wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 19 sierpnia 2017Kategoria >100km, >200km, >300km, >500km, Canyon 2017, MRDP 2017, Ultramaraton
MRDP - dzień 1

Maraton Rowerowy Dookoła Polski to jedyny w Polsce wielodniowy wyścig ultra, najtrudniejszy i najbardziej prestiżowy, dla wielu osób z środowiska ultra - impreza do której przygotowują się cały rok, a nawet i więcej. Poza trudnością wyznaczaną przez bardzo surowy limit czasowy (3142km w zaledwie 10 dni) jest to przede wszystkim wspaniała przygoda, przez ok. 10 dni przeżycia na trasie są niesłychanie intensywne, by zmieścić się w limicie cały czas trzeba być na wysokich obrotach. W imprezie startuję po raz drugi, w 2013 był to mój debiut w takim typie imprezy, debiut bardzo udany bo udało się maraton wygrać, choć ruszałem na trasę bez doświadczenia w takich startach, które rządzą się trochę innymi prawami niż 2-3 dniowe ultra. W tym roku jadę z dużo większym doświadczeniem, które bardzo procentuje na takiej trasie i pozwala unikać wielu błędów, obsada wyścigu też dużo mocniejsza niż w 2013, bo przez ten czas światek ultra bardzo się rozwinął i sprofesjonalizował. Za cel postanowiłem sobie po prostu dobry start, a jak na trasie będzie się nieźle układać - to zakręcenie się w okolicy mojego bardzo wyżyłowanego rekordu z 2013.

Start MRDP odbywa się zawsze spod latarni na Rozewiu, czyli najbardziej na północ wysuniętego fragmentu Polski. W tym roku na starcie stanęło aż 61 osób, więc progres w porównaniu z 19 osobami w 2013 ogromny; te liczby dobrze pokazują dynamiczny rozwój naszego środowiska ultra. Ze względu na liczbę osób na start ostry, który ma miejsce po przekroczeniu Wisły promem Świbno - jedziemy podzieleni na grupy. Niestety przejazd przez Trójmiasto to zdecydowanie najsłabszy element maratonu. Trasa prowadzi jedną z głównych arterii komunikacyjnych Wybrzeża i Trójmiasta, ruch jest potężny, trzeba się przebijać przez wielokilometrowe korki, wielokrotnie jechać na zakazach rowerowych, także i grupki się tasowały, nieraz przekraczając ustawowe 15 osób; klasyczna wolna amerykanka, gdyby czepiła się do nas policja (a miała pełne prawo) byłyby spore problemy. O ile we wcześniejszych edycjach ruch był jeszcze do przeżycia - teraz już było po prostu fatalnie, dobre 60km w ogromnym ruchu, bo ruch w ostatnich latach bardzo rośnie. Czas najwyższy zmienić tę trasę i objechać Trójmiasto przez Kaszuby, doda to nieco dystansu i przewyższeń, ale dużo lepiej będzie pasować do czegoś co jest wielkim atutem MRDP, czyli jazdy spokojnymi drogami; do tego na terenie Kaszub da się taki objazd zrobić po niezłych nawierzchniach.

Miałem nadzieję na wspólny przejazd z Marzeną aż do promu, niestety Marzena bardzo nie lubi jeździć w dużym ruchu, nie potrafi wciskać się między samochody, lawirować przy krawężnikach, nie ma umiejętności "miejskiego cwaniaczka" - i nie była w stanie utrzymać się w grupie; tak więc żegnamy się już na początku Trójmiasta życząc sobie powodzenia na maratonie. Trzymając się ostatniej z grupek męczę się w gęstym ruchu miejskim aż do końca aglomeracji gdańskiej, dopiero na jakieś 10km przed promem robi się przyjemniej i dopiero tutaj zaczyna się prawdziwy maraton.

Na przeprawie przez Wisłę dłuższa przerwa, długo czekamy na kolejny prom, parę osób nawet skoczyło na jedzenie do pobliskiego baru. Po przepłynięciu promu łączymy się z zawodnikami, którzy przepłynęli Wisłę wcześniejszym kursem - i tu mamy start ostry, czyli rozpoczyna się właściwa rywalizacja na maratonie. Start przebiegł sensownie, sprawnie rozbiliśmy się na mniejsze grupki, nie utworzyły się większe peletony, choć siłą rzeczy jechaliśmy pewien czas dość ciasno pogrupowani. Pogoda optymalna do jazdy, temperatura trochę powyżej 20 stopni i nie za mocny wiatr w plecy. Ludzie różnie jadą, niektórzy tradycyjnie mocno szarpnęli, ja jechałem koło 29-30km/h wiedząc że za szybki początek nie jest dobrym pomysłem na takim dystansie. Pierwszy kawałek to płaskie jak stół Żuławy (m.in. Rapsik pociągnął zdrowo ponad 30km/h jakby nie wierząc że są rejony bardziej płaskie od Wielkopolski ;)) - i od razu zaczynają się problemy z ustawieniem lemondki, szybko pobolewać zaczyna mnie kark, więc parę razy stawałem na poprawki, przez co tasowałem się z paroma osobami, m.in. Emesem i Gustawem. Pierwsze górki maratonu to Wysoczyzna Elbląska, kilka fajnych ścianek i jeden bardzo szybki zjazd. Po drodze kupuję wodę na całą noc i jadę na Braniewo, kawałek za miastem jest drugi punkt kontrolny. Tutaj już przebieram się w cieplejsze ciuchy bo zaczyna już zmierzchać. Zaczynają się też boczne drogi, na których nie brakuje prawdziwej zmory MRDP - czyli dziurawych nawierzchni. Ale na Warmii i Mazurach jeszcze nie jest tak źle, słabych asfaltów jest stosunkowo niewiele, niemniej ta ilość wystarczyła by zaczęły się problemy z bębenkiem mojego tylnego koła. Koło po awarii na Podróżniku wymienili mi na nowe, na paru testowych trasach pod Warszawą było OK, więc zdecydowałem się na nim pojechać maraton. I był to mój największy błąd, już na dojeździe do bazy, na bruku pod Władysławowem bębenek znowu złapał luzy, a dziury na Mazurach wystarczyły by luz spowodował zaczął powodować poważniejszą awarię, czyli zawijanie łańcucha. Na pierwszej części nocnego odcinka jeszcze parę poprawek pozycji - i w końcu znajduję w miarę sensowne rozwiązanie, w którym problemy z karkiem się zmniejszają. Na odcinku w rejonie Lelkowa i Górowa Iłowieckiego tasuję się z Emesem, który zaskoczył mnie dalej jadąc na krótko, a temperatury oscylowały koło 13-14'C, do tego była bardzo duża wilgotność. Dalej spotykam także Ryśka Herca jadącego z kimś jeszcze, myślałem że jest sporo z przodu, ale Rysiek też jedzie mądrze, ze spokojnym początkiem - bo dobrze wie ile jeszcze do końca pozostało.

W Bartoszycach widzę parę osób stojących pod sklepem 24h, ja na razie zapasy mam, więc jadę dalej. Wilgoć coraz większa, wkrótce muszę jechać bez okularów, bo tak parowały, że widoczność w nich miałem już za mocno ograniczoną. Kawałek do Węgorzewa dość monotonny, kawałek przed miastem zaczyna się elegancki asfalt, który jest aż do Gołdapi. Za Baniami Mazurskim niespodziewanie spotykam Tomka Niepokoja, a następnie Michała Więckiego oraz Pawła Ilbę. Części osób skończyła się woda, Tomka mocno brała senność; a moja taktyka spokojnej i równej jazdy zdecydowanie popłacała, bo przed nami kilka osób ledwie zostało. Razem z Tomkiem stajemy na postój na stacji w Gołdapi, gdzie doganiamy Ryszarda Denekę; w trójkę będziemy się tasować przez długi kawałek. Za Gołdapią zaczyna świtać, ale dość mizerny to świt - dużo chmur, widać, że można się rychło spodziewać deszczu. W Szypliszkach w sklepie spotykam Kosmę, kawałek pojechaliśmy razem - tutaj ostatni raz się widzieliśmy przed metą ;). A mnie coraz bardziej zaczyna niepokoić bębenek w tylnym kole, w Sejnach postanawiam spróbować go rozkręcić i przesmarować. Na stacji kupuje klucz 17, ale śruba za mało wystawała i za mocno była dokręcona by dało się zdjąć bębenek bez zdejmowania kasety (w części kół szosowych jest taka opcja); tak więc by to rozkręcić potrzeba jeszcze klucza do kasety; pluję sobie w brodę że wziąłem to koło, ale nie spodziewałem się, że Mavic mógł tak spieprzyć całą partię kół z wyższej półki; tak wiec straciłem tylko niepotrzebnie ze 20-30min. Kawałek za Sejnami zaczyna w końcu padać i nie zapowiada się na przelotne opady, więc ubieram się w pełny strój przeciwdeszczowy. Było to największe załamanie pogody na tegorocznym maratonie, lało od rana aż do końca dnia - i to lało solidnie, nieraz deszcz był ulewny. W takich warunkach jadę przez Puszczę Augustowską (fragmentami z Tomkiem i Ryśkiem), następnie zaczyna się Podlasie, szkoda że akurat takie warunki się trafiły, bo to bardzo fajne rejony. Za Nowym Dworem przecinamy się z Michałem Więckim i Pawłem Ilbą, takich spotkań na maratonie będziemy mieli w nadchodzących dniach jeszcze sporo, a i tego dnia jechaliśmy sporo blisko siebie ;). Przed Krynkami samochodem na trasę wyjechał Łatoś, który potowarzyszył mi do Krynek - bardzo fajne spotkanie. Na dojeździe do Krynek kumulacja złej pogody - lało jak z cebra, jeszcze zaczęło grzmieć, a tam jedzie się parę km po wypłaszczeniu i najwyższym miejscu w okolicy ;)

Za Kruszynianami odcinek szutrowy, który w tych warunkach zamienił się w mokrą tarkę, tyle dobrego że błota specjalnego nie było i szosówką dało się to przejechać. Powoli zaczyna być czuć duży dystans w nogach, a wiele godzin deszczu zbiera swoje żniwo, tempo spada, do Hajnówki już takie zamulanie; ale to dotyczyło wszystkich zawodników. W Hajnówce zjeżdżam na stację, Michał i Paweł pojechali na coś ciepłego co w tych warunkach nie było złym pomysłem, bo pod wieczór było już tylko 12-13 stopni. O zmierzchu wyjeżdżam z Hajnówki, z 10km za miastem dogonili mnie Tomek i Ryszard Deneka, razem (oczywiście bez korzystania z koła) dojechaliśmy do Kleszczeli. Lało cały czas solidnie, nocleg pod namiotem mi się zupełnie nie uśmiechał, postanowiliśmy więc znaleźć tu kwaterę. Zeszło nam na to z godzinę zanim w końcu znaleźliśmy się w cieple, ale w tych warunkach była to dobra decyzja, bo nocleg pod namiotem w mokrych ciuchach nie pozwoliłby na sensowną regenerację. A na kwaterze nieźle trafiliśmy, było dobrze nagrzane, tak więc gdy ruszałem przed 3 rano - właściwie wszystko miałem już suche. Tak więc generalnie pierwszy dzień bardzo na plus, moja taktyka popłaciła, zakładałem że sporo więcej osób będzie przede mną, a tymczasem byłem (razem z Tomkiem i Ryśkiem) koło 3-4 pozycji.

Dane wycieczki: DST: 727.50 km AVS: 24.77 km/h ALT: 3463 m MAX: 61.30 km/h Temp:16.0 'C

Komentarze
Ja wiedziałam od początku że do mety dojedziesz :) Inaczej byłby chyba koniec świata :)
Katana1978
- 16:36 środa, 6 września 2017 | linkuj
Na wstępie wielkie gratulacje za dobry czas i to po walce z kontuzją i awariami, klasa sama w sobie :)
Na zdjęciach widziałem, że korzystałeś z bukłaka umieszczonego w torbie w ramie, nie było problemu z "zasysaniem" płynów?
Pozdrawiam:)
adrianu
- 10:37 środa, 6 września 2017 | linkuj
Świetna relacja, czekam na kolejne dni :) Szkoda, że w okolicach Hajnówki miałeś taką brzydką pogodę, byłem trochę w Narewce, ale niestety nie doczekałem na Twój przyjazd, a byłeś tam chyba na 6 miejscu, za Michałem Więckim i Pawłem Ilbą, których widziałem przez szybę samochodu. Trzeba mi było czekać na Orlenie a nie w Narewce, ale jak monitoring pokazywał zatrzymanie z 20minutowym opóźnieniem, to póki bym tam zajechał, to już by Ciebie nie było. Fajnie byłoby jakby za 4 lata śledzenie pozycji zawodników na mapie miało mniejsze opóźnienie. Gratuluję dojechania do mety, mimo awarii sprzętowych i zdrowotnych. Pozdrawiam :)
paprykarz1983
- 05:56 środa, 6 września 2017 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl