Piątek, 14 maja 2021Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2021, Wypad
Zlot 1 - czyli wykuwanie psychiki
Dojazd na Zlot planowaliśmy razem ze Zbyszkiem z Zawiercia. Prognozy pogody były mocno niekorzystne, jeszcze w środę pokazywały, że będą solidne opady w nocy z czwartku na piątek aż do połowy piątku oraz cała trasa pod czołowy wiatr. Dlatego opóźniliśmy maksymalnie porę wyjazdu, zakupiłem bilety na ostatni pociąg z Warszawy do Zawiercia. Tymczasem, gdy dojeżdżam koło 23 - okazuje się, że w Zawierciu w ogóle nie padało, a przez całą trasę kropla deszczu na nas nie spadła ;)
Od razu z dworca ruszamy na trasę, nocny odcinek idzie sprawnie, wiatr jakoś mocno nie przeszkadza, a na drogach bardzo pusto. Na trasie dużo lasów, co i rusz słychać lub widać żerującą zwierzynę, jazdę uprzyjemnia też intensywny zapach kwitnącego rzepaku.
Trochę przed świtem docieramy na Orlen w Strzelcach Opolskich, tu robimy większy popas. Gdy ruszamy dalej jest już widno, niestety zaczyna się to czego się spodziewaliśmy - zaczyna mocno wiać w czółko. Zaliczamy Górę Świętej Anny schowaną w chmurach, zjazd mocno dziurawy, jak żartował Zbyszek pewnie w ramach umartwiania pielgrzymów kolarskich ;). Przejazd przez Opolszczyznę daje nam mocno w kość, tereny są płaskie i odkryte, tutaj wiatr wali bez litości.
Oglądamy pałac w Mosznej, niestety remontowany; Zbyszkowi zaczyna coraz mocniej dokuczać ból mięśnia w nodze. Analizując czas naszej jazdy oceniamy, że w ten sposób to na Zlot zajedziemy późno w nocy i niewiele z niego użyjemy, Zbyszek też nie chce przeginać i ryzykować poważnej kontuzji przed planowanym za miesiąc Podróżnikiem i decyduje się na pociąg z Nysy. Sprawdzam połączenia na komórce i okazuje się, że za ok. 40min w Nysie będzie pociąg do Jeleniej, którym z Zawiercia dojeżdża Marek Dembowski, najlepszy kompan rowerowy Zbyszka. Krótka decyzja - ciśniemy! Zasuwaliśmy ten kawałek bardzo mocno, prędkości pod ten wiatr może nie imponujące, ale utrzymanie poziomu ok. 25km/h oznaczało już moc powyżej 200W. Chwilami wydawało się, że nie damy rady, ale w końcówce były trochę lepiej osłonięte tereny i wpadamy na dworzec 4min przed przyjazdem pociągu ;))
Po odjeździe Zbyszka robię sobie popas, na pobliskim Macu kupuję zaopatrzenie, a z jedzeniem przenoszę się do pobliskiego dworca, by nie marznąć na zewnątrz. A dworzec w Nysie "z duszą", żadne tam nowoczesne gówno, klasyka PRL, z subtelnym zapachem moczu ;)). Po odpoczynku ruszam dalej, odcinek do Ząbkowic dał mi mocno popalić, była tu kumulacja wiatru, wzgórz i słabych nawierzchni. Ale widoki niezgorsze, pejzaże z kwitnącym rzepakiem zawsze cieszą oko.
W Ząbkowicach rundka po zabytkowym centrum i ruszam na Srebrną Górę, na tym odcinku fajnie widać rosnącą przed nami ścianę Sudetów. Po wjeździe w góry jazda robi się przyjemniejsza, wreszcie mniej przeszkadza ten nieznośny wiatr, choć oczywiście w nogach czuć to już mocno. Ten rejon to najbardziej "czeski" fragment Polski, każde większe miasteczko ma swój klimat z ładnym rynkiem i kamieniczkami; niestety wiele tych miejsc mocno podupada; tak jest na całych Ziemiach Odzyskanych, którym brakuje ludności osiadłej, siedzącej z dziada-pradziada na ojcowiźnie.
Od Wałbrzycha odbijam mocniej na północ, ostatnie 20km to bardzo urokliwe tereny, wioseczki jak na końcu świata, puściutko, nawet sklepów nie ma poza większymi miejscowościami. Krótko po zmierzchu docieram do pięknie położonego nad Bobrem Wlenia i po 3km melduję się w bazie tegorocznego Zlotu w Łupkach, także bardzo przyjemnie położonej.
Dojazd dał nieźle popalić, ponad 350km pod wiatr i w temperaturach koło 10-12 stopni oraz z górską końcówką to ciężki kawałek kolarskiego chleba. Ale takie właśnie trasy później mocno procentują na wyścigach, bo jak mówi stare kolarskie porzekadło z wiatrem to i śmieci polecą ;)). Oczywiście jazda z wiatrem jest sporo przyjemniejsza, sam nieraz to praktykuję; ale pod względem skuteczności jazda pod wiatr to doskonałe wykuwanie psychiki ;))
Pełna galeria zdjęć z wyjazdu
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Dojazd na Zlot planowaliśmy razem ze Zbyszkiem z Zawiercia. Prognozy pogody były mocno niekorzystne, jeszcze w środę pokazywały, że będą solidne opady w nocy z czwartku na piątek aż do połowy piątku oraz cała trasa pod czołowy wiatr. Dlatego opóźniliśmy maksymalnie porę wyjazdu, zakupiłem bilety na ostatni pociąg z Warszawy do Zawiercia. Tymczasem, gdy dojeżdżam koło 23 - okazuje się, że w Zawierciu w ogóle nie padało, a przez całą trasę kropla deszczu na nas nie spadła ;)
Od razu z dworca ruszamy na trasę, nocny odcinek idzie sprawnie, wiatr jakoś mocno nie przeszkadza, a na drogach bardzo pusto. Na trasie dużo lasów, co i rusz słychać lub widać żerującą zwierzynę, jazdę uprzyjemnia też intensywny zapach kwitnącego rzepaku.
Trochę przed świtem docieramy na Orlen w Strzelcach Opolskich, tu robimy większy popas. Gdy ruszamy dalej jest już widno, niestety zaczyna się to czego się spodziewaliśmy - zaczyna mocno wiać w czółko. Zaliczamy Górę Świętej Anny schowaną w chmurach, zjazd mocno dziurawy, jak żartował Zbyszek pewnie w ramach umartwiania pielgrzymów kolarskich ;). Przejazd przez Opolszczyznę daje nam mocno w kość, tereny są płaskie i odkryte, tutaj wiatr wali bez litości.
Oglądamy pałac w Mosznej, niestety remontowany; Zbyszkowi zaczyna coraz mocniej dokuczać ból mięśnia w nodze. Analizując czas naszej jazdy oceniamy, że w ten sposób to na Zlot zajedziemy późno w nocy i niewiele z niego użyjemy, Zbyszek też nie chce przeginać i ryzykować poważnej kontuzji przed planowanym za miesiąc Podróżnikiem i decyduje się na pociąg z Nysy. Sprawdzam połączenia na komórce i okazuje się, że za ok. 40min w Nysie będzie pociąg do Jeleniej, którym z Zawiercia dojeżdża Marek Dembowski, najlepszy kompan rowerowy Zbyszka. Krótka decyzja - ciśniemy! Zasuwaliśmy ten kawałek bardzo mocno, prędkości pod ten wiatr może nie imponujące, ale utrzymanie poziomu ok. 25km/h oznaczało już moc powyżej 200W. Chwilami wydawało się, że nie damy rady, ale w końcówce były trochę lepiej osłonięte tereny i wpadamy na dworzec 4min przed przyjazdem pociągu ;))
Po odjeździe Zbyszka robię sobie popas, na pobliskim Macu kupuję zaopatrzenie, a z jedzeniem przenoszę się do pobliskiego dworca, by nie marznąć na zewnątrz. A dworzec w Nysie "z duszą", żadne tam nowoczesne gówno, klasyka PRL, z subtelnym zapachem moczu ;)). Po odpoczynku ruszam dalej, odcinek do Ząbkowic dał mi mocno popalić, była tu kumulacja wiatru, wzgórz i słabych nawierzchni. Ale widoki niezgorsze, pejzaże z kwitnącym rzepakiem zawsze cieszą oko.
W Ząbkowicach rundka po zabytkowym centrum i ruszam na Srebrną Górę, na tym odcinku fajnie widać rosnącą przed nami ścianę Sudetów. Po wjeździe w góry jazda robi się przyjemniejsza, wreszcie mniej przeszkadza ten nieznośny wiatr, choć oczywiście w nogach czuć to już mocno. Ten rejon to najbardziej "czeski" fragment Polski, każde większe miasteczko ma swój klimat z ładnym rynkiem i kamieniczkami; niestety wiele tych miejsc mocno podupada; tak jest na całych Ziemiach Odzyskanych, którym brakuje ludności osiadłej, siedzącej z dziada-pradziada na ojcowiźnie.
Od Wałbrzycha odbijam mocniej na północ, ostatnie 20km to bardzo urokliwe tereny, wioseczki jak na końcu świata, puściutko, nawet sklepów nie ma poza większymi miejscowościami. Krótko po zmierzchu docieram do pięknie położonego nad Bobrem Wlenia i po 3km melduję się w bazie tegorocznego Zlotu w Łupkach, także bardzo przyjemnie położonej.
Dojazd dał nieźle popalić, ponad 350km pod wiatr i w temperaturach koło 10-12 stopni oraz z górską końcówką to ciężki kawałek kolarskiego chleba. Ale takie właśnie trasy później mocno procentują na wyścigach, bo jak mówi stare kolarskie porzekadło z wiatrem to i śmieci polecą ;)). Oczywiście jazda z wiatrem jest sporo przyjemniejsza, sam nieraz to praktykuję; ale pod względem skuteczności jazda pod wiatr to doskonałe wykuwanie psychiki ;))
Pełna galeria zdjęć z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 363.80 km AVS: 21.78 km/h
ALT: 2596 m MAX: 62.90 km/h
Temp:11.0 'C
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!