wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 20 czerwca 2020Kategoria >100km, Canyon 2020, Wycieczka
Litwa - dzień 4

Ostatniego dnia wracam do Polski, a jako, że z Augustowa jest w sumie jeden sensowny pociąg do Warszawy, więc musiałem na niego zdążyć. Ale trasę zaplanowałem z sensownym zapasem czasowym, by się nie musieć żyłować i mieć czas na obiad przed podróżą, do tego wiatr miał sprzyjać. Poranna jazda bardzo przyjemna, jeszcze nie prażyło, a odcinek pod Rudiszkami też jest świetny, jeden z moich ulubionych na Litwie, sporo leśnej jazdy, fajne mikro ścianki


Na pewnym kawałku ścigałem się też z kotem, który na mój widok zaczął uciekać, ale zamiast skręcić w bok to leciał szosą. Miał kondychę zwierzak, bo tak z pół kilometra zasuwał dobre 25km/h zanim w końcu skręcił ;)). Przed Olitą zaczyna już mocno prażyć, robiąc zakupy w sklepie zorientowałem się, ze nie mam bidonu, wkurzyło mnie to nieźle bo świetnie mi pasował rozmiarem do torby w ramie, a był to nietypowy wymiar, który kiedyś dostałem jako prezent robiąc zakupy w jakimś sklepie internetowym. Na postoju ciągle mi ta sprawa nie dawała spokoju, jak ten bidon mógł wypaść, skoro wczoraj na szutrach ani drgnął - i nagle olśnienie! Kawałek przed Olitą stawałem się wysikać i wtedy przewrócił mi się rower oparty o chybotliwy słupek drogowy, wtedy musiał ten bidon wylecieć. 

Noż diabli to nadali, szybko przeliczam czas pozostały do odjazdu pociągu i już widzę, że ratowanie bidonu będzie oznaczać jazdę na styk z pociągiem. Ale decyduję się wracać, a to wymagało powrotu przez Olitę i zaliczenia dużego podjazdu znad Niemna, ponad 100m w pionie, ale nie to było najgorsze, a upał. Jadąc w dół fajnie się pruło, był powiew powietrza, a wracając pod górę i pod wiatr - to siekierę w powietrzu można było zawiesić. Ale akcja ratownicza została zakończona sukcesem - miejsce dobrze namierzyłem i bidon odnalazłem, co od razu podniosło moje morale ;)).


Dalszy odcinek za Olitą już sporo mniej ciekawy, droga na Łoździeje jest mocno ruchliwa, to też główniejsza droga sowieckiego typu, czyli pobocze wycięte na dobre 15m z każdej strony, tereny też mniej ciekawe. Dlatego, gdy po 20km dotarłem do Serejów, postanawiam zjechać na boczne drogi i do Polski wrócić przez Berżniki. Wiedziałem, że będzie tu odcinek szutru, ale tempo jazdy miałem dobre. 

Od razu było sporo ładniej, bardzo fajny odcinek za Serejami, wąziutkie dróżki najeżone mini-podjazdami. Ale ceną za to był długi, koło 9km odcinek szutru, z czego 5km to już była mocno upierdliwa tarka, a przed samą granicą doszły jeszcze ścianki i jakiś amatorski rajd samochodowy, który tu akurat rozgrywano, więc parę razy samochody wzbudzały chmurę pyłu. Jednym słowem sporo czasu się zeszło na tę jazdę, do tego dojeżdżając na granicę orientuję się, że niebo zaczyna coraz gorzej wyglądać, a zapasu czasu na przeczekiwanie burzy to już nie miałem. Po dojechaniu do Gib widać już było, że burzy nie uniknę, zaraz za Gibami walnęło z pełną mocą, deszcz taki, że w minutę zupełnie przemoczył moją wypasioną kapotę, na takie deszcze nie ma ciuchów. Ma taka jazda w burzę mnóstwo klimatu, widzi się przed sobą ścianę wody, pioruny walą z takim łoskotem, że od razu człowiek przybiera super aerodynamiczną pozycję, tak wgniata to w siodełko ;)). Jakieś drzewo leżało zwalone na połowę szosy, nie wiem czy wiatr czy piorun je przewróciły, już nawet samochody zaczęły stawać przy dordze by burzę przeczekać. Ale fajnie było dopóki nie zaczęło walić gradem, chwilę wytrzymałem, ale zaczęło z taką siłą uderzać, że musiałem zjechać do lasu i osłonić głowę rękoma. Na szczęście długo grad nie padał i szybko mogłem ruszyć dalej. Po tym uderzeniu miałem z 10km przerwy i zderzyłem się z kolejną burzą, tym razem wiatr tak zawirował, że dostałem uderzenie prosto w twarz, dech zatkało momentalnie, na liczniku chwilowa moc ze 300W, a ja 15km/h nie mogłem wycisnąć. Też gradem chwilę powaliło, więc znowu musiałem stanąć, ale po chwili odpuściło. 


Tak więc do Augustowa docieram z mocnymi wrażeniami, ale takie przygody to właśnie kwintesencja wypraw rowerowych! Grunt, ze na pociąg się wyrobiłem, choć solidnie przemoczony, tyle dobrego, ze po burzy szybko zrobiło się cieplej

Cały wyjazd bardzo udany, udało się przejechać założoną trasę, w 4 dni zrobiłem z 850km. Świetnie trafiłem z terminem, widząc Podlasie i Litwę w pięknych zielonych barwach przełomu wiosny i lata, a dzięki bardzo długim dniom można było robić tak duże dystanse bez potrzeby nocnej jazdy. Do tego pogodowo fajnie to wypadło, podczas gdy w górach mocno lało, ja miałem upały, dopiero ostatniego dnia wpakowałem się na burzę, dość pechowo, bo gdybym nie musiał wracać po bidon to dojechałbym przed nią.

Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki: DST: 181.20 km AVS: 25.17 km/h ALT: 1057 m MAX: 48.60 km/h Temp:29.0 'C

Komentarze
Tak, zdjęcia piękne i oddające urok tego kraju. A przygody.... cóż, pozazdrościć.
eranis
- 21:03 niedziela, 28 czerwca 2020 | linkuj
Bardzo fajnie się udał ten wyjazd, polecam te tereny każdemu ;)
wilk
- 14:56 czwartek, 25 czerwca 2020 | linkuj
wyprawa prawdziwie w twoim stylu. Zdjęcia też wspaniałe.
yurek55
- 19:43 wtorek, 23 czerwca 2020 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl