Poniedziałek, 16 czerwca 2014Kategoria >100km, Rower szosowy, Wypad
Czechy z Kotem - dzień 4
Po zimnej nocy (było 3 stopnie, Marzena nieźle zmarzła) ostatniego dnia wyjazdu mieliśmy do pokonania 140km do Pragi, szybko okazało się, że był to odcinek wręcz naszpikowany górami, czeska klasyka w najczystszej postaci. Trafiliśmy na wiele ostrych ścianek aż do ok. 15%, nasza trasa co rusz zjeżdżała na poziom rzek, by zaraz wspinać się 200m wyżej. Długo jechaliśmy wzdłuż rzeki Berounki, płynącej w tym rejonie w głębokim kanionie, kilka razy zjeżdżaliśmy na poziom wody, by zaraz znowu atakować zbocza kanionu. Na jednej z takich ścianek nad rzeką, w Krivolacie był zbudowany piękny zamek, wspaniale panujący nad okolicą, no i jak na zamek przystało - prowadziła do niego brukowana droga, na której trzeba było się solidnie namęczyć, bo nachylenie trzymało i po 11%. Pod zamkiem robimy długi postój, tak fajnie się siedziało (pogoda tego dnia była idealna) - że zupełnie nie chciało się jechać. Ale że piękna Praga czekała - ruszyliśmy by zaliczać kolejne górki, jeszcze dwukrotnie zjeżdżając na poziom Berounki, dopiero w Berounie żegnając się z tą urokliwą rzeką na dobre. Końcówka do Pragi już mniej ciekawa, główniejszymi drogami, ale jak na wjazd do tak dużego miasta - elegancka, z góry, z wiatrem w plecy i szerokimi drogami z pasami rowerowymi, tutaj nikt rowerzystów nie męczy dziadowskimi ścieżkami rowerowymi.
Sama Praga - to przepiękne miasto, a że odjeżdżaliśmy dopiero o północy - czas na zwiedzanie był. Na pierwszy ogień poszły Hradczany, cały długi podjazd zaliczony po kostce. Tam pochodziliśmy już na piechotę po całym zabytkowym kompleksie, oglądając katedrę świętego Wita (tu wraz z naszymi rowerami staliśmy się obiektami fotograficznymi dla Chińczyków, od których w Pradze aż się roiło ;). Zaszliśmy na Złotą Uliczkę, podziwialiśmy rozległą panoramę miasta ze wzgórza; udało mi się nawet przekonać Marzenę do zjazdu nad Wełtawę po kostce ;)). Następnie wspaniałym Mostem Karola przejechaliśmy na drugą stronę rzeki i już na piechotę pochodziliśmy po pięknej starówce. Długo posiedzieliśmy na wspaniałym rynku, miejsce ma w sobie mnóstwo uroku, panuje tu bardzo luźna atmosfera, a to były jakieś śpiewy, a to jeździły dorożki, mnóstwo ludzi siadało gdzie popadnie, też na ziemi, pełen przekrój społeczny. Posiedzieliśmy i my do zmierzchu, później wybraliśmy się do pobliskiego McDonaldsa na obiad i już po zmroku wróciliśmy na pięknie podświetlony rynek.
Gdy już ruszaliśmy z rynku na położony niedaleko dworzec - Marzena zaliczyła bardzo nieprzyjemną wywrotkę z powodu pedałów SPD, hamując nie zdążyła się wypiąć i upadła równo na bok na twardy bruk, mocno obijając łokieć i biodro. Trochę trwało zanim doszła do siebie i już na piechotę poszliśmy na dworzec (na szczęście było trochę czasu w zapasie); dla Marzeny ze względu na problemy z krzepliwością krwi takie upadki są sporo bardziej bolesne i goją się dużo dłużej niż u przeciętnego człowieka. Niestety takie są minusy jazdy w SPD, przynajmniej 3/4 wywrotek jakie miałem na rowerze było spowodowane tymi pedałami - tak więc daleki jestem od piania z zachwytu nad tym systemem, co robi wielu rowerzystów; ma to swoje duże plusy, ale i duże minusy.
Wyjazd bardzo udany, jak to mawiają do odważnych świat zalezy, zaryzykowaliśmy jazdę przy bardzo marnych prognozach, gdy kupowaliśmy bilety wyglądało, że dwa dni będzie solidnie lało - i w nagrodę dostaliśmy bardzo przyzwoitą pogodę, poza sporadycznym deszczem i przeciwnym wiatrem pierwszego dnia jechało się elegancko. Wielkie brawa dla Kota, na bardzo wymagającej trasie dawała sobie świetnie radę, a jadąc z pełnym wyprawowym bagażem (sprzęt biwakowy i kuchenny) dystanse i przewyższenia robiliśmy takie, ze niejeden facet by tego nie wytrzymał. A trasę udało się zaplanować bardzo przyzwoitą, mieliśmy okazję pooglądać Czechy przede wszystkim z perspektywy małych miasteczek i bocznych dróg, myślę,że to najlepsza metoda by wyciągnąć z tego kraju jak najwięcej, w podobnym stylu zaliczyliśmy też Szwajcarską Saksonię. Podziękowania dla Marzeny za bardzo udaną wspólną trasę - i liczę, że to nie będzie nasz ostatni wyjazd ;))
Zdjęcia
Komentarze
Po zimnej nocy (było 3 stopnie, Marzena nieźle zmarzła) ostatniego dnia wyjazdu mieliśmy do pokonania 140km do Pragi, szybko okazało się, że był to odcinek wręcz naszpikowany górami, czeska klasyka w najczystszej postaci. Trafiliśmy na wiele ostrych ścianek aż do ok. 15%, nasza trasa co rusz zjeżdżała na poziom rzek, by zaraz wspinać się 200m wyżej. Długo jechaliśmy wzdłuż rzeki Berounki, płynącej w tym rejonie w głębokim kanionie, kilka razy zjeżdżaliśmy na poziom wody, by zaraz znowu atakować zbocza kanionu. Na jednej z takich ścianek nad rzeką, w Krivolacie był zbudowany piękny zamek, wspaniale panujący nad okolicą, no i jak na zamek przystało - prowadziła do niego brukowana droga, na której trzeba było się solidnie namęczyć, bo nachylenie trzymało i po 11%. Pod zamkiem robimy długi postój, tak fajnie się siedziało (pogoda tego dnia była idealna) - że zupełnie nie chciało się jechać. Ale że piękna Praga czekała - ruszyliśmy by zaliczać kolejne górki, jeszcze dwukrotnie zjeżdżając na poziom Berounki, dopiero w Berounie żegnając się z tą urokliwą rzeką na dobre. Końcówka do Pragi już mniej ciekawa, główniejszymi drogami, ale jak na wjazd do tak dużego miasta - elegancka, z góry, z wiatrem w plecy i szerokimi drogami z pasami rowerowymi, tutaj nikt rowerzystów nie męczy dziadowskimi ścieżkami rowerowymi.
Sama Praga - to przepiękne miasto, a że odjeżdżaliśmy dopiero o północy - czas na zwiedzanie był. Na pierwszy ogień poszły Hradczany, cały długi podjazd zaliczony po kostce. Tam pochodziliśmy już na piechotę po całym zabytkowym kompleksie, oglądając katedrę świętego Wita (tu wraz z naszymi rowerami staliśmy się obiektami fotograficznymi dla Chińczyków, od których w Pradze aż się roiło ;). Zaszliśmy na Złotą Uliczkę, podziwialiśmy rozległą panoramę miasta ze wzgórza; udało mi się nawet przekonać Marzenę do zjazdu nad Wełtawę po kostce ;)). Następnie wspaniałym Mostem Karola przejechaliśmy na drugą stronę rzeki i już na piechotę pochodziliśmy po pięknej starówce. Długo posiedzieliśmy na wspaniałym rynku, miejsce ma w sobie mnóstwo uroku, panuje tu bardzo luźna atmosfera, a to były jakieś śpiewy, a to jeździły dorożki, mnóstwo ludzi siadało gdzie popadnie, też na ziemi, pełen przekrój społeczny. Posiedzieliśmy i my do zmierzchu, później wybraliśmy się do pobliskiego McDonaldsa na obiad i już po zmroku wróciliśmy na pięknie podświetlony rynek.
Gdy już ruszaliśmy z rynku na położony niedaleko dworzec - Marzena zaliczyła bardzo nieprzyjemną wywrotkę z powodu pedałów SPD, hamując nie zdążyła się wypiąć i upadła równo na bok na twardy bruk, mocno obijając łokieć i biodro. Trochę trwało zanim doszła do siebie i już na piechotę poszliśmy na dworzec (na szczęście było trochę czasu w zapasie); dla Marzeny ze względu na problemy z krzepliwością krwi takie upadki są sporo bardziej bolesne i goją się dużo dłużej niż u przeciętnego człowieka. Niestety takie są minusy jazdy w SPD, przynajmniej 3/4 wywrotek jakie miałem na rowerze było spowodowane tymi pedałami - tak więc daleki jestem od piania z zachwytu nad tym systemem, co robi wielu rowerzystów; ma to swoje duże plusy, ale i duże minusy.
Wyjazd bardzo udany, jak to mawiają do odważnych świat zalezy, zaryzykowaliśmy jazdę przy bardzo marnych prognozach, gdy kupowaliśmy bilety wyglądało, że dwa dni będzie solidnie lało - i w nagrodę dostaliśmy bardzo przyzwoitą pogodę, poza sporadycznym deszczem i przeciwnym wiatrem pierwszego dnia jechało się elegancko. Wielkie brawa dla Kota, na bardzo wymagającej trasie dawała sobie świetnie radę, a jadąc z pełnym wyprawowym bagażem (sprzęt biwakowy i kuchenny) dystanse i przewyższenia robiliśmy takie, ze niejeden facet by tego nie wytrzymał. A trasę udało się zaplanować bardzo przyzwoitą, mieliśmy okazję pooglądać Czechy przede wszystkim z perspektywy małych miasteczek i bocznych dróg, myślę,że to najlepsza metoda by wyciągnąć z tego kraju jak najwięcej, w podobnym stylu zaliczyliśmy też Szwajcarską Saksonię. Podziękowania dla Marzeny za bardzo udaną wspólną trasę - i liczę, że to nie będzie nasz ostatni wyjazd ;))
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 141.10 km AVS: 20.96 km/h
ALT: 1869 m MAX: 57.90 km/h
Temp:23.0 'C
Komentarze
To ja dziękuję! Wypad był genialny. Polecam się na przyszłość :)
Kot - 18:17 piątek, 20 czerwca 2014 | linkuj
Praga jest śliczna !
Taka dostępna na miarę człowieka . Bez wieżowców "city" ... i tego stołecznego zadęcia.
Ekstra !!! Jurek57 - 08:09 czwartek, 19 czerwca 2014 | linkuj
Taka dostępna na miarę człowieka . Bez wieżowców "city" ... i tego stołecznego zadęcia.
Ekstra !!! Jurek57 - 08:09 czwartek, 19 czerwca 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!