wilk
Warszawa
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 295010.23 km
  • Km w terenie: 837.00 km (0.28%)
  • Czas na rowerze: 538d 00h 20m
  • Prędkość średnia: 22.73 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Zaprzyjaźnione strony

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wilk.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Piątek, 26 września 2014Kategoria Góral, Wypad
Tatry - dzień 4

Dziś czekało nas główne wyzwanie wyjazdu - czyli przeprawa przez Tatry, planowaliśmy z rowerami zdobycie najwyższego szczytu Tatr Zachodnich - czyli Bystrej (2250m). Niestety pogoda zupełnie do niczego, w nocy sporo padało, a gdy ruszamy deszcz wisi w powietrzu i co jakiś czas lekko siąpi, jak się później okazało - padało dokładnie cały dzień, może ze 30min było bez deszczu; do tego temperatura na dole to zaledwie 7'C. Dojeżdżamy ok. 15km do początku żółtego szlaku na Bystrą, króciutki początek jeszcze daje się jechać, ale rychło ze względu na bardzo solidne błoto powstałe przez niszczenie dróg przez ciężki sprzęt jeżdżący nimi do wyrębu lasu - musimy już prowadzić. Ale, oczywiście byliśmy na to przygotowani, wiedzieliśmy, że trzeba będzie niemal całość wpychać. Pierwszy odcinek podejścia to walka z błotem, trzeba było też przełazić przez zwalone drzewa. Wyżej szlak przeszedł w singielek prowadzący przy strumieniu i tu zaczęły się już solidne problemy. Szlak był bardzo nachylony, mnóstwo wielkich kamieni, tak więc wciąganie roweru pod górę w tych warunkach kosztowało masę sił. Na ok. 1400m była tymczasowa wiata, tu zrobiliśmy sobie jedyny na tej trasie odpoczynek.

Wyżej zaczęła się jeszcze gorsza mordęga ze szlakiem przy strumieniu, było mnóstwo wielkich kamieni, nawet strome płyty skalne na 2-3m, na które wciąganie roweru było ekstremalnie trudnie. Dopiero wyżej na poziomie ok. 1700m szlak zrobił się sensowny, singielek wśród kosdrzewiny i po halach. Ale za to pojawiło się coś jeszcze gorszego od kamieni - a mianowicie pierwszy śnieg. Od czasu do czasu przelatujące chmury odsłaniały widok na masyw Bystrej - i wtedy okazało się, że góra jest solidnie zaśnieżona. Zacząłem się zastanawiać, czy w tych warunkach ma sens ryzkowanie podejścia - ale podchodzący szybciej Krzysiek był sporo przede mną; no i przede wszystkim szkoda było tej masy energii włożonej w dotychczasowe podejście. Tak więc nie zważając na głos rozsądku i warunki - drałowaliśmy dalej, od 1800m było to już prowadzenie w śniegu, im wyżej tym go było więcej. Od poziomu ok. 1900m kończy się relatywne wypłaszczenie i zaczyna się ostra ściana na którą szlak wspina się licznymi zakosami. Rychło okazało się, że na takim nachyleniu nie da się w sensowny sposób wpychac roweru, szło się w ten sposób bardzo powoli. Postanowiłem więc wziąć rower na plecy, full z całym bagażem który miałem ważył koło 25kg, więc było to bardzo trudne, potrzeba do tego dużej siły fizycznej, a ja z wagą niecałe 65kg do siłaczy się nie zaliczam ;) Ale nieoczekiwanie dla mnie okazało się, że nie aż tak źle z tą siłą i byłem w stanie iść pod ostrą górę z takim ciężarem, do tego zupełnie niestabilnym i wbijającym się w plecy. Na ok. 2000m kończy się ściana (bardzo ostrym fragmentem wśród skał) i szlak wyprowadza na grań Bystrej. A tu oczywiście mocno wiało, w ogóle pogoda była urocza - cały czas padający deszcz ze śniegiem, który ostro siekł po twarzy i temperatura na poziomie 1-2 stopnie, widoczność na 20-30m, a śniegu leżało coraz więcej (dobrze że przed nami szło kilku Słowaków, można było wstawiać buty w ślady po nich, nie trzeba było samemu przecierać szlaku); mocno trzymałem kciuki za to by temperatura nie spadła poniżej zera, bo wtedy zrobiłoby się naprawdę niebezpiecznie.

Niemniej jak na te ekstremalne warunki szło się relatywnie dobrze, minąłem tu Krzyśka, który również wpadł na pomysł niesienia roweru na plecach. Przed samym szczytem pojawiały się nawet krótkie skałki na których trzeba było bardzo uważać, zeby się nie poślizgnąć; a szliśmy (jakżeby inaczej!) w letnich butach SPD z siateczką ;)). W końcu skrajnie zmęczony melduję się na najwyższym szczycie Tatr Zachodnich, wiatr łeb urywał; w tym samym czasie na szczyt od polskiej strony dotarli dwaj turyści - ich miny na widok człowieka wyłaniającego się z mgły z rowerem na plecach - niezapomniane ;)). Poczekałem tu chwilkę na Krzyśka i szybko ruszyliśmy w dół. Zejście z Bystrej bardzo wredne, szlak z tej strony jest bardziej nachylony, w paru miejscach idzie się nad przepaścią, parę razy zapadaliśmy się w śnieg po kolana, zjeżdżałem tez na tyłku razem z rowerem. Do tego były też problemy z orientacją, bo widać było na 20-30m, więc bardzo przydały się gps-y, które obaj mieliśmy, nie było obaw, że we mgle zejdziemy za daleko ze szlaku., niemniej parę razy krótkie kawałki trzeba było zawracać. Po dojściu na graniczną grań szlak się wypłaścił, ale dalej trzeba było nim przejść duży kawał i ten odcinek pokonywany w solidnym śniegu bardzo się dłużył. W końcu odbijamy w stronę Siwej Przełęczy, tu też było trochę skałek, ale wraz ze spadkiem wysokości śniegu coraz mniej, na samej przełęczy już tylko śladowe ilości. Ale pomimo, że przeszliśmy najgorsze - do Doliny Chochołowskiej jeszcze było daleko, zejście czarnym szlakiem przez Dolinę Starorobociańską ciągnęło się bardzo długo, choć było sporo łatwiejsze niż rejon strumienia na podejściu na Bystrą od słowackiej strony, do tego zaczęło solidnie lać. Ale jakby ktoś myślał, że za mało dostaliśmy jeszcze w dupę - po tym jak nasz szlak dotarł do szerszej szutrówki okazało się, że zamiast wsiąść na rowery - musimy się około 2km przedzierać przez głębokie błoto (czasem i do połowy łydki), które zasyfiło nam buty z kretesem; podobnie jak na Słowacji tu również droga była zniszczona przez ciężkie pudła zwożące ścięte drzewa. Ale wreszcie nadszedł ten szczęśliwy moment gdy dotarliśmy do głównego szlaku Doliny Chochołowskiej, którym dalo się już jechać ;))

Zmordowani i nieźle zmarznięci jedziemy w deszczu do Kir (przy czym okazało się, że mój hamulec kolejny raz się zapowietrzył i przestał działać), tam udaje nam się załatwić busa do Wieliczki, jemy też smaczny obiad w Harnasiu, powoli wracając do równowagi termicznej, a w restauracji robiąc niezły syf na podłodze ;)

Dzień z kategorii maksymalnych hardkorów, było piekielnie ciężko, tak mocno w tyłek to już bardzo dawno nie dostałem. Oczywiście nie chodziło tu o samą jazdę, bo wiedzieliśmy, że szlaki będą nieprzejezdne, liczyliśmy że co najwyżej po polskiej stronie da się trochę pojechać (ale i to było nierealne, tak więc żadnego zakazu nie złamaliśmy, bo po Tatrach nie wolno rowerami JEŹDZIĆ, a pchanie przecież nie jest zabronione ;). Ale przeprawa przez grań Tatr z rowerami ma swój niekłamany urok, zamiast góry okrążać szosami - my przebiliśmy sie przez ich serce. Niestety trafiliśmy na prawdziwy pogodowy Armagedon, zarówno dzień wcześniej, jak i później warunki były sporo lepsze, nam wypadło akurat solidne załamanie. Ale z drugiej strony takie chwile pomimo skrajnego zmęczenia, przemoknięcia i wyziębienia długo zostają w pamięci, satysfakcja z tego, że się w tak fatalnych warunkach nie wymiękło też duża. Wielkie podziękowanie dla Krzyśka, samotnie na pewno bym się z takiej trasy musiał wycofać, a we dwóch walczyliśmy do samego końca ;)

Zdjęcia z wyjazdu

Dane wycieczki: DST: 40.50 km AVS: 5.20 km/h ALT: 1753 m MAX: 33.80 km/h Temp:3.0 'C

Komentarze
Tego dnia to wiele nie jechaliśmy, głównie pchaliśmy, więc to nie było aż takim problemem.
wilk
- 10:57 poniedziałek, 29 września 2014 | linkuj
tego dnia Krzysiek już siedział czy dalej na stojąco? :P
waxmund
- 07:08 niedziela, 28 września 2014 | linkuj
Warunki na Bystrej przekichane. Mnie się kiedyś udało zjechać z Siwej Przełęczy do Chochołowskiej
daniel3ttt
- 20:54 sobota, 27 września 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl