
Gratuluję wytrwałości i kondycji! Ja jeszcze 200 km w tym roku nie zrobiłem.
madman
- 13:59 sobota, 5 września 2009 | linkuj
Ogromne gratulacje za taki wyczyn ... nie ma to jak w pełni rozwinięta cykloza :)))
JPbike
- 11:37 sobota, 5 września 2009 | linkuj
No, aż dziw że się dotąd nie wpisałem... ;)
Wielkie gratu jeszcze i tutaj składam! Dobrze, że to przejechałeś... będzie do czego równać ;);)
aard
- 07:46 sobota, 5 września 2009 | linkuj
Szacun! Świetna trasa...ale wypadałoby jeszcze wrócić rowerem, np. w 3 dni :)
flash
- 19:39 piątek, 4 września 2009 | linkuj
Wielkie gratulacje, ogromny dystans, sczegolnie że Ty chyba się specjalnie nie przygotowujesz na takie wycieczki kondycyjnie, czy się myslę?
Zazdroszcze motywacji i umiejetnosci, oraz odwiedzenia tak pieknego miejsca jaki jest Budapeszt.
Do tego świeteny opis wycieczki :)

pozdrawiam.
mofo
- 19:18 piątek, 4 września 2009 | linkuj
Gratuluje
krzychu60
- 11:52 piątek, 4 września 2009 | linkuj
Wielkie, WIELKIE gratulacje. Szaleńcy jednak żyją na tym świecie ;-)
Pozdrawiam
WrocNam
- 15:25 czwartek, 3 września 2009 | linkuj
Rekord to chyba nie jest, ponieważ gdzieś na Bikestats czytałem o dystansie ponad 700 km. Ale mogę się mylić. Tak czy tak, wielkie gratulacje za dystans.
Robert
- 13:41 czwartek, 3 września 2009 | linkuj
cudowny pomysł...! strasznie zazdroszczę tak rekreacyjnej (!!!) wycieczki... budapeszt jest pięknym celem... :) wloczykij - 05:15 czwartek, 3 września 2009 | linkuj
Piękna trasa, podziwiam.
Mnie na razie kusi bardzo Kraków - Zakopane, ale nie mam odwagi.
Tym bardziej pełen uznania jestem.
Grzegorz Artur Górski

PS.
Jedną uwagę mam do słowa w opisie trasy:
jest: Do Lubienia raczej płasko powinno być do Lubnia raczej płasko.
Grzegorz - 22:09 środa, 2 września 2009 | linkuj
Nie no, aż tak źle nie było, akurat brak snu tak się nie dawał we znaki. Po drodze wypiłem dwie litrowe coca-cole i pół litra Tigera, to jakoś mnie utrzymało "w pionie" :))
Natomiast ból mięśni (głównie uda) i siedzenia w końcówce dokuczał bardzo mocno, byłem już na granicy swoich możliwości fizycznych. Z orientacją problemów nie miałem, GPS w dużych miastach bardzo się przydaje, do tego parę razy już w Budapeszcie na rowerze byłem. W kasie międzynarodowej takim łamanym angielskim na szczęście mówią, natomiast transport roweru pociągami międzynarodowymi - to zawsze jest szarpanina, na rzadko której trasie (wyjątek to połączenie Warszawa - Berlin) da się to zrobić po ludzku, z reguły trzeba coś kombinować, płacić łapówki kolejarzom itd.
wilk
- 21:41 środa, 2 września 2009 | linkuj
Myślę, że wystarczy przedefiniować datę wycieczki na "start wycieczki" ;)
Imponująca trasa.

Końcówka zapewne cholernie trudna, bo do zmęczenia i pewnie małych halucynacji dochodzi mniej znana okolica. Już nie mówiąc o przebojach na dworcu i zabawie w chowanego z rowerem.
No i jeszcze dogadywać się po madziarsko-angielsku na dworcu?
;)
Jak to wyglądało ze stanem (nie)świadomości?
blase
- 21:21 środa, 2 września 2009 | linkuj
No bez kitu :) nr 1 :) az sie nie chce wierzyć ;) ja bym tyle nie ujechał, chociaż...może w nastepnym sezonie :)
bobiko
- 21:00 środa, 2 września 2009 | linkuj
Blase - wielkie dzięki za tą zmianę, teraz wprowadziłem całość trasy w jednym wpisie. I myślę, że takie rozwiązanie jest sensowniejsze, dla mnie znacznie bardziej liczy się ciągłość jazdy, nie magiczne 24h. Chociaż zaraz pewnie na mnie paru "wyczynowców" naskoczy :))
wilk
- 20:58 środa, 2 września 2009 | linkuj
Wilku... jesteś wielki
wikiyu
- 20:56 środa, 2 września 2009 | linkuj
Dzięki wszystkim za miłe komentarze. Generalnie jeżdżę typowo turystycznie, dlatego nie przepadam za trasami, gdzie tylko trzepie się kilometry; na długich trasach zawsze muszę mieć jakiś cel - czy to fajne góry, czy jakieś miasto. Na kilku pętlach pewnie byłoby taką trasę sporo łatwiej zrobić, ale satysfakcji (no przede wszystkim motywacji) takiej by mi to nie dało.
wilk
- 20:46 środa, 2 września 2009 | linkuj
jak to mówią OMG!
Jechałem kiedyś na "wyprawę" z Radomia do Budapesztu w ratach na kilka dni.
Ale żeby w jeden dzień??

Faktycznie czas jazdy te 24 to maało, dlatego właśnie zmieniłem na maks 48h
Słusznie zauważyłeś że liczy się ciągła jazda i nie ma sensu ciąć wpisu tylko dlatego, że jazda trwała dłużej niż 24h.

Co do samej wycieczki(!) fajnie się czyta, tym bardziej, że część miasteczek na tej trasie do Budy mam odwiedzone:)

Gratulacje!
blase
- 20:42 środa, 2 września 2009 | linkuj
Ramzes co jak co ale Wilka nie można zaliczyć do świrów ;)

Wilk mi się podoba jego trasy są naprawdę godne podziwu opisy również ;)
pozdrawiam
Maks
- 20:25 środa, 2 września 2009 | linkuj
Brak słów..... gratulacje, jestes nie do zdarcia :O bartek9007 - 19:56 środa, 2 września 2009 | linkuj
Matko jedyna! Widziałem tutaj świrów, ale Ty pobijasz wszystkich! 600km... Aż się wierzyć nie chce. Gratulacje!! Ogromne gratulacje!
rammzes
- 18:57 środa, 2 września 2009 | linkuj
Nie licząc tych 750 km które robią co niektórzy co roku od roku jak pamiętam to Twój rekord jest taki bardziej widoczny, świadomy, nic na siłę, pełny relaks, Oj będę długo pamiętał ten Twój przejazd bo zawsze mi się ten Budapest marzył, może kiedyś ... Z rozbieraniem roweru przesadziłeś :) I cena też niezła. Dobrze, że dojechałeś i jeszcze raz gratulacje takiego dużego wręcz Olbrzymiego rekordu. Pozdrawiam
robin
- 18:35 środa, 2 września 2009 | linkuj
Gratuluje dystansu, jesteś naprawdę świetny pozdrawiam:D
gumis2323
- 18:33 środa, 2 września 2009 | linkuj
szczęka opada...jesteś świetny, gratuluje
sq3mka
- 16:16 środa, 2 września 2009 | linkuj
Oczywiście gratuluję życiówki :-).
MARECKY
- 15:12 środa, 2 września 2009 | linkuj
O! I to jest to :-).Elegancka trasa, a nie trzepanie kółek na czas. Samemu tylko tak chyba trochę smutno? Pozdrower.
MARECKY
- 15:11 środa, 2 września 2009 | linkuj
Ja pitole brak słów !!! Prawdopodobnie pobiłeś rekord samotnej jazdy na Bikestatsie - prawie 600 kilosów sam w takim terenie. Podziwiam i wielkie gratulacje !!
vanhelsing
- 14:25 środa, 2 września 2009 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl