wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 297372.41 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 542d 11h 35m
  • Prędkość średnia: 22.72 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 15 lutego 2015Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Góry Świętokrzyskie z Transatlantykiem - dzień 2

Drugiego dnia postanawiam dojechać na pociąg do Skarżyska, tak by przejechać przez najwyższe pasma Gór Świętokrzyskich. Od samego początku dnia mamy doskonałą pogodę, za dnia okolice Sandomierza bardzo ładnie się prezentują, w okocy królują sady, ale wyglądają o wiele lepiej niż sady na Mazowszu, bo położone są na stromych wzgórzach, na które co rusz wspinamy się ściankami po 9-10%. W Garbowie złożyliśmy wizytę słynnemu Zawiszy Czarnemu, który stąd wlaśnie pochodził; żegnamy się z Transatlantykiem na skrzyżowaniu z szosą z Warszawy do Sandomierza - dzięki za gościnę i wspólną trasę! Szybko wjeżdżam na krajówkę do Kielc, którą zaczęła się bardzo przyjemna jazda. Pogoda wybitna, do tego zaczęło solidniej wiać w plecy, a szosa świetnej jakości, z minimalnym ruchem. Tak więc prawie 45km do Lechowa przeleciało bardzo szybko, a trasa urozmaicona, sporo górek i zjazdów, a od poziomu 300m nie brakuje śniegu w okolicy. W Lechowie odbijam w bok, tu już czuć, że solidnie wieje z boku, w lesie też pojawia się trochę lodu.

Ale gwoździem dzisiejszego programu był oczywiście podjazd na Święty Krzyż, do poziomu ok. 500m jechało się bez problemów, ale wyżej droga wjeżdża w las - i od razu pojawia się śnieg i lód. Z początku wydawało mi się, że nie ma szans po tym jechać, ale okazało się, że rower całkiem sensownie się trzyma, lód był dość "tępy", dobrze ubity kołami samochodów i wozów konnych. Sama jazda była OK, natomiast słabo się ruszało po postojach na zdjęcia, bo niedociążone tylne koło od razu buzowało. Na szczyt wjechałem w całości bez pchania, pod klasztor już nie zajeżdżałem, bo sporo było samochodów (w niedzielę w klasztorze są msze, na które przyjeżdża wielu ludzi z okolicy). Za to fantastycznie prezentowała się okolica gołoborza na Łysej Górze, same kamienie były pod śniegiem, ale na drzewach były jeszcze duże czapy śniegu, niektóre wystawione na wiatr miały fantazyjne kształty.

Wjeżdżając na szczyt myślałem, że w dół po tym lodzie na bank trzeba będzie sprowadzać, ale wbrew pozorom dało się jechać, choć oczywiście cały czas na hamulcu, 10-15km/h uważając by się za bardzo nie rozpędzić; oczywiście tylko do końca lasu, bo niżej dało się już normalnie jechać. Po kilkunastu km staję na obiad w Górznie, obiad dobry, ale zdecydowanie za dużo zjadłem, a duży posiłek w środku dnia to nie jest dobry pomysł. Tak więc cały podjazd pod przełęcz Krajeńską męczyłem się z pełnym żołądkiem ;)). A do końca trasy jeszcze sporo górek miałem, płaskich odcinków właściwie nie było. Z podjazdu za Bodzentynem miałem piękne widoki na masyw Łysogór, zaraz po tym zepsuła się pogoda, temperatura szybko spadła z 5-6 stopni do 0 a silny wiatr zmienił się na północny i na końcówce do Skarżyska wyraźnie przeszkadzał. Ale na pociąg udało mi się wyrobić, choć z niewielkim zapasem. Dworzec w Skarżysku niby nowy, ale jakość i pomysłowość typowa dla PKP - wejście na perony po wysokich kładkach, a same perony oczywiście niskie, więc wsiadanie z rowerem do pociągu niewygodne, poślizgnąłem się na wąskim stopniu i boleśnie uderzyłem się w piszczel, rozcinając nogę na parę centymetrów.

Cały wyjazd bardzo udany - prawie 400km w dwa dni, dobre towarzystwo i przede wszystkim doskonała pogoda, bardzo rzadka u nas o tej porze roku.

Zdjęcia

Dane wycieczki: DST: 145.50 km AVS: 23.85 km/h ALT: 1435 m MAX: 65.20 km/h Temp:4.0 'C

Komentarze
W Skarżysku nowy jest tylko rejon dworca, sam dworzec i peron chyba zupełnie nietknięte ;)
waxmund
- 22:05 niedziela, 22 marca 2015 | linkuj
Bardzo soczysty lutowy weekend :). Dobrze, że z nogą nic poważniejszego. Te wysokie, wąskie schodki to chyba specjalnie zostały wymyślone aby pastwić się nad podróżnymi. Wstrętne są nawet jak się wchodzi bez bagażu, a jak trzeba się po nich ładować z rowerem, to już w ogóle. Najfajniej jest gdy są w komplecie z "drzwiami, których nie idzie otworzyć" ;).
Kot
- 09:09 środa, 18 lutego 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl