wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 3 czerwca 2017Kategoria >100km, >200km, >300km, Canyon 2017, Ultramaraton, >500km
Maraton Podróżnika

Maraton Podróżnika już na stałe wszedł do kalendarza polskich imprez ultra - i moim zdaniem jest to jedna z lepszych imprez, trasy są ciekawe i często bardzo wymagające, puszczone po drogach bez większego ruchu. W 2017 wybrana została trasa w Karkonosze, w której tworzeniu miałem pewien udział, trasa bardzo wymagająca i mocno górzysta, z ikoną polskich podjazdów, czyli przełęczą Karkonoską na czele.

Pogoda na starcie jak na wszystkich wcześniejszych trzech Podróżnikach - bardzo dobra, jadę w przedostatniej grupie, m.in. z Waxmundem, Gavkiem i Krzyśkiem Sobieckim. Od początku ostre tempo, które dyktuje głównie dwójka w koszulkach Brower - Michał Więcki i Paweł Ilba, którzy w ostatnim BBT mieli świetny czas w okolicach 40h. Trasa pagórkowata, chwilami już muszę walczyć by na podjazdach utrzymać się w grupie, doganiamy większość ludzi z wcześniejszych grup. W Strzelinie zaczął mi przycierać o koło czujnik kadencji, na chwilkę stanąłem by go poprawić, ale akurat trafiło się czerwone światło i grupa na 300-400m mi odjechała, nieźle się namęczyłem by ich dogonić, na pierwszych 50km średnią mieliśmy 35,2km/h. Za Jaworem zaczyna się pierwszy większy podjazd na ok.400m, tutaj dogania nas ostatnia, najmocniejsza grupa, do której podłącza się parę osób z naszej grupy. Dla mnie było już za mocno, więc odpuszczam i dalej jadę zgodnie z planem swoim tempem.

Na odcinku do Kaczorowa jadę trochę z Byczysem, któremu zaczął nawalać GPS, na szczęście udało się go namówić do poprawnej pracy, bo na tej trasie bez GPS byłoby cienko. Po ponad 100km zaczyna się jedna z dwóch wisienek na torcie Podróżnika - czyli podjazd na przełęcz Rędzińską, ze 3km z nachyleniem średnim ok. 12%, z maksami 15-17%. Na dole doganiają mnie Rysiek Herc i Wojtek Gubała, okazało się, że mieli starą wersję trasy, która niedługo przed maratonem została zmieniona, by uniknąć odcinków z budową S-3; stracili na tym 7km i ze 20min, teraz ostro gonią czołówkę. Ja wjeżdżam swoim tempem, na maraton założyłem specjalnie kasetę MTB, by mieć komfortowy zakres biegów na tak ciężkie ściany. Na szczycie na uczestników czeka Jelona robiąc fotki zdechniętym kolarzom ;)). Maraton był tak fajnie zaplanowany, że trasa 300km podjeżdżała przełęcz Rędzińską z drugiej strony, tak więc na zjeździe z przełęczy spotykałem właśnie podjeżdżające "trzysetki", mignęli mi m.in. Księgowy i Zbyszek.

Na Rędzińskiej spotykam Ryśka Herca, który na razie odpuścił jazdę z bardzo mocnym Wojtkiem, razem jedziemy przez przełęcz Kowarską, aż do podnóży przełęczy Karkonoskiej. W Podgórzynie tankujemy wodę, która schodzi szybko, bo temperatura jest koło 30 stopni, przed sklepem spotykamy Michała i Pawła, którzy ruszają trochę przed nami. Na podjeździe każdy jedzie swoim tempem, Rysiek szybko mi ucieka. Przełęcz Karkonoska to duże wyzwanie nawet na świeżo, a my mamy już nogach prawie 150km z 2000m w pionie i ze średnią 29km/h, do tego środek dnia i największy upał - i to wszystko się zdecydowanie czuje, zupełnie co innego niż na świeżo. Mimo lekkich przełożeń podjazd strasznie daje w kość, a nachylenia po 23% wykańczają, na dole wyprzedzam wpychającego Michała, mi się udało całość wjechać, aczkolwiek przed ostatnią ścianą ponad 20% na jakieś 20 sekund stanąłem by odzipnąć. Na samej przełęczy doganiam Pawła, który wpychał końcówkę i nie odpoczywając wjeżdżam do Czech, wiedząc, że odpocząć można doskonale na świetnym, ponad 20km zjeździe. Po drodze doganiam przebierającego się Ryśka i już razem jedziemy spory odcinek po Czechach.

Kawałek za Vrchlabi mignął nam Wojtek ruszający ze stacji, my tankujemy szybko schodzącą wodę kawałek dalej, już na podjeździe do Cernego Dulu. Na drugiej części podjazdu Rysiek mi odjeżdża, spotykam też Szafara, który startował z pierwszej grupy, 30min przede mną, trochę jedziemy w zasięgu wzroku. Z Trutnova trasa odbija na Polskę i po paru krótkich podjazdach docieram do na trzeci PK w Lubawce. A stąd już blisko na punkt żywnościowy w Mieroszowie, w połowie trasy na 250km. Punkt świetnie zorganizowany, obsługiwany przez mamę Emesa, Dewunską, Oszeja i oczywiście mojego Kota - wielkie podziękowania za pracę i włożony wysiłek w organizację maratonu! Dzięki bardzo sprawnej obsłudze pobyt na punkcie jest ekspresowy, nie więcej niż 10min mi poleciało, a zjadłem dobry makaron z gulaszem, pogadałem też z Przemkiem; w międzyczasie na punkt dotarli Michał i Paweł.

Zaraz za punktem kolejny raz wjeżdżam do Czech, ten odcinek bardzo przyjemny - z drogi dobrze widać Skalne Miasto, zaliczyć trzeba jeden niewielki podjazd i potem do Kudowy jest już głównie w dół, po fajnych, bocznych drogach. W Kudowie na czwartym PK, gdy pisałem SMS do relacji i sprawdzałem sytuacje na wyścigu dogonili mnie Michał i Paweł, zaraz za nimi ruszyłem, od tego miejsca aż na metę jechaliśmy już wspólnie. Podjazd Drogą Stu Zakrętów dość łatwy, nachylenia po 5-7%, ale długi, bo trzeba wjechać ok. 400m w pionie, załapaliśmy się jeszcze na widok na Szczeliniec Wielki za dnia, na zjeździe już powoli zaczyna łapać zmierzch. Droga do Bystrzycy lekko pagórkowata, kawałek przed miastem nieoczekiwanie doganiamy Kosmę, Ryśka i Gavka, którzy zatrzymywali się na stacji benzynowej. Rysiek i Gavek szybko nam odjechali, ale Kosma dołączył do naszej ekipy i razem jechaliśmy na metę. Za Bystrzycą ostatnia trudna ściana wyścigu - czyli Puchaczówka, podjazd wymagający z nachyleniami pod 10% i prawie 500m w pionie. Paweł I Michał odjeżdżają, my z Kosmą jedziemy wolniejszym tempem, gdy na przełęczy ich nie było przestraszyłem się, bo wcześniej pożyczałem Michałowi kabelek do ładowania Garmina, a w moim już niewiele zostało, na szczęście Michał pamiętał o tym i czekali na dole, w Stroniu, gdzie się przebierali na nocną jazdę, bo zrobiło się już chłodno, koło 12 stopni.

W Lądku szukamy wody, bo Michał i Paweł już spory kawałek jadą na pustych bidonach, ale w nocy to niełatwa sprawa, od jakiegoś lokalsa dowiedzieliśmy się, że jest tu niedaleko kranik, który udało się nam zlokalizować. Ale okazało się, że jak to w uzdrowisku to jakaś specjalna woda, może i lecznicza, ale ohydna w smaku, zalatująca szambem ;)). Ale że wyboru nie mieliśmy trzeba było nabrać tego, ja jeszcze miałem trochę zwykłej wody, do butelki nabrałem na zapas tego szamba ;). Za miastem ostatnia większa przełęcz - Lądecka, stąd po raz trzeci wjeżdżamy do Czech, tym razem na ledwie kilkanaście km. Ale na zjeździe zaczynają się problemy z moim tylnym kołem - bębenek zaczyna zawijać łańcuch, przy tym nieludzko wyjąc, wkurzające, bo koło było nowe. Efekt jest taki, że przez całe pozostałe ponad 100km na metę cały czas muszę kręcić, w ogóle nie można dawać nogom odpocząć. A na tak długich dystansach, jak się ma już kilkaset km w nogach to mocno to przeszkadza, na zjazdach bardzo rzadko się dokręca, wtedy nogom i kolanom daje się odpocząć, a teraz nawet podnieść się z siodełka, by odciążyć tyłek mogłem jedynie pod górę. A do tego jak na złość, gdy wjechaliśmy do Polski zaczął się zdecydowanie najgorszy odcinek maratonu, czyli strasznie dziurawe dolnośląskie drogi, więc telepało potężnie, a siedzenie nieźle obrywało.

Po kilkunastu km jazdy w Polsce w miejscowości Stolec mijamy kończącą się imprezę, postanawiamy spróbować załatwić normalną wodę - udaje się doskonale, nie dość, że dostaliśmy wreszcie normalną wodę zamiast syfu z Lądka to jeszcze załapaliśmy się na niezłą wyżerkę, ze świetnymi krokietami, po batonowo-żelowej diecie dobre, normalne jedzenie smakowało znakomicie, jednym słowem nie ma to jak udana wyżerka w Stolcu :)).

Końcowy odcinek to żmudna rąbanina po dziurach na metę, kilometry się dłużyły, dopiero za Niemczą drogi zaczynały się poprawiać, powoli zaczyna też świtać. Na końcowym odcinku przed ostatnią górką maratonu czyli przełęczą Tąpadła mijamy ekipę "trzysetek" w której jedzie Zbyszek. Ostatnia ścianka, krótki zjazd - i o 5.18 meldujemy się na mecie. Wraz z Michałem i Pawłem zajęliśmy 6 miejsceex aequo(na 65 które wystartowały na 500km, a jechało wiele mocnych osób) z czasem 20h 48min, do zwycięzców Tomka Niepokoja i Ryśka Herca tracąc 59min.

Start bardzo udany, przed maratonem zakładałem że jak na tak trudnej trasie uda się złamać 24h to będzie wielki sukces, a tymczasem udało się zejść poniżej 21h, tracąc tylko godzinę do zwycięzców. Złożyła się na to dobra jazda po górach i mała ilość postojów, niewiele czasu marnowałem na regulacje pozycji na rowerze, bez bólu się nie obeszło, ale nie było to nic z czym sobie rady nie można dać rady ;). Podziękowania dla organizatorów, świetnej obsługi na punkcie, dla chłopaków z którymi jechaliśmy ostatni odcinek na metę i dla wszystkich uczestników maratonu. Impreza kolejny raz wypaliła, mimo bardzo selektywnej trasy maraton ukończyło aż 60 osób z 65, które stanęły na starcie.




Dane wycieczki: DST: 492.70 km AVS: 25.27 km/h ALT: 6086 m MAX: 61.20 km/h Temp:21.0 'C

Komentarze
@Góralu
Zdecydowanym faworytem MRDP to jest Tomek Niepokój, który od zeszłego roku wygrywa prawie każdy maraton w jakim jedzie, lub jest w pierwszej trójce ;). A i parę innych osób, sporo mocniejszych ode mnie na liście startowej nie brakuje - choćby WujekG, Kosma, no i wreszcie Ty sam i Gavek, którzy jeszcze nie są zapisani ;). Ja spróbuję powalczyć ze swoim starym rekordem z 2013, ale jest tak wyżyłowany, że bardzo trudno będzie go poprawić, tym bardziej, że w tym roku trasa ma być trochę dłuższa o 1-2h, górek też troszkę dojdzie.
wilk
- 09:39 czwartek, 8 czerwca 2017 | linkuj
@ Przemo
Rzeczywiście jeszcze jednego trzysetkowicza łykneliśmy na podjeździe pod Tąpadła, musiał więc Was mijać kawałek wcześniej. Każdy taki maraton to okazja do zbierania doświadczeń i nauki, nawet ci co mają wiele maratonów na koncie na każdym czegoś nowego się uczą. Lemondka to model Profile, można do niego dokupić podwyższenia, ale to dość droga zabawka
wilk
- 09:34 czwartek, 8 czerwca 2017 | linkuj
Gratulacje.
Bardzo dobry wynik.W takiej formie będziesz zdecydowanym faworytem na MRDP.
GoralNizinny
- 18:41 środa, 7 czerwca 2017 | linkuj
Wilku, gratuluję i podziwiam!

A w tej ekipie "trzysetek" spod przełęczy Tąpadła też jechłem ja:) Mimo, że jechaliśmy bez spiny to mimo wszystko trochę szkoda, że właśnie tam się zatrzymaliśmy, zresztą z mojej inicjatywy (tylko po to, żeby rozebrać się przed podjazdem), bo oprócz ciebie wyprzedziła nas też jedna "trzysetka", przez co uzyskaliśmy 10 czas.

Ale dla mnie to był debiut w ultramaratonie i na czasie tak naprawdę mi nie zależało, wiele się nauczyłem i podpatrzyłem, a sama impreza była rewelacyjna i na pewno w przyszłości będę chciał więcej, dalej i szybciej:) To, że w niej wystartowałem poniekąd zawdzięczam także tobie, bo zdarzało mi się czytać twoje relacje i w końcu postanowiłem sam spróbować. Dzięki!

BTW, zauważyłem, że miałeś lemondkę, która nie jest bezpośrednio mocowana na kierownicy, tylko jest podwyższona za pomocą dystansów. Co to za model?
przemo3642
- 22:17 wtorek, 6 czerwca 2017 | linkuj
Równo to pojechałeś - gratulacje! Początek był zaiste szalony, ale w sumie, to cieszę się, że jechałem, te pierwsze 60 km z hakiem, z mocniejszymi od siebie. Ekspresowo wyszliśmy na szpicę Maratonu :-) Trasa bardzo mi się podobała, już od etapu jej planowania, jesienią zeszłego roku. Kontrkandydatka karpacka, którą przygotowywałem potem z Transatlantykiem, choć bardzo podobna jak chodzi o trudność, ustępowała urodą tej sudeckiej. Ciekawe gdzie pojedziemy za rok? :-)
krzysieksobiecki
- 09:06 wtorek, 6 czerwca 2017 | linkuj
Gratulacje, świetny wynik.
Kot
- 05:57 wtorek, 6 czerwca 2017 | linkuj
500 km w 21 godzin, w dodatku po górach to jest wynik wręcz rewelacyjny.
michuss
- 21:43 poniedziałek, 5 czerwca 2017 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl