wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 307720.00 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.27%)
  • Czas na rowerze: 560d 11h 19m
  • Prędkość średnia: 22.76 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 8 maja 2016Kategoria >100km, >200km, >300km, Inny, Wycieczka
Krwawa Pętla

Krwawą Pętlę pokonywałem już czterokrotnie - ale to tak fajny szlak, że co roku warto go zaliczyć. W tym roku pojechałem na "gravelu" pożyczonym od brata, by sprawdzić jak taki typ roweru poradzi sobie na takim wymagającym szlaku.

Z domu ruszam po 2 w nocy (noc zupełnie bez snu), w Górze Kalwarii, gdzie wjeżdżam na szlak jestem o 3.15. Chłodniej niż w prognozach, miało być 10 stopni, jest 6, więc w krótkich rękawiczkach już na styk. Na pierwszy ogień idą Lasy Chojnowskie, głównie łatwymi szutrówkami, choć jest kilka piaskownic. W okolicach Zalesia zaczyna już świtać - to jest wielka zaleta jazdy przy długim dniu, we wrześniu jest już sporo gorzej. Kładka nad Czarną jest, więc nie trzeba rzeki forsować wpław ;). Odcinek do Magdalenki dość monotonny, po zarwanej nocy trochę mnie zamula, a do przejechania jeszcze wielki kawał. Dalej trochę rozrywek z forsowaniem nowo wybudowanych dróg, czyli przecinanie DK 7 i S8, nie wygląda na to, żeby budowniczowie drogi w ogóle byli świadomi faktu istnienia szlaku...

Koło świtu na trasie sporo rosy, więc rower mi się nieco zabłocił, ze względu na plecy nie brałem camela, ale z bidonem jazda w terenie to porażka, ciągle się zasyfia. W Podkowie Leśnej krótki postój w parku na dwie kanapki - i ruszam na najłatwiejszy odcinek pętli - czyli dojazd do Zaborowa. Za Podkową kończą się lasy, więc szlak idzie bocznymi asfaltami i szutrówkami. Ale w Zaborowie koniec tej laby - zaczyna się Kampinos, tutaj kilometry trzeba już solidnie wypracować. W Lesznie tradycyjnie robię większy postój, pogoda się wyklarowała, jest już ciepło i świeci słońce. Z Leszna jadę żółtym szlakiem na północ, są piachy w rejonie Posady Łubiec, mijam też bagna za Babską Górą. W rejonie Starej Dąbrowy kilkukilometrowy pas łąk, kapitalnie to wygląda w środku puszczy. Ładnym szlakiem (sporo wydm) jadę w kierunku Leoncina, następnie skręcam za zielony, którym wyjeżdżam z Kampinosu i kieruję się na Modlin. Przekraczam Wisłę, a także dwukrotnie Narew bo obowiązkowo zaliczałem początek czerwonego szlaku na stacji PKP Modlin.

