Reset w Wilnie
Tegoroczna zima ciągnie się i ciągnie - i przestać nie może. Wydawało się, że to już koniec, przyszło oczekiwane długo ocieplenie, ale okazało się że nic z tego nie będzie, zima znowu ma wrócić. A ochotę na dłuższą trasę miałem już od dawna, bo zniechęcenie monotonią podwarszawskich trasek narastało. No i jak się dowiedziałem, że znowu ma się wszystko zrąbać, znowu nawalić śniegu, na który nawalą soli - to zacząłem się zastanawiać czy a nuż nie pojechać dalej teraz?
Ale prognozy nawet przed tym załamaniem dobre nie były, więc się długo wahałem, w końcu odpuściłem. Ale we wtorek, gdy zobaczyłem słońce za oknem uznałem że nie ma co czekać - trzeba walić, bo jak mam czekać na idealne warunki to do wakacji nie ruszę i znowu będę czas marnował na internetowe trolliki :). Krótka piłka, załatwiam bilety powrotne z Wilna, pakuję rzeczy, wsiadam na pudło - i zaczyna się stary dobry spontan :)). Przez taki tryb wyjazdu mam presję czasu na karku, bo nie planując rano wyjazdu ruszyłem dopiero o 13, więc na trasę mam tylko niecałe 26h.
Przebijam się przez Warszawę, to najmniej ciekawy kawałek trasy, dopiero po 30km, gdy kończy się aglomeracja warszawska zaczyna się dobra jazda. Na sporej części trasy do Stanisławowa jest już nowy asfalt, wiatr pomaga, tak więc jedzie się szybko i sprawnie. Do Węgrowa odcinek bez większej historii, dobrze zanana trasa, udaje się trzymać tempo koło 30km/h, więc wyprzedzam trochę harmonogram, jest dość ciepło, pod 10 stopni.
Za Węgrowem fajny odcinek do Kosowa Lackiego po małych hopkach, gdy dojeżdżam do mostu na Bugu już zmierzcha i zaczyna się długa, ponad 12h noc. Na obiad planowałem tradycyjnie stanąć w Wysokiem Mazowieckiem, ale nie byłem pewny czy już po 19 będzie czynna knajpa kawałek za miastem. Zaryzykowałem - i miałem szczęście bo było czynne. Po obiedzie i krótkim odpoczynku ruszam w noc z nowymi siłami, w rejonie Tykocina zaczyna się robić ciekawie, to miasteczko ma mnóstwo klimatu, brukowane ulice, szczególnie nocą trzyma fason! Za Narwią zaczyna się troszkę górek, wiatr już też nie pomaga, tempo spada. Wraz z upływającymi godzinami jazdy daje o sobie znać nocna monotonia, tez temperatura spada do poziomu 3-5 stopni. Omijam Via Baltica trasą przez Janów, najpierw trochę górek, później niestety prawie 10km solidnych dziur, ale warto ten koszt ponieść by uniknąć spotkania z ruskimi tirami, dzięki objazdowi wystarczy kilka km i już pod Sztabinem zaczyna się pobocze,
Ze Sztabina koło 20km i docieram do Augustowa, gdzie można wygodnie w cieple odpocząć na całodobowej stacji Orlenu. Po odpoczynku rośnie motywacja, bo już niecałe 2h i zacznie świtać. Niestety wraz ze świtem pojawia się kupa wilgoci, deszcz co prawda nie pada, ale wilgotna zawiesina utrzymuje się w powietrzu, drogi są mokre, szybko zasyfia się rower, napęd itd. Wiatr też już niekorzystny, wieje głównie z północy. Wraz ze spadającym tempem zaczynam analizować czas - i orientuję się, że wcale nie jest tak kolorowo jak mi się wydawało. Znowu złapałem się na najbardziej klasyczny błąd na długich trasach - czyli "mam kupę czasu, mogę dłużej odpocząć". No i efekt jest taki, że wykorzystuje się nadprogramową ilość postojów w pierwszej części trasy, a na drugą, gdzie człowiek jest dużo bardziej zmęczony i gdzie dużo trudniej utrzymać zakładaną średnią - nic już nie zostaje. Tyle razy człowiek jeździ - a zawsze się na ten numer natnie :)). No i efekt jest taki, że od "rychło w czas" do samego końca trzeba już zasuwać.
Tak więc Litwę, gdzie jest sporo więcej górek musiałem jechać prawie bez postojów, pogoda marna, wiatr więcej przeszkadza niż pomaga, pochmurno, no i przede wszystkim zimno. Myślałem, że załapię się na sensowne warunki, w prognozach miało być 6-7 stopni, a tymczasem trzyma ledwie 3-4'C w dzień. Tak więc nie do końca wyszła to wiosenna trasa jak w zamysłach - ale najważniejsze, że fanu nie brakowało! Nie ma to jak długa trasa, z jej wszystkimi wyzwaniami, niespodziankami, jak zmiany pogody, ścisłym pilnowaniem czasu, żeby się wyrobić - to jest życie, takiego resetu mi było trzeba! A za resztę zapłacisz kartą Mastercard :)). Tak więc na końcówce w kość dostałem, ale w tym jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Z Łoździejów do Olity prowadzi główniejsza droga, ale bez dramatu, natomiast za Olitą jest już sporo przyjemniej, najfajniejszy jest ostatni kawałek przed Rudiszkami, gdzie częściowo wyremontowano nawet drogę. Szkoda trochę, że nie ma jeszcze zieleni na drzewach, widać też że na Litwie jest sporo zimniej niż u nas, wszystkie jeziora są jeszcze pod lodem, podczas gdy w Polsce już niewiele lodu zostało. Ale i tak trasa na litewskim odcinku sporo ciekawsza niż u nas, to tylko złudzenie, że to płaski kraj, wielkich czy mocno nachylonych podjazdów tu nie ma, ale małe są właściwie cały czas - co znacznie urozmaica jazdę i daje lepsze widoki. W Trokach zrobiłem krótką rundkę po drewnianych mostkach, ładując się przy okazji w niezłe błoto, które do reszty zasyfiło mi rower; bardzo urokliwe miejsce, położenie zamku zawsze robi na mnie duże wrażenie; szkoda że nie było czasu by posiedzieć troszkę dłużej. Końcówka już mniej ciekawa, przed Wilnem robi się duży ruch nawet na boczniejszych drogach, ale już wiedziałem że się wyrobię, a czasu starczy na krótką rundkę po centrum (z obowiązkową wizytą pod Ostrą Bramą) i obiad przed powrotną podróżą do Polski, bo już słodycze bokiem mi wychodziły.
Trasa wymagająca, w założeniu miały być wiosenne warunki, ale wyszło niemal zimowo, jedynie pierwszy ok. 130km był w sensownych temperaturach, nawet w czapce z daszkiem jechałem, później już w użycie wszedł typowy zestaw zimowy i tak było nie tylko w nocy, ale i w dzień na Litwie również. Ale trzeba sobie umieć radzić i w takich warunkach, długa trasa to zawsze zupełnie inna motywacja, pod domem w marnej pogodzie by się nie chciało wychodzić, ale gdzieś w lesie pod Augustowem nie ma przeproś - i trzeba jechać, nawet jak zimno i mokro ;)) Taki mocny reset mi się przydał, lepszym rozwiązaniem na zimową monotonie są wyjazdy na południe Europy, czy to na jakieś obozy treningowe, czy na wyprawę, ale jak się nie ma takiej możliwości - to takie Wilno w sam raz :))
Zdjęcia z wyjazdu
Mapka
Komentarze
Tegoroczna zima ciągnie się i ciągnie - i przestać nie może. Wydawało się, że to już koniec, przyszło oczekiwane długo ocieplenie, ale okazało się że nic z tego nie będzie, zima znowu ma wrócić. A ochotę na dłuższą trasę miałem już od dawna, bo zniechęcenie monotonią podwarszawskich trasek narastało. No i jak się dowiedziałem, że znowu ma się wszystko zrąbać, znowu nawalić śniegu, na który nawalą soli - to zacząłem się zastanawiać czy a nuż nie pojechać dalej teraz?
Ale prognozy nawet przed tym załamaniem dobre nie były, więc się długo wahałem, w końcu odpuściłem. Ale we wtorek, gdy zobaczyłem słońce za oknem uznałem że nie ma co czekać - trzeba walić, bo jak mam czekać na idealne warunki to do wakacji nie ruszę i znowu będę czas marnował na internetowe trolliki :). Krótka piłka, załatwiam bilety powrotne z Wilna, pakuję rzeczy, wsiadam na pudło - i zaczyna się stary dobry spontan :)). Przez taki tryb wyjazdu mam presję czasu na karku, bo nie planując rano wyjazdu ruszyłem dopiero o 13, więc na trasę mam tylko niecałe 26h.
Przebijam się przez Warszawę, to najmniej ciekawy kawałek trasy, dopiero po 30km, gdy kończy się aglomeracja warszawska zaczyna się dobra jazda. Na sporej części trasy do Stanisławowa jest już nowy asfalt, wiatr pomaga, tak więc jedzie się szybko i sprawnie. Do Węgrowa odcinek bez większej historii, dobrze zanana trasa, udaje się trzymać tempo koło 30km/h, więc wyprzedzam trochę harmonogram, jest dość ciepło, pod 10 stopni.
Za Węgrowem fajny odcinek do Kosowa Lackiego po małych hopkach, gdy dojeżdżam do mostu na Bugu już zmierzcha i zaczyna się długa, ponad 12h noc. Na obiad planowałem tradycyjnie stanąć w Wysokiem Mazowieckiem, ale nie byłem pewny czy już po 19 będzie czynna knajpa kawałek za miastem. Zaryzykowałem - i miałem szczęście bo było czynne. Po obiedzie i krótkim odpoczynku ruszam w noc z nowymi siłami, w rejonie Tykocina zaczyna się robić ciekawie, to miasteczko ma mnóstwo klimatu, brukowane ulice, szczególnie nocą trzyma fason! Za Narwią zaczyna się troszkę górek, wiatr już też nie pomaga, tempo spada. Wraz z upływającymi godzinami jazdy daje o sobie znać nocna monotonia, tez temperatura spada do poziomu 3-5 stopni. Omijam Via Baltica trasą przez Janów, najpierw trochę górek, później niestety prawie 10km solidnych dziur, ale warto ten koszt ponieść by uniknąć spotkania z ruskimi tirami, dzięki objazdowi wystarczy kilka km i już pod Sztabinem zaczyna się pobocze,
Ze Sztabina koło 20km i docieram do Augustowa, gdzie można wygodnie w cieple odpocząć na całodobowej stacji Orlenu. Po odpoczynku rośnie motywacja, bo już niecałe 2h i zacznie świtać. Niestety wraz ze świtem pojawia się kupa wilgoci, deszcz co prawda nie pada, ale wilgotna zawiesina utrzymuje się w powietrzu, drogi są mokre, szybko zasyfia się rower, napęd itd. Wiatr też już niekorzystny, wieje głównie z północy. Wraz ze spadającym tempem zaczynam analizować czas - i orientuję się, że wcale nie jest tak kolorowo jak mi się wydawało. Znowu złapałem się na najbardziej klasyczny błąd na długich trasach - czyli "mam kupę czasu, mogę dłużej odpocząć". No i efekt jest taki, że wykorzystuje się nadprogramową ilość postojów w pierwszej części trasy, a na drugą, gdzie człowiek jest dużo bardziej zmęczony i gdzie dużo trudniej utrzymać zakładaną średnią - nic już nie zostaje. Tyle razy człowiek jeździ - a zawsze się na ten numer natnie :)). No i efekt jest taki, że od "rychło w czas" do samego końca trzeba już zasuwać.
Tak więc Litwę, gdzie jest sporo więcej górek musiałem jechać prawie bez postojów, pogoda marna, wiatr więcej przeszkadza niż pomaga, pochmurno, no i przede wszystkim zimno. Myślałem, że załapię się na sensowne warunki, w prognozach miało być 6-7 stopni, a tymczasem trzyma ledwie 3-4'C w dzień. Tak więc nie do końca wyszła to wiosenna trasa jak w zamysłach - ale najważniejsze, że fanu nie brakowało! Nie ma to jak długa trasa, z jej wszystkimi wyzwaniami, niespodziankami, jak zmiany pogody, ścisłym pilnowaniem czasu, żeby się wyrobić - to jest życie, takiego resetu mi było trzeba! A za resztę zapłacisz kartą Mastercard :)). Tak więc na końcówce w kość dostałem, ale w tym jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Z Łoździejów do Olity prowadzi główniejsza droga, ale bez dramatu, natomiast za Olitą jest już sporo przyjemniej, najfajniejszy jest ostatni kawałek przed Rudiszkami, gdzie częściowo wyremontowano nawet drogę. Szkoda trochę, że nie ma jeszcze zieleni na drzewach, widać też że na Litwie jest sporo zimniej niż u nas, wszystkie jeziora są jeszcze pod lodem, podczas gdy w Polsce już niewiele lodu zostało. Ale i tak trasa na litewskim odcinku sporo ciekawsza niż u nas, to tylko złudzenie, że to płaski kraj, wielkich czy mocno nachylonych podjazdów tu nie ma, ale małe są właściwie cały czas - co znacznie urozmaica jazdę i daje lepsze widoki. W Trokach zrobiłem krótką rundkę po drewnianych mostkach, ładując się przy okazji w niezłe błoto, które do reszty zasyfiło mi rower; bardzo urokliwe miejsce, położenie zamku zawsze robi na mnie duże wrażenie; szkoda że nie było czasu by posiedzieć troszkę dłużej. Końcówka już mniej ciekawa, przed Wilnem robi się duży ruch nawet na boczniejszych drogach, ale już wiedziałem że się wyrobię, a czasu starczy na krótką rundkę po centrum (z obowiązkową wizytą pod Ostrą Bramą) i obiad przed powrotną podróżą do Polski, bo już słodycze bokiem mi wychodziły.
Trasa wymagająca, w założeniu miały być wiosenne warunki, ale wyszło niemal zimowo, jedynie pierwszy ok. 130km był w sensownych temperaturach, nawet w czapce z daszkiem jechałem, później już w użycie wszedł typowy zestaw zimowy i tak było nie tylko w nocy, ale i w dzień na Litwie również. Ale trzeba sobie umieć radzić i w takich warunkach, długa trasa to zawsze zupełnie inna motywacja, pod domem w marnej pogodzie by się nie chciało wychodzić, ale gdzieś w lesie pod Augustowem nie ma przeproś - i trzeba jechać, nawet jak zimno i mokro ;)) Taki mocny reset mi się przydał, lepszym rozwiązaniem na zimową monotonie są wyjazdy na południe Europy, czy to na jakieś obozy treningowe, czy na wyprawę, ale jak się nie ma takiej możliwości - to takie Wilno w sam raz :))
Zdjęcia z wyjazdu
Mapka
Dane wycieczki:
DST: 515.90 km AVS: 25.00 km/h
ALT: 2514 m MAX: 51.00 km/h
Temp:4.0 'C
Komentarze
wygodnie się jedzie z taką dużą torbą trójkątną pod ramę?
rammzes - 20:47 piątek, 20 kwietnia 2018 | linkuj
Katana, niektórzy nie dostrzega ironii nawet jakby ich walnęła w czoło. <żart>
yurek55 - 13:37 poniedziałek, 19 marca 2018 | linkuj
A na przeciwnym "biegunie" chociazby slynna angielska pogoda - przyklad klimatu morskiego: zimy sa prawie zawsze lagodniejsze niz u nas, ale latem - chlodniejsze.
Takich podstaw klimatologii ucza nawet w podstawowce... mors - 11:30 niedziela, 18 marca 2018 | linkuj
Takich podstaw klimatologii ucza nawet w podstawowce... mors - 11:30 niedziela, 18 marca 2018 | linkuj
Jeżeli mogę się wtrącić ...
Mieszkam w Bydgoszczy i co roku jeżdżę z rodziną do Chełma w okresie wakacji letnich. Tam lato w większości wypadków było cieplejsze, niż w moim rodzinnym mieście. przemekturysta - 11:07 niedziela, 18 marca 2018 | linkuj
Mieszkam w Bydgoszczy i co roku jeżdżę z rodziną do Chełma w okresie wakacji letnich. Tam lato w większości wypadków było cieplejsze, niż w moim rodzinnym mieście. przemekturysta - 11:07 niedziela, 18 marca 2018 | linkuj
Jeżeli mogę się wtrącić ...
Mieszkam w Bydgoszczy i co roku jeżdżę z rodziną do Chełma w okresie wakacji letnich. Tam lato w większości wypadków było cieplejsze, niż w moim rodzinnym mieście. przemekturysta - 10:52 niedziela, 18 marca 2018 | linkuj
Mieszkam w Bydgoszczy i co roku jeżdżę z rodziną do Chełma w okresie wakacji letnich. Tam lato w większości wypadków było cieplejsze, niż w moim rodzinnym mieście. przemekturysta - 10:52 niedziela, 18 marca 2018 | linkuj
Absolutnie nie! Gdzies Ty to wyczytala? Z przemowienia Petru?
Lato w poludniowej Syberii jest zupelnie podobne do naszego i nawet w srodkowej potrafi przekroczyc 35*C w cieniu, zas granica 30 bywa osiagana nawet na polnocy, w dodadku w najzimniejszych osadach w skali calego swiata. mors - 20:55 sobota, 17 marca 2018 | linkuj
Lato w poludniowej Syberii jest zupelnie podobne do naszego i nawet w srodkowej potrafi przekroczyc 35*C w cieniu, zas granica 30 bywa osiagana nawet na polnocy, w dodadku w najzimniejszych osadach w skali calego swiata. mors - 20:55 sobota, 17 marca 2018 | linkuj
Nie wiem, nie sprawdzałam. Ale logiczne jest że im bliżej Syberii tym zimniej - no nie ?
Katana1978 - 17:10 sobota, 17 marca 2018 | linkuj
@K78: nieprawda, niezawsze - latem na wschodzie jest calkiem podobnie, a nierzadko nawet cieplej...
mors - 00:31 sobota, 17 marca 2018 | linkuj
jak zawsze - najs.
A jak z powrotem tym autobusem (bo chyba autobusem jeździsz)? nie robią problemów z rowerem? WuJekG - 09:14 piątek, 16 marca 2018 | linkuj
A jak z powrotem tym autobusem (bo chyba autobusem jeździsz)? nie robią problemów z rowerem? WuJekG - 09:14 piątek, 16 marca 2018 | linkuj
Gratuluję - trzeba zawsze brać pod uwagę, że na wschodzie zawsze jest zimniej i gorzej niż u nas ...:))
Katana1978 - 08:44 piątek, 16 marca 2018 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!