Na powrót z wyprawki zaplanowałem sobie dłuższą trasę do Rzeszowa, z zahaczeniem o pogórza. Ruszam bardzo wcześnie, już po 6 jestem na trasie. Tego dnia bardzo mocno wiało, na szczęście był to w większej części wiatr sprzyjający. Na dzień dobry idzie wczorajszy pagórkowaty odcinek do Suśca, który jechaliśmy razem z Markiem, zaliczam też ostrą ściankę w Hucie Różanieckiej. Dalej już się wypłaszcza i jest stosunkowo płasko aż do Jarosławia. Za tym miastem zaczynają się pogórza, też wiatr bardzo ostro wywiewa, generalnie wieje z północy i na każdym innym kierunku niż południowy daje się we znaki. Fajnie było dopóki nie musiałem zawrócić na południe na Rzeszów z rejonu Sanoka, tam już wiaterek zdrowo dawał popalić. Ale czasu miałem odpowiedni zapas, więc do Rzeszowa docieram z odpowiednim wyprzedzeniem by jeszcze zjeść obiad w Macu. W powrotnym pociągu spotykam jeszcze Iwa który wsiadł trochę wcześniej.
Wyprawka bardzo udana, fajnie było się spotkać ze stałymi bywalcami spotkań na Roztoczu. Udało się też sporo pokręcić pomimo że warunki pogodowe nie rozpieszczały; ta tegoroczna wiosna przychodzi i przyjść nie może ;)
Uczestnicy wyprawki podzieli się na dwie grupy, główna pojechała na trasę terenową, a my z Markiem zrobiliśmy pagórkowatą pętelkę przez Józefów i Susiec, zaliczając mi.in chyba najwyższą szosę Roztocza (350m). Po powrocie do bazy zgarnęliśmy Transatlantyka i ścigając się z chmurą burzową pojechaliśmy do Zwierzyńca na obiad, niestety w końcówce nas sieknęło ;)