Sobota, 10 maja 2014Kategoria Wyprawa, Rower szosowy, >100km
Hochtor - dzień 6
Bockstein - Bruck - Fuscher Torl (2437m) - Zell am See
Rano pogoda marna, jeszcze nie pada, ale deszcz wisi w powietrzu. Na dzień dobry czeka mnie długi zjazd, więc ciepło się ubieram i ruszam na trasę, od początku dnia coraz regularniej trzaska z napędu. Po zjeździe na poziom 800m solidnie lunęło, z godzinę jechałem w deszczu, później pogoda zaczęła się klarować. Sprawnie docieram do Bruck, tutaj robię duże zakupy w markecie (dziś sobota) i ruszam na Hochtor, przed którym miałem bardzo duży respekt. To jeden z najcięższych europejskich podjazdów, zarówno bardzo długi jak i bardzo wymagający. Pierwszy odcinek do Fusch to łagodna jazda w górę doliny, zaczęło się solidnie przejaśniać, na horyzoncie pojawiają się liczne ośnieżone szczyty. Niestety nie jest tak różowo - zamiast jechać coraz częściej zaczynam się użerać z rowerem, napęd coraz bardziej szwankuje, trzaski z tylnego koła już nie są okazyjne, a bardzo regularne, chwilami wolnobieg w ogóle nie załapuje - jednym słowem marnie to wygląda. Hochtor szybko udowadnia, że jego renoma to nie tylko puste słowa, z tej strony jest cięższy niż wariant południowy (który na lekko podjeżdżałem 10 lat temu), 10-12% trzyma na długich odcinkach, więc kolejny raz trzeba jechać siłowo, co do reszty zarzyna mój napęd. Jako, że to sobota, a pogoda robiła się coraz lepsza - na trasie nie brakowało rowerzystów, co rusz się kogoś spotykało. Od poziomu ok. 1900m przy drodze pojawia się coraz więcej śniegu, jazda w Alpach w maju ma swój niekwestionowany urok. A droga to jedna z najpiękniejszych szos Europy, wspaniałe widoki na ośnieżone szczyty zapierają dech w piersiach, na jednym z licznych punktów widokowych przy drodze zrobiłem sobie dłuższy postój, po takie widoki, dla takich chwil - warto wylewać litry potu na ciężkich podjazdach!
Końcówka to już coraz więcej śniegu przy drodze, zaspy na kilka metrów, śniegowe tunele - to robi niesamowite wrażenie, widokowo o tej porze roku jest sporo atrakcyjniej niż latem, choć o dobrą pogodę znacznie trudniej. Udało mi się dotrzeć na Fuscher Torl (2437m) - stąd można odbić w bok na brukowaną drogę na Edelweiss Spitze lub pojechać w dół w stronę Hochtoru. Ale ja niestety nie jadę już nigdzie - napęd padł zupełnie, wolnobieg przestał zazębiać. Zabrałem się więc za naprawę, w restauracji pożyczyłem klucz 20 do klucza do kasety (ten miałem), od jednego z rowerzystów na którego czekał tu samochód - imbus 10 potrzebny do zdjęcia bębenka z piasty. Niestety nie było już co naprawiać - 2 z 3 piesków były zmielone, też ich osadzenie w bębenku, jedno łożysko w samym bębenku zarżnięte, koło miało ponad 1cm luzu na boki. Niestety piasta FFWD okazała się zupełnym szajsem, problemy z nią miałem odkąd zacząłem używać tych kół, to sprzęt może dobry na suche warunki i małe przebiegi, przy bardziej wymagającej eksploatacji szybko zawodzi. Wszystkie łożyska były wymienianie ok. 2 miesiące wcześniej, a po trasie do Berlina musiałem regulować wolnobieg, który regularnie trzeszczał. Na tej trasie wszystko było idealnie do wczorajszego dnia i bardzo ostrych podjazdów, które wymagały siłowej jazdy, pierwszy raz zaczęło lekko trzaskać pod koniec Katschbergu. Jednym słowem - siłowa jazda na podjazdach zarżnęła zarówno łożysko jak i gówniany system trzech zapadek, słabo umocowanych w bębenku. To rozwiązanie to jeden z licznych klonów systemu Novateca, który nie umywa się do systemów zapadkowych DT czy Chrisa Kinga, podobną zabawę miałem przed MRDP z piastą Novateca, wtedy ją na szczęście zmieniłem na DT, tu poskąpiłem funduszy, nie chciałem się bujać z problematycznym przeplotem karbonowych kół z wysokim profilem - i zapłaciłem za to przedwczesnym końcem wyprawy. Ten system Novateca działa jeszcze w miarę OK w produktach dość ciężkich, ale w piastach wyżyłowanych wagowo jak ta - to już spore ryzyko, boleśnie przekonałem się, że w lekkich kołach nie warto oszczędzać na tylnych piastach.
Jako, że była sobota, a mój plan na kolejne dni był bardzo wyżyłowany - uznałem, że dalsza jazda nie ma sensu, żeby jechać dalej musiałbym kupić nowe koło, wyrzucić stare z obręczą karbonową - a to było wykonalne pewnie dopiero w poniedziałek i też bardzo kosztowne. Udało mi się odpalić napęd na jednej z 3 zapadek, działało to słabiutko, ale jechać jako tako się dało, choć na zjeździe tak duży luz koła bardzo przeszkadzał, rowerem na wąskich oponach wyraźnie rzucało na boki. Ok. 14 ruszyłem z góry, koło 16 byłem już w Zell am See na dworcu, o 16.15 wsiadłem w pociąg do Wiednia, o 22 w autobus do Warszawy - tak więc przynajmniej zupełnie nie planowany powrót udał się idealnie.
Niedosyt po trasie został spory, bo jechało mi się świetnie, w ciężkich górach nie schodziłem poniżej 200km, nawet dzień z Hochtorem ze średnią powyżej 20km/h - ale czasem bywa i tak. Takim prezentem na otarcie łez była piękna pogoda podczas podjazdu na Hochtor, co w tym rejonie nie jest częstym zjawiskiem, 10 lat temu miałem u góry widoczność na 20-50m; tym razem było idealnie, widoki z tego podjazdu zostaną mi w pamięcia na długo!
Zdjęcia
Komentarze
Bockstein - Bruck - Fuscher Torl (2437m) - Zell am See
Rano pogoda marna, jeszcze nie pada, ale deszcz wisi w powietrzu. Na dzień dobry czeka mnie długi zjazd, więc ciepło się ubieram i ruszam na trasę, od początku dnia coraz regularniej trzaska z napędu. Po zjeździe na poziom 800m solidnie lunęło, z godzinę jechałem w deszczu, później pogoda zaczęła się klarować. Sprawnie docieram do Bruck, tutaj robię duże zakupy w markecie (dziś sobota) i ruszam na Hochtor, przed którym miałem bardzo duży respekt. To jeden z najcięższych europejskich podjazdów, zarówno bardzo długi jak i bardzo wymagający. Pierwszy odcinek do Fusch to łagodna jazda w górę doliny, zaczęło się solidnie przejaśniać, na horyzoncie pojawiają się liczne ośnieżone szczyty. Niestety nie jest tak różowo - zamiast jechać coraz częściej zaczynam się użerać z rowerem, napęd coraz bardziej szwankuje, trzaski z tylnego koła już nie są okazyjne, a bardzo regularne, chwilami wolnobieg w ogóle nie załapuje - jednym słowem marnie to wygląda. Hochtor szybko udowadnia, że jego renoma to nie tylko puste słowa, z tej strony jest cięższy niż wariant południowy (który na lekko podjeżdżałem 10 lat temu), 10-12% trzyma na długich odcinkach, więc kolejny raz trzeba jechać siłowo, co do reszty zarzyna mój napęd. Jako, że to sobota, a pogoda robiła się coraz lepsza - na trasie nie brakowało rowerzystów, co rusz się kogoś spotykało. Od poziomu ok. 1900m przy drodze pojawia się coraz więcej śniegu, jazda w Alpach w maju ma swój niekwestionowany urok. A droga to jedna z najpiękniejszych szos Europy, wspaniałe widoki na ośnieżone szczyty zapierają dech w piersiach, na jednym z licznych punktów widokowych przy drodze zrobiłem sobie dłuższy postój, po takie widoki, dla takich chwil - warto wylewać litry potu na ciężkich podjazdach!
Końcówka to już coraz więcej śniegu przy drodze, zaspy na kilka metrów, śniegowe tunele - to robi niesamowite wrażenie, widokowo o tej porze roku jest sporo atrakcyjniej niż latem, choć o dobrą pogodę znacznie trudniej. Udało mi się dotrzeć na Fuscher Torl (2437m) - stąd można odbić w bok na brukowaną drogę na Edelweiss Spitze lub pojechać w dół w stronę Hochtoru. Ale ja niestety nie jadę już nigdzie - napęd padł zupełnie, wolnobieg przestał zazębiać. Zabrałem się więc za naprawę, w restauracji pożyczyłem klucz 20 do klucza do kasety (ten miałem), od jednego z rowerzystów na którego czekał tu samochód - imbus 10 potrzebny do zdjęcia bębenka z piasty. Niestety nie było już co naprawiać - 2 z 3 piesków były zmielone, też ich osadzenie w bębenku, jedno łożysko w samym bębenku zarżnięte, koło miało ponad 1cm luzu na boki. Niestety piasta FFWD okazała się zupełnym szajsem, problemy z nią miałem odkąd zacząłem używać tych kół, to sprzęt może dobry na suche warunki i małe przebiegi, przy bardziej wymagającej eksploatacji szybko zawodzi. Wszystkie łożyska były wymienianie ok. 2 miesiące wcześniej, a po trasie do Berlina musiałem regulować wolnobieg, który regularnie trzeszczał. Na tej trasie wszystko było idealnie do wczorajszego dnia i bardzo ostrych podjazdów, które wymagały siłowej jazdy, pierwszy raz zaczęło lekko trzaskać pod koniec Katschbergu. Jednym słowem - siłowa jazda na podjazdach zarżnęła zarówno łożysko jak i gówniany system trzech zapadek, słabo umocowanych w bębenku. To rozwiązanie to jeden z licznych klonów systemu Novateca, który nie umywa się do systemów zapadkowych DT czy Chrisa Kinga, podobną zabawę miałem przed MRDP z piastą Novateca, wtedy ją na szczęście zmieniłem na DT, tu poskąpiłem funduszy, nie chciałem się bujać z problematycznym przeplotem karbonowych kół z wysokim profilem - i zapłaciłem za to przedwczesnym końcem wyprawy. Ten system Novateca działa jeszcze w miarę OK w produktach dość ciężkich, ale w piastach wyżyłowanych wagowo jak ta - to już spore ryzyko, boleśnie przekonałem się, że w lekkich kołach nie warto oszczędzać na tylnych piastach.
Jako, że była sobota, a mój plan na kolejne dni był bardzo wyżyłowany - uznałem, że dalsza jazda nie ma sensu, żeby jechać dalej musiałbym kupić nowe koło, wyrzucić stare z obręczą karbonową - a to było wykonalne pewnie dopiero w poniedziałek i też bardzo kosztowne. Udało mi się odpalić napęd na jednej z 3 zapadek, działało to słabiutko, ale jechać jako tako się dało, choć na zjeździe tak duży luz koła bardzo przeszkadzał, rowerem na wąskich oponach wyraźnie rzucało na boki. Ok. 14 ruszyłem z góry, koło 16 byłem już w Zell am See na dworcu, o 16.15 wsiadłem w pociąg do Wiednia, o 22 w autobus do Warszawy - tak więc przynajmniej zupełnie nie planowany powrót udał się idealnie.
Niedosyt po trasie został spory, bo jechało mi się świetnie, w ciężkich górach nie schodziłem poniżej 200km, nawet dzień z Hochtorem ze średnią powyżej 20km/h - ale czasem bywa i tak. Takim prezentem na otarcie łez była piękna pogoda podczas podjazdu na Hochtor, co w tym rejonie nie jest częstym zjawiskiem, 10 lat temu miałem u góry widoczność na 20-50m; tym razem było idealnie, widoki z tego podjazdu zostaną mi w pamięcia na długo!
Zdjęcia
Dane wycieczki:
DST: 111.30 km AVS: 20.93 km/h
ALT: 1906 m MAX: 74.50 km/h
Temp:16.0 'C
Komentarze
Świetna wyprawa. Mimo że tak się zakończyła to i tak sporo pojeździłeś. Gdybym miał tak ze 2 tyg wolnego to najchętniej pojechałbym w tamte rejony
daniel3ttt - 01:55 środa, 28 maja 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!