Krwawa Pętla po raz czwarty
Sezon bez Krwawej Pętli - to nie byłby prawdziwy sezon, więc po raz kolejny postanowiłem się zmierzyć z tym bardzo wymagającym szlakiem ;) Termin wrześniowy rządzi się swoimi prawami, więc postanowiłem ruszyć na trasę bardzo wcześnie, tak by nocą przejechać więcej na początku, gdy trasa jest łatwiejsza. Z domu ruszam przed 2, o 3 w Górze Kalwarii wjeżdżam na trasę pętli. Szybko przyzwyczajam się do nocnej jazdy, przy mocnym oświetleniu ponad 400 lumenów widoczność nawet w terenie jest przyzwoita, a pierwsza część Krwawej Pętli w stronę Zalesia - to głównie przyzwoite leśne szutrówki. Tym razem na rzeczce przed Zalesiem jest kładka, jak na razie 50% szans na forsowanie - na 4 moich przejazdach dwa razy musiałem rzeczkę forsować, dwa razy była kładka ;)). Jednym słowem - typowa prowizorka zrobiona na odwal się, zamiast zrobić raz a porządnie stabilny mostek - co sezon stawia się takie dziadostwo, które prędzej czy później się rozpada, tegoroczna kładka też się tak mocno chwiała, że długo to pewnie nie pożyje...
Nocka upływa spokojnie, cieplutko (najniższa temperatura to 14'C), jedynie co jakiś czas pojawiają się święcące oczy, głównie kotów, w rejonie Magdalenki zaczyna już świtać. Przed Nadarzynem mijam remont szosy katowickiej, kawałek dalej forsuję Zimną Wodę, niski poziom wody daje szanse na przejazd przez bagna bez dodatkowych atrakcji. Ale kawałek przed Podkową jest fragment fatalnego gruntu, który po nawet niewielkim deszczu zamienia się w płynne błoto, a przez noc lekko popadywało. I z jakieś 500m wystarczyło, żeby porządnie usyfić zarówno rower jak i mnie, błoto z tego kawałka na nogach dowiozłem do domu ;). Za Podkową przelotowy kawałek do Zaborowa, w międzyczasie niespecjalna po świcie pogoda zaczyna się ładnie klarować, ociepla się do ponad 20'C - w takich warunkach aż chce się jechać. W Zaborowie kończy się łatwy kawałek - i wjeżdżam w Kampinos, tutaj teren już trzyma solidny poziom, są singielki, jest trochę góreczek, no i to wszystko w pięknie pachnącym (głownie sosnowym) lesie.
W Lesznie po ok. 110km już podmęczony staję na dłuższy postój na ryneczku, stąd ruszam na kampinoski kawałek, jedzie się całkiem sprawnie, szybko docieram nad Kanał Łasica, kontynuując jazdę żółtym szlakiem łącznikowym Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej dojeżdżam w północne rejony puszczy, skąd zielonym szlakiem docieram nad Wisłę. Z wiślanej ostrogi mam piękny widok na szeroko rozlaną (już po ujściu Narwi) rzekę; niewiele jest w Europie tak dużych nieuregulowanych rzek, a w rejonie Warszawy Wisła wygląda sporo lepiej niż taki duży kanał jak to jest w okolicach Krakowa. Znad Wisły obowiązkowo jadę na PKP Modlin, by zaliczyć oficjalny początek czerwonego szlaku. Za Modlinem zaczyna się już solidniejsza "rąbanina" - Lasy Chotomowskie to rejon zbliżony do Kampinosu, jest trochę piaszczystych wydm wysysających siły, ale i dających sporo frajdy w jazdy. Na przecięciu z gdańską linią kolejową tym razem nie ryzykuję jazdy felerną windą, w której zablokowaliśmy się rok temu z Krzyśkiem i na wiadukt rower wnoszę ;). Bagienka przed Nieporętem - suchutkie jak nigdy, zero problemów; w samym Nieporęcie staję na zasłużony postój robiąc zakupy w markecie przy ryneczku. Pogoda doskonała, chwilami nawet 30'C - takie temperatury w połowie września to już rzadko się trafiają.
Za Nieporętem - mozolny odcinek na Marki, za którymi przejeżdżam przez Horowe Bagno, również bez żadnych niespodzianek, wystarczyło kawałek poprowadzić rower. Przed Zielonką powoli zaczyna się już MPK, pojawiają się piachy i pagóreczki - i tak już będzie na dłuższym kawałku, to chyba najbardziej wymagający odcinek Krwawej Pętli. Coraz bardziej zaczynam odczuwać zmęczenie, ponad 200km w nogach swoje robi. Pod wieczór docieram do Wiązowny, tutaj krótki postój i szybko ruszam na szlak dolinką Mieni, tak by go zaliczyć jeszcze przed zapadnięciem ciemności, by było co zobaczyć. Ale kolejne odcinki trzeba już jechać ciemną nocą - najpierw rejon dużej górki koło Otowcka, a następnie wredny kawałek przed Pogorzelą, na którym szlak bardzo kręci. Ale z nawigacją problemów nie miałem, udało się uniknąć błędów i tracenia czasu na zawracanie i szukanie szlaku. Za Pogorzelą ostatni bardziej wymagający odcinek - czyli poniemieckie bunkry na piaszczystej górze. Tutaj już się trochę wkurzyłem, najpierw miałem wywrotkę po tym jak mi się przednie koło na zjeździe w piachu zaryło, chwilę później okazało się, że w jej wyniku przestał działać aparat fotograficzny (na szczęście w domu wrócił do życia). Do tego w rejonie bunkrów sporo się zmieniło od zeszłego roku, pojawiły się jakieś duże wykopy i górki z piaskiem, przez co lekko zakołowałem i musiałem drugi raz ładować się pod górę. Ale za bunkrami - już luzik, teren sporo łatwiejszy; niemniej te ok. 20km ciągnie się w nieskończoność, bo nóżki już nie takie świeże ;)). Jazdę wałem wiślanym urozmaicają duże ryby wyskakujące z wody, światła mostu widać z daleka. Za mostem czeka mnie jeszcze ostatni, kultowy podjazd po kostce do Góry Kalwarii - i na mecie melduję się o 21.55, z przyzwoitym jak na wrzesień (wymagający sporo nocnej jazdy) czasem 18h55min. Wracając z Góry Kalwarii miałem jeszcze sprawę do załatwienia w Warszawie, więc parę dodatkowych kilometrów jeszcze musiałem dokręcić ;)
Szlak jedyny w swoim rodzaju, daje kapitalny przegląd terenu występującego w rejonie Warszawy, zachwyca swoim urozmaiceniem, jednocześnie zmuszając do wielkiego wysiłku. Pomimo solidnego wypompowania na mecie - satysfakcja jest duża, a wrażeń z jazdy mnóstwo; tak więc każdemu rowerzyście lubiącemu wyzwania - warto ten szlak polecić.
Zdjęcia z trasy
Komentarze
Sezon bez Krwawej Pętli - to nie byłby prawdziwy sezon, więc po raz kolejny postanowiłem się zmierzyć z tym bardzo wymagającym szlakiem ;) Termin wrześniowy rządzi się swoimi prawami, więc postanowiłem ruszyć na trasę bardzo wcześnie, tak by nocą przejechać więcej na początku, gdy trasa jest łatwiejsza. Z domu ruszam przed 2, o 3 w Górze Kalwarii wjeżdżam na trasę pętli. Szybko przyzwyczajam się do nocnej jazdy, przy mocnym oświetleniu ponad 400 lumenów widoczność nawet w terenie jest przyzwoita, a pierwsza część Krwawej Pętli w stronę Zalesia - to głównie przyzwoite leśne szutrówki. Tym razem na rzeczce przed Zalesiem jest kładka, jak na razie 50% szans na forsowanie - na 4 moich przejazdach dwa razy musiałem rzeczkę forsować, dwa razy była kładka ;)). Jednym słowem - typowa prowizorka zrobiona na odwal się, zamiast zrobić raz a porządnie stabilny mostek - co sezon stawia się takie dziadostwo, które prędzej czy później się rozpada, tegoroczna kładka też się tak mocno chwiała, że długo to pewnie nie pożyje...
Nocka upływa spokojnie, cieplutko (najniższa temperatura to 14'C), jedynie co jakiś czas pojawiają się święcące oczy, głównie kotów, w rejonie Magdalenki zaczyna już świtać. Przed Nadarzynem mijam remont szosy katowickiej, kawałek dalej forsuję Zimną Wodę, niski poziom wody daje szanse na przejazd przez bagna bez dodatkowych atrakcji. Ale kawałek przed Podkową jest fragment fatalnego gruntu, który po nawet niewielkim deszczu zamienia się w płynne błoto, a przez noc lekko popadywało. I z jakieś 500m wystarczyło, żeby porządnie usyfić zarówno rower jak i mnie, błoto z tego kawałka na nogach dowiozłem do domu ;). Za Podkową przelotowy kawałek do Zaborowa, w międzyczasie niespecjalna po świcie pogoda zaczyna się ładnie klarować, ociepla się do ponad 20'C - w takich warunkach aż chce się jechać. W Zaborowie kończy się łatwy kawałek - i wjeżdżam w Kampinos, tutaj teren już trzyma solidny poziom, są singielki, jest trochę góreczek, no i to wszystko w pięknie pachnącym (głownie sosnowym) lesie.
W Lesznie po ok. 110km już podmęczony staję na dłuższy postój na ryneczku, stąd ruszam na kampinoski kawałek, jedzie się całkiem sprawnie, szybko docieram nad Kanał Łasica, kontynuując jazdę żółtym szlakiem łącznikowym Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej dojeżdżam w północne rejony puszczy, skąd zielonym szlakiem docieram nad Wisłę. Z wiślanej ostrogi mam piękny widok na szeroko rozlaną (już po ujściu Narwi) rzekę; niewiele jest w Europie tak dużych nieuregulowanych rzek, a w rejonie Warszawy Wisła wygląda sporo lepiej niż taki duży kanał jak to jest w okolicach Krakowa. Znad Wisły obowiązkowo jadę na PKP Modlin, by zaliczyć oficjalny początek czerwonego szlaku. Za Modlinem zaczyna się już solidniejsza "rąbanina" - Lasy Chotomowskie to rejon zbliżony do Kampinosu, jest trochę piaszczystych wydm wysysających siły, ale i dających sporo frajdy w jazdy. Na przecięciu z gdańską linią kolejową tym razem nie ryzykuję jazdy felerną windą, w której zablokowaliśmy się rok temu z Krzyśkiem i na wiadukt rower wnoszę ;). Bagienka przed Nieporętem - suchutkie jak nigdy, zero problemów; w samym Nieporęcie staję na zasłużony postój robiąc zakupy w markecie przy ryneczku. Pogoda doskonała, chwilami nawet 30'C - takie temperatury w połowie września to już rzadko się trafiają.
Za Nieporętem - mozolny odcinek na Marki, za którymi przejeżdżam przez Horowe Bagno, również bez żadnych niespodzianek, wystarczyło kawałek poprowadzić rower. Przed Zielonką powoli zaczyna się już MPK, pojawiają się piachy i pagóreczki - i tak już będzie na dłuższym kawałku, to chyba najbardziej wymagający odcinek Krwawej Pętli. Coraz bardziej zaczynam odczuwać zmęczenie, ponad 200km w nogach swoje robi. Pod wieczór docieram do Wiązowny, tutaj krótki postój i szybko ruszam na szlak dolinką Mieni, tak by go zaliczyć jeszcze przed zapadnięciem ciemności, by było co zobaczyć. Ale kolejne odcinki trzeba już jechać ciemną nocą - najpierw rejon dużej górki koło Otowcka, a następnie wredny kawałek przed Pogorzelą, na którym szlak bardzo kręci. Ale z nawigacją problemów nie miałem, udało się uniknąć błędów i tracenia czasu na zawracanie i szukanie szlaku. Za Pogorzelą ostatni bardziej wymagający odcinek - czyli poniemieckie bunkry na piaszczystej górze. Tutaj już się trochę wkurzyłem, najpierw miałem wywrotkę po tym jak mi się przednie koło na zjeździe w piachu zaryło, chwilę później okazało się, że w jej wyniku przestał działać aparat fotograficzny (na szczęście w domu wrócił do życia). Do tego w rejonie bunkrów sporo się zmieniło od zeszłego roku, pojawiły się jakieś duże wykopy i górki z piaskiem, przez co lekko zakołowałem i musiałem drugi raz ładować się pod górę. Ale za bunkrami - już luzik, teren sporo łatwiejszy; niemniej te ok. 20km ciągnie się w nieskończoność, bo nóżki już nie takie świeże ;)). Jazdę wałem wiślanym urozmaicają duże ryby wyskakujące z wody, światła mostu widać z daleka. Za mostem czeka mnie jeszcze ostatni, kultowy podjazd po kostce do Góry Kalwarii - i na mecie melduję się o 21.55, z przyzwoitym jak na wrzesień (wymagający sporo nocnej jazdy) czasem 18h55min. Wracając z Góry Kalwarii miałem jeszcze sprawę do załatwienia w Warszawie, więc parę dodatkowych kilometrów jeszcze musiałem dokręcić ;)
Szlak jedyny w swoim rodzaju, daje kapitalny przegląd terenu występującego w rejonie Warszawy, zachwyca swoim urozmaiceniem, jednocześnie zmuszając do wielkiego wysiłku. Pomimo solidnego wypompowania na mecie - satysfakcja jest duża, a wrażeń z jazdy mnóstwo; tak więc każdemu rowerzyście lubiącemu wyzwania - warto ten szlak polecić.
Zdjęcia z trasy
Dane wycieczki:
DST: 307.00 km AVS: 16.90 km/h
ALT: 893 m MAX: 42.10 km/h
Temp:25.0 'C
Komentarze
Bywam na tym szlaku często, ale tylko na odcinku Nieporęt - Rembertów. Horowe Bagno faktycznie w tym roku podeschło. :)
zarazek - 10:22 poniedziałek, 22 września 2014 | linkuj
TomiliDżons, nie no, ilość przewyższeń, jak na taki dystans w terenie, to właśnie śmieszna jest. Tyle to w podłódzkich Łagiewnikach wykręcisz na dystansie 80 km :)
Ale z tego, co można co roku przeczytać u Michała, to nie w przewyższeniach leży trudność tej trasy.
Michał, gratulacje. aard - 11:00 czwartek, 18 września 2014 | linkuj
Ale z tego, co można co roku przeczytać u Michała, to nie w przewyższeniach leży trudność tej trasy.
Michał, gratulacje. aard - 11:00 czwartek, 18 września 2014 | linkuj
750/900m przewyższeń to znaczna ilość przewyższeń? :D
Fajne fotki ;) waxmund - 08:04 czwartek, 18 września 2014 | linkuj
Fajne fotki ;) waxmund - 08:04 czwartek, 18 września 2014 | linkuj
Niby Mazowsze, ale liczba przewyższeń, o ile serwis Ride nie przeklamuje, dość znaczna..Pozdrawiam!
TomliDzons - 07:02 czwartek, 18 września 2014 | linkuj
Piękna pogoda, długa trasa - aż chce się czytać (i oglądać)!
Hipek - 15:10 wtorek, 16 września 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!