wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 18 sierpnia 2009Kategoria >100km, >200km, Treking, Wypad
Rzepiska - Jurgów - [SK] - Tatrzańska Jaworzyna - [PL] - Łysa Polana - Morskie Oko (1400m) - Zakopane - Chochołów - Jabłonka - Przeł. Krowiarki (1012m) - Zawoja - Przeł. Przysłop (669m) - Sucha Beskidzka - Lancokorona - Kalwaria Zebrzydowska - Skawina - Kraków - [pociąg] - Warszawa

Wstaję bardzo wcześnie, bo o 4.30, na trasę ruszam o 6, na szczęście pogoda nie jest tragiczna, jest nawet trochę słońca, a obawiałem się że może się zrąbać porządniej. Szybko docieram do Jurgowa i kieruję się na Słowację, przed sobą mam kapitalne widoki na Tatry. Podjazd dość łagodny, o takiej godzinie jedzie się bardzo przyjemnie, puściutko, cicho, jeszcze chłodno. Za Tatrzańską Jaworzyną krótka ścianka i zjazd do Łysej Polany. Stąd kieruję się na Morskie Oko, bo to właśnie dlatego tak wcześnie się zerwałem, miałem chytry plan dotarcia do bramki wjazdowej (na Polanicy Białczańskiej) przed tym zanim pojawi się obsługa (bo na drodze jest zakaz dla rowerów, ustanowiony po paru wypadkach spowodowanych przez idiotów zjeżdżających na pełnym gazie). Jednak plan spalił na panewce - bo nawet o tak wczesnej godzinie są już tłumy, a "harpia" stojąca na bramce od razu rzuciła się do mnie z mordą. Ale za bardzo mi zależało na zaliczeniu najwyższej szosy w Polsce by tak łatwo dać się spławić. Niewiele dyskutując zawróciłem, zrobiłem rundkę po okolicy i uznałem że jedyną sensowną metodą przejścia dalej jest forsowanie zarośli nad Białką. Naszarpałem się tam z obładowanym rowerem strasznie, bo nie ma tam żadnej sensownej ścieżki, często trzeba przepychać się przez wysokie krzaki, zwalone drzewa itd. Rozciąłem przy okazji porządnie nogę, ale cel osiągnąłem - wyszedłem na szosę powyżej bramki, nikt mnie nie zauważył, więc szybko ruszyłem w górę. Droga jest w bardzo kiepskim stanie, masa dziur, piachu, a po tegorocznych lawinach jeszcze dodatkowo trwają remonty w paru miejscach. Początek podjazdu dość łagodny, dopiero tak od ok. 1200m zaczyna się porządniejsze nachylenie 6-7%, ale generalnie nie jest to podjazd ciężki. Widoki tez nieciekawe, mijam wielu turystów, im wyżej tym ich mniej, w końcówce już zupełnie pusto. Od Polany Włosienica (1315m) jest już dobry asfalt, do tego wreszcie pojawiają się piękne widoki (bo niżej jest tylko las) z Mięguszowieckim Szczytem na czele. Jeszcze kawałek - i melduję się na szczycie pod samym schroniskiem, w nagrodę mam wspaniałą panoramę, bez wątpienia Morskie Oko to jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce, a jeszcze mam tą przyjemność oglądać je bez tych tłumów które zwykle tu wysiadują, bo wszystkich dzisiejszych turystów minąłem na podjeździe. Szybko robię fotki i ruszam w dół, wolałem do schroniska nie zachodzić, by nie przeciągać struny. Zjeżdżam bardzo wolno, cały czas na hamulcach - bo raz że turystów rzeczywiście są setki i szybko jadący rower stanowi zagrożenie, dwa - stan nawierzchni i tak nie pozwala na nic więcej, do tego jest jeszcze mokro (na podjeździe trochę popadywało), zdrowo ubłociłem rower. Z Łysej Polany podjeżdżam ok. 150m na Wierch Poroniec i skręcam na trasę przez Jaszczurówkę. Niedawno jechał tu Tour de Pologne - i efekty są widoczne przede wszystkim w stanie nawierzchni, na całym 200m zjeździe z Wierchu jest gładziutki asfalt (jeszcze w maju były tu same dziury), podobnie było na sporych fragmentach podjazdu pod Łapszankę. Tak więc widać gołym okiem korzystny wpływ TdP na polską gospodarkę :))

Górzystą drogą dojeżdżam do Zakopanego, pod skocznią zjadam kiełbaskę i ruszam dalej, do Kir trzeba podjechać ponad
100m, dalej jest już wyraźnie w dół, niestety zachodni i południowo-zachodni wiatr dość mocno daje się we znaki. Za Witowem ostatnie widoki na Tatry, przejazd przez Chochołów z charakterystycznymi drewnianymi chałupami; w Czarnym Dunajcu skręcam na Jabłonkę, na zachód mam cały czas pod wiatr, do Piekielnika płasko, dalej po pagórkach. W Jabłonce robię zakupy i jem świetne lody (takie są tylko na kulki!). Następnie długo się tłukę przez Zubrzycę, staję na duży odpoczynek gdzieś na wysokości ok. 800m, mocno mnie wymęczył ten kawałek. Po odpoczynku jest już lepiej, wjeżdżam do Babiogórskiego PN, siódmego PN na mojej trasie! Podjazd na Krowiarki od tej strony jest sporo łatwiejszy niż z Zawoi, cięższego podjazdu jest tylko ze 200m - tak więc dość szybko melduję się na szczycie (drugi raz w tym roku). Zjazd elegancki - położono nowiutki asfalt na zdecydowanej większości trasy, jedzie się świetnie, do tego już w Zawoi droga skręca na wschód i ma jednocześnie dobry wiatr i drogę w dół doliny. Jechało się tak fajnie, że zdecydowałem się zamiast jechać bezpośrednio do Suchej, zaliczyć przełęcz Przysłop. Podjazd krótki, ale ostry, do 11-12%. Zjazd do Stryszawy jeszcze ostrzejszy 13-14%, ale droga dość kręta. Z przełęczy wylatuję w Stryszawie i skręcam na Suchą, a następnie na drogę na Wadowice. W Skawcach skręcam na boczną szutrową drogę, by się przeprawić do Stryszowa. Kiedyś już tu jechałem i wymagało to przeprawy przez Skawę mostem kolejowym. teraz wypatrzyłem na GPS boczną drogę i próbowałem nią pojechać, ale okazało się że wyprowadziła mnie na manowce, co gorsza wpakowałem się w straszne błoto, sądząc że za nim będzie dobra droga. Ale ta się skończyła przy rzece i musiałem z powrotem tarabanić się przez błoto, wnosić rower na most kolejowy. Po przeprawie przez rzekę jadę ponad kilometr szutrówką - i wraca asfalt.

Dalej jadę bardzo fajną pagórkowata drogą wzdłuż linii kolejowej Zakopane - Kraków i docieram do Leśnicy, skąd wybieram ostrzejszy wariant podjazdu do Lanckorony. I rzeczywiście ostry był jak cholera 15-16%, było to największe nachylenie na tej całej trasie. W Lanckoronie odpoczywam na pięknym rynku z oryginalnymi drewnianymi chałupami z XIX, po czym wracam tą samą drogą do Leśnicy. Na zjeździe przekraczam 60km/h, ale jest za wąsko na szarżowanie, nie widać jadących z naprzeciwka, dobrze że trochę zwolniłem, bo akurat jechał samochód, jak bym wleciał na niego jadąc ponad 60km/h - to skończyłoby się to bardzo marnie. Z Leśnicy szybko docieram do kalwarii Zebrzydowskiej, niestety nie ma już czasu na zwiedzanie słynnego Sanktuarium Maryjnego, które było tak ważnym miejscem dla naszego Papieża. Z Kalwarii do Skawiny jedzie się świetnie, droga bardzo przyjemna, cały czas malutkie pagóreczki, piękna pogoda. Od Skawiny już mniej ciekawie, brzydkie przemysłowe tereny, szybko zaczyna się Kraków, przebijam się przez całe miasto na dworzec, wyrobiłem się na ostatni ekspres do Warszawy spokojnie.