Druga połowa Krwawej Pętli daje solidnie popalić, bo jadąc od południa zgodnie z ruchem wskazówek zegara najtrudniejszy odcinek wypada w drugiej części trasy, gdy najwięcej mamy w nogach - ale na ten szlak nie jedzie się po to żeby było łatwo ;). Generalnie nie ma tu odcinków naprawdę wymagających, ale niemal cały czas są takie, na których trzeba się mocno przyłożyć do jazdy i jest znacznie mniej ulgowych kawałków typu łatwe szutrówki. Z wału wiślanego wjeżdżam w Lasy Chotomskie - są piaseczki i wydmy, kilka fajnych singielków, podobnie wygląda cały teren do Nieporętu, tam staję na zasłużony postój na ryneczku. Kolejne kawałki to wymagające odcinki w rejonie Marek, Zielonki, na szczęście jest suchutko, wszystkie bagna można bez problemu przejechać. Przed Zielonką szlak przecina budowa jakiejś nowej trasy, więc trzeba było przejść z rowerem przez piaszczystą górkę, na szczęście obejście łatwe, strata czasu ze 3min. Zmęczenie rośnie, a górki są co chwilę, niemniej jechało mi się bardzo przyzwoicie. Tak było do czasu gdy za Międzylesiem dorwała mnie krótka ulewa, która zmoczyła całą glebę - i już za przyjemnie sie po mokrych piachach nie jechało. Dolinkę Mieni jadę w niewielkim deszczu, a gdy docieram do Otwocka zaczyna się już burza z piorunami. Akurat miałem robić postój, więc stanąłem na przystanku, "ciepłymi" słowy racząc autorów prognozy pogody. Tuż przed wyjściem na trasę sprawdzałem na yr.no i żadnych opadów nie miało być, więc nawet kurtki na deszcz nie brałem - a tu mam na głowie solidną burzę. Deszcz na szosie przeszkadza, ale poza tym że się zmoknie to nie ma tragedii, natomiast w terenie nie dość, że się moknie, to jazda robi się dużo trudniejsza, bo rozmięka nawierzchnia. Deszcz był ulewny, ale krótki, więc gdy skończyłem postój przestało padać; niestety gdy ruszałem okazało się że mam kapeć w tylnym kole, nie ma to jak dobra kumulacja! Wymieniam dętkę i ruszam dalej, jazda po rozmiękniętym terenie mało przyjemna, ale dobrze że w tym rejonie są piaszczyste gleby, więc to tak nie przeszkadza jak te błotniste jakie są w Lasach Chojnowskich - bo tam w czasie deszczu jest już dramat. Za Pogorzelą jeszcze jeden trudniejszy kawałek w rejonie bunkrów, później asfaltowy przerzut do Kępy Nadbrzeskiej i jazda po wale na most na Wiśle. Po przejechaniu mostu jeszcze 13% podjazd po wyślizganym po deszczu bruku - i o 20.27 kończę Krwawą Pętle, z czasem 17h i 12min, co do minuty jak mój rekordowy przejazd, żeby nie ten kapeć pewnie bym poniżej 17h zszedł ;)

Ale nie czas jest tu ważny, na takim szlaku nie warto cisnąć z nosem w liczniku, lepiej jechać tak by można było spokojnie pooglądać okolicę, porobić zdjęcia, podelektować się jazdą. Wcześniejsze cztery razy jechałem szlak na fulu, tym razem na sztywnym gravelu. Różnica jest zauważalna, na fullu jedzie się wygodniej, natomiast sztywny rower bez wątpienia jest efektywniejszy, mniej energii włożonej w pedałowanie się marnuje. Generalnie jest to dobrze pomyślany typ roweru, nazwa "gravel" świetnie oddaje jego zastosowanie. Świetnie się sprawdza na szutrach, natomiast na terenie z dużą ilością korzeni, dziur, czy zrytym kopytami końskim - odbija już solidnie nawet przy lekko napompowanych kołach. Ale za to na szosie idzie wyraźnie lepiej, a w terenie duże koła też są efektywniejsze, więc braku szerszych opon właściwie nie odczuwałem. W trudniejszym terenie minusem jest to co na szosie pomaga - czyli baranek. O ile na szutrach sprawdza się bardzo fajnie, o tyle na trudnych zjazdach czy podjazdach w terenie, gdzie cały czas trzeba mocno trzymać kierownicę - chwyt na klamkach jest mniej wygodny niż na prostej kierownicy. pod koniec ręce i nadgarstki już solidnie bolały, ale i na fullu mi się to zdarzało, a przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że tego typu trasa jak ta jest mało reprezentatywna, bo 300km i ponad 200km w terenie bardzo rzadko się jeździ i na każdym rowerze wiele części ciała będzie boleć. Ale co mnie zaskoczyło - to to, że siedzenie bolało mnie umiarkowanie, pozostałe przejazdy mimo jazdy na fullu kończyłem już na stojąco, a tutaj pomimo tego że rower na dziurach mocniej "odbija" niż full było w normie, a na asfaltowym powrocie z Góry prawie w ogóle przestałem niedogodności odczuwać.

Zdjęcia z trasy


Dane wycieczki: DST: 315.20 km AVS: 19.44 km/h ALT: 888 m MAX: 44.40 km/h Temp:22.0 'C

Komentarze
Wilku wstawisz kiedy galerie z wyprawy z 2015 r do Hiszpanii, Portugalii i Izraela ?
valdio
- 09:00 środa, 11 maja 2016 | linkuj
Piękny jest ten ronin.
michuss
- 18:10 wtorek, 10 maja 2016 | linkuj
Tak ludzie czytają ... 3 wers "pożyczony" rower.
vuki
- 17:36 poniedziałek, 9 maja 2016 | linkuj
O! Nowy rower!
giovanni
- 15:35 poniedziałek, 9 maja 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl