Sobota, 13 października 2018Kategoria >100km, Canyon 2018, Wypad
Śladami Niepodległej - Ukraina - dzień 3
Gdy ruszam zimnica daje się we znaki, ledwie 4'C, sporo jadę wzdłuż rozległych łąk, które
zawsze dużo wilgoci zbierają, a to rankami przekłada się na niskie temperatury. Ale gdy
docieram do Kowla robi się już ciepło i przyjemnie. Do tego droga Kowel-Kijów, którą wiele
kilometrów dzisiaj będę jechać to szosa w europejskim standardzie, z nowym i gładkim asfaltem.
Obawiałem się z tego powodu dużego ruchu, ale jestem mocno zaskoczony jak jest tu pusto. Ten
fragment Wołynia to tereny zdecydowanie nizinne, ale mają wiele uroku, przede wszystkim jest tu
bardzo pusto, przy szosie praktykcznie nie ma żadnych miasteczek, jedzie się sporo lasami i
rozległymi łąkami, ciągnącymi się na wiele kilometrów. Jednym słowem wielkie przestrzenie, coś
co w Polsce bardzo trudno jest uświadczyć.
Odpoczynek robię sobie po ok. 80km na ładnym leśnym miejscu postojowym. Moim celem na dziś była
Kostiuchnówka - miejsce najbardziej znanej i najcięższej bitwy z udziałem Legionów. To pod
Kostiuchnówką 1 Brygada Józefa Piłsudskiego w 1916 roku uczestniczyła w walkach
obronnych, walcząc ze znacznie liczniejszymi siłami rosyjskimi nacierającymi w ramach ofensywy
Brusiłowa. Straty poniosła bardzo znaczące, wielu żołnierzy oddało życie, straty jednego z
pułków 1 Brygady wynosiły ok. 50% - ale udało się nie dopuścić do przełamania frontu, co
pozwoliło siłom austriackim na normalny odwrót i uniknięcie bardzo dużych strat.
Kostiuchnówka jest położna ok. 17km od głównej szosy z Kowla, prowadzą do niej tylko boczne
drogi - więc miałem spore obawy co do jakości nawierzchni. No i rzeczywiście, o ile dotąd jazda
po Ukrainie była bardzo ulgowa, a szosy przyzwoite - to na tym kawałku była to już "Ukraina na
grubo" ;)). Ze 2/3 tego odcinka było w ogóle bez asfaltu, wiejskie drogi z kamieniami, dziurami
czy kostką, jednym słowem w sam raz na szosówkę ;)
Więcej jak 15km/h praktycznie się po tym jechać nie dało, a ja przecież musiałem to jechać w dwie strony. Do tego od początku wyjazdy
walczę z awarią sztycy, która mi często opada i wjeżdża w ramę, oczywiście na dziurach się to
znacznie zwiększa. Ale nie po to jechałem tu taki kawał, żeby wymięknąć tuż przed celem z
powodu dziadowskiej drogi, więc przebiłem się jakoś przez te dziury. A pomijając kwestię
nawierzchni jazda była bardzo przyjemna - mijałem kilka wioseczek, w których czas jakby się
zatrzymał 50 lat temu, taki swoisty skansen w realu, pomiędzy wioskami też urokliwe szerokie
przestrzenie. W samej Kostiuchnówce pojechałem na Polską Górę, gdzie w 1916 mieścił się jeden z
punktów obrony Legionistów. Przebijając się przez las doszedłem pod samą górę, gdzie stoi
pamiątkowy kamień ustawiony tu w 1928 roku.
Trochę się naszukałem polskiego cmentarza wojskowego, myślałem że żołnierze są pochowani na
cmentarzu w samej Kostiuchnówce, ale okazało się, że cmentarz jest parę km za wioską. Cmentarz
naprawdę urokliwy, w sosnowym lesie, bardzo dobrze utrzymany i zadbany - miło wiedzieć, że
państwo polskie potrafi spełnić swój obowiązek wobec tych co o nie walczyli i oddali za nie
życie. Pospacerowałem po cmentarzyku, podumałem nieco nad losem tych co "na stos rzucili swój
życia los" i dla ojczyzny zapłacili najwyższą cenę; pomodliłem się za dusze polskich żołnierzy
tu leżących i wróciłem wioskami do głównej szosy. Przejechałem jeszcze ze 30km, odbijając w
stronę Łucka; nocuję tradycyjnie w lesie, których tutaj nie brakuje.
Zdjęcia z wyjazdu
Komentarze
Gdy ruszam zimnica daje się we znaki, ledwie 4'C, sporo jadę wzdłuż rozległych łąk, które
zawsze dużo wilgoci zbierają, a to rankami przekłada się na niskie temperatury. Ale gdy
docieram do Kowla robi się już ciepło i przyjemnie. Do tego droga Kowel-Kijów, którą wiele
kilometrów dzisiaj będę jechać to szosa w europejskim standardzie, z nowym i gładkim asfaltem.
Obawiałem się z tego powodu dużego ruchu, ale jestem mocno zaskoczony jak jest tu pusto. Ten
fragment Wołynia to tereny zdecydowanie nizinne, ale mają wiele uroku, przede wszystkim jest tu
bardzo pusto, przy szosie praktykcznie nie ma żadnych miasteczek, jedzie się sporo lasami i
rozległymi łąkami, ciągnącymi się na wiele kilometrów. Jednym słowem wielkie przestrzenie, coś
co w Polsce bardzo trudno jest uświadczyć.
Odpoczynek robię sobie po ok. 80km na ładnym leśnym miejscu postojowym. Moim celem na dziś była
Kostiuchnówka - miejsce najbardziej znanej i najcięższej bitwy z udziałem Legionów. To pod
Kostiuchnówką 1 Brygada Józefa Piłsudskiego w 1916 roku uczestniczyła w walkach
obronnych, walcząc ze znacznie liczniejszymi siłami rosyjskimi nacierającymi w ramach ofensywy
Brusiłowa. Straty poniosła bardzo znaczące, wielu żołnierzy oddało życie, straty jednego z
pułków 1 Brygady wynosiły ok. 50% - ale udało się nie dopuścić do przełamania frontu, co
pozwoliło siłom austriackim na normalny odwrót i uniknięcie bardzo dużych strat.
Kostiuchnówka jest położna ok. 17km od głównej szosy z Kowla, prowadzą do niej tylko boczne
drogi - więc miałem spore obawy co do jakości nawierzchni. No i rzeczywiście, o ile dotąd jazda
po Ukrainie była bardzo ulgowa, a szosy przyzwoite - to na tym kawałku była to już "Ukraina na
grubo" ;)). Ze 2/3 tego odcinka było w ogóle bez asfaltu, wiejskie drogi z kamieniami, dziurami
czy kostką, jednym słowem w sam raz na szosówkę ;)
Więcej jak 15km/h praktycznie się po tym jechać nie dało, a ja przecież musiałem to jechać w dwie strony. Do tego od początku wyjazdy
walczę z awarią sztycy, która mi często opada i wjeżdża w ramę, oczywiście na dziurach się to
znacznie zwiększa. Ale nie po to jechałem tu taki kawał, żeby wymięknąć tuż przed celem z
powodu dziadowskiej drogi, więc przebiłem się jakoś przez te dziury. A pomijając kwestię
nawierzchni jazda była bardzo przyjemna - mijałem kilka wioseczek, w których czas jakby się
zatrzymał 50 lat temu, taki swoisty skansen w realu, pomiędzy wioskami też urokliwe szerokie
przestrzenie. W samej Kostiuchnówce pojechałem na Polską Górę, gdzie w 1916 mieścił się jeden z
punktów obrony Legionistów. Przebijając się przez las doszedłem pod samą górę, gdzie stoi
pamiątkowy kamień ustawiony tu w 1928 roku.
Trochę się naszukałem polskiego cmentarza wojskowego, myślałem że żołnierze są pochowani na
cmentarzu w samej Kostiuchnówce, ale okazało się, że cmentarz jest parę km za wioską. Cmentarz
naprawdę urokliwy, w sosnowym lesie, bardzo dobrze utrzymany i zadbany - miło wiedzieć, że
państwo polskie potrafi spełnić swój obowiązek wobec tych co o nie walczyli i oddali za nie
życie. Pospacerowałem po cmentarzyku, podumałem nieco nad losem tych co "na stos rzucili swój
życia los" i dla ojczyzny zapłacili najwyższą cenę; pomodliłem się za dusze polskich żołnierzy
tu leżących i wróciłem wioskami do głównej szosy. Przejechałem jeszcze ze 30km, odbijając w
stronę Łucka; nocuję tradycyjnie w lesie, których tutaj nie brakuje.
Zdjęcia z wyjazdu
Dane wycieczki:
DST: 170.10 km AVS: 22.28 km/h
ALT: 392 m MAX: 33.60 km/h
Temp:14.0 'C
Komentarze
Dobrze, że byłeś na tym cmentarzu i dobrze, że nie musimy się wstydzić jako Polacy za jego stan. dziękuję.
yurek55 - 19:17 czwartek, 18 października 2018 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!