Podsumowanie

Przejechałem w sumie 1087,1 km, prędkość maksymalna 70,1km/h, suma podjazdów - 10 066m Wypad zdecydowanie udany, mimo bardzo ambitnej trasy i długich odcinków dałem radę zrealizować plan w całości. Dystanse w granicach 180-200km da się jeździc nawet i w górach z bagażem, choc nie ma co ukrywać że jest to bardzo męczące i wymaga dużej dyscypliny z czasem postojów (nie ma mowy o długich posiadówkach na trasie), tak długie dystanse da się robić jedynie kosztem dużego zmęczenia i rezygnacji z dokładniejszego zwiedzania niektórych miejsc, tak więc coś za coś. Trzeba właściwie jechać niemal cały dzień od świtu do zmierzchu, Polska to niestety nie Skandynawia z białymi nocami, gdzie dyscyplina czasowa nie ma takiego znaczenia. Zobaczyłem piękny kawał Polski - od płaskiego Polesia, przez pagórkowate Roztocze, aż po górzyste Bieszczady i Tatry. I trzeba przyznać, że dotarła do mnie głęboka prawda przysłowia "cudze chwalicie - swego nie znacie"; ta Polska wygląda naprawdę dobrze, na przestrzeni wielu lat sporo się u nas zmienia, jako kraj na wyprawy rowerowe wypadamy świetnie, przede wszystkim ze względu na duże urozmaicenie terenu (może jedynie trochę naprawde wysokich gór nam brakuje), świetną sieć sklepów (na każdym zadupiu można coś kupić nawet i w niedzielę wieczór). Szczególnie przypadły mi do gustu tereny Pogórza Przemyskiego i Beskidu Niskiego, także Roztocza - te tereny znałem stosunkowo słabo i myślę, że jeszcze nieraz tam wrócę na "dokładniejsze" przejażdżki. Widokowo największe wrażenie zrobiły na mnie przełom Dunajca i oczywiście niesamowicie wpasowane w wysokogórski krajobraz Morskie Oko

Zdjęcia

Dane wycieczki: DST: 225.10 km AVS: 20.81 km/h ALT: 2477 m MAX: 60.60 km/h Temp:23.0 'C

Komentarze
Wracałem już normalnie, po prostu przejechałem obok szlabanu, tam nie ma jakiegoś kołowrotka czy czegoś takiego, rower spokojnie wejdzie. Uznałem że gonić mnie raczej nie będą, a zupełnie mi się kolejna przeprawa przez chaszcze z obładowanym rowerem nie uśmiechała :))
wilk
- 08:58 czwartek, 20 sierpnia 2009 | linkuj
A wyjście z pieszej drogi na Morskie Oko jak wyglądało? Też przez krzaki czy już normalnie?
sebekfireman
- 06:53 czwartek, 20 sierpnia 2009 | linkuj
zazdroszcze wyprawy!Trase wybrales piekna.Faktycznie troche stan drog sie poprawia,bylem tam na TDP to nawet mozna po ludzku tam sie poruszac szosowka.podjazd pod Morskie Oko chodzi za mna od lat ale boje sie tych gorali,pewnie tez kiedys wybiore wariant przez krzaki:)Duzo lepiej an Slowacji tam na te wszystkie Tatrzanskie dojazdowki do schronisk mozna wjechac rowerem,pozdrawiam
kr1s1983
- 06:01 czwartek, 20 sierpnia 2009 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl