Piątek, 9 lutego 2018Kategoria >100km, >200km, Canyon 2018, Wycieczka
Zimą na Święty Krzyż
Od dłuższego czasu miałem ochotę na jakąś dłuższą trasę, warunki były niespecjalne, więc parę razy musiałem odpuścić. Aż w końcu uznałem, że nie ma co czekać i zdecydowałem się pojechać w warunkach jakie są, najważniejsza była przejezdność dróg, bo na zasypanych śniegiem drogami nie sposób sensownie jechać szosówką. Ruszam na trasę koło 6 rano, na dzień dobry odcinek do Góry Kalwarii i dużo świateł z naprzeciwka, zaczyna się poranny szczyt na drogach dojazdowych do Warszawy.
Już w Górze zorientowałem się z camela nie jestem w stanie pić, mimo wydmuchiwania wody z rurki - resztki wody w niej zostały i zamarzły, tak więc na mrozie stał się bezużyteczny. Wziąłem go ze względu na prognozy pogody, które zapowiadały, że w dzień będzie lekko powyżej zera, ale okazały się błędne, cieplej niż -2'C ani razu nie było. Miałem oczywiście jeszcze termos, ale korzystanie z termosu w czasie jazdy jest sporo bardziej upierdliwe, trzeba stanąć, nalać wody itd. Za Górą spory odcinek przez zaśnieżone sady jabłkowe, a za Warką ruch zdecydowanie maleje, fajnie prezentowała się Pilica w zimowej szacie, z pozamarzanymi starorzeczami. Jechało się całkiem dobrze, mróz na poziomie ok. -3'C i zauważalny wiatr w plecy, tak więc udawało się utrzymać ponad 25km/h. Za Brzózą opuszczam drogę wojewódzką - i od razu widać inną jakość odśnieżania, wcześniej były czarne asfalty, tutaj jest już sporo śniegu, jedynie pasy asfaltu od kół samochodów. Tak więc uważać trzeba było już sporo bardziej, a drogi się zrobiły śliskie, coraz rzadziej można było korzystać z lemondki, szczególnie na odcinkach po odkrytym bezleśnym terenie, gdzie mocno zawiewało z boku.
Do Radomia docieram zgodnie z planem, tutaj robię krótki postój na dworcu jedząc już dość twarde kanapki, następnie przebijam się przez miasto i wyjeżdżam na drogę na Wierzbicę. Miałem nadzieję, że camel na dworcu odmarznie, ale postój był za krótki, więc wylałem częściowo już zamarzniętą wodę ze zbiornika, żeby nie wieźć niepotrzebnych 2kg, co ok. 25km robiłem postoje żeby się napić, bo zimą tak się pić nie chce, więc łatwo o odwodnienie, na co się łapie trochę mniej doświadczonych osób. Za Radomiem znowu jadę dobrze odśnieżoną szosą wojewódzką, ale po odcinku za Brzózą trochę się obawiałem co to będzie w Górach Świętokrzyskich, bo tam dróg się nie odśnieża jak pod samą Warszawą, gdzie nawet boczne drogi są często odśnieżane. Pierwsza próba to boczna droga do Wąchocka, dało się spokojnie jechać, więc nabrałem otuchy. W Wąchocku ekstra prezentował się zalew na Kamiennej, też fajny widok znad rzeki na opactwo cysterskie.
Za Wąchockiem krótki nieciekawy przejazd do Starachowic, po czym zaczynają się większe górki, które będą już do końca trasy. Jechało się bardzo fajnie, planując trasę myślałem, że to bardziej będzie taka "brudna" zima, ponuro i syf na drogach - a tymczasem trafiłem na prawdziwą zimę, drzewa przy drodze z czapami śniegu itd., szkoda tylko że słońca nie było. W mijanych miasteczkach dużo smogu, świadomość ekologiczna na wioskach jest ciągle zerowa, ale to wiele nie przeszkadzało, bo tak wiele tych wiosek nie było. Po serii górek do Nowej Słupi czuć już nóżki, tutaj moja droga skręcała na zachód, a następnie północ i wiatr zaczął przeszkadzać, wyraźnie się go czuło, szczególnie na pierwszej części podjazdu pod Święty Krzyż. O stan tego podjazdu najbardziej się obawiałem, od poziomu 400m coraz więcej śniegu na drodze, ale dało się jechać. Już w lesie powyżej 500m szło to ciężko i powoli, napęd cały w śniegu, ale dawało się jechać, na całe szczęście niewiele było skorup lodowych. Podjazd w lesie bardzo klimatyczny, puściuteńko, las cały zaśnieżony, u góry też większy mróz. Na szczycie krótki spacerek na pobliskie gołoborze, kapitalnie prezentują się mocno oszronione drzewa i poręcze tarasu widokowego, widać że w tym miejscu wiatr nie próżnuje.
Długi zjazd na szosówce zaśnieżoną drogą to ciekawe przeżycie, ale dało radę. Zmęczenie już było czuć solidne, więc wypatrywałem Górna, gdzie miałem w planach stanąć na obiad w cieple. Z obliczeń wyszło mi, że nie ma szans wyrobić się na wcześniejszy pociąg ze Skarżyska, więc mogłem sobie zrobić tutaj długi popas, posiedziałem więc ponad godzinę w cieple, zjadłem rosół i solidną porcję smacznych pierogów i nieźle zregenerowany ruszyłem na ostanie 40km.
Końcówka już nocą, najpierw podjazd na przełęcz Krajeńską, na zjeździe do Świętej Katarzyny i dalej na Bodzentyn zrobiło się już weselej, bo zaczęły się trafiać fragmenty podlodzeń, fajnie się odbijał lód w świetle lampki, tak więc trzeba było bardziej uważać. Ekstra wyglądały przejazdy przez zaśnieżone wioski oświetlone latarniami. Droga mocno pagórkowata, właściwie bez płaskich odcinków i w większości pod wiatr, tak więc za szybko się nie jechało, ale czasu miałem wystarczająco. Do Skarżyska wjeżdżam z góry, fajnie było widać światła miasta, na dworcu na rowerze z kilogram śniegu miałem ;))
Wyjazd bardzo udany, trafiłem na fajne zimowe warunki, z jednej strony typowo zimowa jazda, a z drugiej w miarę sensowna przejezdność dróg, która nie zmusiła mnie do wycofu, lub zmiany planów na trasie. Trasa całkiem solidna, wyszło prawie 250km i 2000m w pionie, przy takiej pogodzie to już daje w kość. Ale czułem duży entuzjazm z tej jazdy, a to w końcu na rowerze najważniejsze! :))
Zdjęcia z wyjazdu
Mapka
Komentarze
Od dłuższego czasu miałem ochotę na jakąś dłuższą trasę, warunki były niespecjalne, więc parę razy musiałem odpuścić. Aż w końcu uznałem, że nie ma co czekać i zdecydowałem się pojechać w warunkach jakie są, najważniejsza była przejezdność dróg, bo na zasypanych śniegiem drogami nie sposób sensownie jechać szosówką. Ruszam na trasę koło 6 rano, na dzień dobry odcinek do Góry Kalwarii i dużo świateł z naprzeciwka, zaczyna się poranny szczyt na drogach dojazdowych do Warszawy.
Już w Górze zorientowałem się z camela nie jestem w stanie pić, mimo wydmuchiwania wody z rurki - resztki wody w niej zostały i zamarzły, tak więc na mrozie stał się bezużyteczny. Wziąłem go ze względu na prognozy pogody, które zapowiadały, że w dzień będzie lekko powyżej zera, ale okazały się błędne, cieplej niż -2'C ani razu nie było. Miałem oczywiście jeszcze termos, ale korzystanie z termosu w czasie jazdy jest sporo bardziej upierdliwe, trzeba stanąć, nalać wody itd. Za Górą spory odcinek przez zaśnieżone sady jabłkowe, a za Warką ruch zdecydowanie maleje, fajnie prezentowała się Pilica w zimowej szacie, z pozamarzanymi starorzeczami. Jechało się całkiem dobrze, mróz na poziomie ok. -3'C i zauważalny wiatr w plecy, tak więc udawało się utrzymać ponad 25km/h. Za Brzózą opuszczam drogę wojewódzką - i od razu widać inną jakość odśnieżania, wcześniej były czarne asfalty, tutaj jest już sporo śniegu, jedynie pasy asfaltu od kół samochodów. Tak więc uważać trzeba było już sporo bardziej, a drogi się zrobiły śliskie, coraz rzadziej można było korzystać z lemondki, szczególnie na odcinkach po odkrytym bezleśnym terenie, gdzie mocno zawiewało z boku.
Do Radomia docieram zgodnie z planem, tutaj robię krótki postój na dworcu jedząc już dość twarde kanapki, następnie przebijam się przez miasto i wyjeżdżam na drogę na Wierzbicę. Miałem nadzieję, że camel na dworcu odmarznie, ale postój był za krótki, więc wylałem częściowo już zamarzniętą wodę ze zbiornika, żeby nie wieźć niepotrzebnych 2kg, co ok. 25km robiłem postoje żeby się napić, bo zimą tak się pić nie chce, więc łatwo o odwodnienie, na co się łapie trochę mniej doświadczonych osób. Za Radomiem znowu jadę dobrze odśnieżoną szosą wojewódzką, ale po odcinku za Brzózą trochę się obawiałem co to będzie w Górach Świętokrzyskich, bo tam dróg się nie odśnieża jak pod samą Warszawą, gdzie nawet boczne drogi są często odśnieżane. Pierwsza próba to boczna droga do Wąchocka, dało się spokojnie jechać, więc nabrałem otuchy. W Wąchocku ekstra prezentował się zalew na Kamiennej, też fajny widok znad rzeki na opactwo cysterskie.
Za Wąchockiem krótki nieciekawy przejazd do Starachowic, po czym zaczynają się większe górki, które będą już do końca trasy. Jechało się bardzo fajnie, planując trasę myślałem, że to bardziej będzie taka "brudna" zima, ponuro i syf na drogach - a tymczasem trafiłem na prawdziwą zimę, drzewa przy drodze z czapami śniegu itd., szkoda tylko że słońca nie było. W mijanych miasteczkach dużo smogu, świadomość ekologiczna na wioskach jest ciągle zerowa, ale to wiele nie przeszkadzało, bo tak wiele tych wiosek nie było. Po serii górek do Nowej Słupi czuć już nóżki, tutaj moja droga skręcała na zachód, a następnie północ i wiatr zaczął przeszkadzać, wyraźnie się go czuło, szczególnie na pierwszej części podjazdu pod Święty Krzyż. O stan tego podjazdu najbardziej się obawiałem, od poziomu 400m coraz więcej śniegu na drodze, ale dało się jechać. Już w lesie powyżej 500m szło to ciężko i powoli, napęd cały w śniegu, ale dawało się jechać, na całe szczęście niewiele było skorup lodowych. Podjazd w lesie bardzo klimatyczny, puściuteńko, las cały zaśnieżony, u góry też większy mróz. Na szczycie krótki spacerek na pobliskie gołoborze, kapitalnie prezentują się mocno oszronione drzewa i poręcze tarasu widokowego, widać że w tym miejscu wiatr nie próżnuje.
Długi zjazd na szosówce zaśnieżoną drogą to ciekawe przeżycie, ale dało radę. Zmęczenie już było czuć solidne, więc wypatrywałem Górna, gdzie miałem w planach stanąć na obiad w cieple. Z obliczeń wyszło mi, że nie ma szans wyrobić się na wcześniejszy pociąg ze Skarżyska, więc mogłem sobie zrobić tutaj długi popas, posiedziałem więc ponad godzinę w cieple, zjadłem rosół i solidną porcję smacznych pierogów i nieźle zregenerowany ruszyłem na ostanie 40km.
Końcówka już nocą, najpierw podjazd na przełęcz Krajeńską, na zjeździe do Świętej Katarzyny i dalej na Bodzentyn zrobiło się już weselej, bo zaczęły się trafiać fragmenty podlodzeń, fajnie się odbijał lód w świetle lampki, tak więc trzeba było bardziej uważać. Ekstra wyglądały przejazdy przez zaśnieżone wioski oświetlone latarniami. Droga mocno pagórkowata, właściwie bez płaskich odcinków i w większości pod wiatr, tak więc za szybko się nie jechało, ale czasu miałem wystarczająco. Do Skarżyska wjeżdżam z góry, fajnie było widać światła miasta, na dworcu na rowerze z kilogram śniegu miałem ;))
Wyjazd bardzo udany, trafiłem na fajne zimowe warunki, z jednej strony typowo zimowa jazda, a z drugiej w miarę sensowna przejezdność dróg, która nie zmusiła mnie do wycofu, lub zmiany planów na trasie. Trasa całkiem solidna, wyszło prawie 250km i 2000m w pionie, przy takiej pogodzie to już daje w kość. Ale czułem duży entuzjazm z tej jazdy, a to w końcu na rowerze najważniejsze! :))
Zdjęcia z wyjazdu
Mapka
Dane wycieczki:
DST: 247.40 km AVS: 23.49 km/h
ALT: 1973 m MAX: 53.90 km/h
Temp:-3.0 'C
Komentarze
najss!
(a próbowałeś patent: bidon z początkowo ciepłym napojem wsadzony na czas jazdy do tylnej kieszonki kurtki czy koszulki pod wierzchnią warstwą ubrań? Też nie za bardzo da się pić z niego, ale wygodniej niż z grzebać za termosem) WuJekG - 18:46 niedziela, 11 lutego 2018 | linkuj
(a próbowałeś patent: bidon z początkowo ciepłym napojem wsadzony na czas jazdy do tylnej kieszonki kurtki czy koszulki pod wierzchnią warstwą ubrań? Też nie za bardzo da się pić z niego, ale wygodniej niż z grzebać za termosem) WuJekG - 18:46 niedziela, 11 lutego 2018 | linkuj
Super - ściągnęłam sobie tę mapkę pojadę sobie tam kiedyś - np wiosną :)
Katana1978 - 09:57 niedziela, 11 lutego 2018 | linkuj
"Miałem oczywiście jeszcze termos" - a juz sie zaczynalem niepokoic... ;D
Tymczasem w lubuskiem nikt juz nawet nie pamieta, jak wyglada snieg i lod... mors - 22:49 sobota, 10 lutego 2018 | linkuj
Tymczasem w lubuskiem nikt juz nawet nie pamieta, jak wyglada snieg i lod... mors - 22:49 sobota, 10 lutego 2018 | linkuj
mapka nie działa - pokazuje się taki komunikat - Error (404 not found)
The page you are looking for does not exist
If you expect something to be here, please submit a ticket from our Help page. Thanks! Katana1978 - 20:44 sobota, 10 lutego 2018 | linkuj
The page you are looking for does not exist
If you expect something to be here, please submit a ticket from our Help page. Thanks! Katana1978 - 20:44 sobota, 10 lutego 2018 | linkuj
piękny dystans o tej porze roku - za wysoki na moje progi :) Ja z takimi dystansami poczekam jeszcze do wiosny, albo jak zniknie śnieg i będzie na plusie :)
Katana1978 - 20:43 sobota, 10 lutego 2018 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!